niedziela, 4 marca 2012

Pamiętniki Ludwika Sczanieckiego, pułkownika Wojsk Polskich

Pamiętniki Ludwika Sczanieckiego, pułkownika Wojsk Polskich.

W Boguszynie urodził się płk Ludwik Sczaniecki (1789-1854), adiutant gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, uczestnik kampanii napoleońskich, Powstania Listopadowego i Wiosny Ludów, wybitny patriota i działacz społeczny. Zmarł w Paryżu. Pochowany został w kościele w Brzostkowie.

RYS ŻYCIA

LUDWIKA SCZANIECKIEGO

PUŁKOWNIKA WOJSK POLSKICH.

Juudwik Paweł Sczarriecki urodził się dnia 30go Października 1789 roku z Józefa Podkomorzego i Jadwigi z Wyganowskich Sczanieckich we wsi rodziców dziedzicznej Boguszynie pod Nowem Miastem nad Wartą. Matka jego kobieta bogobojna, szlachetna, Polka wzorowa, — ojciec, gorliwy obywatel, zasłużony ojczyznie, sędzia ziemski, później za Księstwa Warszawskiego sędzia trybunału kryminalnego w Poznaniu, tylko dobrymi przewodnikami mogli być dzieciom. Mały Ludwik mając tak piękny przykład ciągle przed oczyma, od dzieciństwa już pokochał ziemię swoją i dla niej tylko żyć się uczył. Znane jest po części życie jego pełne poświęcenia, lecz mało kto wie że jeszcze maleńkiem dzieckiem będąc, zapragnął walczyć o niepodległość ojczyzny. Niepodobna mi rysu tego, na pozór drobnego, opuścić. Wiadomo że w roku 1794 obywatele Wielkiej Polski, chcąc poprzeć powstanie Kościuszki, podnieśli także broń przeciw Prusakom. W Miedzychodzie pod Dolskiem.

także wsi dziedzicznej rodziców naszego Ludwika zebrali się Polacy, aby uderzyć na Kościan przez Prusaków obsadzony i oswobodzić kraj od okrutnego pułkownika Sekulego. Podkomorzy Józef Sczaniecki przewodniczył temu oddziałowi ; wprzódy atoli wysłał żonę z małym synem do Śremu, gdzie mury klasztoru panien Franciszkanek bezpieczniejsze aniżeli wieś opuszczonej od męża w razie niebezpieczeństwa, dawały schronienie. Pięcioletni chłopczyk już czuć umiał że ojciec jego idzie walczyć z nieprzyjaciołmi Polski, a gdy się w .Śremie odezwał głos bębnów maszerujących przez miasto powstańców, umiał oszukać czujność matki i wykraść się z klasztoru, podbiegł do siedzącego na koniu ojca i z płaczem prosił, aby mógł z nim dzielić trudy wyprawy. Ledwie surowy rozkaz ojca, płacz matki i silne ramie służącego budzący się zapał chłopięcia powstrzymać zdołały.

Pierwsze wychowanie odebrał pod bacznem okiem rodziców, od emigranta francuzkiego, których Polska po pierwszej rewolucyi francuzkiej pełną wtedy była. Pokój Tylżycki i czas Księstwa Warszawskiego nowe dał nadzieje Polakom iż bez wyrzeczenia się narodowości będą mogli otrzymać stopnie i urzęda w kraju. To spowodowało ojca ś. p. Ludwika że go do Warszawy posłał, oddawszy go pod dozór uczonego Wawrzeńca Surowieckiego, aby z prawem krajowem się obeznał. Tu pracował młody Sczaniecki w biurze dyrektora interesów wewnętrznych Stanisława Brezy. Lecz nie na prawnika był Ludwik stworzony. Żywość jego charakteru nie zgadzała się z zawodem sedentarnym; chęć służenia z orężem w ręku ojczyznie więcej przypadała do smaku młodzieńcowi. Dla tego otrzymawszy chlubne świadectwo, uwolniony został od obowiązków na dniu 21 Maja 1807, i z Surowieckim do Drezna dla dalszego kształcenia się wyjechał. Tu oddał się pilnie nauce historyi, nauk przyrodzonych, matematyki i sztuki wojennej, bo w wywalczeniu orężem widział tylko przywrócenie całej dawnej Polski. Robienie bronią i ćwiczenia wojskowe najmilszą były zabawką. — Wojna z Austryakami r. 1809 znalazła go przygotowanym i dokładnie obeznanym z sztuką wojenną. Dnia 23 Kwietnia 1809 wstąpił Ludwik Sczauiecki w szeregi ojczyste i natychmiast mianowany został przez komendanta siły zbrojnej departamentu poznańskiego jenerała brygady Kosińskiego oficerem sztabowym. Tak dalece okazał swą zdolność, że jenerał Dąbrowski, który objął był nad całą siłą kommendę, młodziutkiemu podporucznikowi osobne powierzał oddziały. Potyczka pod Radoszycami, w której Sczaniecki głównie dowodził, okryła go chlubą. Konia mając rannego, a sam kaszkiet przestrzelony, zachował wszelką zimną krew, tak rzadką w pierwszej bitwie, a tak dowódzcy potrzebną. Ztąd lubiony nadzwyczajnie przez jenerała Dąbrowskiego, który umiał oceniać czynność niezmordowaną i waleczność swego adjutanta, nie jeden raz miał sposobność odznaczenia się. Po skończonej wojnie nie chcąc pałaszem zbijać bruków ulic i być tylko żołnierzem musztry, a przytem potrzebny ojcu w gospodarstwie, opuścił służbę w stopniu kapitana, obiecując wszakże stawić się na powrót, gdy Ojczyzna tego będzie potrzebowała. Niebawem też wszedł w służbę r. 1812 i za rozkazem księcia ministra wojny Poniatowskiego w Mohilewie wydanym był czynnym przy sztabie jen. Dąbrowskiego. Po dwakroć kuryerem z Wiazmy do Mozajska z rozkazu Napoleona jeździł. Ranny przy oblężeniu Bobrujska, znajdował się w bitwach pod Boryssowem i przy przeprawie rzeki Berezyny. Nazbyt są znane cierpienia Wielkiej armii, aby opisywać pojedyńcze niedole w tej nie mającej drugiej podobnej sobie w historyi rejteradzie. Sczaniecki po większej części był winien ocalenie swego życia służącemu swemu Walentemu Zielińskiemu (zwanemu Bambino) dotąd żyjącemu w Skóraczewic pod Książem, który schorzałego i na pół zmarzłego do domu rodziców przywiózł. Lecz nie długo zabawił tu Sczaniecki i wyzdrowiawszy natychmiast za Dąbrowskim pospieszył, który nad Wezerą nowe pułki dla Napoleona zbierał. Przez jenerała w ważnej missyi (jak się jen. Dąbrowski w własnoręcznym liście, pisanym do matki naszego kapitana z dnia 4 Lipca 1*14 wyraża) do cesarza Napoleona wysłany, przez tegoż zatrzymany został i przy jego boku znajdował się podczas bitwy pod Liitzen. Po tejże wręczył mu Napoleon depeszę słowy: „rendez la a votre roi" z rozkazem udania się z nią do króla Fryderyka Augusta. Niebezpieczną była ta przeprawa, wszędzie kręciły się wojska związkowych. Szczęśliwie jednakże przybył aż do Zwickau, lecz tu otoczony przez huzarów Brandenburgskich, ledwo miał czas depesze zgrabnie zniszczyć. Wzięty do niewoli, odprowadzony został z wielu jeńcami polskimi i francuzkimi w głąb Rossyi, z kąd dopiero po dwuletniej blisko niewoli do kraju powrócił. Przybywszy do War-' szawy, udał się natychmiast do jen. Dąbrowskiego, który go „nie jak swego adjutanta, ale raczej jak syna przyjął i oddał mu patenta na szefa szwadronu i kawalera legii honorowej, własnoręcznie krzyż mu przypiąwszy." Pozwólmy mu własnemi jego słowy opowi„W r. 1815 wróciwszy z niewoli Rossyjskiej, tak jak „większa część wolno myślących Polaków nie wszedłem do „nowo utworzonego polskiego wojska, w przekonaniu iż toby „było sobie ubliżać, służyć w wojsku tego, którego się uwa„ żało za głównego nieprzyjaciela Polski. Pierwiastkowe postępowanie Alexandra, jeśli pół świata, a szczególniej Niemców „ zdurzyć mogło, tylko słabych Polaków ująć potrafiło, i to „ momentalnie, bo jego zrzucona niezabawem maska, każdego „przekonała, iż niczem więcej nie jest, jak samowładcą póło nocy, bez zdolności i zasad do którego ciemni tylko Rossyanie „mogli mieć zaufanie, bo nawet oświeceńsza klasa u nich „była mu przeciwną, jak się to okazało ze związku utworzo„nego przy końcu jego panowania. Tak porzuciwszy zawód „wojskowy, lubo z duszą byłem żołnierzem, i temu zawodowi „szczególniej poświęcić się chciałem, osiadłem na wsi i od„dałem się gospodarstwu. Najmilsze jednakowoż dla mnie „chwile były, gdy mogłem się udać do Winnej Góry, gdzie „przesiadywał nasz stary (tak nazywaliśmy jenerała Dąbrow„skiego) aby wolno odetchnąć od ucisku, którego doznawała „prawdziwie polska dusza jego, z tego wszystkiego co się „działo w Warszawie, Tam zwykle się zbierali różni starzy „wojskowi, lub ci, co powychodzili z tego stanu. Tam opo„wiadał nam stary wydarzenia rewolucyi Kościuszkowskiej, „okoliczności upadku ojczyzny (którą tylko Polacy zdolni są „ubóstwiać), szczegóły tyczące się Legionów; nakouiec po„wtarzał nam konieczność utrzymania Ducha Narodowego, „a gdy ten utrzymany będzie, cieszył nas nadzieją, iż znowu „poda się pora odzyskania bytu i niepodległości. To nasienie „nie było rzucone na opokę."

„W r. 1818 umarł jenerał Dąbrowski, okrywając żałobą „wszystkich dobrze myślących Polaków, bo on jeden był, który „zapełnił przerwę w historyi od upadku Polski, do jej ocu„ cenia, a nie znajdując ją tak przywróconą, jakby powinna „być, umierając myślał jeszcze o sposobach, jak ją ratować." „Przez testament zrobił mnie jego wykonawcą i opieku„nem dwojga pozostałych po nim dzieci. Pochowałem go „w Winnej Górze wm undurze Legionów, tak jak sobie życzył, „i kazałem go nabalsamować, w tein przekonaniu, iż raz przyj„dzie czas, w którym oceniając zasługi tego męża, przeniosą „go do grobowców krakowskich, i tam obok Kościuszki, jako „pierwsze po nim, postawią jego drogie szczątki. Starania, „które w tym względzie robiłem, aby go zaraz do Krakowa „ przenieść, znalazły opór ze strony nieprzyjaciół naszych. Stó„ sownie do woli jenerała Dąbrowskiego odesłałem Towarzy„ stwu Przyjaciół Nauk do Warszawy 1., Pamiętniki jego Le„ gionów Polskich, 2., Jego pałasz z kulami, 3 , Pałasz So„bieskiego, 4., Pałasz od Kościuszki odebrany, nakoniec zna„ czny zbiór książek, map i różnych osobliwości szczególniej „w broni i zbrojach."

„Myśli, które poniekąd rzucił tylko Dąbrowski pomię„dzy swych towarzyszy broni, różni różnym sposobom chcieli „użyć, lecz z początku nic stanowczego nie przedsięwzięto. „W r. 1819 udałem się do Warszawy i tu zaznajomiłem się „ z majorem Łukasińskim. Ten udzielił mi myśl utworzenia „towarzystwa z formami wolno mularskiemi, dążącemi do „utrzymania Ducha Narodowego, poznał mnie z niektórymi „jego członkami, a dawszy mi klucz do tajemnej korespon„ dencyi, wróciłem do Księstwa Poznańskiego, gdzie nad moje „spodziewanie tak raptownie rozszerzyło się to towarzystwo, „iż to mnie przekonało, że ducha nie brakuje u nas, tylko „ go jednoczyć trzeba. Nie jest moim zamiarem wchodzić „w opis dalszego postępowania towarzystwa, to tylko powiem, „iż lubo różne były partje, nawet osobiście przeciw mnie „ wymierzone, co dało powód do zmiany formy towarzystwa „wolno mularskiej na towarzystwo kosynierów, jednakowoż „ogół zawsze dążył do jednego celu i w najlepszych zamiarach. Prześladowanie z tąd wynikłe w r. 1822 i bezskuteczne męczenie niektórych członków, którzy nic głównego nie „wydali, nakoniec wybuch rewolucyjny w Petersburgu 1826 „ Bestuszewa i Murawiewa komuż nie są wiadome ? Zeznanie „jednego z towarzystwa, iż ja nie żyję było powodem że mnie „nie poszukiwano, lecz przez trzy lata nie mogłem postać Wedzieć dalsze jego życie:

„w majątku który posiadam z żony*) w Królestwie Polskiem."

„Wybuch rewolucyi w Paryżu 1830 był powodem, iż „ przedsięwziąłem podróż w Sierpniu do Paryża, sądząc, iż „ta rewolucya ogarnie cały świat, a więc i nasza sprawa „znajdzie tam miejsce. Na miejscu jednakowoż insze przeko„nanie powziąłem względem naszej sprawy, i nie sądziłem, „aby grom z nad Sekwany tak prędko się odbił nad Wisłą. „Bytność Lafayeta, rozmowy z wielu przyjaciołmi naszej spra„wy w Paryżu, jak to w Bowryngiem, Poterem, St . Julien, „Larochem, Biguonem i tylu innymi, ani przypuścić dały, „żeby przed dwoma laty coś u nas skutecznie rozpocząć mo„żna i aby można rachować na pomoc Francyi, aż póki ta ,,się nie ustali w swym nowym systemacie!

„Z tem więc przekonaniem wróciłem do domu w Październiku. Zaledwie przybyłem do domu, interesa zmusiły mnie ,,udać się do Królestwa Polskiego. W Kaliszu dowiedziałem „się od osób mających związek z Warszawą, iż tam umysły „tak zburzone, że lada moment trzeba się spodziewać wybuchu. Ta wiadomość przeraziła mnie, wiedząc iż tak prędko „nie można rachować na pomoc Francyi. Przyznaję się do „tej mylnej wyobraźni w on czas u mnie, iż naród może na „pomoc obcą rachować, gdy tym czasem polski naród światu „okazał, że krusząc swe pęta, tylko na swoje siły rachował „i tak tylko jest coś zdolnym zrobić

Z umysłu przytoczyliśmy ustęp ten cały z pozostałych pułkownika Sczanieckiego pamiętników, raz, żeby pokazać tę jego prostotę serca, tę szczerość szlachetną, która chętnie do błędów przyznawać się każe, po drugie, aby dowieść, że nikt w pracy ustawać nie powinien, nawet wtedy, kiedy się wątpi o skutkach usiłowań. Skoro ruch rozpoczęty, skoro już myśl narodowa rozgorzała płomieniem, nikt już cofać się nie powinien , lecz chociażby miał nieszczęście nosić zwątpienie w sercu, każdy stanąć ma obowiązek w szeregach ojczystych, kto ma siły po temu, a te się znajdą gdzie jest miłość Ojczyzny. Kto nie czuje się fizycznie na zdrowiu, niechaj zostanie w domu, ale i tam niechaj się stanie użytecznym Ojczyznie. Losy narodów są w ręku Boga, człowiek niech czyni co powiniem a będzie co może!

Wiedział o tem Ludwik Sczaniecki, lecz chociaż uważał powstanie za przedwczesne, chociaż na wiadomość wybuchu rewolucyi 29go Listopada, z początku „przykrego doznał uczucia, smutek niepojęty ogarnął jego duszę, stawiając obraz przed oczyma najokropniejszy" jednakże nie wahał się ani chwili podzielić losy ziomków. Już 6go Grudnia przebył granicę Prus i kongresówki, spiesząc do Warszawy, a wnet poznawszy zapał wojska i ludu gorliwie zaczął służyć powstaniu. Dostawszy od rządu polecenie formowania 2go pułku jazdy kaliskiej, zajął się tem bezwłoczuie i własnym prawie kosztem spiesznie począł organizować. Mianowany podpułkownikiem i dowódzcą tego pułku, dzielił z nim do końca trudy wojenne. Pułk 2gi jazdy kaliskiej tak niesłusznie czerniony po wszystkich pismach polskich, a nawet rapportach jenerałów, nie był tak tchórzowatym jak go opisują dotąd wszyscy jego nieprzyjaciele, opierając swe oszczerstwa głównie na fałszywym raporcie jenerała Sierawskiego o nieszczęśliwej i osławionej potyczce pod Wronowem. Nie potrzeba posiadać wiele znajomości sztuki wojennej, aby znając miejscowość Wronowa i rozstawienie sił rosyjskich, osądzić. że jenerał Sierawski, którego „odwagę i pewność z jaką obrót wojenny pomyślnie starał się wykonać,"*) wysoko cenić umiemy, chcąc zapewne naśladować szarże jenerała Dwernickiego, uniósł się szlachetnym ale gorączkowym zapałem, posełając podpułkownika Jaskólskiego z dwoma tylko plutonami na baterye nieprzyjacielskie bijące wzdłuż drogi z Bełżyc do Opola prowadzącej na polską piechotę, a asekurowane przez cały korpus jenerała Kreutza.**) Podpułkownik Jaskólski przeprowadziwszy oddział przez lasek, przyjęty został ogniem kartaczowym dwóch działek moskiewskich stojących na wzgórzu osobno, naumyślnie przez jenerała Kreutza dla zakrycia swego prawego skrzydła tam postawionych. O tych działkach asekurowanych przez dragonów i kozaków nie wiedział ani jenerał Sierawski ani nikt z Polaków. Nie ma w tem nic dziwnego że plutony nasze wzięte w ogień krzyżowy się zmięszały i cofnęły. Wyraźnem było szaleństwem chcieć się kusić o główne baterye nieprzyjaciela. Dalecy jesteśmy chcieć usprawiedliwiać tchórzostwo, atoli sądzimy że nie godzi się poświęcać ludzi gdzie niepodobieństwem jest zwyciężyć w tej chwili, mogąc późnićj świetniejsze odnieść korzyści. Jenerał Sierawski nie był tego zdania, winę zaś z siebie, na cały pułk kaliski zwalił, co było powodem, iż wódz naczelny w rozkazie dziennym ogłosił światu iż cały pułk 2gi jazdy kaliskiej w bitwie pod Wronowem nie robił swojej powinności, nie pomnąc że owszem dwa plutony pierwszego szwadronu połączone z szwadronem piątym tego samego pułku zmusiły na początku bitwy do cofnięcia się dragonów i kozaków moskiewskich aż za wieś Poniatów; szwadron zaś drugi dowodzony przez podp. Sczanieckiego stał wraz z kilkoma szwadronami pułku jazdy sandomirskiej pułkownika Łagowskiego na prawśm skrzydle i ucierał się z flankierami nieprzyjacielskimi. Taka niesprawiedliwość wyrządzona pułkowi, gubiąca go w opinii publicznej do żywego ubódz musiała oficerów tegoż pułku. Podano więc przedstawienie naczelnemu wodzowi żądając sądu wojennego i odwołania rozkazu dziennego, lecz wódz naczelny niechcąc zapewne przyznać niesłuszności jenerałowi Sierawskiemu, dopiero w trzy miesiące, gdy pułkownik Sczaniecki energicznie zażądał rehabilitacyi sławy pułku wydał odezwę przez szefa sztabu głównego jenerała Łubieńskiego podpisaną, w której zamiast stan rzeczy rozpoznać, mówi „o błachych wieściach."*) Przykre zrobiła wrażenie ta niesprawiedliwość na pułkow. Sczanieckim; nie skarzył się, lecz czuł ją do końca swego życia, bo honor jego podkomendnych nie był mu obojętnym! Niezabawem dał 2gi pułk jazdy kaliskiej dowody męztwa i waleczności, mianowicie w rekonnensansie zrobionym na prawy brzeg Wisły i przywróceniu komunikacyi z Zamościem, o czem świadczy rozkaz dzienny jenerała Dziekońskiego, który zastąpił Sierawskiego, z dnia 1Ogo Czerwca 1831 Nr. 426, oddając pułkowi zasłużone pochwały. Tutaj pozwolimy sobie przytoczyć obecnie bliżej nas dotyczący ustęp. „Z przyjemnością nadmienić muszę o nader roztropnie i szczęśliwie pro„wadzonej wyprawie Wgo pułkownika Sczanieckiego, któreii ,,całą linią posterunków nieprzyjacielskich na przeciw prawego „skrzydła naszej linii stojącą zaalarmował i spędził,*) zadawszy klęskę całemu pułkowi kozaków nie straciwszy ża„dnego ani w ubitych ani w rannych. Będę sobie miał za „obowiązek gorliwość i czynność, którą się Wny podpułkownik „Sczaniecki wraz z oddziałem swoim odznaczył, przedstawić „wodzowi naczelnemu I Ozdobiony w krotce krzyżem wojskowym złotym otrzymał dowództwo brygady złożonej, z pułku 9go ułanów, dwóch szwadronów pułku pierwszego mazurów, do których później dwie kompanie partyzantów Zaliwskiego i kilkudziesięciu grenadyerów przyłączono. Mam pod ręką numer Journalu des Dćbats z dnia 29 Września 1831, w którym się znajduje buletjn jenerała Rożyckiego z 12go Sierpnia, tam w braku polskiego oryginału, czytamy: „Le colonel Sczaniecki (pisane „Szaniecki), qui a ete dćtache* avec deux compagnies d'in„fanterie et deux escadrons de cavalerie du cDrps de Ra„morino; pour faire une course dans le pays de Lublin, apassć „le Wieprz au dessus de Krasnostaw, dispersć deux escadrons „ennemies et fait prisonniers nu lieutenant colonel, un major, „un capitaine d'artillerie a cheval et un officier dMnfanterie „du corps du Rudiger. Attaąuć ensuite par des forces sa„perieures, ii a passć heureusement et sans perte la Vistule „pres de Zawichost, et est arrive aujord'hui avec son d6„tachement a Sandomir." r

i Nie leży w zakresie niniejszego życiorysu opisywanie ruchów korpusu jenerała Ramorina, do którego pułkownik Sczaniecki z swą brygadą został włączony i z którym po bezskutecznyPolski do Austryi wszedł. Zawiedzione nadzieje, mocno raniły serce jego, tem bardziej iż przeczuwał, że na długi już czas opuszczona została pora odzyskania Ojczyzny, którą nieumiejętność i zdrada zgubiły. Szlachetnem uczuciem wiedziony chciał podzielić losy nowych Polski tułaczów, i ledwie go od tego zamysłu żona i brat odwiedli, przedstawiając że na rodzinnej ziemi uży teczniejszym być może, niż w obcej krainie. Atoli nie zakończyły się jego cierpienia. W roku 1835 posądzony o zamiary nienawistne rządowi, aresztowany i w więzieniu Hausvogtei w Berlinie osadzony został. Dopiero w skutek wstąpienia na tron pruski Fryderyka Wilhelma IV. za ogólną amnestyą znękany i wynędzniony, został uwolniony. Powróciwszy w progi dziedziczne nie zapomniał dawnej rzeskości umysłu. Rok 1848 ujrzał go znów w pośród powstańców. Rzadki wtedy dał przykład poświęcenia się i miłości Ojczyzny. Wierny swej zasadzie, że „gdy już raz krok jest zrobiony, a w dobrej sprawie, trzeba dzielić los swych rodaków," pomimo, iż konwencya Jarosławiecka zniweczyła wszelkie jego nadzieje, wstąpił w szeregi powstańców pleszewskich, jako prosty ułan z lancą w ręku.

Jak pułkownik Sczaniecki w boju okazywał się niezmordowanie czynnym, tak nie opuszczał jako obywatel cywilny żadnej sposobności służenia Ojczyznie. W domu zajmując się gospodarstwem i mianowicie budownictwem, które lubił namiętnie, nie zapominał o tych którzy z upadkiem Ojczyzny stracili wszystko. Jako członek Towarzystwa Pomocy Naukowej, Komitetu Bazarowego i licznych pożytecznych krajowi stowarzyszeń wspierał i pieniędzmi i radą. Dziennik Polski za jego staraniem powstały, swym prawie kosztem utrzymywał. Samodzielne jego zdanie w występowaniu publicznem, ściągało mu wiele przykrości i może nieprzyjaciół za życia, atoli mnoga liczba obywateli Wielkiej Polski, którzy pospieszyli oddać zmarłemu ostatnią przysługę, jest dowodem że prawdziwa zasługa zawsze bywa oceniona. Chcąc odetchnąć po pracy życia całego przedsięwziął w Sierpniu 1854 roku podróż do Paryża, zamyślając zwiedzić Włochy, Anglią i na Wiedeń powrócić do kraju. Lecz zaskoczony w drodze słabością, po dwutygodniowej chorobie zakończył żywot w Paryżu 7 Września 1854. Zwłoki złożone tymczasowo w sklepach kościoła Św. Magdaleny w Paryżu żegnali najznakomitsi mężowie narodu naszego a dawni towarzysze broni zmarłego. Żona i familia nie chcąc tego, który Polskę tak silnie umiłował zostawić na obcej ziemi, przewieźli szczątki drogie do kraju, gdzie w majątku żony, w grobowcu kościoła parafialnego w Brzóstkowie złożony. Tam także żona wystawiła mu nadgrobek piękny z marmuru.

Miał od chłopięcych lat zwyczaj zapisywania sobie notatek codziennych. Z tąd znaleźliśmy mnóstwo dzienników, własną ręką stryja naszego dorywczo pisanych. Ponieważ jednakże nie chcemy obarczać publiczności rzeczami gdzie indziej dokładniej opowiedzianemi, — przeto w niniejszem tylko wyjątki, interes większy przedstawiające, a mniej znane dajemy. Zdaje się jakoby pamiętnik 1831 roku, do którego dołączyliśmy posiadane przez nas dokumenta oryginalne, był kiedyś przeznaczony do druku; skład cały to wykazuje, wyjątki z niego drukowano w Paryżu w książce zbiorowej noszącej tytuł: korpus II.; jednakże zabranie papierów przez władze, — pięcioletnie więzienie, później prace inne przeszkodziły. Opis wypadków w Wielko Polsce w 1848, który później wydamy, jest po części odpowiedzią Moraczewskiemu Jędrzejowi, częścią zbiciem zarzutów Mierosławskiego. Pamiętniki te pisane pod wpływem świeżych wrażeń, w najdrobniejszych szczegółach opisuje wypadki na które patrzał pułkownik Sczaniecki. Są one wiernem zwierciadłowem odbiciem wypadków. Za życia jeszcze wydrukowanem zostało dziełko większych rozmiarów: Jenerał Bem w Siedmiogrodzie i Węgrzech r. 1848 i 1849. Z krajobrazem i wizerunkiem Bema wedle podań jenerała Czetza, szefa sztabu armii siedmiogrodzkiej, które ułożył L. Sczaniecki, a wydali N. Kamieński i Sp. w Poznaniu 1854, powtórnie zaś w r. 1862.

Nieeh nam będzie wolno zakończyć ten rys życia, słowy któremi się odzywał stryj nasz w pamiętnikach: „O Boże, niech Ci dzięki złożę za ten zaszczyt, iżeś mnie policzył w rzędzie tego narodu, który jest tak walecznym i nim się rodzi!" W pułkowniku Sczanieckim straciła Ojczyzna syna, na którego każdej chwili liczyć mogła.

W końcu przychodzi nam złożyć szczere podziękowanie panu Karólowi Drowi Libelt długoletniemu przyjacielowi zmarłego, który radą i ehętnem przejrzeniem części pamiętników niósł nam w ich opracowaniu pomoc.

Stanisław Sczaniecki.

PODRÓŻ

DO

NA SEJM 1809.

28 Lutego. Ułożywszy się z p. Józefem Bojanowskim, dotychczasowym sędzią pokoju, a teraz obranym posłem z powiatu wschowskiego, aby jechać razem do Warszawy na sejm, umówiliśmy się, że się zjedziemy na pół drogi do Kalisza i ztamtąd skombinowanym ekwipażem pojedziemy razem na Kalisz do Warszawy. Z tego powodu posłałem służącego z rzeczami do Poznania, zkąd dyliżansem dostanie się do Warszawy. Ja zaś dziś rano, podług umowy mając się zjechać w Rusku za Borkiem i ztamtąd na Kalisz jechać, ruszyłem dziś rano z Międzychodu. Jechałem na Dolsk, przebyłem Obrę na Ziomku. Dalej jechałem na miasteczko Borek, którego okolica jest nader kamienista; z wielkich kamieni kują tu kamienie do żarn. Borek jest szlacheckie miasto, ma 1,300 mieszkańców, żyjących z rólnictwa i szynku, mało z rękodzieł. Kupiectwo w ręku żydów się znajduje. Jest tu potażarnia, 2 kościoły i wielkie odpusty; leży nad rzeką Srawą. We wsi Rusku zjechałem się z Panem Bojanowskim; wzięliśmy czekające tam na nas konie i ruszyliśmy razem ku Kaliszowi. Pierwsze miasto, któreśmy przejeżdżali, było Dobrzyca kasztelana Górzeńskiego, mające 600 mieszkańców. Jest dosyć porządne. Zdobi je piękny w świeżym guście stawiany pałac, ozdobiony pięknem malowaniem znanego malarza Smuglewicza. Jest to ostatnie miasto w departamencie poznańskim na naszej drodze. Dalej jadąc uważałem, iż wsie w równym tu są stanie, jak w naszym departamencie. Na popas stanęliśmy we wsi Sowinach. Nieznajdując jak zwyczajnie w gościńcach nic do jadła, wydobyliśmy z naszych zapasów między innemi indora pieczonego. Ten tak nam smakował, iż zjadłszy go całego, na pamiątkę zrobiliśmy wiersze na niego, które tu przyłączam *). Z popasu wyjechawszy nic znacznego nie było aż do Kalisza, gdzieśmy na sam wieczór stanęli.

1 Marca. Dnia dzisiajszego rano opuściliśmy Kalisz. O pół mili przejeżdżaliśmy mało znaczną mieścinę Opatowek, 400 ludzi liczące w okolicy piasczystej. Narodowe, a teraz darowane od cesarza Napoleona jenerałowi Zajączkowi, który uozdobił je nowym pałacem na miejscu starego zamku. Wznosi się tu piasczysta, góra na której założono fundamenta obelisku dla Napoleona.

Jadąc dalej i zbliżając się ku Sieradzkiemu, uważałem, iż stan wsi coraz jest gorszy. Potem przejeżdżałem przez Sław, o którym można powiedzieć, jak Krasicki o Ryczywole, że o nim zamilczeć wolę. Mój kompan podróżny frapowany

stanem tego miasta, napisał na nie wiersze następujące:*) Leży ono nad rzeczką; ma 400 mieszkańców bawiących się rólnictwem. Na popas stanęliśmy w Warcie, mieście narodowem **) nad rzeką tegoż imienia, która tu nie jest jeszcze spławną, mimo jej dość wielkiego koryta. Okolica dość piękna, wzgórzysta i zyzna. Miewa znaczne jarmarki i odpusty z powodu złożonego tu u Bernardynów cudownego ciała św. Rachwała. Ma 1300 mieszkańców, 600 żydów ubogich. Mieszkańcy rólnictwem się bawią. Ma dobre domy, lecz nie równo budowane. Wyjeżdżając z miasta jest długa i porządna grobla przez błonia, jako i most przez Wartę rzekę, przez który jedziemy. Wsie dość dobrze wybudowane, szczególniej Rudniki, lecz niewidziałem w gorszym stanie i gorzej zagospodarowanych lasów, jak w tej okolicy, co wskazuje na nader wielką drzewa ilość, a niemożność zbywania go dla odległości spławnej rzeki ***). Jednak winuję właścicieli tych borów, iż nie używają sposobów na lepsze użycie tego drzewa, którego za jakie 20 lat łaknąć będą. Czemu nie palą węgli, lub hut albo potażarń nie zakładają i nie wycinają obredami dla wydobywania nowych gruntów? Oni tną tylko, gdzie grubsze drzewa, zostawując gałęzie, wierzchołki i pnie na chłopa wysokie w boru, dla których przejazd nawet się tamuje. Tak ani z drzewa nie mają użytku, a grunta leżą równie bezużyteczne. Psuje się trawa przez niezbieranie gałęzi, z którychby mogli popiół przynajmniej palić na potaż. Zamiast płotów grodzą całemi klocami, kładąc je z gałęziami i t. d. Na noc stanęliśmy pod Poddębiem, we wsi, gdzię szczęściem zastaliśmy w miejscu żyda, chrześcianina. Kząd wchodzi już w to, aby żydzi na gościńcach nie siedzieli. 2 Marca. Stan wsi i miasteczek sieradzkiego województwa jest całkiem różny i daleko gorszy od naszego. Budowa nawet po największej części licha. Przez wiele miasteczek przyszłoby przejechać bez postrzeżenia się o tem.

Poddębice miasteczko i Piątek, któreśmy Iprzejeżdżali wyjechawszy z noclegu, dosyć są dobrze wystawione w wierszach przyłączonych *). Sposób uprawy roli jest różny od naszego. Orzą tu w składy dwa razy tak wielkie jak nasze i nader głęboko. Wjechawszy w departament warszawski, nieuważałem zrazu wielkiej odmiany. Dalej przejeżdżałem w pobliżu miasta powiatowego Łęczycy nad Bzurą. Od Łęczycy jechaliśmy sypaną drogą i prostowaną; tu dopiero minęliśmy miasto Piątek**).

Bielawy również mało znaczne miasto. Odtąd mieliśmy już jak najpiękniejsze austerie i gościńce po wsiach, na trakcie naszym do Łowicza; również pokazywały się różne pałace szlacheckie. Na noc stanęliśmy w Łowiczu. Porządne oberze, między niemi jest jedna, gdzie stał cesarz Napoleon, który jadąc z Poznania tu wsiadł na konia i tak pojechał do Warszawy. Również stał tu po kilka razy nasz król. Dziś ujechaliśmy mil jedenaście.

3 Marca. Wyjechawszy za Łowicz uważałem za borem to miejsce, gdzie padł ofiarą w tej teraźniejszej naszej politycznej odmianie pierwszy z Polaków nazwiskiem który

przyłączywszy się do Francuzów, awansujących ku Warszawie, tak się zapalczywie posunął za kozakami sam jeden przeciw kilkudziesięciu, iż położywszy kilku na placu, nakoniec obskoczony od tych barbarzyńców naddnieprskich bez względu na waleczność zakłuty został. To pokazało Francuzom, iż my Polacy, mimo gnuśnej niewoli, z której nas wyciągnęli, niestraciliśmy waleczności naszych przodków i gotowości umrzeć za ojczyznę.

Przejeżdżaliśmy przez Arkadyą wieś, w której się znajduje śliczny ogród księżnej Radziwiłłowej znanej z uprzejmości i hojności. Tu stąd prowadzi jak najpyszniejsza droga, którą gust tej księżnej uprzyjemnił przez ugajenie jej tak w polach jako i boi'ach. Tak zajechaliśmy do mieszkalnej wsi tej księżnej, Nieborowa, ozdobionej pięknemi budowlami i słynnej szczególnem gospodarstwem. Przez wszystkie wsie tej majętności mieliśmy wciąż mile ugajone drogi. Szkoda, iż tej przyjemności teraźniejsza pora niepozwala użyć. Pogody małe przymrozki ulepszają nasze drogi i pomagają do ujechania na dzień po 10—12 mil jednemi końmi. Wczoraj ujechaliśmy mil 11, a dzisiaj myślemy 12 ujechać, chcąc stanąć na noc w Warszawie. Popasaliśmy pod Błoniem mającem 3 austerye, lecz ze wszystkich ledwie jednąby zrobił dobrą.

Błonie. Tu cesarz Napoleon jadąc z Łowicza konno, napił się wody i wsiadłszy na konia szasera jednego, pojechał dalej, poprzedzony od postyliona i tak stanął incognito w Warszawie, dawszy znać wprzódy, iż tam tego dnia nie przybędzie. W Błoniu wjechaliśmy na trakt Sochaczewski.

Stanęliśmy w Warszawie w hotelu angielskim na Wierzbowej ulicy, gdzie mieszka brat mego towarzysza posła.

4 Marca. Przenieśliśmy się na targowisko do pałacu ministra Łubieńskiego, do naszego kuzyna Morawskiego, referendarza stanu.

5 Marca. Pierwszą naszą czynnością było sprawić sobie mundur, który teraz król nadał dla wszystkich obywali księstwa warszawskiego; jednakowy dla wszystkich bez odmiany i różnicy, kassując wojewódzkie, któremi się różnili obywatele każdego województwa. Ten nowy mundur jest granatowy z karmazynowemi wyłogami i srebrnym haftem.

Dnia dzisiajszego są imieniny naszego króla. Z tego powodu gala u dworu, a w całem mieście ukontentowanie, które się objawia przez ogólną i powszechną illuminacyą.

6 Marca. Dziś dopiero przybył pocztą mój kamerdyner z rzeczami. Z tego powodu nigdzie niemógłem być dotąd. Posłów już jest dużo z całego księstwa, lecz ci mało tu różnicy uczynili.

7 Marca. Nająwszy remizę, zaczęliśmy wizyty oddawać senatorom, ministrom i t. d.

8 Marca. Dziś i jutro są Rugi sejmowe, t. j. posłowie składają w senacie swe elekcye, oddają ministrom wybór, uczyniony na sejmikach powiatowych, urzędników do nominacyi.

9 Marca. Z powodu sejmu wychodzi tu z drukarń niezmierna ilość broszur, projektów względem odmiany i ulepszenia rządu i względem różnych czynności, odsłaniając sejmowi błędy ministrów. Nietylko zaś w naszem Księstwie wychodzą te dziełka, ale nawet wiele ich przysyłają z drukarń Lipskich, Wrocławskich i innych.

10 Marca. Dnia dzisiajszego złożyli posłowie i deputowani homagium królowi, co się zrobiło przy największej solenności w kościele katedralnym, poczem Te Deum było śpiewane przy huku stu armat.

11 Marca. Dziś zebrali się posłowie do Izby poselskiej, gdzie przysłany prezes Rady Stanu oznajmił, iż nominacya króla na marszałka, padła na Ostrowskiego, posła powiatu warszawskiego. Tymczasem król przybywszy do Izby senatorskiej, był tam przyjęty głosem JW. Małachowskiego, prezesa senatu. Poczem wysłał senat deputowanych, senatorów Wybickiego i Sobolewskiego, do wezwania Izby poselskiej ku połączeniu się z senatorską, co też ci uczynili, przez stósowne mowy wprowadzając do Izby senatorskiej posłów i deputowanych, którzy zasiedli ławy za senatorskiemi; marszałek zaś zasiadł na taborecie obok krzesła prezesa senatu. Następnie król własną ręką oddał laskę marszałkowską Ostrowskiemu i miał mowę jak najczulszą w języku polskim przybrany także w mundur polski. Potem przedstawił minister interesów wewnętrznych obraz stanu całego kraju. Solenność się zakończyła ceremonią ucałowania ręki królewskiej, podanej wszystkim posłom i deputowanym.

13 Marca. Na sessyi sejmowej obrano kommisarzy do kommissyów prowodawstwa cywilnego, prawodawstwa kryminalnego i do kommissyi skarbowej.

14 Marca. Dziś na sessyi sejmowej była dyskussya między posłami czy radzcy stanu, którzy nie są objęci w konstytucyi, mogą być przypuszczeni do wotowania porówno

z ministrami, którzy podług konstytucyi składają jedynie Radę Stanu. Obawiano się, aby ich liczba nieograniczona nie po

większyła się do liczby, przewyższającej liczbę posłów. Król zaspakajając niespokojność sejmujących wydał dekret, przez który ogranicza liczbę radzców stanu.

15 Marca. W Izbie poselskiej kommissya prawodawstwa cywilnego przedstawiła projekt do tegoż prawodawstwa, który wraz z Kadą Stanu umodyfikowała. Wnioski projektu oparte na niektórych odmianach i przystósowaniach do naszego kraju kodeksu Napoleona. Szczególniejszy zaś wniosek był ten, aby skasować wszelkie szportle, czyli opłaty sądowe, wybierane sposobem dotąd używanym; na to miejsce zaś, aby ustanowić stemplowany papier, który do wszystkich czynności sądowych byłby używany z takim stemplem, jaki wymagają ekspensa sądowe. Przez to zapobiegłoby się arbitralności pozostawionej osobom sądowym. Te wszystkie wnioski były przyjęte przez sejm przez wota tajemne; przeciwnych było bardzo mało.

16 Marca. Dziś wnieśli komissarze prawodawstwa kryminalnego czynności swego wydziału, które choć się tyczą wolności i życia ludzkiego mniej przecież ściągają uwagę, bo każdy zachowuje ją na jutrzejszą sessyą, która ma traktować o worku. W prawodawstwie kryminalnem poczyniono modyfikacye w karach i inne małe odmiany. Dzisiajsze projekta były również przyjęte wielką większością głosów.

17 Marca. Kommissya skarbowa dziś przedstawiła swe czynności, z tego powodu tak było wiele spektatorów i arbitrów obojej płci, iż ganki i cała sala sejmowa nie były dostateczne na pomieszczenie ich. W projektach było najprzód utrzymanie dotychczasowych podatków, podwojenie 24go grosza, powiększenie podymnego, zaciągnienie czopowego na wsie i t. p. Posłowie przekonani o potrzebie kraju zezwolili na wszystko z małemi odmianami.

18 Marca. Mówcy z rady stanu mając mowy stósowne na każdej sessyi przedstawiali ogólny stan skarbu, perceptę i expens kraju. Kommissarze mający jedynie prawo mówienia , dali uczuć radzie stanu nieukontentowanie całego narodu we względzie ich postępowania, wyrzucając bez ogródki ministrom ich błędy, a wystawiając im iż obywatele nie szczędzą ofiar wkładając większe podatki na siebie. Również wystawiając niesprawiedliwości kommissyi żywności, zmusili prezesa rady stanu do złożenia urzędowauia.

19 Marca. Jak zwyczajnie w niedzielę, byłem rano na pokojach u dworu, jako i na wieczór na cyrklu. Dziś w dzień imienin cesarzowej Józefiny dał tu bal pan Sereu rezydent francuzki przy Księstwie Warszawskiem i Gdańsku. Illuminacya powszechna zakończyła ten dzień.

20 Marca. Na obradzie sejmowej przyjęto Kodex handlowy francuzki z niektóremi odmianami.

21 Marca. Projekt względem bicia monety, stósownej do saskiej, był nieprzyjęty i odrzucony od sejmu.

22 Marca. Wszystkie obrady sejmowe dotychczas jak najspokojniej się odprawiały. Dziś pierwszy raz były cokolwiek burzliwe, a to z powodu radzcy stanu p. Linowskiego, który w swym głosie, jednem słowem, dwojakie znaczenie mającem uraził był posła z powiatu marienpolskiego. Za tym izba ujmując się żądała ustąpienia p. Linowskiego z Izby, niechcąc kontynuować dalszych czynności. Uwiadomiony o tem król przysłał w deputacyi senatora Potockiego, który przez swą wymowę uspokoił izbę każąc pójść radzcy do króla* dla tłomaczenia się.

23 Marca. Dziś była uchwalona opłata od wszelkich arend, patentów rzemieślniczych, orderów i t. d. Była to ostatnia sessya sejmowa.

24 Marca. Po ukończonym sejmie dziś po nabożeństwie zebrał się senat w przytomności N. króla, siedzącego na tronie do którego miał najprzód mowę prezes, poczem król wysłał dwóch senatorów na wezwanie Izby poselskiej do połączenia się z senatem. Co gdy się uskuteczniło, miał mowę król żegnając naród; na co odpowiedział marszałek składając laskę marszałkowską. Poczem przystąpili posłowie do pocałowania ręki N. pana.

25 Marca. Król ma wyjechać do Drezna w niedzielę 26go.

Wszelkie wiadomości jako i gazety donoszą, iż pewno i niezabawem wybuchnie wojna z Austryą. Nasze wojska są w pogotowiu. W Galicyi zbiera się 30,000 Austryaków pod arcyksięciem Ferdynandem, w Czechach pod arcyks. Antonim, a największa armia pod arcyksiążęciem Karolem we Włoszech.

Pospolitemi zabawami są tu wieczory, które codzień w tygodniu gdzieindziej bywają. Teatr narodowy i francuzki należą też do regularnych i codziennych rozrywek. Obiady proszone są częste; podczas sejmu bywały dla samych posłów u marszałka Ostrowskiego. Śniadanie zaś królewskie dla posłów u Brońca, marszałka pałacu.

Co zaś do życia partykularnego schadzamy się w trzech miejscach t.j. 1° u Rosengarta aThótel de Wilna, gdzie chcąc jadać trzeba obstalować. Wszyscy razem jedzą u table d'hótel za jedną ogólną cenę talara na osobę. 2 o u Gąsiorowskiego w hotel dAngletene, gdzie można jeść co się chce i za cenę jaką się chce. 3° u Neumana, w sobotę szczególniej chodzą tu na pierogi. Nader tanio gdyż po 3 złpol. porcya.

Przedtem za polskich czasów było stojących na ulicy remiz 300, a teraz ich jest 60 i to jeszcze nie stoją na ulicy, tylko je w domu trzeba najmować. Jest tu wprawdzie kilkaset koczyków jednokonnych, dryndułami zwanych, ale te tak są pospolite, iż do parady ich nie można używać.

Szkoła prawa, nowo ustanowiona w pałacu ministra sprawiedliwości, dużo się pomnaża.

Szkoła militarna, nowo założona w Arsenale również się zwiększa.

Most nowo postawiony na palach, który woda zerwała, jest bardzo piękny. Stawiają obok tego nowy na łyżwach dla kommunikacyi z Pragą. Fortyfikacye pragskie jako szańce przedmostowe są ukończone.

Bruki w Warszawie były złe, lecz teraz jeszcze gorsze. To są główniejsze odmiany, które się poczyniły od mojej niebytności w Warszawie.

Na pierwszy odgłos wojny z pierwszej tutajszej młodzieży bardzo wielu już poszło na prostych żołnierzy między nimi wielu z moich znajomych, którzy mnie także zachęcają do tego chwalebnego czynu.

26 Marca. Dnia dzisiejszego rano opuścił król naszą stolicę.

27 Marca. Mając w Czwartek wyjechać kupiłem tu od Moskali powózkę z koniem jednym i całym zaprzęgiem moskiewskim. Powózka jak najporządniejsza z okuciem i rzeźbą snyc erską nie kosztuje mnie więcej jak 4 talary.

28 Marca. Przed wyjazdem umyśliłem odwiedzić przynajmniej najznaczniejsze miejsca w okolicy Warszawy. Wziąwszy tedy doróżkę pojechałem w towarzystwie jednego przyjaciela przez nowy świat koło koszar ujazdowskich do samego

Ujazdowa, gdzie jest pałac latowy, do którego ciągnie się od samego miasta piękna aleja. Tu z tąd pojechaliśmy do Mokotowa, gdzie się znajduje księżnej lubomirskiej pałac z pięknym ogrodem w położeniu przyjemnćm. Park angielski jest dość dobrze ułożony, ma szczególniej piękne grupy skaliste przy spadkach wody. Widok na łazienki i płaszczyznę Wisły jest dość przyjemny z terasy. Z Mokotowa pojechaliśmy do Królikarni, gdzie ozdobny z wierzchu pałac, stojący również na wzgórzystości doliny Wisły, daje piękny widok na jej brzegi i jej okolicę jak to na Czerniaków, na Sulec, Wilanów i t. d. W ogrodzie dolina jest dosyć przyjemna. Nakoniec pojechaliśmy do Wilanowa oddalonego o milę od Warszawy, a należącego do wojewody Potockiego. Tu stanęliśmy w oberży dla popasu, bo była godzina obiadowa. Wilanów jest to siedlisko tego bohatera, co pod Wiedniem ocalił chrześciaństwo całej Europy od jarzma i więzów Bissurmanów. Tu przesiadywał Sobieski, tu też zakończył swe chwalebne życie. Poszedłszy do zamku oprowadzono mnie tak po królewskich jeszcze pokojach, jako i po nowo urządzonych mieszkaniach w których tak gust jako i sztuki panują. Znalazłem tam bibliotekę mającą dosyć manuskryptów, galerią obrazów, kopie z najsławniejszych galerijów i najsławniejszych malarzy wszelkich szkół. Pomijam przecie to wszystko sądząc dosyć na tem, gdy powiem, żem widział pokój w którym zakończył swe życie wielki Sobieski.

29 Marca. Mając wyjechać w nocy pooddawaliśmy wizyty pożegnania.

30 Marca. O północy wyjechaliśmy t. j. ja, poseł Bojanowski z bratem i Morawski nasz kuzyn, a najmłodszy brat referendarza. Jednym powozem i powózką, swemi końmi stanęliśmy przededniem w Błoniu o 4 mile od Warszawy. Równo z wschodem słońca ruszyliśmy z Błonia ku Sochaczewu traktem, którym przed dwoma laty jechałem. Nieznajdując na gościńcu nic do jadła prócz jaj i trochę mąki, musieliśmy się kontentować grzybkiem, któryśmy z tego uprażyli sobie, nie mając ani kucharza, ani żadnych prowiantów. Po takim obiedzie będąc już oddaleni od Warszawy na siedm mil, wyjechaliśmy z Sochaczewa i udaliśmy się traktem nie ku Łowiczowi, ale prościejszą drogą na Kiernozie miasteczko nie warte tego tytułu. Żychlin miasteczko podobne do poprzedniego było miejscem noclegu naszego 14 mil od Warszawy.

31 Marca. Z Żychlina mieliśmy bardzo piękną sypaną drogę na kształt szosy, którą teraz usuto aż do samego Kutna. Nie opisuję szczegółów tej drogi, gdyż dawniej jadąc tędy bliżćj się rozpisałem, a potem jadąc nagle nie mieliśmy czasu do robienia uwag. Pominąwszy Kłodawę, stanęliśmy na noc w Babiaku stacyi oddalonej od ostatniego noclegu o 11 mil. Tu znaleźliśmy choć u żyda wszelką wygodę, szczególniej moi koledzy będący w lepszem zdrowiu niźli ja.

1 Kwietnia 1809. Przed wschodem słońca wyjechaliśmy z Babiaku i przejechawszy Simpolno stanęliśmy w Slesinie, gdzie jako w wielką Sobotę pośliśmy do kościoła dla nawiedzenia grobu Pana Jezusa. Na cmentarzu kościoła zastaliśmy pełno chłopków palących ciernie, które jak mówili gdy się opali pozatykają na polach dla urodzaju, lecz nie wiedzą z jakiego powodu ten skutek ma pochodzić. Gdym przestrzegał lud, aby od tego ognia kościół się nie zapalił, taki gniew na siebie tych ciemnych chłopków ściągnąłem, iż kazali mi uciekać, aby ten ogień mnie nie spalił jako bluźniercę, utrzymując iż święte miejsce nie może się od tego ognia zająć. Nieporządek i niewygoda, którąśmy uczuli tu na gościńcu z przyczyny żydów gościnnych do niecierpliwości nas przyprowadziła. Przejeżdżając przez Kleczew widzieliśmy tylko szczątki tego miasta dość obszernego, które przed niedawnym czasem w perzynę zostało obrócone. Po naszym trakcie znajdowaliśmy wiele miast spalonych. Nie wiem co za przyczyna tak częstych pożarów w naszym kraju!

Dzień dzisiajszy (prima Aprilis) jest uprzywilejowany dla kłamców w którym wolno każdemu zwodzić. Nas, nie miał kto zwieść ale zwiedły konie, a to w ten sposób. Widząc iż tak tęgo jedziemy swemi końmi (przez dwa dni 26 mil) byliśmy pewni że dziś niemi staniemy wtdomu. Lecz konie tak nam ustały, iż musieliśmy stanąć w Słupcy. Chcąc jednak uskutecznić nasze przedsięwzięcie, zostawiliśmy tu konie, a wziąwszy pocztę, która jak pospolicie w Polsce jest bardzo biegła, upadliśmy przez 5 godzin 5'/2 mili i przewiózłszy się na Lubrzu*) przez Wartę stanęliśmy w nocy w Boguszynie wsi należącej do mego ojca. Chcąc koniecznie stanąć w domu z powodu jutrzejszego święta "Wielkanocy, wzięliśmy w Boguszynie świeże konie i stanęliśmy rano w Międzychodzie. Moich rodziców nie zastaliśmy, gdyż byli na rannem nabożeństwie. Poseł Bojanowski pojechał więc do swych rodziców a ja z p. Morawskim zostałem w Miedzychodzie.

SEJM 1809.

Niewymownym był widok licznie zgromadzonych reprezentantów narodu, wracających do tej praw świątyni tylu obradami pamiętnej, już nie dla słuchania pogróżek niewoli, lecz dla naradzenia się o wspólnem dobru, dla złożenia ofiar na ołtarzu ojczyzny. Król przed kilkunastu laty od 10cio milionowego ludu na tron wzywany otwierał zgromadzenie. Ojcowska jego ku dzieciom przychylność nie taiła potrzeb krajowych.

Zgromadzony wybór narodu choć już dużo cierpiący zdawał się czekać na to, aby do tylu męztwa zaszczytów przydać jeszcze więcej ofiar.

Trzy kommissye prawodawstwa kryminalnego, cywilnego i skarbowa roztrząsały projekta: Kommissya kryminalna nieznajdując stósownem prawo karne pruskie, a niemogąc w tak krótkim czasie ułożyć kodexu karnego, przestaną tymczasem na zmodyfikowaniu barbarzyńskich kar przeszłego rządu.

a) Zachowano karę śmierci mieczem i szubienicą z niektóremi odmianami podług okoliczności;

b) przez szacunek dla szlachectwa ustanowiono utratę
szlachectwa i obywatelstwa;

e) odróżniono więzienie poprawcze od zbrodniczego.
d) Karę cielesną publiczną usuniono. To są główniejsze
zmiany przyjętego prawa pod tytułem: Zmiany w pra-

wie kryminalnemu tymczasowem dla księsttua Warszawskiego.

Kommissya cywilna niezrobiła w kodexie żadnej odmiany chyba co do położenia kraju, jako i w aktach stanu cywilnego bardziej co do formy niż co do rzeczy. Należało mieć wzgląd na lud, chociaż pod różnemi panowaniami zostający, niepozbawiony jednak związków familijnych. Uchwalono więc prawo, przez które przepisy kodtxu Napoleona w aktach stanu cywilnego do położenia kraju zastosowane zostają.

Handel krajowy potrzebował wsparcia, powrócenie godności kupcom i zapobieżenie złej wierze przez ścisłe przepisy było konieczne. Jak wiele cenią wybawcę swego obywatele Księstwa Warszawskiego, okazuje skwapliwe przyjęcie kodexu handlowego francuzkiego.

Trzeba było zasilić skarb. Dwa tu pytania się nastręczały: czy zostawić dawne podatki? czy miejsce ichnowemi zastąpić i okazane deficit zapłacić? Pierwsze zachowano. Dodano zaś:

1) Papier stemplowy. uczyni około 750,000 złtp. Trojaki podział ludzi z dobrej woli do niego należeć może 1szy ze sporem prawnym do sądu przychodzących; 2gi chcących czyn jaki cechą wiary publicznej zabezpieczyć; 3ci odbierających dobrodziejstwo jakie, nadanie, kwalifikacyą przywilejem publicznym oznaczoną.

2) Pobór na koszt fortyfikacyi. Podzieleni obywatele na 10 rzędów płacą od 50ciu do Ig° złtp. Uczyni 2,300,000 złtp.

3) Podwyższenie podymnego dla wojska uczyni 3,051,234 złtp.

4) Prawo opłaty patentowej od professyi uczyni 600,000 złtp. Wyjęci od tego fabrykanci sukna, płótna, garbarni, prochu i rafineryi Bydgoskiej.

5) Pobór od rzezi mięsa koszernego uczyni 3,342,520 złtp.

6) Zwrócono uwagę na podwyższenie 10go grosza a później 24go- Rzecz, sama okazuje, iż gdyby ta ofiara ziemiańska była podług brzmienia swego blisko czwartą częścią całego dochodu tej ziemi, wypadłoby iż cała kraina ze wszystkich źródeł swych bogactw spełna 17 milionów rocznego dochodu nie przenosi, a następnie podzieliwszy 17 milionów na 200,000 ludności wypadłoby na jedą głowę całego rocznego dochodu zaledwie złtp. 8, kiedy jednak liczemy w tym kraju blisko 500,000 familii, kiedy najuboższa z nich najmniej 300 złtp. na roczne utrzymanie swoje łożyć musi, rzecz niewątpliwa iż na wszystkie familie 150,000,000 złtp. wypada. Gdy zaś zkąd inąd pieniądz nie wchodzi, możnaż pojąć aby 4,000,000 złtp. były istotnie czwartą częścią całego ziemiańskiego dochodu? Księgi hipotyczne wartość dóbr do 120,000,000 talarów wykazują, a następnie 6,000,000 tal. rocznego dochodu, stanowiąc należną od nich ofiarę 24 grosza do 8,640,000 oznaczają. Te względy powodowały do przyjęcia prawa: Powiększenie ofiary na wojsko zastrzegając wynalezienie wszystkich przybyłości od 1789 roku. Uczyni 4,200,000 złtp.

7) Nakoniec Pobór produktów w naturze dla wojska:

93,500 korcy żyta,
6,000 „ pszenicy,
7,000 „ grochu lub kaszy,
192,000 „ owsa,
275,000 centnarów siana,
275,000 „ słomy.

Organizacyą i przyprowadzenie wojska do liczby przepisanej artykułem 79 konstytucyi N. Panu zostawiono.

Przy rozwiązaniu obrad król rzekł: „Izbo poselska! Ojczyzna winna ci być wdzięczną za dowiedzioną dla jej pomyślności gorliwość, przez którą dodałeś narodowi chwały, mojemu panowaniu nad niem ozdoby."

DZIENNIK

W CZASIE KAMPANII ROKU 1809.

17 Kwietnia 1809. Od początku tego miesiąca o niczem więcej nie mówiono, mimo zupełnego milczenia wszystkich pism publicznych, jak o wojnie z Austryą. Przed kilku nawet dniami rozeszła się tu po prowincyi wiadomość, jako już 9go t. m. miała być wypowiedzianą Francyi wojna ze strony Austryi. My jednak byliśmy spokojni mimo związków, w których znajduje się nasze Księstwo z Francyą, sądząc, iż ci, których nasze pradziady wybawiły od kajdan Bissurmanów, przez samą politykę nie będą nas napastowali, aby nie rozdzielać swych sił; widząc, iż nie byliśmy wstanie zaczepienia ich i robienia dywersi. Lecz Austrya zupełnie inaczej sądziła; zaślepiona błędnem mniemaniem o nas, iż potrafimy równie być niewdzięcznymi dla naszego wybawcy i wskrzesiciela, jak oni dla swych obrońców, nie chciała nas spokojnymi zostawić, mniemając, iż łatwo nas potrafi przeciągnąć od strony francuzkiej na swoją. Z tego więc powodu jedna armija z 180,000 Austryaków złożona pod kommendą arcyksięcia Karóla przeszła Inn przeciw głównej armii francuzkiej; druga w 50,000 pod kommendą arcyksięcia Jana poszła do Włoch przeciw armii Macdonalda, jeden zaś korpus 20,000czny został oddzielony do podburzenia w tym samym czasie insurrekcyi w Tyrolu. Trzeci oddział pod dowództwem arcyks. Ferdynanda był przeznaczony do naszego Księstwa. Książę dowodzący tym oddziałem, dla tego, iż z familii cesarskiej , bez doświadczenia i prawie żadnych znajomości wojskowych, do tego upojony nadzieją, iż sama jego przytomność zdoła podbijać kraje, wkroczył z Galicyi do naszego Księstwa w sile 40,000 wojska przeszedłszy dnia 15go t. m. Pilicę pod Nowem Miastem. Nie wydawszy żadnej wprzody deklaracyi wojennej tylko proklamacyą do obywateli, (właściwie zwaną: Bredniami z Odrzywoła), chciał zaślepić wszystkich tą odezwą, wystawiając, iż wchodzi do naszego kraju jako nasz obrońca przeciw mniemanemu jakiemuś uciskowi. Ten pretekst nie był wcale wymyślonym, był raczej owocem niewiadomości rządu austryackiego i źle wykalkulowanej polityki, jak są wszystkie dotychczasowe czynności i plany tegoż rządu. Ido tego stopnia, można mówić, ta niewiadomość jest u nich posunięta, iż wchodząc w kraj nasz jeszcze Austryacy nie wiedzieli dokładnie, jak liczne jest nasze wojsko, wystawiając sobie daleko więcej, niż było w istocie; i dla tego w tak znacznej sile wkroczyli do nas. Przytem tak byli pewni że będziemy się z nimi łączyć, iż już wszystkie plany stósownie do tego układali. Zamyślali wspólnie z naszem wojskiem iść na Szląsk, połączyć się z królem pruskim, już czekającym na to i potem albo połączyć się z główną swą armią za Renem, lub też w północnych Niemczech zrobić Francuzom dywersyą. Zobaczymy później jak będą uskutecznione te plany tak dobrze uprojektowane, któremi wszyscy oficerowie austryaccy przechwalali się, zaczem jeszcze Pilicę przeszli.

Pierwsza wiadomość o wkroczeniu wojska austryackiego w nasze granice, była przerażającą dla wszystkich. Im mniej spodziewana, tem więcej oburzyła wszystkich umysły. Można

mówić, iż wszyscy, choć widzieli kraj zupełnie nie przygotowany do obrony i zupełnie prawie ogołocony z wojska, nie trwożąc się, ani tracąc nadziei, myśleli tylko o obronie, odrzucając ze wzgardą chytre ofiary podłego sąsiada.

Rząd, odebrawszy tego samego dnia, gdy nieprzyjaciel wkroczył w granice, jego odezwy, zamiast odpowiedzi, uwiadomił tylko o tern naród, dając przez to hasło do powsze_ chnego powstania.

Książę Józef Poniatowski, synowiec ostatniego króla polskiego, a teraz znowu wśród nas obywatel gorliwy, sprawujący urząd ministra wojny. dostał sobie powierzone naczelne dowództwo i zebrał na prędce co mógł wojska naszego (najwięcej 8,000), i nie patrząc na jego liczbę, lecz na jego męztwo i na jego zapał stanął przed nieprzyjacielem, zamyślając bronić tej okolicy, w której ci sami, co jej teraz chcą zagrażać, w roku 1683 prosili podle, na klęczkach przodków naszych, zwycięzców z pod Wiednia, o pomoc przeciw nieprzyjaciołom.

To jest wszystko, co wiemy do tego momentu, nie mając dotychczas żadnej dalszej wiadomości, czy co nie zaszło między temi dwoma wojskami tak nierównemi w liczbie. Nasze wojsko jest rozłożone pod Warszawą, a podjazdy z kawaleryi podchodzą w okolice Pilicy.

Został także przywołany z największym pospiechem jenerał dywizyi Dąbrowski, bawiący dotychczas w swych dobrach ^u w naszym departamencie. Ten nasz najlepszy jenerał, który wszystkich zaufanie posiada, i który dodał tyle świetności orężowi polskiemu, iż nań potrafił ściągnąć uwagę bohatera świata i doprowadzić go do dania nam pomocy, wezwany do wojska z największem zadowolnieniem był przyjęty. Po drodze wszędzie lud mu okazywał największą wdzięczność, iż biegł do wojska, które tyle razy do zwycięztw prowadził.

Liczba teraźniejsza wojska naszego, będącego 'yt księstwie różni się bardzo od zwyczajnego etatu, który jesteśmy obowiązani utrzymywać zawsze, lecz to z powodu, iż jedna część znajduje się w Hiszpanii, a druga jest obróconą na obsadę twierdz zakładowych Prus i Gdańska. Można mówić bez zawodu, iż teraz w całem księstwie warszawskiem niemamy ani 12,000 regularnego i uzbrojonego żołnierza, a przeszło 40,000 nam zagraża wojska regularnego i ćwiczonego. Rozważając w tym razie postępek Austryi względem nas, nie można jak się dziwować, iż mogła uczynić podobny błąd w polityce. Na próżno osłabiła swe siły nad Dunajem przez wkroczenie do naszego księstwa. Widząc nas tak ogołoconych ze sił nie potrzebowała od naszej strony zasłaniać swego kraju, jak tylko małym korpusem; bo gdyby nawet nasze siły były wkroczyły do ich kraju dla dania pomocy naszym współbraciom, którzy jęczą pod ich jarzmem, to byłoby się uczyniło w bardzo małej sile, gdyż jedna część naszego wojska musiałaby była zawsze zostać nieczynną w kraju dla pewności od drugiego sąsiada, od któregośmy również nie byli bardzo pewni. W tym razie więc nie byłoby mogło przeciw nim nawet takie wojsko działać, jakie teraz po ich wkroczeniu przeciw nim stanęło, wzmagając się z każdą chwilą przez ochotników, jako i przez pospolite ruszenie czyli powstanie, którego hasłem było wkroczenie Austryi do naszego księstwa; bo do tego nie potrzeba było innej odezwy od rządu do obywateli naszego kraju, jak wyrzec: „Nieprzyjazny wam sąsiad napastuje wasz kraj!"

Rada stanu księstwa nominowała naczelników powstań departamentowych i pełnomocników rządowych, jako też kommendantów i organizatorów departamentowych powstań. W departamencie naszym poznańskim został naczelnikiem wojewoda senator Wybicki, obywatel godzien poszanowania przez swe talenta, zasługi i patryotyzm, którego pamięć późnej potomności będzie podaną dla jego usług ojczyznie wyświadczonych. Kommendantem zaś powstania departamentu pozańskiego został mianowany jenerał brygady Kosiński, który służył we Włoszech w legiach polskich, pod jenerałem Dąbrowskim, a teraz dymissyą mając, siedział w zaciszu domowego życia.

Tak naczelnik, jako i kommendant naszego departamentu w przypadku złączenia się powstań, mieli mieć naczelne dowództwo nad kommendantami innych powstań.

Wybicki jako naczelnik i pełnomocnik rządowy następującą wydał odezwę:

„Do obywateli departamentu poznańskiego!

„Głos ojczyzny raz jeszcze odzywa się do nas, Napoleon „W. raz jeden chce jeszcze doświadczyć ducha naszego ! Oby„watele, odpowiedzmy ufności matki; stwórca niech w nas wi„dzi godne siebie dzieci! Nieśmy raz jeszcze, gdy potrzeba „woła, życia i majątki na obronę swobód i bycia naszego politycznego. Ofiara ta, ufajmy, jest ostatnią. Niezwyciężony „Napoleon na nowych pokładach osadziwszy systema polityczne Europy, wkrótce jak ojciec na jednej a zgodnej familii „spocznie łonie i swym dzieciom zaręczy pokój. Obywatele! „Odzywam się do was w ten sposób jako naczelnik powsta„nia departamentu i pełnomocnik rządowy. Urząd ten rada „stanu, u steru rządu będąca, na mocy udzielonej sobie wła»,dzy od Króla J. M. pana naszego ukochanego, poruczyć mi „raczyła. Lat 40 przeszło idę tam zawsze, gdzie ojczyzna „każe i rząd prawy woła; idę dziś w większym jak kiedy za„pale na głos matki i ojca najlepszego na tronie. Idę ocho„czo i z ufnością, bo was wszystkich współbraci jednym du„chem tchnących widzę.

„Jesteśmy wycieńczemi w sposobach, wierzę, ale któżby „chciał tonąć przy brzegu? Któżby po tysiącznych ofiarach „na krok się jeden jeszcze nie zdobył dla odebrania nagrody „waleczności i cnót swoich ? Któżby z wolnego Polaka, chciał „by na nowo widzieć się okrytym hańbą obcą i kajdan nie„wolą? Zbierzmy więc Polacy szczątki sił naszych, aby już „laury zwycięzkie złożyła na głowy nasze ukochana Matka ! „aby obca przemoc uniosła z sobą tam gdzieś wstyd, hańby „i żelaza niewoli i śmierci, które nam na ziemi zaszej na „nowo zgotowała. Zbierzmy mówię ostatki sił naszych, aby„śmy sobie, żonom i dzieciom naszym i najpóźniejszemu pokoleniu imie, język, swobody i byt Polaka zostawili. Nieprzyjaciel niesyt zaborem najpiękniejszych i najbogatszych „krajów odwiecznie naszych, pokusił się nowe jeszcze zgwał„cić granice, które potężna ręka dla zawiązku narodu polskiego wytknęła. Pokusił się je napaść, bo chciałby w pier„wszym zarodzie zatracić waleczne plemie Sobieskiego, niewdzięcznością zakrwawione. Tym krokiem zaczepnym posta„wił nas w stanie wojny, nam się wypada postawić w stanie „obrony i t. d."

Kommendant i organizator powstania departamentu naszego jenerał Kosiński wydał z swej strony taką odezwę:

„Oręż w tylu walkach na ojczystej i obcej ziemi zbroczony posoką nieprzyjaciół kraju już był zamieniony za narzędzie do użyznienia ziemi. Niebezpieczeństwo kraju, głos „ojczyzny, rozkaz ukochanego króla, wasze zaufanie znowu „nim uzbraja moją rękę i z tym nieodstępnym od pierwszej „mej młodości świadkiem mojego poświęcenia się dla kraju, „stawam wśród was, rodacy! Niewdzięczny sąsiad depcząc „po mogiłach zbawców Wiednia, zbliża się aż do tej stolicy, „w której murach na klęczkach żebrał ratunku Polaków. Na „odgłos napaści dzielne nasze wojsko w oczach nieprzyjaciela „niezłomnem stanęło krajowi przedmurzem, . . . ryk armat „już się dał słyszeć ... już się strumienie krwi leją, już „pobliższe departamenta ubiegają się o zaszczyt pierwszeństwa „w obronie kraju, nie traćmy chwili, dogońmy naszych braci, „łączmy się wszyscy, sprawiedliwość naszej sprawy zapala „pochodnie zemsty, ojczyzna woła o ratunek, król nasz wzywa „wszystkich do boju!

„Wy stróże wiary ojców naszych, wy szanowne Boga po„koju, Boga sprawiedliwości urzędniki, przedstawcie w waszych modłach w obliczu jego niewinność naszej sprawy, „wzywajcie jego błogosławieństwa dla naszej broni; wołajcie

„o ratunek i zemstę Lecz niebo uprzedziło już wasze

„modły, cóż więcej dać mogło, kiedy już dało nam Napo„1eona za obrońcę. Płci piękna, której obywatelska gorliwość w dziejach narodowych świetnieje obok rycerskich dzieł „płci drugiej, uzbrój twą czułą duszę dawnych Polek mę„ztwem, oswój ją wyobrażeniem mordów, kalectwa, śmierci„Nigdy wściekłość nie była chwalebniejszą, nigdy sprawiedli„wszą zemsta, kalectwo i śmierć powabniejszej nigdy nie miały „postawy, jak kiedy przez te wszelkie okropności przedrzeć „się trzeba, żeby zbawić ojczyznę.

„Żegnając ojców, mężów, braci, kochanków, powiedz: „niech nie śmieją do was powracać, jak z tarczą, lub na tarczy. Przyrodzenie odmówiło wam szczęścia dzielić z nami „trudy i niebezpieczeństwa, niech wasza ręka w tej chwili, „kiedy my walczyć będziemy, przygotuje ratunek na opatrze„nie ran szlachetnych.

W kwaterze głównej w Poznaniu.

podp. Amilkar Kosiński.
G. B. K. i O. s. z. D. P.

Z Warszawy donoszą, iż tam wznawiają okopy kościuszkowskie, również donoszą za pewną rzecz, iż wojsko rossyjskie działając z nami, ma wkroczyć w kilkadziesiąt tysięcy w państwa austryackie od swych granic.

23go Kwietnia. Nadeszła tu wiadomość, iż dnia 19go

t. m. stoczyło nasze wojsko bitwę walną pod Raszynem o 2 mile od Warszawy z Austryakami, których pięć razy tyle było, ile Polaków. Na to nasi nie zważając, mimo największego oporu trwającej bitwy od południa do północy, przez dziesięć godzin, przeciw tak wielkiej sile ukończyli bitwę otrzymując plac boju. Lecz jak Pyrrhus po zwycięztwie odniesionem niedaleko Heraklei, tak nasze wojsko przez otrzymanie tego zwycięztwa wprawiło się w niemożność oczekiwania na drugie w otwartem polu. Wszakże będąc prawymi potomkami tych sam/ch Polaków, co pod Byczyną w r. 1587 ukorzyli dumę Austryaka, niekontentowali się tą bitwą i udali się do innych obrotów. Minerwa, która towarzyszy stale Marsowi i Bellonie, a sprzyjająca naszej dobrej sprawie, podała plan naszemu dowódzcy naczelnemu, który mu więcej honoru jeszcze przynosi, jak sama wygrana pod Raszynem. Każe on naszemu wojsku pójść za Pragę, na drugą stronę Wisły i podaje nieroztropnemu Austryakowi kapitulacyą miasta Warszawy, której najważniejszym punktem ten jest: iż nieprzyjacielowi nie będzie wolno atakować Pragi z Warszawy, która nad nią góruje. A ks. Ferdynand, który w przeszłej z Austryakami kampanii komenderował w Ulrnie, zakładając całe szczęście teraźniejszej kompanii na wzięciu Warszawy, stolicy naszej, chętnie przystał dnia 21go Kwietnia na tę kapitulacyą, niezważając jakie z tego nieprzyzwoitości dla niego mogły wyniknąć. Nasz naczelny dowódzca kazawszy pozbierać wszelkie mosty na Wiśle umyślił jej prawy brzeg bronić całem swojem regularnem wojskiem od przejścia Austryaków, zostawując obronę Księstwa leżącego na lewym brzegu Wisły powstaniom departamentowym, które się dopiero musiały na prędce formować.

Obywatele sądząc z tego, iż ich powstania nie mają być tak nieczynnemi jak w przeszłej kompanii, i że mają sobie samym tylko zostawiony honor bronienia części Księstwa, zaczęli rączo brać się do wystawienia siły zbrojnej. Każdy obywatel dziedzic był obowiązany dać tyle uzbrojonych w pikę^ pistolety i pałasz szeregowców na koniu, czyli ułanów, ile wsi posiadał. Lecz na ten przepis niezważano i wielu w dwójnasób tyle wystawili, ile się należało. Possessorowie i okupnicy byli obowiązani wystawić oddział strzelców pieszych. Niewyszło pare dni, a już rotmistrze ustanowieni w powiatach do odbierania powstań powiatowych w wielkiej liczbie odsyłali ludzi do departamentowych miast i swych kommendantów.

Ja sam, widząc, iż ojczyzna w tym momencie wzywa każdego zdolnego na swą obronę, oświadczyłem mym rodzicom, iż chcę stanąć w szeregu obrońców onejże, niechcąc być odrodnym synem tego ojca, który mimo podeszłego wieku gdy już upadała ojczyzna, sam poszedł do tak nazwanej insurrekcyi, dla bronienia kraju swego. Ja więc silniejszy, sądziłem się tym więcej być obowiązanym. To powiedziawszy moim rodzicom, wyczytałem na ich twarzach wyryte passowanie się miłości ojczyzny z miłością rodzicielską. Wahali się, co mi powiedzieć. Zaczęły im iść łzy z oczu, wyciskane przez radość wzbudzoną mojem przedsięwzięciem, i bojaźń wrodzoną rodzicom o swe dzieci. Nakoniec przeważyła miłość ojczyzny i oświadczyli mi, iż zezwalają na moje życzenie, dając mi tysiączne błogosławieństwa. Tego samego dnia jeszcze opuściłem dom mych rodziców, i pojechałem natychmiast do departamentowego miasta, dla zaciągnienia się tam za wolontariusza.

25 Kwietnia. Przybywszy do Poznania poszedłem zaraz meldować się naczelnikowi departamentu J. W. Wybickiemu senatorowi wojewodzie, z wolą wstąpienia jako ochotnik do nowo formującego się wojska. Ten oddał mnie kommendantowi (siły zbrojnej departamentu poznańskiego jenerałowi brygrady Kosińskiemu, który mi oświadczył, iż będę u niego sprawował służbę oficera sztabowego, dając mi rozkaz abym jak najprędzej się ekwipował. Zaraz zająłem się skupowaniem całego, jakim potrzebował, ekwipażu, co z największym pospiechem czyniłem, pałając cały ochotą rozpoczęcia jak najprędzej służby.

26 Kwietnia. Już dnia dzisiajszego stanąłem gotowy do służby u mego jenerała. W nocy zaś tego samego dnia z jenerałem i kilku innymi oficerami i małą eskortą, ruszyliśmy zupełnie jak do marszu, z Poznania ku Środzie jak nam subalternom było wiadomo, dla porozumienia się z innymi dowódzcami powstań względem wspólnego działania.

27 Kwietnia. Świtaniem stanęliśmy w Środzie, gdzie wybrawszy racye popaśliśmy trochę. Środa leży nad małym strumykiem i jest od Poznania na 4 mile oddalona. Ma do 220 domów i do 1200 dusz, między któremi 100 żydów a 180 rzemieślników. Z Środy ruszyliśmy do Miłosławia gdzie drugi raz furażowaliśmy.

Miłosław nie mając więcej jak 1000 dusz jest dość porządne i zamożne miasteczko, mające wiele fabrykantów. Przeszło 30 sukienników, którzy jak wiem w r. 1800, 2000 postawów sukna wygotowali i do Wrocławia za 27,000 talarów sprzedali. Również to miasto wydało w tym roku kapeluszy za 1100 tal., płótna za 2547 tal., skór za 1400 tal., jako i wiele dobrych powozów. Rzemieślników tych nietylko że stara się ściągnąć do siebie, lecz jeszcze nie szczędzi zapomożek, dziedzic tutejszy, który choć upośledzony od natury na wzroku, lecz sowicie nagrodzony światłą i piękną żoną.

Ruszywszy z Miłosławia, stanęliśmy na noc w Pyzdrach, cali zarzuceni błotem i zmoczeni deszczem, który przez cały marsz padał, niezważając na galony, ładownice, błyszczące szlify, pióra, szumne bermyce. Nam młodym żołnierzom, którzyśmy myśleli, że wszystko musi ulegać naszej woli, nie bardzo się podobał ten czas. Jednak choć do równych fatyg mało przyzwyczajonym, z ochotą je nasz zapał kazał znosić, dając nam za przykład naszego jenerała, który nietylko na ojczystej ziemi, ale daleko od niej za Alpami przyuczał się do nich. Cały więc ten marsz przepędziliśmy wesoło, śpiewając piosnki żołnierskie i patryotyczne.

Pyzdry leżą nad prawym brzegiem Warty, przez którą jest tu most na 900 łokci długi. Samo miasto jest bardzo stare. Leży na wzgórku, z którego posiada się przyjemny widok na równiny miasto otaczające. Dawniej było otoczone murem. Jest tu do 330 domów i wielu murowanych domostw publicznych; zaś ludności przeszło 2000 dusz. Ze zamku starego królewskiego zrobiono inkwizytoriat. Mieszkańcy dość dobrze się mają, a niektórzy do 100,000 złp. posiadają majątku. Oprócz handlu towarami, który jest w ręku żydów, mieszkańcy tutejsi trudnią się handlem świń, a ten jest dość znaczny. W r. 1800 wyprowadziło to miasto za 5,800 złp. płótna, a za 8,800 złp. skór *). Tu pod Pyzdrami w ostatniej naszej rewolucyi czyli insurrekcyi, rozproszył rotmistrz Bielamowski, należący teraz do naszej organizacyi, jako partyzant, w kilkaset koni, kilka tysięcy pruskiej infanteryi i kawaleryi.

28 Kwietnia. Jenerał odebrał rapport, iż austryacka przednia straż posunęła się aż do Slesina pod kommendą jakiegoś majora Katemburga, złożona z huzarów węgierskich. Jenerał nasz obejrzawszy przeprawę tutejszą na Warcie i położenie tej okolicy, dał rozkaz iścia napowrót do Poznania. Zaraz więc rano ruszyliśmy tym samym traktem iw nocy stanęliśmy znów w Poznaniu. Ta wyprawa nie była podjęta w myśli spotkania się z nieprzyjacielem, gdyż nie mieliśmy więcej jak 20 koni, i to większą częścią podwodowe nasze i jeneralskie. Jednak był w nas taki zapał, iż gdybyśmy byli i kilkaset'huzarów nieprzyjacielskich spotkali, bylibyśmy na nich uderzyli, mając ośmiu hułanów z chorągiewkami i do tego nas pięciu oficerów i jenerał. Zrobiło to wszędzie wielkie wrażenie, gdy naszą siłę liczono podług liczby oficerów. W Poznaniu zaś zastaliśmy już do stu lancerów na koniach zebranych, tyleż strzelców pieszych i cokolwiek municypalności, co po trosze wszystko codziennie w liczbę się wzmagało.

*) To miasto w r. 1331 było bardzo zniszczone od Krzyżaków. Również ucierpiało, gdy w pobliżu stało długo w r. 1656 wojsko szwedzkie pod dowództwem jenerała Karola Wrangiela.

29 Kwietnia. Z tej już na prędce zebranej siły zbrojnej, nic prawie nie wyćwiczonej, dał jenerał brygady Kosiński w kommendę majorowi Bielamowskiemu 40 konnych pikinierów, aby z nimi nakształt podjazdu, czyli patrolu naprzeciw nieprzyjacielowi poszedł ku Ślesinowi. Drugą kommendę złożoną z kilkudziesięciu strzelców pod zasłoną małego oddziału kawaleryi, pod kommendą pułkownika Wolniewicza, posłał jenerał ku Wrześni dla zasłonienia Poznania. Trzecią kommendę złożoną z kilkuset gwardyi narodowej różnych miast departamentu pod dowództwem pułkownika Kęszyckiego i majora Bojanowskiego posłał bronić przeprawy przez Wartę pod Pyzdry.

Ci wszyscy tu wymienieni kommendanci są to abszytowani oficerowie co w domu siedzieli i teraz na nowo wezwani zostali; byli też i nowo utworzeni, co w żadnej kampanii jeszcze nie byli.

My zaś tu w Poznaniu z jenerałem przenieśliśmy się z miasta na przedmieście Chwaliszew czyli Tum, któryśmy wzmocnili cokolwiek palissadami, zabarykadowawszy różne uliczki i wchody, i mosty rogatkami upewniwszy. Przez.to umocnienie zrobiliśmy Poznań do tego stanu, w jakim był w rok

1703, gdy go Szwedzi dobyli. Obsadziliśmy więc tę naszą forteczkę wybierkami, które nam zostały po wysłaniu tych różnych kommend. Strzelcami obsadziliśmy wewnętrzne stanowiska. Zewnętrzne zaś placówki i pikiety pikinierami naszymi, którzy ledwo umieją siedzieć na koniu, a my ich wystawiamy przeciw regularnemu wojsku.

My oficerowie, będący przy sztabie jenerała naszego, posiadając również tylko teoretyczną wiadomość służby wojskowej, nieznośną musimy odprawić służbę, nagradzając pracą doświadczenie. Musimy uczyć żołnierzy, stojących na posterunkach, dzień i noc objeżdżać posterunki, mając inspekcyą; konie zaledwie nam starczyły. Co moment trzeba było siadać na koń, będąc ustawicznie alarmowani przez nie wiadomość żołnierzy nieumiejących obchodzić się z strzelbą. Śmieszny nawet raz się stał przypadek. Żołnierz stojący w polu na pikiecie, w ręku pistolet trzymając i nie wiedząc, że przez strzelenie komu zaszkodzi, strzelił i zabił zająca, który do niego blisko podszedł. Przez to całe wojsko w alarm wprawił, póki się o przyczynie nie dowiedziano.

"Wszystkiemu temu zapobiegała i nagradzała niezmordowana praca i zapał. Sam naczelnik Wybicki z jen. Kosińskim, kommendantem siły zbrojnej byli niezmordowani w swych obowiązkach i ich gorliwość była przykładem dla nas wszystkich. Przybyła tu wiadomość do naczelnika Wybickiego przez kuryera z Lipska, iż Francuzi zupełnie zbili armią austryacką, dnia 19 i 20 t. m. pod Bohr między Ratysboną a MuenichNapoleon już jest przy swem wojsku od 19 t. m. Król zaś nasz bawi w Lipsku, gdyż Drezno postawił w stan obrony marszałek książę Ponte-Corvo, który na północy ma naczelne dowództwo.

..Przez tego kuryera dowiedzieliśmy się drobniejszych szczegółów zaczętej kampanii. . , . i.. .

Austrcacy wypowiedziawszy wojnę Francyi dnia 9 kwietnia, dali naczelną komniendę arcyksięciu Karólowi, który z armią 180,000 przeszedł Inn, a drugą armią z 50,000 złożoną pod kommendą arcyks. Jana posłano do Włoch przeciw Macdonaldowi. Siłę całą francuską, która została wystawiona przeciw armii austryackiej liczą do 200,000, po większej części złożonych z Ligi reńskiej. Planem arcyks. Karola było: awansować na Moguncyą i przymusić książąt konfederacyi do odstąpienia strony francuskiej. Powtóre miał zamiar odciąć pod Landshutem korpus Davousta od wielkiej armii. Ale te wszystkie projekta zniszczone zostały przez zwycięstwo odniesione przez samego cesarza pod Abensberg i Rohr, przez co zostało uskutecznione połączenie korpusów Davousta, Masseny i Lefebra. Tym sposobem więc armia francuska już jest na drodze utartej do zwycięstwa.

4 Maja. Z upragnieniem oczekiwaliśmy rapportu od wysłanych przez jenerała kommend i podjazdów naprzeciw nieprzyjacielowi, gdy z największą radością i można mówić nadspodziewanie odebraliśmy wiadomość od majora Bielamowskiego, iż ten z swym oddziałem wpadł na równą siłę huzarów austryackich w Słupcy i ich rozproszył żołnierzem nowym, który nie jest starszy jak ośm dni, przed którym to czasem dźwigał cepy i lemiesz, a teraz bije i rozpędza regularne i stare wojsko. O Boże! niech Ci dzięki złożę za ten zaszczyt, iżeś mnie policzył w rzędzie tego narodu, który jest tak waleczny i nim się rodzi!... Przyłączam tnosnowę tego rapportu:

„Dziś o godzinie 3ej w nocy oddział z powstania z depar. „poznańskiego w sile 40 koni pod mojem dowództwem będący, ,,miał honor spróbować dzielność swej broni na huzarach austryackich za Słupcą.

„Oddział rzeczonych huzarów mocny 40 koni zrobi„wszy zasadzkę w młynie był przezemnie attakowany.

„Wyparowaliśmy najprzód placówkę jego z sadu, z 10ciu ,koni złożoną, którym wnet na pomoe przybyło jeszcze 30 „koni. Pomimo to jednak nie zdołał się oprzeć nieprzyjaciel „nowo zaciężuemu żołnierzowi; musiał pierzchnąć przed naszą „odwagą i pikami. Ubiwszy mu dwóch huzarów i kilku ra„niwszy, zapędziliśmy go za wieś Mlodzlejowo w bory. Z na„szej strony mamy tylko jednego człowieka i to lekko rannego, „i dwa konie.

„Podporucznik Bogdaszewski spostrzegłszy jednego z swych „zabranego w niewolą, rzucił się między nieprzyjaciół, jeńca „odbił, i w tym chwalebnym zapale odniósł kontuzyą. W Słu„pcy dnia 4 Maja 1809."

(podp.) Bielamowski. Jenerał odebrawszy ten rapport Bielamowskiego, kazał mi pojechać do niego z zleceniami różnemi i oświadczeniem mu swego ukontentowania. Jechałem więc na Swarzędz *), gdzie odmieniwszy konie ruszyłem dalej do Kostrzyna, miasteczka bardzo mało znaczącego, nie mającego więcej jak 600 dusz. Tu już się dobrze ściemniało; wziąwszy więc świeże konie, pojechałem prosto do Wrześni **), pod którem miasteczkiem zastałem majora Bielamowskiego z swą kommendą, która tak solennie obchodziła noc 3go Maja.

Zdawszy moje zlecenia kommendantowi, i obejrzawszy stan kommendy po odprawionej potyczce, kazałem odprowadzić żołnierzy i konie ranne do Poznania, posełając zarazem zabrane austryackie kaszkiety i inne zdobycze. Sam zaś zatrzymałem się aż do pierwszej po północy, czekając na patrol wysłany do Słupcy, który tam nie zastał nikogo. Zaraz więc cała kommenda tam ruszyła, a ja powróciłem do Poznania, gdziem stanął u mego jenerała świtaniem.

*) Jest to miasteczko szlacheckie, lecz dość znaczne, leży nad jeziorem. Ma przeszło 350 domów, a ludności do 2700 dusz, między którymi 1200 żydów. Ma również 448 rzemieślników, między którymi 70 sukienników, 36 płócienników i 3 tabaczników.

**) Września ma do 220 domów i i ooo mieszkańców, pomimo to bardzo liche miasteczko.

5 Maja. Dziś zostały pościągane wszystkie wyprawione ztąd kommendy, nawet po jednę t. j. pułkownika Wolniewicza sam jeździłem pod Kostrzyn, zkąd z nią razem dziś w nocy powróciłem do naszego umocnionego Tumu, którego zabudowanie formując naszą twierdzę jest obsadzone jedną żelazną 3 funtową, i dwoma śpiżowemi wiwatowemi 1'/a funtowemi armatkami.

Nadeszły tu do nas następujące wiadomości od głównego naszego wojska:

Austryacy, gdy na mocy kapitulacyi weszli 23 Kwietnia do Warszawy, zaczęli zamyślać o wzięciu umocnionej Pragi, lecz musieli zaniechać tego zamysłu, gdy zostali zupełnie przez naszych odparci z wielkiemi stratami dnia 25 Kwietnia pod Grochowem i Radziejowem. Nasze waleczne wojsko obchodziło jak najuroczyściej dzień dla Polaków zawsze pamiętny 3go Maja, przez chwalebnie odniesione zwycięztwo nad nieprzyjacielem pod Górą nad Wisłą, gdzie szaniec przedmostowy bagnetem odebrali z wielkiemi innemi dla siebie korzyściami a stratą dla nieprzyjaciela.

Napoleon z swem bitnem wojskiem po zwycięztwie pod Abensberg posunął się do Landshutu w tym samym czasie gdy A. ks. Karól uczynił z swym korpusem w bok manewr i opanował Ratisbonę, lecz Francuzi ją odebrali, zbiwszy go pod Eckmuhl d. 21 Kwietnia i przerzuciwszy go na lewy brzeg Dunaju, zkąd poszedł do Czech, dla uorganizowania swego wojska, zupełnie zrujnowanego w bitwach pod Tann, Abensberg, Passing, Landshut, Eckmuhl i Ratisbonę. Napoleon chcąc uprzedzić A. ks. Karóla udał się prostym traktem po prawym brzegu Dunaju do Wiednia i d. 25 Kwietnia już był przeszedł Inn. Marszałek Dawust wkroczył do Ratisbony do Czech, a marszałek ks. Ponte-Corvo do Egry.

Również w tym samym czasie nasz jenerał dyw. Dąbrowski wkroczył po drugiej stronie Wisły do Galicyi dla zrobienia dywersyi nieprzyjacielowi, wkraczając do jego kraju. Jego przednia straż komenderowana przez jenerała brygady Sokolnickiego już dnia 30go p. m. była za Okuniewem i Mińskiem.

Ze wszystkich departamentów księstwa naszego, które są wolne od wojska nieprzyjacielskiego, dostajemy wiadomości o równie jak u nas spiesznem formowaniu się powstań, które ledwie gdzie się urodzą, a już staremi się stają, przez czyny podobne tylko staremu żołnierzowi.

Nasza siła zbrojna wciąż się pomnaża przez odsyłane nam powstania, w powiatach po trochu formowane przez rotmistrzów. Co zaś się tyczy municypalności, to tę po wyprawie pyzdrskiej *) rozpuszczono, zostawując tylko wybór, który ubierają na sposób liniowego pieszego wojska.

Codzieó wychodzą od nas patrole, które się już między Swarzędzem a Kostrzynem z nieprzyjacielem, t. j. o milę spotykały. Nawet dnia 8go t. m. przybył tu do naszych pikiet parlamentarz austryacki, oznajmując, iż jego kommenda do Poznania przybędzie.

11 Maja. Dzień dzisiejszy był spełnieniem radości wszystkich, tak tu w Poznaniu, jako i w okolicy, bo był dniem przybycia męża zawsze słodko u Polaków wspominanego, jen. dyw. Dąbrowskiego, który tu przybył do swej głównej kwa

*) Uw. Wyd. Prawda historyczna wymaga powiedzieć, iż pułkownik Kęszycki i inajor Bojanowski, którym jak powiedziano wyżej, było powierzone bronienie przeprawy przez rzekę pod Pyzdrami, cofnęli się przed nacierającymi Austryakami, dla niewytrzymałości gwardyi narodowej zebranej z miast, i dla tego ten oddział został rozwiązany.

tery Karczewa, dla objęcia naczelnego dowództwa na lewym brzegu Wisły, biorąc pod swą kommendę wszystkie kommendy i powstania na tej stronie Wisły znajdujące się. Ten mąż tyle znany przez swe czyny bohaterskie, nie przyprowadził tu z sobą żołnierzy, lecz postrach dla nieprzyjaciela, a ochotę dla wszystkich Polaków do brania się tern prędszego do oręża. Widoczny tego skutek ujrzeliśmy, gdyż nieprzyjaciel słysząc iż jenerał Dąbrowski tu przybył, a sądząc że z wojskiem, zaczął się cofać od Poznania; a obywatele tem zachęceni i jego głosem zagrożeni tern więcej i spieszniej przysyłali wyprawy na powstanie. Jenerał Dąbrowski przybył tu toruńskim traktem, gdyż ten jest jeszcze wolny od nieprzyjaciela.

Przybyła też tu wiadomość z Parysowa głównej kwatery ks. Józefa Poniatowskiego, iż 8go t. m. wojsko nasze przeszło rzekę Wieprz, a jenerał Rozniecki maszerując wstępnym bojem ku Sanowi spodziewał się być 9go t. m. w Lublinie. Wojska austryackie ściągają się ku Sandomierzowi Organizacya czyni się tymczasowo przez nasze wojsko w Galicyi, gdzie obywatele sami obierają sobie rotmistrzów do powstań cyrkułowych.

Rezydent francuzki przy naszym rządzie, który tu niedawno z Warszawy przejeżdżał, jest tu znowu na powrót spodziewany.

Przyprowadzono także kilkunastu jeńców austryackich, zabranych przez nasze powstania w Łęczycy, zkąd dostaliśmy wiele prochów i amunicyi.

15 Maja. Jenerał Dąbrowski ściągając tu zewsząd oddziały wojska polskiego w różnych miejscach stojące, zlecił swemu szefowi sztabu pułkownikowi Cedrowskiemu, przyprowadzić do Poznania z Torunia z depót tam stojącego oddział kawaleryi i kompanią piechoty kapitana Węgierskiego, którzy w marszu koło Strzelna, między Wielatowem a Kwieciszewem zostali attakowani przez austryackich huzarów, których pobiwszy przymusili, z wielką stratą do ucieczki. Nieprzyjaciel stracił bardzo wiele ludzi w zabitych, jednego rotmistrza, a rannym został major Gutemburg, który tak śmiało jako partyzant, aż pod Poznań podszedł.

Wysłał zaraz jen. Kosiński z rozkazu jen. Dąbrowskiego majora Bielamowskiego z oddziałem za nieprzyjacielem ku Slesinowi i Sampolnu w bory, gdzie z drugiej strony pułkownik Biernacki z powstaniem kaliskiem także pilnuje nieprzyjaciela, na którym już wiele wprzódy odniósł korzyści.

Już w tej chwili oczyszczony jest nasz departament. Myślimy teraz o innych.

Z rapportu księcia Józefa uczynionego królowi, doczytujemy się iż jen. Rozniecki, komenderujący przednią strażą w 400 koni z pułku 6go posuwa się wciąż; i w kilku potyczkach z piechotą nieprzyjacielską, zabrał jej 710 niewolnika, jednego majora z 9ciu innymi oficerami i transport broni, trzewików i sukna oszacowany na 200,000 złp.

Dostaliśmy pewną wiadomość, iż Napoleon w miesiąc po przejściu Austryaków przez rzekę Inn, tego samego dnia, tej samej godziny wszedł do Wiednia, stolicy państwa austryackiego, po wielkiej pod tem miastem stoczonej bitwie.

Doszła nas tu deklaracya wojny dworu petersburskiego wydanej dworowi wiedeńskiemu, również odwołanie posła rossyjskiego z Wiednia a wypowiedzenie siedzenia w Petersburgu austryackiemu. Już dywizya jedna rossyjska wkroczyła do Galicyi.

Nad odwiecznemi siedzibami Polaków nad brzegami Bugu. Wisły, Sanu, i Wisłoki znowu polski wznosi się orzeł.

Pułkownik Dzierżanowski z swym pułkiem pod Zamościem zabrał nieprzyjacielowi park artyleryi i tysiąc niewolników.

Austryacy próbując wszędzie szczęścia przejścia Wisły, w tych dniach attakowali Toruń w dość wielkiej sile, lecz jen. Wojczyński z nowo zaciężnem wojskiem odparł żwawo ich zuchwałość każąc im zaniechać, z poniesionemi stratami wielkiemi, ostatni raz tu próbowany zamysł przejścia "Wisły.

Jen. Dąbrowski co tylko mógł na prędce pościągać kommend różnych pozbierał wszystkie w obóz pod Poznaniem założony, aby jak najprędzej ile możności ćwiczyć nowozaciężnych żołnierzy. Aby ich do ognia przyzwyczaić odprawił tu wielką ogniową rewią, po której sądząc ich być dość zdatnymi do wypędzenia Austryaków z lewego brzegu Wisły zlecił jenerałowi Kosińskiemu, aby z oddziałem tego wojska poszedł w przednią straż naprzeciwko nieprzyjacielowi. Dnia więc 19go Maja ruszyliśmy do Pobiedzisk.

Jen. Dąbrowski mając kommenderować korpusem, którego my przednią straż trzymamy, został się w Poznaniu dla uformowania go dopiero; lecz przy geniuszu twórczym idzie mu to tak łatwo prawie jak Deukalionowi tworzenie ludzi.

Nasza przednia straż korpusu, który można mówić jeszcze nie egzystuje, tylko w ufności dzielnego ramienia Dąbrowskiego, składa się z 400 jazdy z powstania poznańskiego i rekrutów zostawionych w dćpót od regularnych pułków, jako i z jednej armatki żelaznej 3 funtowej źle montowanej, ktorą z ruin' jakiegoś zamku wygrzebano i opatrzono kanonierami, którzy nigdy jeszcze nie słyszeli wystrzału armatniego. Taki był stan naszej wyprawy zostającej pod dowództwem jła brygady Kosińskiego, który będąc już okryty chwałą, odznaczywszy się w legiach polskich nagradzał niedoskonałości te swą przytomnością. W takim stanie i w takiej sile miał zlecenie posuwania się przeciw 8000 regularnego wojska austryackiego, które w tę okolicę się zbliżyło pod jłem Moorem z 6 armatami.

W ten sam czas, gdyśmy się od Poznania ruszyli, pułkownik Biernacki kommendant siły zbrojnej departamentu kaliskiego, a dawniej zasłużony legionista, zaczął się posuwać w jednej liniii z nami do Kalisza, odniósłszy już wprzódy znaczne nad nieprzyjacielem korzyści.

Kównież pułkownik Sztuart kommendant twierdzy Częstochowy przymusił nieprzyjaciela do odstąpienia od oblężenia twierdzy, po siedmnastodniowej blokadzie, dawszy im dzielny odpór w wycieczkach dnia 16go i 17go t. m.

Na wszystkich więc punktach, tak na prawym, jako i na lewym brzegu Wisły nieprzyjaciel został odparty, i wszędzie zmuszony do rejterady ze wstydem, bo będąc w tak wielkiej sile, złożonej z regularnego i starego bitnego żołnierza, daje się pokonać od nas, kadetów w stosunku do nich. To dowodzi, co może zapał i patryotyzm.

Każdy z rozczulonem sercem, poglądał na tę naszą garstkę rekrutów wychodzących dnia dzisiajszego z Poznania. Każdy pałał ochotą najprędszego spotkania się z nieprzyjacielem. Przez cały marsz żołnierze prości z własnej ochoty ćwiczyli się w wywijaniu pikami opatrzonemi w chorągiewki, aby być zdolniejszymi do potykania się z nieprzyjacielem, przeciw któremu zemstą pałają.

Na sam wieczór przybyliśmy do Pobiedzisk, pod którem miasteczkiem stanęliśmy obozem. Nasze patrole ztąd wysłane w nocy meldowały jenerałowi iż nieprzyjaciel z ostatniego stanowiska cofnął się przez Gniezno ku Kruszwicy. Również szpiegi nasze doniosły nam, iż nieprzyjaciel opuścił Bydgoszcz, dokąd się był posunął od Torunia.

20 Maja. Rano gdy świtać zaczęło, ruszyliśmy z obozu z pod Pobiedzisk i nie trafiwszy nigdzie nieprzyjaciela stanęliśmy obozem pod Gnieznem, dawną stolicą państw Polskich i siedliskiem jej królów, a teraz okrytem gruzami dawnej wielkości. Tu przez szpiega dowiedzieliśmy się, iż na drugiej stronie Oopła, wzdłuż tegoż jeziera stoi obóz nieprzyjacielski z 8,000 Astryaków mających z sobą 6 armat.

21 Maja. Dla dosięgnienia nieprzyjaciela, ledwo świt ruszyliśmy z Gniezna z naszą przednią strażą, której również jak widać boi się nieprzyjaciel, jak korpusu dopiero formującego się przez jła dyw. Dąbrowskiego. Szliśmy przez najpiękniejsze okolice i położenia pełne pięknych widoków, w gruntach wzgórzystych cokolwiek, wśród których leży Trzemeszno gdzieśmy się cokolwiek zatrzymali. Jest to miasto dawne z opactwem kanoników regularnych, którzy tu mają wielką bibliotekę i konwikt dla edukacyi młodzieży aprobowany przez sejm w r. 1775. Jest dość porządne miasteczko, ma 213 domów i 1360 mieszkańców (patrz k. 163 o upadku miast Surowieckiego.*)

Ztąd ruszyliśmy do Wielatowa, gdzie również zatrzymaliśmy się krótko znagleni pospieszać za nieprzyjacielem, który o wielki bardzo marsz tej nocy odsunął się od nas. Tu ztąd wysłał nasz jenerał, stosownie do rozkazu jła. Dąbrowskiego jednego oficera do Torunia, od którego już odstąpili Austryacy, aby ztamtąd mu przysłano pare armat i cokolwiek regularnego wojska. Nakoniec przed samym wieczorem stanęliśmy obozem pod Kwieciszewem, mało znaczącem miasteczkiem, koło którego zaszła przed kilku dniami potyczka z oddziałem naszym idącym z Torunia do Poznania, a huzarami Austryackimi, których dobrze tu natrzepali nasi, jakem wyżej wspomniał.

Tu otrzymał od jła dyw. Dąbrowskiego nasz jenerał wiadomość, jako wszystkie kommendy rozciągnione aż do Czę

*) Trzemeszno jest jedno z najdawniejszych miast. Kronikarze dawni wspominają iż Bolesław I Chrobry, gdy był wykupił r. 997 ciało S. Wojciecha od Prusaków zabitego pod Fischhausen, tu je naprzód złożył.

stochowy jutro t. j. 22go Maja attakować na wszystkich punktach nieprzyjaciela mają.

22 Maja. Zaraz po północy ruszyliśmy z obozu z pod Kwieciszewa za nieprzyjacielem, chcąc go attakować, lecz daremne były nasze zamysły, bo nigdzie nasze forpoczty nie mogły go dosiądz. Dochodząc do Strzelna ujrzeliśmy mogiły nad drogą poległych Austryaków, w ostatniej tu potyczce, między którymi się znajduje jeden Rotmistrz huzarski od naszych strzelczyków zabity. Strzelno jest również mało znaczące miasteczko, należące do województwa Brzesko-Kujawskiego, w którśm się. znajduje opactwo Norbertańskie przeniesione z Halicza i fundowane przez Piotra Dunina. Przeszedłszy Strzelno poszliśmy dalej i stanęli nad Gopłem jeziorem pod Kruszwicą sławnem w naszej historyi miejscem rodzinnem Piasta, prostego kołodzieja tutajszego, którego dynastja szczęśliwie i długo panowała w Polsce od Kijowa do Odry i od Bałtyku do Karpat. Piast, będący kołodziejem i przytem prostym mieszczaninem Kruszwicy, miał być w IX wieku przez tu sejmujących Polaków wezwany do rządzenia całem państwem! O szczęśliwą prostoto! o zbawienne czasy! w których nie patrzono na stan i godność, lecz na zdatnoić.

Kruszwica, która była przez niejaki czas stolicą książęcą, przedstawia teraza obraz mieściny jak najlichszej*). Prócz ogromnej baszty, stojącej wśród gruzów jakiegoś dawnego zabudowania na półwyspie, więcej żadnego nie pozostało śladu jej poprzedniego stanu.... Katedra fundowana tu przez Mieczysława I przeniesiona została do Wrocławia. Na jeziorze Gople, które powszechnie jest znane, będąc najwiekszem w całej Polsce, była prowadzona w bardzo dawnych czasach wielka nader żegluga handlowa Notecią przez Nakło, Bydgoszcz i Brdą do Wisły. Kommunikacya tego jeziora była pod Koninem, przez połączenie kanałami różnych niniejszych jeziór. Bardzo stare dokumenta wspominają o tej żegludze w ten sposob: że gdy przez" fenomen natury została zatamo* wana żegluga na Gople i Noteci, pozwolono budować młyny na Noteci, z warunkiem jednakże, że te młyny będą zniesione, skoro żegluga przywróconą zostanie. Owa baszta ośmiokątna, tak nazwana Myszą Wieża wznosząca się tu do kilkudziesięciu sążni na półwyspie jeziora, zdaje się służyła na użytek tej żeglugi, albo do protekcyi lub też do oświecenia. Natura tych okolic jednak musiała się dużo odmienić, i gdzie dzisiaj są błota, wtenczas musiały być jeziora zdatne do żeglugi połączone z rzekami. Niepodobna bowiem wierzyć aby można było z Gopła dopłynąć do Wisły i Gdańska, jeżeli nie przypuścimy, iż wtenczas Noteć pomiędzy Bydgoszczą i Nakłem, gdzie teraz ciągną się wielkie błota, przez które zrobiono kanał, za pomocą jeziora była złączona z Brdą, rzeczką do Wisły wpadającą. Za pomocą kanałów możnaby znowu przywrócić żeglugę, gdyż te obydwa strumienie są połączone za pomocą sztuki. Tylko Noteć z powodu niskich swych wód nie jest spławną aż do samego Gopła, które też o 1 '/a stopy upadło. Gdyby tu kommunikacya Warty z Wisłą została przywróconą, byłoby to dla wielkiej części obywateli Księstwa Warszawskiego wielką korzyścią, boby zboże z tej okolicy tak żyznej, które muszą daleko do Wisły na osiach prowadzić, można spławić wodą.

*) Kruszwica była szczególniej zniszczona jeszcze w XItyui wieku za Władysława I Hermana, który tu stoczył bitwę krwawą nad jeziorem z synem naturalnym Zbigniewem, którego zbił. (Martini Oalli Chronicon Lib. II cap. V.)

Dziś dowiodła municypalność małego miasteczka Radziejowa, iż tyle potrafi, co i żołnierz w aktualnej służbie, przyprowadziła bowiem tu do jenerała óśmiu Austryaków z kaprałem, których uzbrojona tylko w halebardy i ożegi w swem mieście dezarmowała.

Patrole nasze doniosły nam, iż nieprzyjaciel rejteruje na Piotrków żydowski i Izbice, po drugiej stronie brdowskiego jeziora, dokąd posłany za nim mały oddział obserwacyjny.

23 Maja. Ruszyliśmy z Kruszwicy i prześliśmy most postawiony koło Myszej Wieży w końcu jeziora, gdzie Noteci błota dochodzą. Milę uszedłszy stanęliśmy w Piotrkowie żydowskim, małem mieście nie mającem jak 490 dusz. Tu ztąd jenerał dla zastąpienia nieprzyjacielowi od traktu warszawskiego poszedł między Goplem a brdowskiem jeziorem prosto do Bobiaku, posławszy tylko mały oddział obserwacyjny za nieprzyjacielem, który poszedł drugą stroną jeziora brdowskiego. Ja się tu odłączyłem od korpusu, gdyż jenerał posłał mnie za owym oddziałem obserwacyjnym dla dania mu różnych zleceń. Jechałem od Piotrkowa żydowskiego traktem tak, jak się nieprzyjaciel cofał na Faliszew, Szwierczyn, i jak nasz oddział szedł za nim dla uważania jego poruszeń. Widziałem więc jawne ślady nagłego cofania się nieprzyjaciela, który o dwa dni marszu odsunął się od nas. Zastałem wszędzie wsie zrabowane, ogołocone z bydła, koni a nawet z drobiazgu. Wszędzie lud szlochał i przeklinał nieprzyjaciela, który jak barbarzyniec zaczyna postępować.

.. ... Przybywszy do Izbicy, małego miasteczka, (mającego 97 domów i 720 mieszkańców) zastałem tam nasz oddział obserwacyjny, który nie spotkał nigdzie nieprzyjaciela; ten zdaje się, nie życzy sobie z nami się spotkać, pomimo że jest w tak przeważnej sile w stósunku do nas. Nieprzyjaciel cofając się sam siebie niszczy przez dezercyą, która jest niezmiernie wielka. Codziennie mu po kilkaset ludzi ucieka, nietylko z bronią, ale nawet z końmi, które my im płacimy i odbieramy dla siebie, dając paszporta dezerterom., gdzie tylko chcą iść. Największa jest dezercya u Austryaków w pułku zwanym Chevaux-legers czyli lekka jazda, z którego po kilkanaście koni razem ucieka; jeden nawet z pułkownikowskim koniem uciekł do nas. U nas zaś nieznają dezercyi, gdyż ta się jeszcze nie praktykowała, jak tylko jesteśmy w polu.

Z Izbicy *) dla złączenia się z moim korpusem pojechałem do Babiaku, miasteczka leżącego na trakcie warszawskim w borach, gdzie nikogo z naszych nie zastałem, lecz wiedząc pewno, że tu mój jenerał z swą kommendą nadciągnie, zatrzymałem się; jakoż na sam wieczór przybył jenerał i rozłożył obóz w samśm mieście.

24 Maja. Wyszedłszy dziś rano z Babiaku, stanęliśmy koło obiadu w Kłodawie, gdzie po drugiej stronie miasta rozłożył się nasz obóz.

Tu doszła nas wiadomość, iż jen. dyw. Dąbrowski jako naczelny dowódzca na lewym brzegu Wisły, z powstań połączonych departamentów Poznańskiego, Kaliskiego i Bydgoskiego, z pozbieranych różnych dćpóts, przeformowanych municypalności i z nowo wybieranych rekrutów uformował w bardzo krótkim czasie, przez trzy niedziele, (gdyż dopiero 1Igo p. m. przybył Dąbrowski do Poznania) korpus zdatny do boju, z którym już wyruszył z Poznania. Korpus ten w wyobrażeniu nieprzyjaciela ma być złożony z kilkunastu tysięcy regularnego wojska, jak się dowiadujemy od dezerterów i z przejmowanych depesz i expedycyi nieprzyjacielskich, w których Austryacy okazują największą bojaźń z powodu przytomności jen. dyw. Dąbrowskiego. List, któryśmy odebrali z Poznania, kładę tu w osnowie z powodu wielu punktów interesownych: „Wojska „naszego walecznego na prawym brzegu Wisły, trudno wie„dzieć dzienne obroty. Ściga jak pogrom nie dawno dumą „upojonego, a dziś zwarzonego trwogą nieprzyjaciela. Już „może pod dawną Polaka stolicę Kraków zbliża się nasz żołnierz. — JW. Jenerał Sokolnicki na czele, JW. Jenerał ar„tyleryi Pelletier, W W. Pułkownicy Turno, DziewanowsM „od kawaleryi cudów męztwa dokazują. Możnaby powiedzieć, „że niemal cała Galicya jest przez naszych opanowana. Jakże „w zaślepionej dumie uknute plany Austryi niby senne marzenia znikły. Są albowiem wielkie powody do wierzenia, „że gabinet wiedeński ułożył sobie Księstwo Warszawskie do „Galicyi przyłączyć i Polskie Królestwo ogłosić i nadać mu „za wice-króla arcyksięcia Maxymiliana, i stolicą Kraków oznaczyć. Arcyksiążę Ferdynand miałby mieszkać w Warszawie „jako naczelnik wojska. Tak ten sen łudził gabinet wiedeński, iż już arcyksiąże Maxymilian miał wyjeżdżać do Kraskowa , a Dittrychsheim przeznaczony został na wielkiego marszałka dworu, ktoś inny na organizatora Księstwa Warszawskiego. Ztąd ta umaskowana była łagodność w obchodzeniu „się z Warszawą do czasu, dopókądby nie była wybiła go„dzina otwarcia więzień i kucia kajdan na cnotliwie myślących „Polaków! Mamiące te względem Księstwa układy łatwo się „pojąć dadzą, kiedy się zastanowim, że Królestwo Bawarskie, „Tyrol i t. d. już były na jego prowincye przeznaczone. By„wszy elektor Hessen-Kasselski, książęta Anhalt Pless i Brun„świcki, Schill i tym podobne bohatery byli alientami Austryi, „wszyscy. gwineami angielskiemi zasileni. Tak chciał człowiek „wswej dumie! Nie tak Bóg pokoju i jego zesłaniec W. „Napo1eon!! Wkrótce jego objawi się wyrocznia. Omamienie Austryi było największe względem potęgi moskiew

*) Tu od Izbicy rachują tylko pare mil do Kowala, owego mało teraz zniczącego miejsca, które wydało nam najlepszego króla Wielkiego Kazimirza; on się tu urodził d. 30 Kwietnia 1310 r. z Władysława Łokietka i Jadwigi, córki Bolesława, księcia kaliskiego. (Gwagnin, Bielski, Kromera manuskrypt).

„skićj. Ta była pewną jeżeli nie pomocy, to przynajmniej „neutralności cara Alexandra» Tymczasem ten nieporuszenie „stojac w swych związkach z Francyą i łącznie ukorzyć dumę „wiarołomną przedsiębierze i t. d."

W ten sam czas, gdy my się tu posunęli pod Kłodawę, pułkownik Biernacki zapędził już nieprzyjaciela z swej strony aż pod Łęczycę, poraziwszy go po pare razy i wziąwszy mu wiele niewolników.

Ledwieśmy stanęli w Kłodawie, gdy zaraz poprzychodziły rapporta od naszych podjazdów i patroli, które się na lewem naszem skrzydle aż do Wisły rozciągają, iż nieprzyjaciel po pierwszym ich attaku zaraz z ostatniego stanowiska się cofnął, na dowód czego przysłali nam nasi zahranych niewolników, których odsyłamy do Poznania, gdzie w ostatniem doniesieniu liczono do 200 zabranych przez różne nasze podjazdy, a do kilka tysięcy broni tak zabranej, jako i odebranej dezerterom.

Z wielu innemi wiadomościami z za Wisły odebraliśmy i tg, iż dnia 20. t . m. twierdza Zamość została wzięta szturmem przez nasze dwa bataliony z 2go pułku piechoty i woltyżerów z 3go, 8go i 6go pod dowództwem jenerała Pelletier, któremu dopomógł jen. Kamieński do wzięcia fortecy z pułkiem 6tym jazdy i szwadronem 3go pułku. W twierdzy zabrano 2000 niewolników z kilku sztabsoficerami, 40 armat i różne magazyny.

Dnia 18. zaś tego miesiąca został wzięty szturmem sza.niec przedmostowy pod Sandomierzem przez jen. Roznieckiego i pod nim kommenderującego szefa batalionu Włodzimirza Potockiego. W tym samym czasie przeprawiwszy się jenerał brygady Sokolnicki na lewy brzeg Wisły, przypuścił dzielny attak do samego Sandomierza, w którym znajdujący się garnizon austryacki do kapitulacyi przymusił.

..Jenerał. Kosiński dla powzięcia dalszych zleceń, wysłał mnie kuryerem tu z Kłodawy do jen. Dąbrowskiego, który kommenderując korpusem naszym, był z nim w marszu od Poznania tu ku nam. Wyjechawszy z Kłodawy i jadąc na Babisk, Sempolno , Ślesin i Kleczew, ubiegłem przez noc do 20tu mil i stanąłem rano w Słupcy, gdzie zastałem jen. Dąbrowskiego stojącego z korpusem, którego cała siła polegała szczególniej w osobie jenerała. Ledwiem stanął u niego, aliści zaraz mi kazał na po wtór biedz z wiadomością, iż jeszcze dziś stanie w naszej przedniej straży, roskazując mi wszędzie po stacyach zamawiać dla siebie konie. W rzeczy samej, ledwom stanął w kwaterze głównej mego jenerała, którą przeniósł o parę mil dalej od Kłodawy do Kutna, a już ujrzałem za sobą przybywającego jen. Dąbrowskiego, który tu w Kutnie ma zabawić przy naszej przedniej straży, która też tu kilka dni sobie odpocznie po forsownych marszach, aż póki korpus tu nie nadciągnie.

29 Maja. Podług rapportów naszych podjazdów, które aż do Bzury dotykają, jen. austryacki Mohr, kommenderujący tym korpusem, w nieładzie przed nami zdaje się cofać na Łowicz ku Rawie, aby jak najprędzej Pilicy dosięgnąć. Książę zaś Ferdynand, naczelny dowódzca wojska austryackiego miał być 21go t. m. w Gombinie, omijając w cofaniu się Warszawę, do której wprzódy tak ochoczo dążył.

Ciekawa przyszła też tu wiadomość, iż kapitan pruski Lux przejeżdżał 24. b. m. przez Kłodawę z listem do jen. Mohr z deklaracyą neutralności króla pruskiego. W porę odbierze tę wiadomość nad Pilicą! — Ta poteneya, której gabinet na maxymach podstępów tylko się fundował, czekała tylko wiadomości pobicia Francuzów, aby do naszego Księstwa wkroczyć i z Austryakami się złączyć, do czego czynione przysposobienia, gdy nieprzyjaciel był pod Toruniem, były najlepszym dowodem.

Wojsko saskie, szczególniej artylerya, która była bardzo czynna pod Raszynem, zostało przywołane do swego kraju, z powodu napadniętej Saxonii z jednej strony od Czech przez korpus znaczny Austryaków, a z drugiej przez partyzantów księcia Brunświk - Oels i Schilla z wojskiem pruskiem.

27 Maja. Przyszedł rapport od podjazdu kommenderowanego przez majora Bielamowskiego, wysłanego w celu uważania na poruszenia nieprzyjaciela, iż ten pozbierawszy mosty na Bzurze, myśli zająć stanowisko nad tym strumykiem i bronić przejścia przez niego. Zaraz więc jenerał posłał mnie z rozkazem do tegoż majora, aby attakował nieprzyjaciela i wyparł go z Łowicza, co jutro ma uskutecznić mając kilkudziesięciu pikinierów z powstania i cokolwiek strzelców na furach , z którymi co moment odmieniając stanowisko koło Łowicza nad Bzurą bałamucił nieprzyjaciela, posiadając prawdziwie geniusz partyzanta.

28 Maja. Dnia dzisiajszego nadciągnął tu cały korpus jen. Dąbrowskiego, który składał z naszą przednią strażą do 4000 rekrutów, dobrze tak nazwanych, bo choć myśmy mieli depót z 1Igo i 19go pułku piechoty i 5go jazdy, i te były złożone z nowo zaciągnionych. Do tego korpusu nowo uformowanego zostało w Toruniu przyłączonych kilka sztuk armat 6ciofuntowych.

Oprócz tego, tu zebranego wojska, rozciągały się komendy jen. Dąbrowskiego aż do Częstochowy, które zostawały pod dowództwem pośredniem pułkownika Biernackiego, formującego z blisko 2000 ludźmi z powstania departamentu kaliskiego, prawe nasze skrzydło.*)

*) Pułki nasze stojące w Gdańsku, Kistrzynie i innych fortecach, chcąc się także przyłączyć do naszej obrony, przysłały tu składkę zebraną pomiędzy sobą na wspomożenie naszych lazaretów; jako i zewsząd nasze pułka przysłały szarpi i inne tym podobne potrzeby.

29 Maja. Gdy więc do Kutna nadszedł korpus, musiał dziś rano jenerał Kosiński, kommenderujący przednią strażą, znowu z nią ruszyć naprzód. Jakoż wyszedłszy bardzo rano, stanęliśmy przed południem w Żychlinie, lichem miasteczku z 70 domów złożonem i z 740 mieszkańców, pomiędzy którymi wiele żydów i 3 złotników.

30 Maja. Z Żychlina poszliśmy dziś rano do Łowicza, gdzie nasz partyzant major Bielamowski odparłszy nieprzyjaciela, przywrócił zebrane na Bzurze mosty, po których weszliśmy do miasta.

Z powodu tego naszego zwycięzkiego postępowania za nieprzyjacielem, coraz ochotniejszym okazywał się nasz żołnierz. Całe marsze były zapełnione wrzawą najweselszych piosnek, z których następną tu umieszczam:

Gdy t.... z nad brzegów Sprei

Napoleona legł groty,

Spełznionej wówczas nadziei

Zajaśniał promień nam złoty.
Chwyciwszy oręż wydarty
Powstał z popiołów Sarmata,
Wymazan z Narodów karty,
Imie swe do ust dał świata.

Wtem, niewolników gromada,

Wojsko najeźdźców piekielne,

Niewinną ziemię napada

Pismo rzucając bezczelne.
Walczmy! — niech widzą Narody,
Iż Polak zawsze jest mężnym;
Brońmy walecznie swobody
Orężem zemsty potężnym.

Co imie przyjaźni lube

Głosi usty zbrodniczemi,

Ten pierwszy na waszą zgubę

Kuł pęta w Rakuzkiej ziemi.

Inne oddziały zostające pod kommendą jen. Kosińskiego, kommenderującego naszą przednią strażą, przeszły dnia dzisiejszego w dwóch innych miejscach Bzurę, pod Sochaczewem i Kamienną. Nasze patrole dochodzą już do Skierniewic, Bolimowa i ku Błoniu. Kommendy zaś pułkownika Biernackiego posunęły się do Bielan i Inowlodza, a patrole tegoż aż ku Nowemu Miastu i Rawie. Owocem tego naszego posuwania się nagłego i potyczek naszych małych patroli było to, że dwóch oficerów i ze stu żołnierzy austryackich wzięto w niewolę a kilka set zabito.

Dnia dzisiejszego nasz patrol z 12tu koni złożony wpadł do Skierniewic, gdzie w przytomności pana O U, dawniej oficera francuzkiego, a teraz plenipotenta księcia Dawusta, rozpędził 11Ociu huzarów austryackich z 6ciu oficerami, za

brawszy im dwóch, a trzech ubitych i siedmiu rannych zostawiwszy, między którymi oficera jednego. Jeden tylko nasz sierżant Trzciński, a drugi ułan Dąbrowa został raniony śmiertelnie, obaj zapędzili się za daleko , mając do czynienia z dwudziestu huzarami, którym nie chcieli się poddać będąc od nich otoczeni. Nie mógł się wychwalić wzwyż wspomniany Francuz waleczności tych dwóch Polaków, których po długiem nacieraniu i dowodach największej waleczności nie mogli wziąść Austryacy, aż póki jeden nie zginął, a drugi ranny nie został *).

W tym samym dniu inny nasz patrol pod dowództwem kapitana Nejmana z 30 końmi spotkał się między Sankami a Sucholewami z podjazdem austryackich kiryssyerów, także z 30 koni złożonym, na który tak żwawo natarł, iż go na drugi nasz podjazd kapitana Zbijewskiego i porucznika Biskupskiego wpędził, i wspólnie z nim mu ubił 9 Austryaków, 6ciu wziął w niewolę i 8 koni zabrał.

Wiadomość otrzymana od głównego naszego wojska z prawego brzegu Wisły są te: Dnia 25 maja K. Kozniecki wziął po attaku Jarosław, i w nim wielu sztabsoficerów, 20 oficerów i 200 żołnierzy w niewolą i wielkie magazyny, ubiory i t. d. Również nasi dnia 27 maja odparłszy jenerała austryackiego Schaurotha do Sandomierza, wiele mu niewolników zabrali.

Pewną także odebraliśmy wiadomość, iż Rossyanie dnia 25 t. m. otrzymali rozkaz wkroczenia do Galicyi.

Przyszła nakoniec oczekiwana bardzo wiadomość o przejściu Dunaju pod Wiedniem przez cesarza Napoleona z woj-. Bkiem, które mimo wielkich trudności z największemi korzyściami było połączone.

*) W tej potyczce odznaczyli się także: sierzant Kurnatowski, Bekowilci, Dzierżanowski. Osiecki, Dąbrowski, Podczaski i Ziemecki. Sosnowski, Rybinko, Roienek i Skulecki, mając na czele s.wojem kapitana Korzybskiego. . . .

Nadeszła oraz proklamacya Napoleona do Węgrów, którym ofiaruje pomoc do wybicia się z pod panowania austryackiego, jako i całość i niepodległość ich kraju, i pozwolenie do zebrania się na sejm narodowy dla obrania sobie króla.

1 Czerwca. Opuściwszy Łowicz, poszliśmy po drugiej stronie Bzury do Bolimowa małej mieściny, gdzie nad rzeczką Rawą stanęliśmy obozem. Tu miała się złączyć z naszą przednią strażą jedna kompania piechoty, którą pułkownik Biernacki miał przysłać z Skierniewic. Ta gdy do południa ni3 przyszła, zlecił mi jen. Kosiński, abym pobiegł naprzeciwko niej dla przyspieszenia jej marszu. Jako też wziąwszy podwodę, pojechałem do Hiedzajewic Kościelnych, gdzie jest wielki klasztór. Niezastawszy tu kompanii, umyśliłem jechać ku Wiskitkom; lecz przyjechawszy do Guzowa, gdzie mieszkają Łubieńscy, zapewnili mnie, że w Wiskitkach zamiast Polaków są Austryacy. Na dowód czego, nie dają mi tam jechać, posłali umyślnego człeka do tego miasteczka pod którem tenże już zastał Austryaków. Przekonawszy się, iż zapewne ta kompania piechoty, której szukałem, została attakowana na drodze, powróciłem w nocy do Bolimowa; ale już nie zastałem jenerała, który z swą kolumną posunął się do Sochaczewa. Zjechawszy się w Bolimowie z naszym patrolem, który niedaleko stąd spotkał Austryaków, z nim jechałem ku Sochaczewu przez różne lasy i błota Bzury i stanąłem świtaniem u jenerała, którego zmusiły do tej odmiany pozycyi znaczne poruszenia nieprzyjaciela. Gdyśmy stanęli w Bolimowie nasze podjazdy tak stały: Jeden podjazd pod kommendą pułkownika Mleckiego stał w Madnie; drugi kapitana Nejmana w Szymanowie; trzeci majora Umińskiego w Guzowie, a inne oddziały nad rzeką Pisią w Strumianach, w Drybusie i w Duminopolu. Te podjazdy zakrywały nasz obóz w Bolimowie.

Pan pułkownik Niecki był prawie cały dzień attakowany w swem stanowisku od Rokitna i Kapinosa, po dwakroć zmuszony odbierać swe stanowisko; a nareszcie za nadeszła piechotą austryacką do Paprotny, musiał przemagającej sile ustąpić pod sam So.chaczew. W tem ucieraniu się nasi nowi strzelcy ubili 5ciu huzarów i wielu ranili Austryaków.

W tym samym czasie kapitan Nejman bezustannie był allarmowany. Po południu odebrał nasz jenerał wiadomość z Mszczonowa, iż tam przybyła znaczna kolumna nieprzyjacielska; a od pułkownika Biernackiego, że jego forpoczty w Rawie zostały attakowane. Te wszystkie rapporta i niedogodne położenie pod Bolimowem zmusiły jen. Kosińskiego opuścić to miejsce. Również szpiegi zapewniły jenerała, iż do Bolimowa ciągnie 4000 Austryaków, jako, że arcyksiążę Ferdynand dnia 31 maja wyjechał z Warszawy na Utratę do Rokitna. Z tego więc wnosił jenerał, że arcyksiąże rozjątrzony ciągłemi przeciwnościami, chciał zemścić się. na naszej przedniej straży, która prawem skrzydłem przecinała mu drogę w Rawie, a lewem skrzydłem i środkiem śmiała aż pod sam jego obóz postąpić; lub też, że opuszczając Księstwo, chce rozszerzyć sobie drogę odpychając nas za Bzurę.

2 Czerwca. Ledwom zdał rapport jenerałowi, gdy zaraz tenże kazał obozowi swemu ruszyć z pod Sochaczewa dla wzięcia innej pozycyi o milę w tył w Kocierzewie na pół drogi od Łowicza do Sochaczewa. Objąwszy to nowe stanowisko, wysłał mnie natychmiast jenerał z zleceniem do pułkownika Biernackiego, który już miał się znajdować około Rawy. Jechałem więc na Łowicz i Skierniewice. O milę od Rawy usłyszałem dzielną kanonadę. Pospieszyłem więc, i przybywszy pod to miasto zastałem na ukończoną bitwę, w której otrzymał z wielu korzyściami zwycięstwo pułkownik Biernacki przeciw infanteryi i kawaleryi austryackiej, która stała z tej tu strony Eawy, a potem przez nią zastała przepędzoną. Pułkownik Biernacki, który już dał tyle dowodów swej waleczności i talentów wojskowych, attakowal nieprzyjaciela od wsi Głuchowa i nietylko go odparł i rozproszył, ale na dowód odniesionego zwycięstwa, zabrał nieprzyjacielowi do 80ciu jeńców, między którymi infanteryi 52.

3 Czerwca. Dopełniwszy mych zleceń, opuściłem dziś rano obóz pułkownika Biernackiego. Wracałem na Skierniewice do Łowicza, gdzie już zastałem dziś nadciągniony korpus jenerała dywizyi Dąbrowskiego, któryśmy opuścili w Kutnie. Również zastałem pana Sera rezydenta francuskiego przy naszśm Księstwie, który tu przybył do głównej kwatery jenerała Dąbrowskiego. Gdym poszedł meldować się jenerałowi, uwiadomił mnie tenże, iż dał rozkaz jen. Kosińskiemu jako kommenderującemu przednią strażą, do pójścia do Warszawy, skąd już wyszli Austryacy; i dawszy mi różne zlecenia, kazał mi jak najprędzej pospieszać. Przybywszy do Sochaczewa, nie zastałem już jenerała Kosińskiego, który zostawiwszy tu piechotę, artyleryą i bagaże, poszedł tylko z oddziałem ułanów ku Warszawie. Odmieniwszy w Sochaczewie konie na całą noc biegłem i koło północy stanąłem w Błoniu , gdzie zastałem jenerała, i z nim mój ekwipaż. Zdawszy rapport jenerałowi udałem się na spoczynek, który był dla mnie bardzo miły i potrzebny. Przez całą kampanią nie spałem w pościeli, dziś zaś, jako i jenerał nietylko w pościeli, ale i rozebrany, cośmy uczynili z powodu oddalonego nieprzyjaciela.

4 Czerwca. Rano opuściwszy Błonie pospieszyliśmy ku Warszawie, naszej stolicy, do której tak skwapliwie dążył

nieprzyjaciel i najezdzca naszego kraju, dla znalezienia w niej

swego grobu i miejsca wzgardy za swoje chytre i nieprawe zamysły. My zaś tam spieszymy dla odebrania winnej nam nagrody za obronę ojczyzny i upokorzenie nieprzyjaciela. Przybywszy do Warszawy, byliśmy przyjmowani z największemi okrzykami radości, chociaż nas uprzedził dniem wprzódy, garnizon Pragi, z którym do Warszawy wszedł major Hornowski, kommendant twierdzy Pragi, gdzie tak wiele tej kampanii dokazywał.

Jen. brygady Kosiński objął zaraz kommendę jako gubernator miasta Warszawy, stósownie do danego mu zlecenia od jen. Dąbrowskiego. Stanęliśmy więc zaraz w gubernatorskiej kwaterze, na długiej ulicy, w Raczyńskich pałacu.

Nie opisuję szczegółów radości, którą okazała cała Warszawa z powodu powrotu narodowego wojska, bo każdy to sobie wystawi znając miłość Polaków do swego narodu i ojczyzny. Dzień ten był ukończony jak najrzęsistszą illuminacyą, którą dobrowolnie obywatele przedsięwzięli i późno w noc przedłużali.

Przez cały czas bytności Austryaków w Warszawie teatr narodowy nie był otwarty z powodu, iż jego dyrektor, Pan Bogusławski, znany z swego patryotyzmu i swych talentów, niechciał bawić najezdnych przybylców. Lecz w dzień przybycia naszego, pierwszy raz po wyjściu wojsk polskich z Warszawy była dana dla uświetnienia tego dnia opera: Krakowiacy miła Polakom, z przystósowaniem do teraźniejszych czasów.

Wszystkie towarzystwa, zabawy i promenady napełnione były dnia tego płcią piękną, wystrojoną w najweselsze kolory. Kobiety przez. całą bytność Austryaków nigdzie nie bywały, lub też w żałobnych szatach wyjeżdżały nad brzegi Wisły, dla popatrzenia na ojczyste wojska, które Pragi broniły. Takim sposobem płeć piękna, jak niegdyś obywa

telki Sparty zasłynęła przez swój patryotyzm; a nie mogąc walczyć, stawała się żywym wyrzutem i przykrym widokiem dla najezdzców ojczyzny, za którą się na nich pogardą mściła. Nietylko zaś dały tego dowody kobiety z pierwszego stanu, ale nawet z najniższego. Austryacy tak nagle i tajemnie się wynieśli z "Warszawy, iż zapomnieli o straży na wolskich rogatkach, złożonej z 50ciu żołnierzy i jednego oficera. Przekupki idące na targ, dowiedziawszy się wprzódy niż owa straż iż Austryacy uciekli w nocy z "Warszawy, zwyczajnym sobie głosem i krzykiem żwawo na straż napadły i przelękłych Austryaków, którzy im się poddali rozbroiwszy do miasta przyprowadziły. Te nowego rodzaju amazonki zarumieniły wstydem swego niewolnika, a w całej Warszawie narobiły śmiechu.

Pierwszym szczegółem zatrudnień jenerała mego, a gubernatora Warszawy było urządzenie gwardyi narodowej czyli municypalności, z której część była w polu na drugiej stronie Wisły. Z pozostałej części ma się uformować pułk pod dowództwem pułkownika Łubieńskiego.

Obywatele departamentu warszawskiego, jako i innych, które zostały uwolnione od wojsk nieprzyjacielskich, chcąc mieć równy zaszczyt co inne, już formują powstania, dla dopomożenia kiedy nie do obrony swego kraju, to przynajmniej do powiększenia jego hufców.

Zwycięztwa naszej armii na prawym brzegu Wisły są ciągłe. Ostatnie wyrazy ztamtąd nadeszłego rapportu są: „Jazda nasza otarła się o granicę Węgier, a z drugiej strony „o Bochnią i Wieliczkę, dla wzięcia wojenno-urzędowej do „obóch Galicyi intromissyi."

Wszystko tu w Warszawie nosi cechę radości z powodu ustąpienia Austryaków. Redaktor tutajszej gazety w te słowa zaczyna gazetę pierwszą, którą wydał za naszego przyjścia: „Uwolniony kraj nasz od Niemców, uwolniona gazeta od przykrego nam języka, przymuszona dotąd szerzyć fałsze, klęski za tryumfy ogłaszać, doczekała się szczęśliwej chwili, gdzie prawdę mówić wolno. W południe dnia 2g° b. m. bataliony pułków 2g° i 8g° (Godebskiego) w pośród okrzyków ludu, w pośród łez radości, mając na czele kommendanta Pragi majora Hornowskiego, tego to znanego męża, który bohaterstwem swojem dawał odpór dzielny nieprzyjaciołom naszym, a przezornością szlachetnego umysłu uwolnił zawartą umową miasto nasze od wszystkich klęsk i spustoszeń, weszły w mury stolicy. Ileż mu winni mieszkańcy Warszawy! Na orle pułku 8g° widać było czarną krepę jako czci pełną pamiątkę walecznego wodza. Co za postać, co za szykowność, jaka różnica tych prawdziwych jednego szczepu obrońców ojczyzny, od pomieszanej hordy Kroatów, Wołochów i Cyganów. Ucierpieliśmy wiele od ucisków i nudów. Dziś nieba pomyślniejszą nam wskazują przyszłość, oswobodzona ziemia jedynie przez własny oręż Polski za potężną Napoleona pomocą,

już nigdy najezdników stopą tłoczoną nie będzie."

Jenerał dyw. Zajączek zebrawszy powstania z departamentów płockiego i łomżyńskiego, przeszedł Wisłę i stanąwszy pod Mokotowem wydał następującą proklamacyą:

„Polacy! Ramię Boga niesie sprawiedliwą pomstę krzywd „naszych. Niewdzięczny najezdnik przypomniawszy dobrodziejstw walecznych przodków Polaków, nie syty podwójnym „łupem krajów naszych, chciał nam jeszcze wydrzeć tę część „ziemi ojczystej, którą nam "W". Napoleon wrócił. Godzina „pomsty wybiła, wiarołomny w przymierzach rozniecił na nowo „ogień wojny, w którym sam spłonął, wszędzie pobity, wszędzie wyparty, wygnany z własnej ziemi, chcąc obce ogarnąć, „nietylko własne stołeczne miasto utracił, ale i inne z sro„motą opuścić musiał. Zaproponowawszy nam wprzódy kon„wencyą dla swego garnizonu, nie czekając onej zawarcia, „przejęty bojaźnią potajemnie opuścił stolicę naszą. Czyż my„śli wejść do krajów swoich? Czyż niewie, iż waleczne woj„ska polskie pod dowództwem J. O. księcia Poniatowskiego, „ustąpiwszy z razu na moment przemagającej sile nieprzyjaciela, wnet nieustraszonym męztwem weszły na tór zwycięztw, „który towarzyszy walecznym ? Rozproszyły jedne z kolumn „pod Radziminem i Grochowem zdobywszy szturmem szaniec „przedmostowy Góry, a otworzywszy drogę do kraju współrodakom swoim spiesznym lotem one opanowały. Wszędzie „przyjęci z tą uprzejmością, z tem uczuciem serca, jakie się „uczuć daje po długiem niewidzeniu się brata z bratem, rozłączonych zdradą i przemocą. Chcieli się Austryacy opierać „w murach Zamościa i Sandomierza, lecz cóż wstrzyma mę„żnych walczących za honor i ojczyznę braci! W jednym „dniu prawie wzięty Zamość i Sandomierz szturmem; a tak „staliśmy się panami obydwóch Galicyi. Lecz niedość na tem; „same przednie straże opanowały Brody, Jarosław, Przemyśl, „Tarnów i Lwów, gdzie wszędzie nieprzyjaciel albo przed niemi „pierzchnął, albo się poddał. 80 sztuk armat różnego ka„libru, przeszło 8000 niewolnika, znaczna liczba wozów amunicyjnych, niezmierne zapasy żywności, amunicyi, płócien, „umundurowań w różnych tych miejscach wpadły w ręce na„sze; oprócz tego nieprzyjaciel stracił w zabitych 3000. Dążył feldmarszałek-Lieutenant Schauroth na odsiecz Sandomierzowi , ale już za późno; ważył się attakować wały tego „miasta, lecz poznał, że równie przez walecznego jak czyn„nego żołnierza strzeżone, i z stratą odparty został. Z drugiej strony posuwał się nieprzyjaciel ku Płockowi i Toru„niowi; w obydwóch miejscach odparty cofnąć się musiał,,a „wnet jenerał Dąbrowski zebrawszy siłę zbrojną departamentów poznańskiego i kaliskiego, odpiera go i przegania aż „pod okopy siedliska naszego. Niech nas nie usypiają te „powodzenia; nie dość bronić się od napaści, trzeba się i pomścić! Naród, który chce, by go szanowano, sam siebie po„winien szanować, i w czasie, kiedy wojska nasze ścigać będą „nieprzyjaciela, wzywam was, mieszkańcy miasta Warszawy, „aby podług organizacyi rady stanu pod d. 16 Kwietnia r. b. „gwardye miejscowe urządzonemi były, i patryotyczną usil„nością swoją przyłożyły się do osiągnienia ważnych zamia„rów spokojności i wewnętrznego bezpieczeństwa i t. d

„Dan w kwaterze głównej w Mokotowie d. 3 Czerwca 1809.

podp. Zajączek.

Tej samej nocy, gdy Austryacy opuścili Warszawę, zostali uwolnieni z pod straży wojskowej dwaj radzcy stanu Vice-Prezydent miasta i Kiliński sławny obywatel w rewolucyi ostatniej, których jako zakładników spokojności Warszawy poimali Austryacy i przez 5 tygodni pod mocną strażą w alejach ujazdowskich trzymali.

5 Czerwca. Przybył do stolicy p. Sera, rezydent francuski przy naszym dworze.

Z wiadomości nadeszły eh dowiadujemy się, iż Schill z całą swą hordą partyzancką, z którą po Hanowerze i Pomeranii błąkał się, został wzięty w Stralsundzie przez Holendrów, gdzie na placu zginął; również że Tyrolczyków zbuntowanych uskramiają. W Saxonii od Czech pokazał się korpus pod dowództwem nowo zjawionego jenerała księcia Brunświk-Oels, przeciwko któremu wysłany z Drezna pułk. Thielmann, odniósł niektóre korzyści nad nim w dniu 24 p. m. w okolicy Pirny i Zittau w Gieshiibel i Peterswalde.

6 Czerwca. Jen. dyw. Zajączek posunął się z pod Warszawy stojąc w Mokotowie do Piaseczny, i dziś przeszedł Wisłę. Przednia straż jego stoi w Kozienicach. Jen. zaś Dąbrowskiego straż przednia wyparła nieprzyjaciela z Białe1) i Rawy.

8 Czerwca. Przybyli tu z Modlina powracając do stolicy ministrowie i cała rada stanu, zostająca pod prezydencyą senatora wojewody Stanisława Potockiego.

9 Czerwca. P. Sera, rezydent francuski, wyjechał do głównej kwatery ks. Poniatowskiego, do Trześni.

Nadeszła wiadomość przez kuryera, iż jen. dyw. Zajączek posunął się już za Pilicę do Jedlińska gdzie odparł nieprzyjaciela.

Również mamy doniesienia, iż 5g i 6g t. m. zostali odparci z znaczną stratą Austryacy od Sandomierza, gdzie kilka żwawych szturmów przypuścili, mając na czele A. ks. Ferdynanda. Zabrał im tam waleczny jen. brygady Sokolnicki 4 armaty i 1600 niewolnika.

Dnia dzisiajszego wysłał mnie kuryerem mój jenerał i gubernator Warszawy do głównej kwatery jen. dyw. Dąbrowskiego z nader ważnemi expedycyami. Wyjechawszy po obiedzie z Warszawy stanąłem, jadąc na Błonie i Sochaczew przed wieczorem w Skierniewicach, gdzie zastałem jen. Dąbrowskiego, stojącego tam z swym korpusem, którego przednia straż posunęła się już ku Nowemu-Miastu nad Pilicę.

10 Czerwca. Jenerał zatrzymał mnie przez noc, i dopiero dziś rano dał mi inne expedycye i rozkaz pospieszania do Warszawy, gdzie stanąłem przed południem.

11 Czerwca. Jenerał gubernator ustanowił tu tajemną policyą na śledzenie spisków Schilla i Steina, które aż dotąd się rozciągnęły między dawnymi pruskimi oficiantami, którzy przy wkroczeniu Austryaków mieli nadzieję powrócenia do swego panowania nad nami i uciskania na urzędach; lecz już ta nadzieja znikła. Z tych wszystkich czynności, jako i innych zdają się Prusy być naszymi i Francuzów nie

przyjaciołmi. Ich gazety berlińskie i wrocławskie są napełnione bluźnierstwami i bajkami czerniącemi Francuzów i wszystkie nasze czynności. Tak samo postępowali Prusacy przeciw Francuzom, gdy ci poprzednią prowadzili wojnę przeciw Austryakom i wygrali bitwę pod Austerlic. Tego narodu gabinet nigdy nie szedł prosto, zawsze podstępem i dotychczas tak idzie. Alboż sprawki Steina, Schilla, Brunświka nie są. z natchnienia pruskiego rządu?

12 Czerwca. Nie życząc sobie tak tu w Warszawie zostawać nieczynnym, kiedy inni moi koledzy są w polu, ubiegając się w zawody o sławę i dystynkcyą, a przytem nie widząc aby jenerał Kosiński tak prędko zamyślał opuścić urzędowanie gubernatora miasta Warszawy, prosiłem go, aby mnie uwolnił od obowiązków adjutanta przy nim, i odesłał do czynnego wojska. Na co zezwolił jenerał, dając mi rekommendacyą do jen. dyw. Dąbrowskiego, przy którego sztabie życzyłem sobie być umieszczonym. Wysłałem więc moich ludzi z ekwipażem i feuille de route dwa dni wprzódy naprzód do głównej kwatery jenerała dyw. Dąbrowskiego, a sam dnia dzisiajszego z różnemi expedycyami opuściłem mego jenerała i przy nim zostających kolegów.

13 Czerwca. Wyjechawszy z Warszawy na sam wieczór, jechałem podwodą podług etapów na Błonie, Sochaczew i Skierniewice, gdzie w południe dogoniłem moje konie. Jenerał Dąbrowski posunął się z korpusem i przeniósł swą główną kwaterę aż za Rawę. Spodziewam się go dogonić nad Pilicą. Zaraz więc ruszyłem do Rawy, gdzie prowadząc moje konie musiałem przenocować.

Rawa było miastem stołecznem województwa. Ma teraz 960 mieszkańców i 170 domów, 5 kościołów i klasztor Augustynów. Na wzgórku wznosi się stary zamek zbudowany przez Kazimirza W., w którym chowano dawniej czwartą część dochodów z królewszczyzn na utrzymanie pogranicznych żołnierzy, archiwa koronne i więźniów znaczniejszych. W nim naturalny syn króla szwedzkiego Bandisius, wódz wojsk Gustawa króla szwedzkiego, jako i Stref i Teuffel i inni pruscy wodzowie więzieni byli. Mieszkańcy tutajsi najwięcej teraz żyją, z rólnictwa, piwowarstwa i palenia wódki. Rawa ma może około 70 rzemieślników, leży w błotach nad rzeczką Rawką, która wpada w Rawę. Województwo rawskie należało dawniej do książąt mazowieckich, po których wygaśnięciu zostało przyłączone do Polski zawierając w sobie księstwo łowickie. Tu w r. 1698 zjechali się August II z Piotrem W.

14 Czerwca. Główna kwatera jen. dyw. Dąbrowskiego jeszcze przedwczoraj została przeniesiona z Rawy do Ujazdu, i nierobiono mi nadziei abym jen. Dąbrowskiego dogonił aż chyba w Piotrkowie o ośm mil ztąd. Opuściłem więc dziś rano Rawę i pojechałem do Ujazdu, gdzie popasłem. Ujazd jest miasteczko z 60 domów złożone, mające do 480 mieszkańców między którymi 5 rzemieślników. Leży na zbiegu Piaseczny i Wolborzy które razem wpadają w Pilicę.

Z Ujazdu pojechałem do Wolborza, małej mieściny, należącej do województwa sieradzkiego, a departamentu kaliskiego. Płynie tędy rzeczka Wolborka. Miasto leży w przyjemnej okolicy, nader obfitej w pastwiska i łąki. Dawniej należał Wolborz do biskupów kujawskich. Pod miastem leży wielki i piękny regularnie budowany zamek z ogrodem i zwierzeńcem tychże biskupów. Mieszkańcy w liczbie 930 dusz utrzymują się z rólnictwa i hodowania bydła. Ztąd niema jak pół mili do Pilicy, wzdłuż której jak widzę udaje się jen. Dąbrowski z dywizyą dla zasłonienia Księstwa od nieprzyjaciela aż do samej Częstochowy, zostawiwszy zasłonę Warszawy i jej departamentu dywiayi jen. Zajączka. Szczątki austryackiej armii złożone jeszcze z 30,000 regularnego żołnierza, oprócz gwardyi morawskiej czyli landwerów, oblegającej Częstochowę, zdają się chcieć się bronić w okolicach między Wisłą a Pilicą. Zupełnie prawie wyparci z Księstwa i otoczeni, gdyż cały prawy brzeg Wisły od Pragi przez Sandomierz aż ku Krakowu blokuje wojsko nasze, zostające pod dowództwem bezpośredniem księcia Poniatowskiego; cała zaś Pilica od ujścia w Wisłę aż za Częstochowę do granicy szląskiej jest obsadzona różnemi kommendami; naprzód jen. dyw. Zajączka, którego lewe skrzydło opiera się o Wisłę, a prawie dotyka Piotrkowa; a potem jen. dyw. Dąbrowskiego, którego kommendy rozciągają się aż pod samą granicę Szląska. Austryacy, chcąc rejterować do swej głównej armii dowodzonej przez A. ks. Karóla, już odpartej aż do Węgier od Francuzów, nie mają do przejścia więcej miejsca, jak odległość Krakowa od Olkusza.

Tego samego dnia przed wieczorem stanąłem w obozie, który był rozłożony po drugiej stronie miasta Piotrkowa; główna zaś kwatera jen. Dąbrowskiego była pod samem miastem. Przybywszy tam, po zameldowaniu się i oddaniu expedycyi, które przywiozłem z Warszawy od jenerała gubernatora, oświadczył mi jenerał Dąbrowski iż przeznacza mnie do swego sztabu, co z największą dla siebie chlubą przyjąwszy, zaraz przy uim służbę odprawiać zacząłem.

Miasto pod którem tu nasz obóz stoi, jest to ten sam sławny trybunalski Piotrków, dawne i znane w Polsce miasto. Za Jagiellonów najpospolitsze miejsce sejmów, na ten cel prawem z r. 1540 wyznaczone było. Tu się odprawił w r. 1551 sławny synod duchowieństwa narodowego. Już od r. 1480 był Piotrków miejscem trybunału Wielkiej Polski, z którego wychodziły na całą Polską wielką prowincyą ostateczne roki sądowe. Tu to z całej tej prowincyi jak do areopagu zbiegał się z nadzieją w sercu że mu się stanie sprawiedliwość lud uciśniony, który ze łzami nieraz ztamtąd wracać musiał przeklinając niesprawiedliwość, spiesząc pozbierać żonę i dzieci z owej włości wyrzucone od możniejszego, który sypiąc pieniędzmi i zalewając areopag węgrzynem zyskał potwierdzenie niegodnego postępku. Piotrków z powodu siedliska w nim trybunału, bardzo się wzmógł i powiększył. Cały jest prawie murowany i murem opasany. *) Ma przeszło 270 domów i 1,500 mieszkańców, którzy dawniej bardzo bogaci byli, lecz przez odmiany rządu i przez rozmaite pożary miasta podupadli. Z tej też przyczyny większa część murów w gruzach. Znaczniejsze domy są: ratusz, kolegium pojezuickie z kościołem, jako i Pijarów, klasztory Dominikanów, Dominikanek, Kapucynów i t. d. O kilka staj od miasta, w miejscu bagnistem, zwanem Bugaj, wznoszą się szczątki dawnego zamku królów polskich, o którym Stryjkowski mówi, że wielkim kosztem był postawiony. Cały powiat piotrkowski ma grunta nader urodzajne, ale po większej części bagniste. Jest oddzielony od województwa sandomirskiego Pilicą, która tu płynie o milę tylko.

Linia działającego wojska naszego pod dowództwem jen. dyw. Dąbrowskiego jest w tej chwili w tem położeniu: Prawe skrzydło opiera się jak wprzódy o Częstochowę i Szląsk, gdyż lewe tylko będąc w poruszeniu od początku kampanii zachodziło coraz dalej. Korpus ciągnąc się wzdłuż Pilicy opiera się w centrum o Piotrków. Lewe skrzydło ciągnąc się ku Wiśle opiera się o prawe skrzydło korpusu jen. dyw. Zajączka. Już w tym momencie niema i jednego zbrojnego

Przez Kazimirza W., który tu także klasztor ufundował.

Austryaka w naszem Księstwie; wszyscy są przerzuceni za Pilicę, którą już nasza przednia straż pod dowództwem pułkownika Biernackiego przeszła i zajrzała do naszych braci jeszcze nieoswobodzonych z pod jarzma naszych napastników, którzy dali im imię, zacierając ich własne, od niegdyś halickiego państwa, Galicyi nowej czyli zachodniej. Spodziewamy się, iż do zdobyczy starej Galicyi, którą już uskuteczniły nasze stare wojska, a którą przedsięwziął pierwszy jen. Dąbrowski, niezabawem przyłączymy i tę nową Galicyą za przewodnictwem męża, który do tej tam wskazał drogę. Przejęte depesze z kuryerem Austryakiem przez nasz podjazd będący pod kommendą pułk. Bielamowskiego, dowodzą, że i nieprzyjaciel nie może zaprzeczyć swych strat zadanych mu przez nasze oddziały, gdyż w tych depeszach jen. austryacki Mundit donosi arcyksięciu Ferdynandowi, (który już ma być w Radomiu), iż kommenda jen. Dąbrowskiego wszędzie ich odparła i przymusiła przejść za Pilicę.

Mamy także wiadomości, iż nieprzyjaciel w kilka tysięcy wojska i kilka armat znajduje się w Kielcach; a pod Radomiem ma stać 14,000 piechoty i kawaleryi z artyleryą. W Krakowie ma być 6,000, lecz samych rekrutów. Oddziały nieprzyjacielskie odparte od Sulejowa, cofnęły się aż do Skotnik i Przedborza, gdzie stoją w lesie pod Nosołowicami.

15 Czerwca. Dnia dzisiajszego nie ruszyliśmy się dzień cały z obozu pod Piotrkowem. Sam jenerał tylko pojechał do Sulejowa, dla obejrzenia tam przeprawy przez Pilicę. Każdy dzień spoczynku używano na musztrowanie i ćwiczenie żołnierza surowego. Na tem zatrudnieniu przeszedł też dzień dzisiajszy. Może by kto sądził, iż to wojsko, które już mil kilkadziesiąt pędzi przed sobą tak bitne i tak liczne wojsko austryackie, nie może być jak nader dobrze wyćwiczone, że go się tak bardzo obawia nieprzyjaciel i gdzie mu stawi czoło

zostanie odparty. Niech się więc tu każdy przekona, że geniusz wojskowy jest wrodzony każdemu Polakowi, który choć niećwiczony, jak to wszystko pokazuje, potrafi jednak zwyciężyć wojsko stare, wyćwiczone, którego zwycięztwa już zdumiewały całą Europę. Można mówić w ogólności o tej naszej nowo uformowanej przez jen. Dąbrowskiego dywizyi, iż mało się w niej znajduje żołnierzy, którzyby umieli więcej jak nabić i zabić. W tem jest cała ich taktyka i manewry, aby raptem wpaść na nieprzyjaciela, pobić go i kupy się trzymać. Lecz korzyści, które odnosimy z takim żołnierzem najwięcej winniśmy mądremu prowadzeniu dowódzcy, naszemu jen. Dąbrowskiemu, który znając geniusz narodowy, umie z niego korzystać, nauczony przez długoletnie doświadczenie. Jego to geniusz napełniając podziwieniem przestrzeń od Alpów aż do ostatniego kopca Kalabryi, dał tylokrotne dowody, iż umie w mgnieniu oka uformować armią i ją zaraz na pole zwycięztwa prowadzić. Godnem przytem jest uwagi ubiór tego naszego całego wojska tak szumnie awansującego, pędzącego przed sobą trzykroć razy liczniejszego nieprzyjaciela, który na nasze szczęście nic o tem nie wie. Można mówić, iż oprócz dwu batalionów piechoty jeszcze nie kompletnych; opatrzonych w broń kalibrową z bagnetami, wcale nie mamy ubranego regularnie żołnierza; prawie każdy inaczej, jeden w siermiędze, drugi w sukni, jeden na terlicy, drugi na siodle, ten z uzdeczką, tamten z munsztukiem i t. d.... Strzelcy piesi, którzy największą naszą siłę składają, mają wszelkiego kalibru broń, jedni gwintowe sztucery, drudzy flinty i t. p. Cała zaś nasza kawalerya, która najwięcej dokazuje, ma za całą broń pikę czyli proporzec z chorągiewką kolorową, które w attaku najwięcej nieprzyjacielowi szkodzą strasząc konie. Ta kawalerya ubiorem swoim nie jest podobna ani do ułanów, ani do kozaków. To jednak wojsko, ledwie nazwisko

żołnierza odbierze, już się bije i zwycięża. Oto nowy tego przykład: Dnia 30g° Maja jeden pikinier zastawszy we wsi Rączkach pod Przedborzem sześciu Austryaków zbrojnych, sam ich rozbroił i wziął w niewolę, sam dopiero co wszedłszy w służbę. Powtóre: patrol z równie nowych żołnierzy złożony wpadł 2g° t. m. do Przedborza i zabrał oficera z 39<=iu Austryakami zbrojnymi, i tysiąc takich przykładów, dowodzących, że nie dawność służby, ale zapał i odwaga robią dobrym żołnierza.

W ten sam czas, gdy p. pułk. Bielamowski przeszedł Pilicę z majorem Umińskim pod Nowem-Miastem, a kap. Zawadzki pod Sulejewem, pułk. Dębiński wkroczył z drugiej strony od Częstochowy do Oalicyi. Ci wszyscy w kommunikacyi zostają na linii od Nowego-Miasta ku Opocznu, Końskim i Przedborzu. Na tych wszystkich punktach oprócz około 100 zabitych zabrano nieprzyjacielowi ze dwieście niewolnika. Nasza strata stósunkowo mała: porucznik Dembiński i 30 strzelców, którzy cudów męztwa okazywali w akcyi pod Sulejewem.

16 Czerwca dał jen. dyw. Dąbrowski rozkaz całej linii naszego wojska, aby przeszła Pilicę, sam zaś dnia dzisiajszego przeszedł ją pod Sulejowem *), obierając to miasto na swą główną kwaterę. Przednia nasza straż posunęła się ztąd ku Końskim. Już więc stanęliśmy na tej ziemi braterskiej, której mieszkańce mimo kilkunastoletniego rozłączenia od tak dawna za nami wzdychają, aby złączywszy się z nami wyzwolić się z jarzma, włożonego na nich przez plemię Rakuzańskie, niewdzięczne i zawsze nieprzyjazne naszej ojczyznie, za którą idziemy się pomścić. Ich radosne przyjęcia, aż nadto nam dowodzą, że są nieodrodnymi Polakami i naszymi braćmi.

*) Miasto Sulejów, w którem teraz stoimy, jest miejsce bardzo mało znaczące. Połowa jego leżąca na lewym brzegu Pilicy, mająca do 400 mieszkańców, należała już wprzódy do księstwa warszawskiego. W tej zaś części gallicyjskiej na prawym brzegu Pilicy jest Opactwo z pięknym klasztorem Cystersów, założone przez Kazimirza II, syna Bolesława III Krzywoustego. Sulejów zaś sam był założony r. 1180 od Rusława Hrabi z Góry.

Ledwieśmy stanęli na granicy naszych odłączonych braci a spostrzegliśmy ze wszech stron zbiegającą się młodź okoliczną na koniach z pałaszem przy boku, chcącą zaraz stanąć w naszych rotach, aby z nami resztę braci oswobodzić z jarzma niewolniczego. Ojcowie, matki mimo niebezpieczeństwa utraty majątku, życia i największych katowni, któremi grozi dotychczasowy ich rząd, przebierają się przez nieprzyjacielskie obozy i tu przywożą swe dzieci, synów, aby ich oddać do naszego wojska, a córki aby im pokazać mścicielów ojczyzny.

Nasz jenerał wyznaczył oficerów do przyjmowania tej młodzieży szlachetnej, która mimo bogactw i dostojeństw, nie pytała się o stopnie oficerskie, lecz miała sobie za chlubę być przyjętą w szeregi prostych żołnierzy. Niech mi kto pokaże przykład w innym narodzie większego patryotyzmu. Wielu z tej młodzieży dziś przybyło do wojska, jutro już się biło i to z dystynkcyą. Możeby kto sądził, iż ta młodzież wstępuje tak łatwo do wojska naszego dla ozdoby munduru; lecz niech sobie przypomni, iż to nasze wojsko tak ladajako jest ubrane, iż wielu zaledwie siermięgą są okryci. Żaden z nich więc niemiał nic innego na celu, tylko samą miłość ojczyzny. Starali się zaś bardzo i miał sobie każdy za honor mieć dobry pałasz, i byle mu był do ręku, rąbał nim tak dobrze jak najlepszy uczony rębacz przez składność wrodzoną, którą mają Polacy do pałasza. Czyby który z szlachty niemieckiej tak łatwo stawił życie na obronę ojczyzny? Mamy tego jawny dowód teraz z Sasów, niejako naszych braci, mających najwięcej narodowego przywiązania ze wszystkich Niemców którym nieprzyjaciel w daleko mniejszej liczbie, niż u nas, był wpadł do kraju i cały splądrował, a żaden z nich nie porwał się na jego obronę, mimo zamysłu zrobienia powstania takiego, jak u nas. Niemożna to zarzucać ich patryotyzmowi, lecz tylko ich temperamentowi powolnemu, wrodzonemu Niemcom, który im nie dał uskutecznić obrony, zaczem cały kraj posiadł nieprzyjaciel, zkąd aby go wypędzić muszą teraz czekać na pomoc którego alianta.

Polacy zaś bez pomocy cudzej zebrawszy sobie do dwudziestu tysięcy wojska, nietylko wypędzili nieprzyjaciela w sile 50,000 z kraju, który im oswobodził Napoleon, nasz obrońca ale nawet odpierając nieprzyjaciela dalej, rozszerzają swe granice, uwalniając z jarzma nieprzyjacielskiego swych braci. Codziennie do armii naszej przychodzą oddziały nowo uformowane w różnych departamentach dla ukompletowania batalionów tworzących się w oczach nieprzyjaciela.

Nie wspominałem tu jeszcze, iż nasze oddziały przed przejściem Piliey były zabrały w Sulgustowie i Nowem Mieście niezmierne magazyny, zapasy lazaretowe, amunicyi i innych rekwizytów wojskowych w wielkiej liczbie, wartości 100,000 złtp., na których zwiezienie 1,400 fur potrzeba. Także zabrano 500 chorych.

Dnia 12g<> t. m. nasza armia na prawym brzegu Wisły zostająca była na wszystkich punktach attakowaną nad Sanem ze stratą nieprzyjaciela.

Dnia dzisiajszego nasza przednia straż pod dowództwem walecznego pułkownika Biernackiego, przepędziła nieprzyjacielską przez miasto Końskie z największą korzyścią.

Jak się zdaje, jest teraz planem naszego jenerała, zakrywszy zupełnie Księstwo, połączyć się przez Opocznę z jenerałem Zajączkiem, który ma być w Kozienicach.

17 Czerwca ruszyliśmy z całym korpusem ze Sulejowa, o półtorej mili do Paradyża, gdzie pod klasztorem stanęliśmy obozem. Tu zostaliśmy uwiadomieni, iż dwa korpusy nieprzyjacielskie Mondeta i Mora złączyły się pod Konskiem, w sile może sześć razy tak mocnej, jak nasza cała dywizya. Stanęliśmy więc w pogotowiu do boju przez całą noc, najsłotniejszą i najzimniejszą, którąśmy mogli mieć przez całą kampanią. Całą naszą zachroną od deszczu było kilka hojenek, a od zimna wielkie ogniska, które będąc szeroko rozłożone, wystawiały w oczach nieprzyjaciela niezmierną naszą siłę, i przytem przyświecały naszym działaniom w nocy tak ciemnej. Te wszystkie przykrości, które kiedy indziej byłyby może dla nas bardzo nieznośne, słodko znosiliśmy wszyscy za przykładem jenerała, czekając z niecierpliwością momentu, w którymby dano hasło do attaku. Lecz naszym życzeniom nie stało się zadosyć, gdyż nieprzyjaciel widząc gotowość naszą na przyjęcie jego, nie odważył się choć w takiej sile uderzyć na nas.

18 Czerwca. Rano za rozświtaniem jenerał kazał przedniej straży pod kommendą pułk. Biernackiego ściągnąć się tu pod Paradyż, a sam z korpusem wrócił się nad Pilicę pod Sulejów, gdzieśmy stali cały dzień spokojnie. Właśnie, w ten sam czas, gdyśmy przeszli byli na prawy brzeg Pilicy jenerał dyw. Zajączek przeszedł znowu na powrót na tę tu stronę Wisły, udając się ku Radomiowi.

19 Czerwca. Dziś w nocy wysłał mnie jenerał z rozkazami do przedniej straży, kommenderowanej przez pułk. Biernackiego, stojącej pod Paradyżem, z poleceniem zostania przy niej. Za przywiezionym rozkazem ruszyliśmy zaraz naprzód z całą przednią strażą i stanęliśmy koło południa o milę od Końskich w miasteczku małem Żarnowie, gdzie po drugiej stronie miasta rozłożyliśmy się obozem.

Żarnów jest bardzo licho zbudowane i mało znaczące

miasteczko, ma jednak uwagi godny kościół bardzo starodawny z ciosowego kamienia i baterye niezmiernie wielkie, sterczące nad miastem, które zapewne są z czasów wojen szwedzkich.

Ta okolica, w której dziś stanęliśmy, składała dawniej część województwa sandomirskiego, a Żarnów było dawniej jedną z jego kasztelanii. Wstępując na granice tegoż województwa muszę tu wspomnieć, iż to była jedna z zamożnych dziedzin naszej Polski, miała dawniej osobnych swych książąt i dopiero za Władysława Łokietka została przyłączoną do Korony. Zawierała sześć powiatów: Sandomirski, Wiślicki, Pilzneński, Radomski, Opoczyński, Chęciński i ziemię stęzycką. Kraj jest dość miły, bardzo żyzny i pod różnymi względy bogaty. Obfituje w zboże, osobliwie w pszenicę, która jest najlepszą w Polsce. Świadczą pisarze dawni, iż pod Sandomierzem uprawiano wino. Owoców wszelkiego rodzaju bardzo wiele posiada. Kruszcze n. p. przedziwne żelazo, miedź, jako i w obfitości marmur, kredę, posiada także. Kraj cały ma położenie do handlu wygodne, będąc poprzerzynany większemi rzekami: Wisłą, Nidą, Pilicą, Sanem i t. d.

Stojąc tu pod Żarnowem wysyłaliśmy częste podjazdy pod obóz nieprzyjacielski, z któremi osobiście bywałem. Nie. przyjaciel zdaje się umacniać i chcieć bronić w Końskich, zabezpieczając sobie rejteradę na Kraków, będąc tu w wielkiej liczbie skoncentrowany. Dla tego poszedł jeden oddział od naszej przedniej straży do Radoszyc *), na trakt boczny od Końskich do Krakowa dla rekognoskowania poruszeń nieprzyjaciela.

*) Radoszyce jest miasto bardzo nędzne; należy do Małachowskich. Ma fabryki żelazne i w obfitości kopalni w okolicy. Należą więc do niego wielkie piece w Królewcu i Antoniowie, jako i fryszerki Małachów i Lęczen.

20 Czerwca. Jenerał dyw. Dąbrowski przybywszy tu pod Żarnów osobiście do naszej przedniej straży dla dania ustnych rozkazów naszemu kommendantowi, wysłał mnie natychmiast z podjazdem naprzód dla powzięcia dokładnej wiadomości o nieprzyjacielu, jego położeniu, jego sile i jego myśli. Mając takie zlecenie udałem się prosto pod same mury Końskich, objechałem na około pikiety i posterunki nieprzyjacielskie. Obejrzałem kilka miejsc, gdzie obozował nieprzyjaciel odmieniając co moment położenia koło Końskich; wybadałem dobrze ludzi, którzy potrafili się wymknąć pomiędzy pikietami nieprzyjacielskiemi z Końskich do boru i okolicznych wsi. I nakoniec powziąłem tak dokładną wiadomość, iż wiedziałem wszystko co się dzieje wśród obozu nieprzyjacielskiego. Zapędziłem się nawet za jednym patrolem nieprzyjacielskim, lecz zniknął mi w lesie. To wszystko uczyniwszy posłałem rapport jenerałowi, a sam z ludźmi stósownie do naszego mi zlecenia, obróciłem mój marsz ku Radoszycom. Tu naokół byłem pośród nieprzyjaciół; do której wsi przybyłem, wszędzie powiadano mi, iż dopiero wyszli cesarscy rabusie. Wszędzie zastałem krzyk i płacz z powodu rabunków, które sprawiały urwisze nieprzyjacielskie z Końskich wypadające. Ja tem śmielej szedłem, choć w tak małej sile, mając za sobą chłopów, którzy mi szpiegowali i za najlepsze mi służyli patrole i flankiery, na co moich żołnierzy nie mogłem wysyłać, gdyż ich miałem za mało, aby ich rozrywać. Szedłem między różnemi kuźniami i fryszerkami żelaznemi, prowadzony najciaśniejszemi przesmykami. Stanąwszy w Radoszycach zastałem tam nasz oddział pod kommendą podpułkownika Chłapowskiego, adjutanta naszego jenerała, z którym miałem rozkaz się złączyć. Mieliśmy więc około 60 koni całej naszej siły tu w Radoszycach, mając przed sobą o milę kilkotysięczny korpus nieprzyjacielski pod kommendą jakiegoś jenerała Sevali. Naprzeciwko takiej sile umyśliliśmy się brać na sposoby. Znalazłszy stary taraban od odpustowej muzyki w tutejszym farnym kościele, kazał w niego kommenderujący codziennnie stojąc tu pod Radoszycami bić pobudki, czapstrychy, udając, iż mamy infanteryą, co wstrzymywało nieprzyjaciela tak długo od attaku, choć byliśmy na jego tyłach, a przynajmniej we flance. Niemając sił do oparcia się, gdyby nieprzyjaciel w sile uderzył, musieliśmy używać takich sposobów, aby się utrzymać w tem miejscu bardzo ważnem, gdyż ztąd najlepiej można uważać wszelkie poruszenia nieprzyjaciela.

21 Czerwca. Ledwie ranna zorza ukazała swe promienie, nieprzyjaciel w całej swej sile, spędziwszy nasze posterunki, ukazał się w linii do bitwy naprzeciwko naszemu obozowi, który był dla ostentacyi szeroko rozłożony. My widząc to, a nie sądząc bardzo korzystnem dla nas stoczenie w tak małej liczbie przeciw tak przeważnemu nieprzyjacielowi, bitwy porządnej, umyśliliśmy całą naszą siłę użyć na tyraliery mając samą .kawalerią, i tak uderzyć na nieprzyjaciela na nas awansującego, mając w zasłonie tyłu miasto Radoszyce, za które ułożyliśmy się zrejterować, gdyby nam się nieudał ten fortel, a w przeciwnym razie pozostać w naszem dawnem stanowisku przed miastem.

Gdyśmy poszli do attaku, postrzegliśmy zaraz, iż nieprzyjaciel dobrze był uwiadomiony o naszej sile, gdyż z przodu kiryssiery dość śmiało w kolumnie na nas nacierali, a Cheveaux-legery z boku koło miasta nam tył brali. To widząc szef nasz, wziąwszy połowę ludzi, cofnął się przez miasto dla zabezpieczenia tyłu. Ja zaś z drugą połową pomału cofając się odstrzeliwałem się z pistoletów i odpierałem jak mogłem proporcami z chorągiewkami natarczywość nieprzyjaciela. Uważałem szczególnie cofając się, aby moi ludzie w rozproch nie poszli i ile możności szeregu się trzymali, nie będąc jeszcze do niego bardzo wćwiczonymi. Wpadając już do miasta, jeden wachmistrz, będący między memi ludźmi miał tyle przytomności, iż zaczął kommenderować kommendą piechoty, co tak zraziło nieprzyjaciela, iż na moment wstrzymał się w miejscu, co dało czas lepiej uformować się. Nieprzyjaciel widząc, iż to fortel tylko był, z tem większą natarczywością natarł natychmiast na nas. Ale potemSobawiając się znać zasadzki mniej żwawo nacierał, tak dalece, że w samem mieście potrafiłem choć nie z tak bardzo ćwiczonym żołnierzem pięć razy sformować się i obrócić na nieprzyjaciela dla ubicia i urwania mu co ludzi i koni. Lecz na ostatku przy samem wyjściu z miasta z taką natarczywością uderzył na nas nieprzyjaciel, widząc taką małą garstkę przeciw swej tak wielkiej sile *), iż prawie w rozproch poszli moi żołnierze, a ja sam osobiście musiałem się bronić, ubiwszy konia jednemu Cheveaux-Legerowi, i mając swego lekko rannego i kapelusz na głowie przestrzelony. Wypadłszy za miasto, nieznających okolicy wypędził nas nieprzyjaciel na błota, w których wszyscy polgnęliśmy z końmi po uszy, mając tuż za nami nieprzyjaciela. Okropny był nasz stan, tem okropniejszy w mych własnych oczach, iż widziałem blizką zgubę mych ludzi, którzy mi byli powierzeni, gdyż pistolety z ostatniemi ładunkami potopiliśmy lub zamaczali grzęznąc w błocie. Lecz bogini losów, która zwykle sprzyja śmiałości, uśmiechnęła się do nas, i może w nagrodę tego, iż w tak małej liczbie tak przemagającej sile oprzeć się mieliśmy odwagę, podała nam rękę. Nieprzyjaciel, który sądził zapewne, iż w lesie, który się tuż przy błocie zaczynał, jest jaka zasadzka przybywszy nad błoto, obrócił się natychmiast i zostawiwszy nas w niem, cofnął się nagle do miasta. My zaś pozbawieni nieprzyjemnego spektatora, zaczęliśmy dobywać siebie i konie z bagna, aby pójść szukać naszego szefa, który z jednym oddziałem nasamprzód się zrejterował. Ale ten spędzony od nieprzyjaciela z dyrekcyi, gdzieśmy się mieli złączyć, zginął nam z oczu.

*) Nie miałem tu więcej, jak 20 koni a nieprzyjaciel kilka szwadronów, lecz się zapewne spodziewał w mieście zastać większą naszą siłę.

Dobywszy się z bagna ruszyłem z moją kommendką ku wsi Fałkowu dla złączenia się z kompanią strzelców, która tam miała stać. Jakoż w istocie spotkałem ją we wsi Skucinach idącą nam na pomoc na odgłos strzałów. Lecz jakież dla nas było podziwienie, gdy i tu nie zastaliśmy naszego szefa z drugim oddziałem jazdy, który jak później dowiedzieliśmy się, zrejterował się lasami aż nad Pilicę.

Zmocniony strzelcami, umyśliłem alarmować Radoszyce i wyciągnąć nieprzyjaciela w zasadzkę, którą chciałem zrobić ze strzelców pod miastem. Dla tego kazałem odpocząć żołnierzom, popaść konie i wszystkim po racyi wódki rozdać. *)

*) Uw. Wyd. Nie od rzeczy zapewne będzie, umieścić tu oryginalny rapport o tej sprawie, który znalazłem pomiędzy papierami ś. p. stryja mojego:

W Skucinie d. 21 Czerwca 1809.

Rapport
do pułkownika Biernackiego.

Dnia dzisiajszego świtaniem obóz podpułkownika Chłapowskiego, stojący pod Radoszycami, był attakowany od szwadronu Cheveauxlegerów, za którym miała piechota iść, lecz niewiedzieć fw jakiej sile. Podpułkownik Chłapowski rejterował się ze swoim oddziałem naprzód przez miasto ku Fałkowu i zginął nam z oczu. Ja żaś z oddziałem porucznika Lubowieckiego i w towarzystwie tegoż nieustraszonego i przytomnego oficera wstrzymywaliśmy nieprzyjaciela rejterując się w porządku przez miasto za podpułkownikiem Chłapowskim ku Motkowicom. Goniła nas kawalerya aż za miasto. Lubowieckiego byłby ranił jeden Austryak, gdyby się nie był zastawił, mnie zaś raniono konia. Nie mieliśmy i so koni, jednak sześć

Posłałem zaraz z tego miejsca rapport do jenerała, a patrol jeden ku Radoszycom, a drugi szukać szefa z swym oddziałem. To gdym uczynił i już się gotowałem ruszać z strzelcami razem z Skucin pod Radoszyce dla wykonania moich projektów, przybył rozkaz od jenerała do wszystkich kommend będących na prawym brzegu Pilicy, aby się cofnąć za tę rzekę z uwiadomieniem, iż już cały korpus z główną kwaterą to uczynił, ciągnąc ku Warszawie, z powodu tego, iż jen. Zajączek po bitwie pod Jedlińskiem był przymuszony przejść na prawy brzeg Wisły, a przez to odkryć Warszawę.

Ta wiadomość tak niespodzianych i nadzwyczajnych zdarzeń, była dla nas przerażająca. Kazałem więc stanąć zaraz moim ludziom i strzelcom i ruszyłem zamiast do Radoszyc ku Pilicy, którą wieczorną porą przeszedłem pod Skotnikami, gdzie złączyłem się z pułkownikiem jazdy Barskim, pułkownikiem strzelców Grudzińskim i szefem Chłapowskim, którzy wszyscy tu się pościągali ze swymi oddziałami, stósównie do rozkazu jenerała i formowali dość znaczną siłę, z którą stanęli obozem na lewym brzegu Pilicy.

Od miejsca, gdzieśmy stanęli, jest niedaleko miasteczko Przedborz, znane w naszej historyi, z powodu, iż było najmilszem mieszkaniem Wielkiego Kazimirza, naszego prawo

razy stawiliśmy się mimo największej trudności. Musieliśmy zastępować i bić naszych żołnierzy, aby ich utrzymać. Rejterując się porządnie i odstrzeliwając się przyśliśmy do Motkowic. Wiedząc, iż koło Fałkowa stoją strzelcy pułkownika Grudzińskiego, poszliśmy ku tej stronie, zastaliśmy więc ten oddział pod kommendą kapitana Ostroweckiego tu we wsi Skucinach, i natychmiast tu ztąd ten rapport robię, oczekując rozkazu, tak dla tu stojącej kommendy, jako i dla siebie. Dowiaduję się ile możności o Chłapowskim, lecz nie wiem dotąd, gdzie się obraca z całą swoją kommendą. Jeżeli będziemy mogli tedy chcemy alarmować Radoszyce. gdzie stanął nieprzyjaciel wystawiwszy niedaleko od miasta pikiety z dwóch ludzi. Skuciny są o milę od Radoszyc.

L. Sczaniecki.

dawcy i najlepszego monarchy, którego ślady do naszych czasów zachowane zostały w starożytnych murach i budowlach, któremi przyozdobił kraj nasz cały. Tu zbudowawszy piękny zamek, jak w wielu innych miejscach, bawił się zwyczajnie w przyległych borach polowaniem. Jednego dnia w r. 1370 uganiając się za jeleniem, padł z koniem i zadał sobie ranę na goleni, która była przyczyną jego śmierci w Krakowie dnia 5g° Listopada.

22 Czerwca. Ta nasza siła połączona pod Skotnikami, umyśliła tu wzdłuż rzeki bronić przeprawy nieprzyjacielowi. Szefowie, aby powziąć wiadomość, gdzie stoi korpus główny, i otrzymać rozkazy od jenerała względem dalszego działania, zlecili mi wziąć oddział mały z kilkunastu kawalerzystów i z nimi się przerzynać do głównej kwatery jen. Dąbrowskiego. Wyszedłszy zaraz w nocy, stanąłem bez żadnej przeszkody w Sulejewie, gdzie zastałem mały oddział strzelców i konnicy oderwany od korpusu dla strzeżenia przeprawy. Tu się dowiedziałem, iż jenerał z korpusem tego samego dnia, którego wyszedłem z Żarnowa, ruszył do Opoczna, a ztamtąd pod Nowe- Miasto nad Pilicę, z powodu iż. wielka siła nieprzyjacielska przeszła na tę tu stronę Wisły, i że kilka połączonych korpusów nieprzyjaciela zdają się powtórnie dążyć ku Warszawie. Zaraz więc posłałem do Skotnik, dla uwiadomienia o tem wszystkiem tam pozostałe kommendy. Sam zaś wytchnąwszy koniom i ludziom ruszyłem ze Sulejowa po prawej stronie Pilicy do Inowłodza *) miasteczka nad tą rzeką leżącego, gdzie równie kazałem dać furaż koniom, gdyż już dużo drogi uszły i jeszcze dziś miały stanąć w Nowem-Mieście. Ledwo wyszedłem z miasta, wpadli do niego, jak się

) Inowłodz jest małe miasteczko mające 44 domów a 400 mieszkańców. Z dawnego swego stanu nie posiada, tylko ruiny ogromnego zamku zabytek Kazimirza W. który to miasto murem opasał.

później dowiedziałem, huzary nieprzyjacielskie dla rabunku, lecz nie śmieli za mną pogonić, choć ich liczba była daleko większa od mojej. Ja sobie szedłem powoli po lewym brzegu Pilicy, dążąc ku Nowemu - Miastu, dowiedziawszy się dokładniej, iż tam już podciągnął jenerał z korpusem. Na pół drogi od Inowłodza do Nowego-Miasta, gdy się już ściemniło, mając niezmiernie znużone konie, musiałem w wsi jednej popaść, dla tego, iż co moment spodziewałem się spotkać z nieprzyjacielem, którego podjazdy po drugiej stronie rzeki ciągle się pokazywały, a Pilicę wszędzie w bród w tym czasie przejdzie. Nakoniec koło północy stanąłem w NowemMieście, gdzie zastałem główną kwaterę. Gdy zdałem rapport, kazał mi jenerał wypocząć z ludźmi moimi i być gotowym iść na odwrót jutro z moim oddziałem dla objechania wszystkich kommend stojących nad Pilicą aż do Częstochowy. Nowe - Miasto leży na wyniosłem wybrzeżu Pilicy, i można je kłaść w liczbie średnio-porządnych miasteczek. Należało dawniej do Ziemi, a teraz do Powiatu Rawskiego. Ma ludności przeszło 1000 dusz i przeszło 100 domów drewnianych szkudłami.łub słomą pokrytych, pałac ogromny murowany dziedzica Małachowskiego, most drewniany przez Pilicę, wielkie groble i t. d. Lecz co szczególnie jest do uważania, t. j., iż to miasteczko, jak jest mało znaczne, tak ma bardzo wiele uczciwych mieszkańców, szczególniej płci niewieściej, której edukacya i ton nie jest podobny ani stósowny do tak cichego miasta. Jest to uwaga, którą robię w Polsce, pierwszy raz po Gnieźnie, mieście Wielkopolskiem, gdzie to samo . znalazłem.

23 Czerwca. Koło południa dał mi rozkaz jenerał, abym ruszył natychmiast z moimi ludźmi i poszedł na Inowładz do wszystkich komend stojących wzdłuż Pilicy aż do Częstochowy dla dania im nowych rozkazów względem ich dalszych obrotów. Opuściwszy więc Nowe-Miasto i w niem główną kwaterę , szedłem spokojnie z memi kilkunastu końmi aż pod Inowładz, pod który podszedłszy usłyszałem strzelanie, z czego domyśliłem się, iż która z naszych komend musi się ucierać z nieprzyjacielem. Pospieszyłem więc czem prędzej ku miejscu strzelania, i przybywszy pod sam Inowłodz zastałem oddział naszej kawaleryi z 5go pułku pod komendą majora Umińskiego, który będąc na lewej stronie Pilicy jedyny tylko z naszego wojska tam pozostały jeszcze, był się w ten moment przerznął przez nieprzyjaciół, którzy w Inowłodzu stali, i wszelką kommunikacyą z innemi naszemi korpusami mu byli przecięli. Przez tę więc utarczkę, ubiwszy nieco huzarów węgierskich, dostał się na drugi brzeg Pilicy dla połączenia się z nami; lecz widząc, iż ma zmęczone konie, a nieprzyjaciel pozostały w mieście zdawał się w daleko przemagającej sile chcieć jeszcze raz go zaczepić, umyślił cofnąć się do Rzeczycy o ćwierć milki oddalonej, gdzie stanął obozem naprzeciw Inowłodza. Ja zaś, nie mogąc dalej iść podług mi danych rozkazów z powodu bytności nieprzyjaciela w Inowłodzu, wróciłem się do Nowego-Miasta dla uwiadomienia jenerała o tej czynności majora Umińskiego, którego podług mych zleceń miałem także szukać i o nim donieść jenerałowi. Jenerał kazał natychmiast mi odmienić konie i pobiedz jak najspieszniej na powrót do majora Umińskiego z rozkazem, aby przeniósł swoje stanowisko nad samą Pilicę i jej przejścia bronił.

Właśnie w chwili, gdy wyjeżdżałem z miasta przy zachodzie słońca zaczął na drugiej stronie Pilicy nieprzyjaciel attakować naszą przednią straż. Jadąc nad Pilicą, mógłem doskonale z jej wysokiego wybrzeża rozeznać przy ciemności plutonowy ogień, którym nieprzyjaciel do naszych sypał. Lecz nie długo tenże ustał, gdy nasi strzelcy poszli nieprzyjaciela wyprzeć z stanowiska. Był to attak. który nieprzyjaciel wzdłuż całej naszej linii operował naraz, (jak się później dowiedziałem). Wszędzie atoli został odparty, najźwawiej jednak w tyra attaku pod Nowem - Miastem, gdzie nasi strzelcy nie mający bagnetów, potrafili ich ze wstydem odeprzeć od Pilicy, którą kusili się przejść, chcąc opanować wprzody groble i mosty pod Nowem-Miastem.

Przybywszy do Rzeczycy, zastałem tara obozujący spokojnie oddział majora Umińskiego, nie attakowany powtórnie przez nieprzyjaciela, który stanął w Inowłodzu. Stósownie do rozkazu przezemnie przywiezionego, musiał ruszyć zaraz wśród nocy oddział ten i pójść nad Pilicę, gdzie stanął na pół drogi z Inowłodza do Nowego-Miasta. To gdy zostało uskutecznione, powróciłem przed świtem jeszcze do głównej kwatery, którą zastałem spokojnie stojącą w swych poprzednich stanowiskach z całym korpusem, którego przednia straż odparłszy nieprzyjaciela w attaku dzisiejszej nocy, posunęła się jeszcze dalej naprzód.

24 Czerwca. Nasz obóz pod Nowem-Miastem jest rozłożony na wysokiem wybrzeżu Pilicy, które nam w potrzebie mogłoby służyć niejako za naturalne baterye przeciw nieprzyjacielowi, który, choćby się przeprawił przez Pilicę, gdzieby go mogła sięgać i dobrze parzyć nasza artylerya z tych wyniosłości, ciężko by mu było dalej awansować. Przednie straże nasze są daleko posunięte na drugiej stronie Pilicy, a strzelcy rozrzuceni jak tiraliery w charpęcinach *) i haszczach, które są na drugiej stronie, okrywają dobrze drugi brzeg tej rzeki i są pewnymi jej obrońcami. Gdyż to jest rodzaj żołnierza)

*) Chrapęcina, Charpęcina, chrapowina, chrapowisko, wyrazy nader rzadko używane, dziś całkiem zarzucone, znaczyły: grunt błotnisty okryty zaroślami. J. S. Banitkę w Słowniku języka polskiego i niemieckiego tłómaczy chrapawina przez: SSrudigranti. morajligtr betoadifener ©runb.

na którego można się spuścić. Bo chociaż nie zna musztry i nie jest ćwiczony w manewrach wojskowych, tedy to nagradza zapałem i odwagą, (czego dali strzelcy już wielorakie dowody (a szczególnej przez swą zręczność i szykowność, a więc i prędkość w biegu i umiejętność w strzelaniu, w czem są przez siebie samych doskonali, będąc w tem z młodości ćwiczeni.

Odebraliśmy tu wiadomość, iż cesarz Napoleon, kontent z postępków naszego wojska, zlecił zajmować obydwie Galicye w jego imieniu. Zawieszają tam orły francuzkie aż do zawartego pokoju. Również wojsko tam nowo organizowane na stopę francuzką i na żołdzie Francyi ma mieć francuzkie orły i zwać się Galicyjsko-francuzkiem, a zostawać razem z naszem pod komendą księcia Poniatowskiego, naczelnego dowódzcy wojsk polskich. Broń dlatego wojska, którą Francyadaje, jest już w transporcie. Oprócz wielu już uformowanych pułków w Gałicyi na prawym brzegu Wisły, uformowano teraz ze samej szlachty gwardyą czyli raczej guidów lub przewodnych dla księcia dowódzcy. Rozkazem dziennym wydanym w Trześni dnia 2go Czerwca, ustanowił książę Poniatowski, naczelny wódz wojska Polskiego i Galicyjsko-Francuzkiego: Rząd wojskowy tymczasowy centralny pod protekcyą Najjaśniejszego Cesarza Jmci i Króla Napoleona W., złożony z Ignacego Miączyńskiego, Tadeusza Matusiewicza i czterech innych członków, pod prezydencyą Ordynata Zamojskiego, nieodrodnego syna owego Andrzeja, który do najświetlejszych i najcelniejszych Polaków liczby należy, a praprawnuka owego Jana, co pierwszy dumę austryacką zgromił i od jej jarzma Polaka zachował, wiodąc w więzach jej księcia po wygranej Byczyńskiej. — Ten rząd tymczasowy mający siedlisko we Lwowie, stołecznem Galicyów mieście, ma być pod rozkazem księcia naczelnego dowódzcy, zostając w ciągłym związku z intendentem jeneralnym wojska. Władza rządu ma się rozciągać do obydwóch Galicyi i jak daleko nasze wojska z rossyjskiemi ją zajmują, mając obowiązek zatrudniać się administracyą krajową, sądownictwem, policyą, podatkami i tem wszystkiem, czem gubernium dawniejszego rządu trudniło się.

Król nasz z Drezna pojechał do Frankfurtu nad Menem, gdzie siedzi z innymi książętami Ligi Reńskiej.

Zostało nam kommunikowane ukontentowanie cesarza Napoleona z zwycięztwa pod Ostrówkiem, i innych w Starej Galicyi odniesionych przez nasze wojsko, jako i wzięcia Sandomierza i Zamościa, posunięcia się aż do Lwowa, i dobrego ducha właściwego Polakowi, które zastały nasze wojska w Galicyanach i z którym były przyjęte.

Z Sandomierza jen. Soholnicki różne uczynił wycieczki na nieprzyjaciela, w jednej, nawet posunął się aż do Roszków ku Opatowu, gdzie się dystyngowały oddziały z pułków 3go, 13go, 2go i 5go. Po tej rozprawie nieprzyjaciel dnia 6. t. m. attakował na wszystkich punktach Sandomierz, jako i 16go, gdzie był z wielką stratą odparty. Most i szaniec przedmostwo zburzony został przez Polaków.

Z buletynów francuzkich, które są datowane z Ebersdorff mamy co następuje: Francuzi opanowawszy dnia 13go Maja Wiedeń, zastali tam spalony most na Dunaju. Aby więc dostać się na drugą stronę tej rzeki, gdzie znowu zebrał arcyksiążę Karól swą armią zniszczoną w bitwach pod Abehberg (13. Kwietnia), Landshut, Ratisboną i Eckmuhl (21. Kwietnia), zaczęto myśleć o przeprawie. Postawiono niżej Wiednia pod Ebersdorff, przez wyspę Lobau mosty pływające, po których cesarz Napoleon przeszedł na lewy brzeg Dunaju z 80,000 wojska; lecz w tym samym czasie t. j. w nocy z 26. na 27. Maja, gdy reszta armii miała przejść, zburzone zostały mosty, jużto przez przybranie Dunaju, już przez mosty łyżwowe i młyuy, które nieprzyjaciel z góry rzeki na nie puścił. Napoleon dowiedziawszy się o tem zdarzeniu, rozkazał koncentrować się w Essling i Grossaspern, powiedziawszy żołnierzom z przytomnością zwyczajną swemu geniuszowi, iż sam kazał rozerwać mosty, aby żaden nie mógł się cofać. W tem więc zostając położeniu odmienił z zaczepnego w obronne działanie, będąc attakowany największym ogniem przez arcyksięcia Karola, który cisnąc zewsząd na Dunaj armią francuzką, przez dwa dni i noce nieprzestannie kazał sypać ogień na Francuzów; ci zaś ściśnięci nad brzegiem Dunaju bez żadnego poruszenia i nawet mało strzelając, w jednem miejscu nieporuszenie stali. Nakoniec Austryacy wystrzelawszy się i nie widząc żadnego skutku tego swego działania, niemogąc awansować na Francuzów, stojących na kształt muru, sami poprzestali ogień, przez co największy błąd z swej strony popełnili, gdyż wtenczas mogli zrujnować całą tę armią francuzką, gdyby nie przestając attaku byli ją zmusili cofnąć się na wyspę Lobau. Można rzec, że arcyksiążę Karól największej pracy żniwo utracił, które mu się gotowało. Napoleon korzystając z tej przerwy attaku, z najzimniejszą krwią cofnął się w porządku, co ledwie postrzegł nieprzyjaciel, na wyspę Lobau, do której przez wyższą odnogę mosty nie były zerwane. Tu już przewidywał przyszłe swe zwycięztwo, do którego się gotował i widział wyższość swego geniuszu nad ten, który dowodził nieprzyjacielowi, umocniwszy się szańcem. W tym samym czasie połączyła się z wielką armią na górze Sómmering armia włoska, pod kommendą Vice-króla włoskiego. Arcyksiążę Jan nie potrafiwszy zwrócić od interessów Francyi i jednego Włocha z siedmiu milionów mieszkańców tego kraju, musiał haniebnie go opuścić i już nawet porzucił Gorzyce, dokąd następował Macdonald z włoską armią. Tym sposobem eskadra rossyjska została oswobodzona w Tryeście.

Już dotychczas są podbite pod orły francuskie: Tyrol, Vorarlberg, Karniola, Karyntya, Styrya, Salzburg i obiedwie Austrye. Operacya w Dalmacyi również korzystnie idzie.

Książę Braunschweig - Oels, kamrat nieboszczyka junaka Schilla *), który zginął w Stralsundzie, uformowawszy sobie w Czechach, tytułującą się czarną legią, czyli wcale legią zemsty, której ubiór był czarny z białemi trupiemi głowami, przedarł się przez wyższą Luzacyą, i dopuszczając się największych zdrożuości, opanował Drezno bezbronne zupełnie. Te hordy partyzantów mało korzyści przynoszą Austryi, jednak nam po części szkodzą, podburzając przez swych agentów nieukontentowanych w całych Niemczech, co nawet miało po części wziąć skutek w Westfalii. Co więcej i u nas nawet dawni officyanci pruscy nieukontentowani mają z nimi związki, jak już różne odkrycia pokazały.

W północnych Niemczech przeciw partysantom król westfalski z Holendrami postępuje w 15,000.

Szwabia z poruszeń uspokojona.

Jenerał Lauriston wszedł do Oedenburga pierwszego hrabstwa Węgier dla wzniecenia tam insurrekcyi.

Późniejsze biuletyny donoszą, iż Francuzi stojący na wyspie Lobau odbudowali już byli tego miesiąca kilka mostów na palach, wzmocnionych łańcuchem ogromnym, znalezionym w arsenale wiedeńskim a zostawionym przez Turków, odpędzonych przez Jana III. Również przysposobiono kilka mostów łyżwowych dla przeprawy w innych punktach.

*) Biuletyn I3ty mówi o Schillu w ten sposób: Herszt ten rabusiów, który się i to słusznie mienił jenerałem w angielskiej służbie, a który imię. króla pruskiego w ten sam sposób zirieważył, jak w Sewilli drabanci Anglii imię Ferdynanda, ścigany

O nas Polakach w ten sposób mówi biuletyn cesarza Napoleona :

„Książę Poniatowski odnosi wciąż korzyści z armią księstwa warszawskiego. Po zdobyciu Sandomierza opanował „twierdzę Zamość, gdzie zabrał 3,000 niewolnika i 30 armat. „Wszyscy Polacy znajdujący się w armii austryackiej ucie„kają. Jenerał Dąbrowski ściga żWawo nieprzyjaciela, który „od Torunia odpędzonym został. Wyprawa arcyksięcia Ferdynanda nie przyniesie mu, jak tylko hańbę. Miał on przy„być ze swą do '/a części zredukowaną armią do Szląska „austryackiego. Senator Wybicki dał znakomite dowody pa„tryotycznego sposobu myślenia i czynności."

Proklamacya cesarza Napoleona wydana do Węgrów, jeżeli skutku nie sprawiła w ich kraju, tę nam przynajmniej korzyść przyniosła, iż nieprzyjaciel bojąc się, abyśmy tej proklamacyi nie kommunikowali huzarom węgierskim, nie wysyła ich już teraz przeciwko naszemu wojsku, które w nich nieraz silny znajdowało opór.

Nadeszły wiadomości, iż jen. Sokołnicki w attaku 16g° t. m. okrył okolice Sandomierza trupem nieprzyjacielskim, zabrawszy 1,300 niewolnika i 4 armaty. Również w attaku 12go t . m. nad Sanem wiele poniósł straty korpus nieprzyjacielski jła Schauroth.

W tym samym czasie nieprzyjaciel pokusił się po kilka razy o przejście Wisły w różnych punktach, od Puław do Sandomierza, lecz daremno.

Zebrawszy wszystkie, jakie mieć mogliśmy, wiadomości pomijam opisy patryotyzmu i dobrego ducha, z którym Galicyanie, nasi bracia i rodacy, nasze wojska przyjmowali. Wojska nasze posuwając się od granic naszego Księstwa, aż pod same brzegi Dniestru i we wzgórzystości Karpat, wszędzie znalazły jeden duch! Bynajmniej nie był nadwątlony dwudziestoletniem jarzmem, w którem jęczeli, oderwani od nas przez nieprzyjaciela, którego ścigamy. Tego patryotyzmu i tego ducha najlepszemi są dowodami tyle nowych pułków tam uformowanych', które już w szeregach naszych dopomagają gnębić nieprzyjaciela i mścić się za ojczyznę.

Teraz dopiero nadeszła odezwa jenerała Jioznieckiego (prowadzącego przednią straż armii naszej na prawym brzegu Wisły), do Lwowian, który choć w części godną umieszczenia znajduję; jest zaś datowaną dnia 28 Maja w Zólkwi, w tymto dawnem siedlisku Jana III i rodu Żółkiewskich:

„— Lwowianie! Zatknięte będą dzisiaj na murach waszych „Orły Polskie, zafarbowane krwią braci waszych, którzy się „przedzierają do was przez liczne hufce nieprzyjacielskie. Nie „lękajcie się wojska Polskiego; los, jaki wam Opatrzność go„tuje, obchodzi nas równie, jak nasz własny.

„Potężny cesarz Francuski, Wielki Napo1eon zająw„szy całe Niemcy, opanowawszy Wiedeń, przebywszy Dunaj, „głęboko wkroczywszy w Czechy i Morawią, zbliża się do gra„nic waszych. Jeżeli wojska jego niezwyciężone wkroczą „w granice wasze, wspomnijcie, że Wódz onych jest mściciel „Narodów obrażonych, i że on jest ten sam, co swą prawicą „dobył imie Polaka z grobu "

Cały dzień staliśmy pod Nowem Miastem spokojnie, bez żadnego poruszenia, dopiero na sam wieczór, gdy słońce zachodziło, wyjechał jenerał ze sztabem dla objechania obozu, któremu niby dla lustracyi kazał stanąć pod bronią, i ruszyć (tak, iż się nikt tego nie spodziewał), traktem ku Tarczynowi. Szjiśmy całą noc bez odpoczynku; wtenczas doznałem, co to jest niespać kilkanaście nocy ciągle, i być zmuszonym jeszcze marsz odprawiać. Jest nie do wyrażenia, ile przez to człowiek cierpi. Sądzę, iż głód i pragnienie najtęższe, jest znośniejszem od ciągłej czujności.

25 Czerwca. Nie odpoczywając w marszu nigdzie, stanęliśmy dopiero przed południem na pół drogi do Tarczyna, i rozłożyliśmy się obozem w bardzo korzystnem położeniu, między Starą Wsią i Wilczą Górą. Tu więc oczekiwaliśmy nieprzyjaciela, chcąc go doskonale przyjąć, lepiej, jak pod Nowem Miastem. Biwakując jak za zwyczaj z jenerałem wśród obozu, porobiwszy sobie na prędce baraki, staliśmy spokojnie cały dzień i następującą noc. W nocy przybył parlamentarz austryacki, odprowadzający pułkownika Kurnatowskiego wziętego w niewolą dnia 9 t. m. w bitwie pod wsią Pawią, nad Wisłoką, gdzie jenerał Rożniecki z 2 i 5tym pułkiem jazdy oparł się jenerałowi Schauroth, mającemu 2500 jazdy i 10,000 piechoty. Było powiedziane wyżej, iż jenerał Rożniecki był się posunął, po zdobyciu Lwowa, aż za Dniestr do podnóżka Karpat, lecz ztamtąd został przyzwany pod Sandomierz, gdzie nieprzyjaciel się koncentrował, dla przejścia na prawy brzeg Wisły. Tam długo bronił stanowisk naszych nad Sanem, a szczególniej d. 12 t. m. pod wsią Gorzycą. Nasza tylna straż, która została w Nowem Mieście, doniosła, iż nieprzyjaciel jej nie niepokoił i zdaje się obracać całą siłę ku Piotrkowu, w okolicy którego różne nasze małe oddziały pozostały dla obserwacyi.

26 Czerwca raniuteńko ruszył cały nasz obóz ze swego stanowiska i poszliśmy pod sam Tarczyn, gdzieśmy się rozłożyli pod samem miastem, wzdłuż błót, które tam się ciągnąPrzyczyną tego znacznego cofnięcia się był cel koncentrowania się. Chcemy bowiem się połączyć z główną naszą armią, (która już podbiła całą Galicyą na prawym brzegu Wisła aż pod Dniestr i Karpaty, zająwszy Jarosław *), aby żwawiśj zacząć działać w Galicyi, na lewym brzegu Wisły. Pokazała się bowiem widoczna objętność Moskali, którzy wbrew woli Aleksandra, prawdziwie sprzyjającemu Napoleonowi (?) po widzeniu się z nimi w Erfurcie, prowadzeni przez kommendantów nie życzących sobie tej kampanii, unikają wszelkiej zaczepki z Austryakami, a ci na wzajem to samo czynią z nimi. Moskale awansując z naszą armią, bez bicia się, służą przynajmniej nam na obsadę zdobyczy, poczynionych przez nasze wojsko. A obsadzenie tych zdobyczy jest tem pewniejsze, gdyż nieprzyjaciel nie ośmiela się ich odbierać, aby nie zaczepić naszych aliantów, działających prawie neutralnie. Mamy więc zawsze dwie korzyści z naszych aliantów nieczynnych, iż nasza armia i tak mało liczna, nie potrzebuje zostawiać w tyle obsad, powtóre, że, ponieważ Moskale formują z naszą armią jednę linią operacyjną, nie potrzebujemy zatem rozrzedzać naszych korpusów na obsadzenie tejże linii.

*) Znaczne miasto w województwie Ruskiem nad Sanem, gdzie w 1656 Szwedzi odnieśli wielkie zwycięztwo.

27 Czerwca. Mając konieczną potrzebę jechania do Warszawy, a niewidząc żadnego prawdopodobieństwa, abyśmy byli attakowani w tych dniach, wziąłem wraz z innym officerem od sztabu urlop na dzień, i zaprzągłszy nasze konie do ruskiej kibitki, wyjechalismy z Tarczyna, skąd tylko trzy mile do Warszawy. Przejeżdżaliśmy niedaleko Nadarzyna, miejsca znanego z różnych czynności w tej kampanii. Jechaliśmy także przez bojowisko Maszyńskie, którego pamięć nie będzie zmazaną w najpóźniejszych kronikach kraju naszego. Z chlubą wspominany będzie dzień 19 kwietnia, w którym 9000 Polaków, mężnych i z zapałem idących na obronę Ojczyzny potrafiło się oprzeć 40,000 nieprzyjaciołom, napadającym ich gi-anice. Tu dopiero poznał ród Rakużan, jak niebespieczno zaczepiać lud wolno myślący i z zapałem przywiązany do kraju. Polacy okrywszy pole trupem nieprzyjaciela, zemścili się za potrójne obelgi wyrządzane swemu krajowi. Męztwo i zapał, które tu okazali, będąc w tak małej sile, przewyższa wszystko. Tu stawiając swe piersi za tarcz krajowi, dowiedli każdy w szczególności, iż są gotowi poświęcić życie za ojczyznę i że są godni być znowu osobnym narodem. Oby to tylko chciało się zgodzić z wielkiemi planami bohatera wieku naszego, w którego mocy jest zaguba lub istność narodów i państw !...

Oglądałem nie ze smutkiem, lecz z zazdrością bardziej, miejsce gdzie poległ pułkownik Godebski, gdy szedł do attaku na czele swego pułku. Mówię z zazdrością, bo czy może być chwalebniejsza i piękniejsza śmierć, jak na polu sławy i w sprawie ojczyzny, którą się broni. Ten mąż, godzien najpóźniejszej pamięci, dowiódł tak przez swe poświęcenie się, jak przez swe pisma, iż był wart imienia Polaka, i że był nieodrodnym synem tej Ojczyzny, której szukał daleko za jej ruinami wśród śniegów Alp i błot Mantui. W nim stracił nasz kraj nietylko dobrego żołnierza i dobrego obywatela, ale oraz światłego męża, który zbogacił swemi rymami literaturę polską.

Miejsce pobojowiska leży w najpiękniejszem położeniu, wśród równej płaszczyzny, łagodnie i prawie nieznacznie wznoszącej się ku jednej stronie, na kształt amfiteatru, prawdziwie jakby oznaczone na miejsce bitwy.

W tem położeniu wznoszą się, już porosłe zieloną darnią, mogiły, zakrywające poległych na polu sławy. Może przejeżdżający będzie się litował, iż się nad nimi nie wznoszą gmachy kościelne, mauzolea i nagrobki z szumnemi napisami; lecz jabym razem z Gawińskim odpowiedział:

„Nie lituj stąd. I toć grób dość ślachetny bywa, 1
„Kogo męstwo, cnota i niebo pokrywa."

Zjechawszy z pobojowiska ujrzeliśmy zaraz wieże naszej stolicy i po godzinnej jeździe stanęliśmy w Warszawie na Tłomackiem. Zameldowawszy się plackomendatowi, mojorowi Hornowskiemu (gdyż już gubernatorem nie jest jen. Kosiński, który wyjechał do głównej kwatery księcia Poniatowskiego), temu walecznemu obrońcy i byłemu komendantowi twierdzy Pragi, pierwszem naszem staraniem było pojechanie do łaźni dla obmycia się z brudu i otrzeźwienia się, będąc utrudzeni ciągłemi marszami.

W Warszawie znaleźliśmy tak partykularnych jako i członków rządu, w największej niespokojności passującej się z nadzieją, gdyż z jednej strony obawiali się teatru wojny, który się zbliżał do stolicy; z drugiej zaś strony ufali w pewną jej obronę przez jenerała Dąbrowskiego, posiadającego powszechne zaufanie, którego znali roztropność i talenta, tyle razy dowiedzione i utwierdzone tyloletniem doświadczeniem i byli przekonani, iż nic na hazard nie przedsięweźmie. Lud pokładając całe zaufanie w jen. Dąbrowskim, powszechnie dawał się słyszeć, iż niczego się nie obawia, mając Dąbrowskiego blisko siebie; bo ten, co miał odzyskać choć wczęści ojczyznę i za nią bić się daleko za granicą, potrafi ją także obronić.

Godnem są umieszczenia niektóre wiadomości, którem zasięgnął tu w Warszawie: Gazety pruskie i ich gorliwi prozelici, zaślepieni niechęcią ku cesarzowi Napoleonowi i Polakom do niego przez wdzięczność przywiązanym, rzucają na te dwa wojska, odnoszące tyle zwycięztw, najbezczelniejsze potwarze i fałsze. W ich oczach niczem nie są zwycięztwa Francuzów, opanowanie Wiednia, oswobodzenie Warszawy, wypędzenie z kraju 40,000 Austryaków przez 12,000 Polaków; większym tryumfem dla nich jest opanowanie bezbronnego Drezna przez hordę Brunświka. W jednym numerze tych godnych wiary gazet, stoi: „że niejakie podjazdy polskie wpadły w bezbronne niektóre cyrkuły Gallicyjskie, że je ściga feldmarszałek Schauroth... Że Gallicyanie dowiedli, iż są godnymi żyć pod łagodnem berłem austryackiem, iż tylko najpodlejsza tłuszcza poszła za głosem zwodniczem Polaków. Że jen. Mohr dokonywa dzieła zawojowania całego lewego brzegu Wisły, że naciera teraz na wojsko regularne i milicye insurgentów w Poznańskiem i Kaliskiem skupione...." Takie płaskie fałsze nie mogą jak tylko upadlać ich redaktora. Na to trudno coś odpowiedzieć, chyba to, iż ta tłuszcza najpodlejsza, (którą musi składać wszystka Galicya, bo tam nie ma takich, którzyby inaczej od niej myśleli), za pierwszem wkroczeniem do niej naszego wojska, (jeszcze przed proklamacyą wydaną do Galicyan w Ulanowie dnia 20 Maja przez księcia Poniatowskiego) uformowała odziały wolontariuszów, które teraz składając pułki, pomagają ścigać nieprzyjaciela, zamiast zasługiwania się, tak nazwanemu łagodnemu berłu rządu austryackiego.

Aby nie zaginęły w niewiadomości szczególne czyny, godne uwagi, umieszczam co następuje: Nieprzyjaciel będąc odparty d. 27. Maja pod Żarniami, i nie mogąc od czoła attakować Pragi, którą się kusił opanować, gotował się już na przełamanie konwencyi i działać od strony Wisły, ale odszedł od tego zamysłu po odebranej klęsce. W tej zaś przeprawie przez Wisłę (w której 6 statków stracił zabranych przez Polaków) wyszczególnił się jeden podoficer z gwardyi narodowej, nazwiskiem Kazimirz Jamalkowski, który wraz z siedmiu swoimi żołnierzami miał odwagę, zostawiwszy broń na lądzie, puścił się wpław za jedną z łyżw naładowanych nieprzyjaciołmi, przymusił większą część na niej będących do szukania ratunku albo śmierci w Wiśle; resztę zaś to jest oficera i 28 żołnierzy z regimentu de Ligne zabrał w niewolą i do lądu z łyżwą przyprowadził. Drugi przykład podobnej determinacyi dał 24 Maja żołnierz prosty z 2go pułku, który wtenczas, gdy nasze wojsko wypierało Austryaków z Kępy Zawadzkiej pod Wilanowem, był ranny kulą w bok. Kazali mu więc koledzy iść w tył, lecz on przewiązawszy się chustką, w te słowa im odpowiedział: „z 60ciu ładunków pozostało mi jeszcze 12, jak te wystrzelam, naówczas pomyślę o opatrzeniu rany."

Dziennik oblężenia twierdzy Częstochowy, również wystawia nam korzyści, które tam nasze wojsko odniosło. Nieprzyjaciel od samego początku t. j. od 14go Kwietnia oblegał tę twierdzę, a raczej klasztór umocniony murem. Nieprzyjaciel, ciągle tracąc niezmiernie wiele zabitych i niewolników przez ustawiczne attaki i wycieczki naszych, i nie mogąc nic uskutecznić przeciwko roztropnej i determinowanej obronie podpułkownika Stuarta kommendanta twierdzy, który niechciał się poddać na wielokrotne żądanie, odstąpił był 21. Maja od oblężenia, cofając się za Pilicę. Nasi tu mało stracili, nieprzyjaciel zaś więcej szkody nie zrobił, jak tylko, że miasto Częstochowę pod twierdzą leżące po części spalił. Nowy komendant twierdzy, major Żymierski, nie kontentując się, że nieprzyjaciel został odparty, posłał jeszcze za nim d. 3g° Czerwca oddział pod miasto Pilicę. Tu znów odparto Austryaków i ubito wielu i zabrano nie mało niewolnika i innych zdobyczy.

Dla okazania determinacyi pierwszego kommendanta Częstochowy, kładę tu następujące listy:

Odpowiedź kommendanta Stuarta na list jen. austryackiego Brono wsłciego, żądającego poddania się twierdzy, gdy nieprzyjaciel pierwszy raz wszedł do Księstwa. „List WP. dziś datowany z Ostatniego Grosza odebrałem.

„Powodu zbliżenia się wojsk Napoleona cesarza austryackiego „niewiem; tem bardziej, im pewniej o deklaracyi nieprzyjacielskiej ze strony mojego rządu przeciwko tymże wojskom „nie słyszałem, ale to mam honor donieść, że ktokolwiek „bądź śmiałby z siłą zagrażać bezpieczeństwu placu, którym „kommenderuję, będę starał się opierać wzajemnie."

Druga odpowiedź tegoż dana pułkownikowi Gramont, dowódzcy korpusu oblegającego:

„Na list W. pana mam honor odpowiedzieć, iż czuję się „dostatecznie mocnym do obronienia miejsca mnie powierzo,,nego. Zrujnowanie miasta nie obronnego nie czyniłoby ho„noru W. pana. Rozlew krwi jest skutkiem wojny, lecz ja „na to wszystko obojętuem patrzę okiem, gdy przychodzi „bronić kraju od wojska najeżdżającego tenże kraj bez przyczyny. Wierny memu królowi i postępujący podług prawi„deł honoru, czynić będę wszystko, co czynić może kommen„dant mający ludzi kochających ojczyznę więcej niż życie."

28 Czerwca. Ukończywszy wszystkie nasze czynności, któreśmy mieli tu w Warszawie, powróciliśmy dnia dzisiajszego do głównej kwatery jen. Dąbrowskiego, którego korpus zastaliśmy w tem samem położ iniu pod Tarczynem.

29 Czerwca. Dziś przybył do naszego korpusu jen. brygady Kosiński, mój dawny kommendant, opuściwszy główną kwaterę księcia naczelnego dowódzcy w Puławach, dokąd się zbliżył dla prędszego połączenia się z nami. Przywiózł wiadomość, iż nieprzyjaciel w sile 11,000 do Sandomierza d. 15g° t. m. attak przypuścił jak najstraszniejszy, który trwał przez siedm godzin. W tym attaku podsunął się pod same mury miasta z wielkiemi korzyściami z powodu swej przemagającej siły, lecz Polacy dawszy dowody największego męztwa, odparli go. Nieprzyjaciel stracił w zabitych około 2000 żołnierzy i kilkudziesięciu oficerów i przeszło 500 niewolników. Nasz garnizon w tym attaku małe poniósł straty w ludziach, lecz zupełnie się ogołocił z amunicyi. Z tego więc powodu jen. Sokolnicki, który tyle dał dowodów męztwa i roztropności w tej kampanii, nie mógł powtórnie odmówić kapitulacyi i wystawiać się na podobny attak. Uczynił więc kapitulacyą, lecz również chwalebną i korzystną, jak książę Abrantes w Lisbonie, zyskując sobie przez to tyleż chluby u nas, co ten tam u Francuzów. Punkta tej kapitulacyi aż nadto wielkim są dowodem, jak dalece nieprzyjaciel umiał cenić waleczność garnizonu i jej kommendanta. Przez tęż kapitulacyą garnizon cały Sandomierza z wszystkiemi komorami wojskowemi, wyszedł z całą swą artyleryą i z wszystkiemi honorami, mając być transportowanym aż za Pilicę, gdzie już ma mu być wolno działać. Na mocy więc tego stanął jen. Sokolnicki z całym swym korpusem pod Górą nad Wisłą o 2 mile ztąd i będzie mógł razem z nami działać. Nieprzyjaciel odzyskał wprawdzie Sandomierz, lecz nie z wielkim dla siebie zyskiem, gdyż część tylko znalazł zostawionej dawniej przez siebie w tym placu artyleryi, bez żadnej prawie amunicyi i bez magazynów, czego wszystkiego znaczne składy znalazły nasze wojska przy jego zdobyciu przez jen. Sokolnickiego, z dwoma batalionami tylko. Godnem jest uwagi iż twierdza ta przed kampanią została wzmocniona przez Austryaków, a w szczególności przez tego samego inżyniera, który kierował krokami nieprzyjaciela w tym ostatnim szturmie. To wszystko jest jasnym dowodem niższości wojska austryackiego od naszego, lub też ich wodzów od naszych.

Jen. dyw. Dąbrowski chcąc zaraz zacząć działać wspólnie z oddziałem jen. Sokolnickiego i operować podług jednego planu wysłał mnie z jłem Kosińskim do Góry, gdzie stanęliśmy jeszcze przed południem. Znaleźliśmy jen. Sokolnickiego w całem przedsięwzięciu wkroczenia na odwrót do Galicyi, aby tam działając razem z jłem Dąbrowskim, złączyć się z główną armią księcia Poniatowskiego, która ma się przeprawić pod Puławami na lewy brzeg Wisły. Ten jenerał niezmordowany w czynności, który tak wielką sławą okrył się w tej kampanii, znowu z niecierpliwością wygląda nowych laurów.

Z największem ukontentowaniem oglądałem tu nowych koliegów, wszystkich prawie okrytych sławą, tylekroć razy dystyngwowanych w tej kampanii. Przeszedłszy od jenerała przez sztab i całe liczne wojsko aż do dobosza nie można jak z chlubą wspomnieć o tym całym korpusie, który dowiódł, iż nie nadaremno nosi nazwisko starych pułków. Nie mogę wyrazić, jaki zapał znalazłem wśród żołnierzy tego korpusu, wszyscy pałali żądzą jak najprędszego powrotu do Gallicyi, aby ścigać nieprzyjaciela, zaręczając, iż potrafią odebrać Sandomierz. Widząc ten zapał, który panuje w naszem wojsku, mającem więcćj doświadczenia, utwierdziłem się, jak nigdy w przekonaniu, iż musimy zwyciężyć Ukończywszy nasze zlecenia, powróciłem z jen. Kosińskim do Tarczyna, gdzie natychmiast, skoro jenerałowie skończyli konferencyą, dostałem rozkaz od jen. dyw. abym w kilka koni na całą noc poszedł do Góry, lub tam gdzie znajdę jen. Sokolnickiego z zleceniami, które mi dał. Przybywszy po północy do Góry, nie zastałem tam już jen. Sokolnickiego korpusu, bo już był wyruszył ku Pilicy.

30 Czerwca. Kazawszy popaść konie wyjechałem do Czerska *) gdzie stanąłem świtaniem, lecz i tu nie zastałem jen. Sokolnickiego. Z największą ciekawością dojeżdżałem do Czerska, wystawiając sobie, iż ujrzę ślady stolicy obronnćj książąt mazowieckich, a później ziemi tego nazwiska, lecz

oczom moim przedstawiły się tylko z nędzą połączone ruiny które składają 49 lichych domów, mieszkanie 400 ubogich rólników i żydów. Ziemia czerska była dawniej znaną i zawierała powiaty czerski, grojecki, warecki i garwoliński; teraz zaś ledwie kto wie o tem, iż exystowała.

Tylną straż brygady jen. Sokolnickiego dogoniłem na przeprawie Pilicy pod Mniszowem, gdzie ta rzeka wpada do "Wisły. Przeszedłszy wpław Pilicę, stanąłem (podczas tej kampanii powtórnie) na galicyjskiej ziemi, we wsi dość pięknej Mniszowie, posiadłości Sapiehów. Wytknąwszy koniom ruszyłem dalej i w Magnuszewie *) dopędziłem jen. Sokolnickiego, który zatrzymawszy się w tem miasteczku, dał mi natychmiast odpowiedź i poszedł ku Ryczywołowi ze swą brygadą. Ja zaś nie powracałem już na Mniszów, ale prosto udałem się ku "Warce, miasteczku leżącem wyźej nad Pilicą gdzie jenerał Dąbrowski z swą dywizyą miał tego dnia nadciągnąć od Tarczyna i tam się przeprawić przez Pilicę. Od samego Magnuszewa jechałem manowcami, prowadzony przez przewodnika, wśród samych błot i lasów, które są w tej okolicy bardzo wielkie i rozległe i obfitują w grubą zwierzynę, jako to dziki, sarny i jelenie. Wśród tych lasów ciągnie się prawie od ujścia Pilicy w Wisłę pas piaszczystych pagórków, które znacznie się wyszczególniają w tej okolicy. Przybywszy nad Pilicę, naprzeciwko miasteczka Warki, które leży na wzgórku na drugiej stronie rzeki, stanąłem na komorze austryackiej, strzegącej tu wprzódy granicy, gdzie przed parą jeszcze godzinami był nieprzyjaciel, lecz się cofnął do Głowaczowa ku Radomiu. Nie spodziewając się, aby jenerał tak prędko przybył do Warki *), gdzie bym go mógł ztąd doskonale widzieć i chcąc trochę odpocząć, kazałem wytchnąć koniom i dać wódki moim żołnierzom. Lecz ci, nie korzystając z odpoczynku, pałając tylko nienawiścią przeciw nieprzyjacielowi, a nie mogąc z nim się bić, na jego przynajmniej pozostałem dobytku zemścili się, porąbawszy przy komorze dwułbiste orły. Widząc nadchodzące na drugiej stronie Pilicy nasze wojsko, wsadziłem na konia żyda za przewodnika przez wodę i przeszedłszy w bród rzekę stanąłem w mieście Warce, gdzie już zastałem jen. Dąbrowskiego, któremu zdałem rapport z mej czynności. Obóz nasz stanął po nad rzeką przez którą zaraz zaczęto zbijać trafciany **) most dla piechoty i artyleryi.

Jeden oddział naszego korpusu pod kommendą jen. Kosińskiego poszedł od Tarczyna na Nowe-Miasto i Inowłodz za korpusem nieprzyjacielskim, który attakowawszy nasze różne małe oddziały koło Piotrkowa, cofa się na Częstochowę, nad Pilicą.

1 Lipca. Przepędziwszy spokojnie noc w obozie, mszyliśmy dziś rano jeszcze o zmroku z Warki i prześli Pilicę po moście przygotowanym. Idąc na Magnuszew stanęliśmy koło południa pod Ryczywołem, gdzie się rozłożył nasz obóz. Ledwie został rozłożony obóz, wysłał mnie jenerał kuryerem z zleceniami za jenerałem Sokolnickim, który ztąd był ruszył o 2 mile do Kozienic. *) Przybywszy tam zastałem obozujacą brygadę, lecz samego jen. Sokolnickiego nie było, gdyż ten był pojechał do księcia naczelnego dowódzcy, ponieważ kommunikacya z Puławami już została przywrócona na lewym brzegu Wisły przez cofnięcie się nieprzyjaciela za Radom.

Powróciłem do głównej kwatery mego jenerała z innym kuryerem, jadącym od księcia naczelnego dowódzcy z zleceniami , przez które zostaliśmy uwiadomieni, iż książę zostawiając swe zdobycze w tej tam Gallicyi pod strażą Moskali, przeprawi się z korpusem pod Puławami, gdzie już budują mosty na "Wiśle, i złączy się z nami pod Radomiem. Z rapportu jła Kosińskiego dowiadujemy się, iż jego oddział dziś rano wkroczył do Nowego - Miasta i zabrał 30 piechoty. Przednia jego straż posunęła się za nieprzyjacielem dalej jeszcze. . 2 Lipca. Dziś w nocy wyszliśmy z Ryczywoła do Kozienic, gdzie znaleźliśmy dużo wina nieprzyjacielskiego, którem nasi żołnierze, znużeni ciągłemi prawie marszami, się pokrzepili i nabrali nowych sił. Po dobrem więc śniadaniu ruszyliśmy do Jelna, gdzieśmy przez noc stali.

3 Lipca. Przy niepogodnym czasie opuściliśmy rano nasze nocne stanowisko. Szliśmy przez znaczne lasy, w których się znajdują huty szklanne. O 'A mili przed Radomiem dano nam znać, iż tam na nas z radością czekają obywatele Polacy, nasi bracia nieodrodni, z okolicy na nasze przyjęcie zebrani, na których czele znajduje się podstoli Soltyk, znany z gorliwości i patryotyzmu obywatel w czasie upadku ojczyzny. naszej. Wchodząc do Radomia niejako w tryumfie, pośród oklasków radości ludu byliśmy przyjmowani nietylko jako zwycięzcy, ścigający nieprzyjaciela, ale jakó wybawcy naszych współbraci. Na każdego twarzy malowała się widocznie radość, wszyscy ubiegali się o pierwszeństwo w wyświadczaniu nam usług, i żaden, choćby z pod serca rzecz najmilszą, nie był w stanie nam odmówić. Nie mogli się uraczyć dosyć miłemi dla nich wyrazami Polaka i Napoleona W wybawcy naszego, które im nawet wspominać nie wolno było. Jednem słowem, jeżeli Galicyanie z za Wisły, czyli z starej Galicyi, dali dowody, iż są patriotami i godnymi imienia Polaka, jako i opieki naszego zbawcy, to i ci tu nowi nie mniej okazali się patryotyczni. Obywatele widząc nasz tren i artyleryą ogołoconą z koni, które przez marsze zostały poniszczone, zaraz złożyli się na nie; wielu nawet dali od powozów swe konie i natychmiast uekwipowali cały nasz tren. Wszyscy nasi żołnierze dostali po dubeltowej racyi, a dla nas był dany obiad wielki, a na wieczór bal i miasto było oświecone. Z rozkazu jen. Dąbrowskiego zawieszono tu zaraz francuskie orły i skassowano wszystkich urzędników austryackich, na miejscu których poobsadzano obywateli polskich, a prezydentem cyrkułu radomskiego zrobiono Sołtyka.

* Kozienice jest dość porządne miasteczko, ozdobione zamkiem, służącym do łowów królom polskim, którzy tu mieli wielkie lasy. To miasteczko poniosło w 1782 wielką klęskę przez pożar. Kozienice wydały w 1467 dnia Igo Stycznia jednego z najlepszych królów polskich, którego panowanie zaczęło wiek złoty u nas, Zygmnnta Igo urodzonego tu z Kazimirza Jagiełły i Elżbiety austryaczki, córki cesarza Albrechta. (Kronika Bielskiego i Stryjkowskiego).

4 Lipca przybył tu do Radomia książę jen. Poniatowski. z całym swoim sztabem i zaraz tego dnia lustrował naszą dywizyą, której jeszcze nie widział, bo uformowaną została wśród ścigania nieprzyjaciela, przez twórczy geniusz jen. Dąbrowskiego, któremu winną oddał pochwałę z tej strony książę dowódzca. Następujący tu wyszedł rozkaz dzienny z głównej kwatery księcia jenerała naczelnego:

„Gdy wojsko sprzymierzone rossyjskie zajęło nasze miej„sce nad Sanem na prawym brzegu Wisły, w celu wyparcia „ztamtąd wojsk nieprzyjacielskich, te zaś wojska w znacznej „liczbie na lewym brzegu znajdujące się napowrót ku Pilicy „zbliżyły się i księstwu warszawskiemu nową napaścią zagracały, powinnością było wojska krajowego pospieszyć na obronę „Księstwa. J. O. książę naczelny dowódzca zatem pomaszerowawszy prawym brzegiem Wisły aż do Puław, i tam w przeciągu dwóch dni most na Wiśle rzuciwszy, przeprawił na„przód całą jazdę pod kommendą jen. Różnieckiego, a wkrótce „potem całe wojsko na lewy brzeg Wisły, gdzie się złączył „z korpusem jen. Sokolnickiego w Zwoleniu i zatem zaraz „zt korpusem JW. jenerała Dąbrowskiego w Radomiu. Skut„kiem tej operacyi jest spieszne cofanie się nieprzyjaciela od „niższej Pilicy, od lewego brzegu Wisły aż za Sandomierz, „i całej tej części Gallicyi. Już jazda nasza szybkim postę„puje krokiem, zajęła Opatów, Kielce, Końskie i Opoezne, „a forpoczty dochodzą do Bogoryi Raidoszyc. Już kawalerya „zabrała między innemi przeszło 500 karabinów dla piechoty, „tyleż prawie pałaszów dla jazdy, lazaret polny (1'ambulance) „i wiele niewolników, których liczba codzień się pomnaża. „Z okazyi złączenia się z korpusem JW. jenerała Dąbrow„skiego, ma sobie JO. książę naczelny dowódzca za przyjemną „powinność oddać sprawiedliwość temu JW. jenerałowi i wyż„szym officerom tegoż korpusu, że przez swą gorliwość potrafili w tak krótkim czasie z niczego prawie stworzyć to „wojsko, które nietylko że jest piękne, ale nawet w części „już dało dowody, że jest bitne, i że tylko czeka na okazyą, „aby się okazało również walecznem, jak starsi jego bracia."

Jenerał br. szef sztabu jenerał

Fiszer.

Z rapportów różnych naszych oddziałów dowiadujemy się, iż nieprzyjaciel po kilka razy był się pokusił przejść na lewy brzeg Pilicy do księstwa warszawskiego, lecz po kilka razy został odparty. Korpus jen. Mohr, który ścigany, był przeszedł Pilicę pod Przedborzem i ztąd się był udał ku Częstochowie 28 Czerwca, ale pod Plawnem przez oddział nasz wstrzymany wziął kierunek ku Piotrkowu, gdzie ucierając się z naszymi przez pół dnia, także został odpartym.

Do ukompletowania naszej formującej się dywizyi idzie z Torunia 600 ludzi.

Od wielkiej armii dowiadujemy się, że arcyksiążę Palatin Węgierski z arcyksięciem Janem połączony w Węgrzech pod Kaab zupełnie pobity został d. 14 Czerwca (w rocznicę bitwy pod Marengo) przez Vicekróla włoskiego, wspartego oddziałem księcia marszałka d'Auerstaedt i że był ścigany z swemi niedobitkami aż do Komorna.

Dnia 24 Czerwca został wyparty oddział austryacki z Lipska, gdzie weszło wojsko saskie i westfalskie, a 28g° posunął się król westfalski z 16,000 wojska ku Dreznu.

Z rapportów widzimy, iż już następujące pułki uformowali Galicyanie przez nas oswobodzeni: piechoty pułk 13ty pułkownika Sznaydera; pułk 14ty pułkownika Siemianowskiego, batalion strzelców; jazdy pułk 7my pułkownika Zawackiego, pułk 8my.

Będąc przywiązany do współrodaków mego departamentu, nie mogę zamilczeć następującej wiadomości, którą tu jen. Dąbrowski odebrał, a która nie może jak im zjednać szacunek, dowodząc ich patryotyzmu i gorliwości o dobro ojczyzny. Z obrachunków rady departamentowej okazało się, iż obywatele departamentu poznańskiego, oprócz pospolitego ruszenia, które składa pułk jazdy pod Nrem 9tym w naszej dywizyi, uformowali do tejże samej dywizyi z ofiary czyli składki obywatelskiej, (która wynosi 493,900 złtp.) trzy bataliony piechoty uzbrojonej i umundurowanej, dwa bataliony strzelców i oddział artyleryi, co wszystko wynosi 4079 głów zdatnego do boju wojska, które składa po części naszą dywizyą teraz znacznie zmocnioną, gdy ta w początku kampanii nie miała nawet dostatecznej ilości ludzi na wystawienie przedniej straży.

Doszła mnie dopiero teraz następująca pieśń śpiewana
przez kobiety, gdy nasze wojska zwycięzkie powracały przez
Stryjnę po wzięciu Zamościa 22g° Maja:
Witajcie syny zwycięztwa,
Waleczni bracia rodaki!
Co po świeżych cudach męztwa
Powracacie temi szlaki.

Gdy ramię wasze waleczne
Z pod władzy obcego pana
Wydarło grody odwieczne
Cnego Zamojskiego Jana.
On tymczasem w górnem niebie,
Gdy go wasz widok weseli,
Spogląda na godnych siebie
Wnuków swoich i mścicieli!

Z nim razem wśród wiecznej chwały
Czarnieckich, Sobieskich cienie
Z imion i czynów poznały
Swoich istot przerodzenie.
Wprzód, nim w kościele pamięci
Sława wpisze wasze czyny,
Przyjmcie, co wam wdzięczność święci:
Skromne kwiatki i wawrzyny!
Te raczcie powiększyć w cenie,
Przez czucia dla kraju święte
I słuszne dla was wielbienie,
Jakiem dusze nasze zdjęte.
5 Lipca. Dziś rano opuściła nasza dywizya Radom.
W czasie marszu odebraliśmy rapport z Kamińska, miasteczka

leżącego w tej tu okolicy, które największych przykrości i rabunków doznało od korpusu feldmarszałek MonJeta i jen. Mohra, złożonego z 12,000 żołnierza niekarnego i 18tu armat. Ten więc korpus, cofając się na odgłos zbliżenia się jen Dąbrowskiego, zostawił w tyle w Kamińsku oddział z przeszło 90 ludzi na dokonanie zniszczenia ubogich mieszkańców tego miasteczka. Lecz mieszkańce zniechęceni przeciw swoim napastnikom, zebrali się i uzbrojeni w kije wypędzili cały ten oddział zbrojny, odbili bydło i fury i zabraii 12 karabinów, które oddali naszemu patrolowi, co tam wkrótce po tej utarczce nadszedł.

Koło południa stanęliśmy z całym korpusem naszej dywizyi obozem pod wsią Kowale-Stępocmy na wzgórzystem położeniu otoczonem lasami. Strzelcy nasze były rozłożone po flankach, a oddziały naszej kawaleryi stanęły już w Szydłowcu.

6 Lipca. Stojąc w tem położeniu całą noc, ruszyliśmy przed wschodem słońca w dalszy marsz i mimo skwaru, szliśmy ciągle aż po obiedzie, aż do Szydłowca, gdzie połączyliśmy się z głównym korpusem t. j. księcia ministra wojny, naczelnego naszego dowódzcy. Nasza dywizya ma teraz formować jego korpus rezerwowy, a przynajmniej ten tytuł nosić, gdyż zawsze jednak idąc razem, będziemy formowali jeden korpus. Cała nasza armia tu połączona na lewym brzegu Wisły nie wynosi i dziesięciu tysięcy, lecz wielkie bardzo wrażenie sprawuje, gdyż ją trzej jenerałowie dywizyi składają, książe minister wojny naczelny dowódzca, jen. dyw. Zajączek kommenderujący korpusem i jen. dyw. Dąbrowski kommenderujący rezerwy. (Nie jest to poniżeniem iż tak wsławionym tylu bohaterskiemi czyny jenerałowi powierzono rezerwę, owszem dla tego to uczyniono, że wiedziano, iż jenerał ten posiada szczególny talenta dowodzić nowym żołnierzem, czego tylokrotne dał dowody). Powiększa jej okazałość wielka liczba jenerałów brygady, z których najwięcej się odznaczają Różniecki i Sokolnicki, kommenderujący teraz naszą przednią strażą, pierwszy kawaleryą, drugi piechotą, obydwaj okryci sławą w tej kampanii. Również sztaby niezmiernie liczne, trzech jenerałów dywizyi w połączeniu składające się z przeszło kilku set głów, wystawiają same w oczach każdego, niezmiernie wielką ilość naszego wojska. Do tego dobre rozłożenie korpusów naszych, ze wsząd awansujących na nieprzyjaciela najwięcej go przeraża i dla tego tak się przed nami cofa, nie śmiejąc wydać bitwy. To są szczególniejsze korzyści, które nam sprawiają tak sprzyjającą kampanią, bo możemy mówić, iż najwięcej ostentacyą, obrotami i nagłemi marszami, wojujemy naszego bojaźliwego nieprzyjaciela. Do tego wszystkiego można jeszcze dodać, i to, iż dla nas wielką jest także korzyścią sprzyjanie nam mieszkańców i obywateli tutejszych , którzy najlepszymi są donosicielami obrotów nieprzyjaciela, a w tyle naszej armii formują niejako korpusa rezerwowe, tworzą jakby nowe pułki, które obsadzają nasze zdobycze w tyle pozostałe. Takiemi wojskami mamy prawie całą starą Galicyą i wszystkie zdobycze naszej armii na prawym brzegu Wisły obsadzone.

Szydłowiec liche bardzo i dużo podupadłe miasteczko, zdaje się jednak, iż dawniej w lepszym się stanie znajdowało, co pokazują niektóre podupadłe domy i obszerne bruki. Znajduje się tu także dawny zamek książąt Radziwiłłów, gdzie była główna kwatera księcia naczelnika. W okolicy są kopalnie, wielkie piece fryszerki i kuźnie żelazne, w których topią w obfitości rudę żelazną, leją wiele naczyń i kują narzędzia różne. Cała tutejsza okolica znacznie już jest wzgórzystą. Same miasto stoi na obnażonej skale wynurzającej się z wnętrza ziemi. Ta odmiana kraju szczególniej się dała uważać nam idącym z płaszczyzn i pól równych, jakiem jest całe dotychczasowe Księstwo, gdzie nie znajdziesz i jednej właściwie nazwanej góry. Przeszedłszy zaś Pilicę przemienia się cały równin poziom na wzgórzyste i garbami obsypane okolice. Te wznosząc się coraz wyżej, im się dalej ku podnóżkowi Karpat posuwamy, ukazują wcale inne ziemie, cwale inne świata wierzchy, udziałane w innym czasie i zupełnie w innym płynie. Mając na celu opisywanie nie tylko naszych marszów, ale i wystawienie dokładne kraju i miejsca przez które postępujemy, jako i zebranie tego wszystkiego, co mogli powiedzieć ciekawego jacy autorowie o naszym kraju, kładę tu następujący wyjątek z naszego Geologa Staszyca, a mineralog może znajdzie coś dla siebie i interessownego w tym moim dzienniku. Góry, które tu zaczynają się i które są najbogatszem pasmem w Polsce w następny sposób opisuje uczony Staszyc: „Pierwsze ówczesno-morskie, które zsadzały się w wodach już wiele do teraźniejszych wód mórz podobnych, w których był jeszcze rozpuszczony wapień; i zsadzały opoki wapienne w swym wewnętrznym kruchu miałkie, grupiaste, margiele i kredy. W których żyły i mnożyły się podobne jak w teraźniejszych morzach małżów gatunki. Takie góry są w tem paśmie niższe; są porozrzucane. Najznaczniejsze w okolicach Zawichostu *) Kachowa i Kaźmierza **) W tych wszyskich warstwach zwierzchnich i w rumach z nich odtrąconych, pełno widać krzemieni to zaradzających się dopiero, to już dokończonych.

Drugie góry, od poprzednich wyższe pierwszo-morskie, które zsadzały się w wodach znacznie jeszcze od wód tera źniejszych morza różnych. W których był rozpuszczony i zsadzał się wapień zbity, twardy, kruchu drobnego. W których żyły i mnożyły się małże, jakie w teraźniejszych morzach już mnożyć się, ani żyć nie mogą. Trzecie góry, których grzbiet w tem tu paśmie najwyższy, a które zsadzały się i kształtowały w czasie jeszcze innym nie równie od poprzednich dalszym, i w płynie całkiem jeszcze od naszych wód różnym. W płynie, w którym rozpuszczone były siarki, wągł, kruszcze i wszystkie te części z których składają się głazy, trapy, szarogłaz, ił, łópien i błyszcze łopień, a w którym płynie jeszcze począć się nie mogło ani roślinienie, ani życie. Z tak różnego rodzaju opok i ziemi wierzchów składa się pasmo Łysygór. To na szerokość mil 15 zajmuje od Pilicy aż po wczątek Nidy. Na długość jednym końcem łączy się w Szląsku z Tarnowskiemi góry, drngiem znacznie zniżone przeszedłszy Polesie przy Pińsku, idzie dalej łączyć się z Or/ejskiemi górami. To wielkie pasmo jest w krajach polskich najbogatsze. W niem natura, z całą szczodrością zdziałała wszystko, co tylko ludziom mężnym potrzeba...

Z wierzchu obsypała całe pasmo gliną przenicorodną, gliną sandomirską. "Wewnątrz kładła z obfitością żelazo, miedź, ołów, a z umiarkowaniem srebro i złoto. To pasmo ciągnie się prawie środkiem krain polskich a w niem są takie miejsca, z których jedne wody w morze południowe, drugie w morze północne zbiegają.

„Pod Pińskiem wśród jeziora jest punkt, z którego jedne wody wszczynają bieg do morza Czarnego, a drugie do Bałtyku. Ten punkt mierzony jest 32 od pierwszego a 17 stóp od drugiego morza wyższy. W tem to paśmie rodzą się te nasze liczne rzeki, z których jedne z samych siebie, drugie z łatwością połączone mogą stawić kilkanaście koryt spławnych dla łączenia mórz północnych z oceanem południowym.

Jest w tem paśmie jedna znaczna skała, osobliwsza kresa, pod którą od północy zachodzą góry z głazów i głazo-łopienłów, i wszystkie rudy żelazne, a za którą wszczynają się na południe góry wapienne; i wszystkie kopalnie gałmanu, mangenu, miedzi, ołowiu i srebra."

„Są także wtem paśmie, osobliwie wprzechodachjednego rodzaju gór do drugich, pewne ślaki zlepień kamiennych. Te skały nawet leżą od Łysogóry do Opo towa. Złożone są z kwarcu, z krzemionoskału i zgłazu. Po całym tym łańcuchu, gdziekolwiek znajdują się granity runione, te leżą tylko na wzgórkach i pasach ziem zsepowych, lub po niższych górach wapiennych ówczesno morskich. Niema ich nigdzie ani po wyższych górach wapiennych morskich pierwszych, ani po górach głazów i głazo-łopieniów, które w tutejszem pasmie są najwyższe, ani nawet w ziemiach rumnych; w glinach, co te wyższe góry okrywają. Nigdzie zaś nie ma ich w środku opok, w żadnych warstwach ani wapiennych, ani głazowych. Są tą w temże pasmie widoczne ślady biegu najdawniejszych wód czyli pędów, które przy robieniu się gór pierwszych i drugich morskich już były i już zaczęły granicę działaniom natury. Widać i to że teraźniejsze rzeki nie były jeszcze wtenczas, kiedy się nawet drugie góry pomorskie robiły. Wisła zupełnie do ostatniego, do wierzchu teraźniejszego należy. Obaczmy tego dowody oczywiste w rozbiorze szczegółów pasma. Kierunek całego tego łańcucha jest od zachodu na wschód, czyli rzetelniej od międzyzachodu i południa na między wschód i północ. We wszystkich tego łańcucha górach, wewnętrzne warstwy mają powszechnie podobnyż kierunek od zachodo-południa na wschód-połnoc. Pochył zaś ławic jest różny. W tem nie ma tu nic stałego. Idą poziomo; spadają na północ, spadają na południe, spadają pod różnym stopniem. Nad 70 stopni większego pochyłu niedostrzegłem. Grzbiet w tymże samym łańcuchu jest najwyższy na górze S. Katarzyny i na górze Łysej. Ten grzbiet składa głaz siwy, czasem czerwonawy, zbity, twardy, jakoby zlany. Przełup w nim podobien jak w kwarcu. Leży w niezmiernych ławicach, ale do ciosu niepodobny. Głaz ten robi tu główny trzon wszystkich gór najwyższych. Zachodzi w największą głębią. On zdaje się robić w całem pasmie gruntową posadę wszystkich innych gór, wszystkich na nim osadzonych skalisk i opok. Te zaś inne góry od Pilicy aż do wsczątku Nidy, są z szarogłazu, z glazo- topieniu, z szarogłazo- opieniu, z il-łopieniów i z głazu miałkiego ciosowego. Ostatni miewa ławice na 18 i na 20 stóp grube, w różnych farbach do stolpów i do posągów zdatny. W tych wszystkich wyliczonego tu gatunku skałach, niema nigdzie w zadnych ich ławicach najmniejszego śladu ani życia, ani roślinień. Całe zaś to pasmo w szerz i wdłuż wszędzie zawalone jest rudą żelaza...."

O tern interesownem pasmie gór, czyli najbogatszej części kraju polskiego, w następny sposób mówi dalej w zwyż wymieniony autor:

„Powiedziałem, że w tem pasmie najwyższemi są cyple góry S. Katarzyny i góry Ły.*e'j. Tej ostatniej zmierzone wierzchowiska: jedno ma 1920, a drugie 2000 stóp wysokości nad poziom bałtyckiego morza. Po tym całym wyższym grzbiecie ubocznia (declinaison) igły magnesu była 15 stopni, uchylenia zaś (inclinaison) wielką ukazywały niespokojność, wielkie braki (anomalies). Skutek to podobno rozległych tu kopalni żelaza. Góry tutejsze musiały dawniej daleko być wyższe. Okazuje to straszne po całym ich wierzchu skał zburzyszcze, niezmierne rozwaliska, któremi nietylko na wszystkie strony, ale szczególniej na wschodo-północ osute są licznie góry. Nadto: dotąd jeszcze na 15 sążni grubo cały ten wierzch okrywają same skaliska rozwaliny. Przy S. Krzyżu*) studnia przy klasztorze, 30 sążni w skale kuta, 10 sążni jest braną przez samo rumowisko, a pod tem dopiero spotkano skałę całkowitą Utrzymuje się w tutejszych mieszkańcach dotąd gminne podanie: że to rozburzenie Łysej Góry stało się przez wielkie trzęsienia ziemi. Niema żadnej o tem wiadomości w dziejach. Lecz z jakiejkolwiek przyczyny nastąpiły te skał rozwaliny, należą one jeszcze do czasów przed wprowadzeniem Chrześciaństwa do Polski. Gdyż znaleziono w tem ogromnem kamieni zwalisku posąg bożyszcz jeszcze bałwochwalstwa i dotąt znachodzą umarłych popielnice. Nadto w całej okolicy tej Łysej Góry na kilka mil w koło, znajduje się po polach niezmierne mnóstwo rozrzuconych żużlów żelaznych.

Znajwyższych cyplów Góry Łysej widać rozchodzące różne tego pasma ramiona. Jedno, więcej bocząc na północ, idzie przez opactwo Wąchockle, Szydłowiec, Chlewiska. Drugie więcej na wschód ciągnie na Sandomirz, Zawichost, Kaźmierz, Ptiławy.

Późniejsza od utworu tych gór, Wisła, później porozrywała ich łańcuch ciągły. Dowodem tegoj: zgodność opoki gatunku, zgodność ławic, miąższości kierunku i pochyłu, który stawiają ciągle obadwa brzegi Wisły, pod Zawichostem i Rachowem, pod Kaźmierzem i Janowcem. Toż samo powtarza w Puławach z jednej strony góra, z drugiej ta szanowna opoka wieszcza, gdzie po gwałtownem rozbiciu polskiego narodu, rozrzucone jego długich i jego wielkich dzieł ostatki, zebrała i złożyła cnotliwa ręka ku pamięci i ku poszanowaniu tychże Ojców następnym synom ! Nadto w tęż stronę ku wschodo-północy widać w tutejszych górach kierunek wielkich równin, znak dawnych w tę stronę wody pędów i zbiegów. Widać także, im ku Polesiowi bliżej, tem góry zniżają się więcej. Przeciwnie spojrzawszy na południe: im dalej, tem wyżej podnosi się cały poziom. Zdaje się jakoby jedna ciągła niezmierna góra, stopniami jedne po drugich sadziła grzbiety. Daleko na wszystkich końcach, tu ztąd jeszcze przeszło mil 30 pierwszy raz mieszają się z obłokami, dozierać białe Kolibahu i starego Krempaku szczyty...." Co się tyczy bogactw, które posiada w swem łonie pasmo łysych gór, będę przy różnych okazyach w szczególności o nich mówił później, a teraz powróćmy do właściwego naszego przedmiotu. Skała, na której leży miasto Szydłowiec, jest z głazu miałkiego ciosowego, będącego ciągiem głazów łysogór. Najlepszy w tym gatunku kamień piaskowy, z całego pasma Łysogór jest ten tu pod Szydłowcem. Z tego to kamienia był kowany posąg Sobieskiego znajdujący się w Łazienkach pod Warszawą. Jest tu także pod Szydłowcem góra Radocm, która następujący ma skład podług Staszyca:

*) Ś. Krzyż czyli Łysa Góra leży o kilka mil z tąd niedaleko Sandomirza.

1) ziemia rumna piaskowa 3 łokcie,

2) głaz i głazołopień od 6 do 24 łokci,

3) ił siwy, ciąglica z bułami rudy wiśniowej 3 łokcie,

4) ławica rudy wiśniowej 5 cali,

5) ił siwy i czerwonawy 1 łokieć,

6) ławica rudy wiśniowej 4 cale,

7) kamień pożeracz.

Nasze połączone korpusa przenocowawszy w Szydłowcu ruszyły razem naprzód; nasz korpus jako rezerwowy z tyłu postępował. Tą razą zrobiwszy bardzo mały marsz, stanęliśmy 7g Lipca na pół drogi do Kielc, w Suchodnietoie, dobrach niegdyś biskupich, gdzie dawniej znajdowały się'fryszerki, a na których miejsce wystawiają wielkie piece do to

pienia rudy żelaznej obficie znajdowanej. Robią tu najdokładniejsze pałasze dziwirowe i inne, leją najdelikatniejsze bareliefy i t. d. Główna tu kwatera była we dworze a nasza w sypaniu na folwarku.

Tu z tąd prowadzą dwie drogi do Kielc; jedna jest bardzo skrócona przez góry, lecz nadzwyczajnie wązka i podobniejsza do ścieszki. Tą poszła piechota dla bliższej drogi, artylerya i kawałerya za dalszą, ale wygodniejszą i lepszą drogą okalającą góry. Tym sposobem stanęliśmy 8g° Lipca w Kielcach*) obozem mi§dzy miastem, a klasztorem wzniesionym na górze; pod którą w wiosce była główna kwatera mego jenerała ze sztabem. Książe zaś stał kwaterą w pałacu biskupim w mieście.

Staliśmy tu dzień i dwie nocy. Nasz jenerał zasłabł dużo po niewezasach i pracy ciągłej i gdyśmy znów w marsz ruszyli , jechał powozem, w którym pierwszy raz przez cały ciąg kampanii go widziałem, dotąd zawsze wszystkie marsze konno razem z nami odprawiał, a powóz swój często w braku wozu ambulansowego dla chorych wojskowych ofiarował.

10 Lipca przybyliśmy do Chęcin,**) gdzieśmy obozem stanęli. Nadszedł tu rapport który przez rozkaz dzienny wydany z głównej kwatery, ogłoszony został, iż jen. Eozniecki poraził dobrze nieprzyjaciela pod Miechowem, a wprzódy pod Książem.

*) Kielce zdobi kollegiata i pałac biskupi. To miasto było założone 1173 od Gedeona, biskupa krakowskiego. W okolicy znajdują się góry miedziane i kruszec ołowiany zmieszany z srebrem. Z tąd rachują tylko 15 mil do Krakowa.

**) W Chęcinach d. 14 Stycznia sejm za Władysława Łokietka. (Długosz). Chęciny jest miasteczko powiatowe w województwie Sandomirskim z starostwem. Słynne jest szybami marmuru bardzo pięknego, ołowiu i srebra poczęści w górach tu znajdującego się. Goruje nad miastem zamek wystawiony na skale wyniosłej marmurowej, z której w pogodne dni widać góry karpackie, leżące za Krakowem. Te wyniosłe mury, baszty i inne rozwaliska tego zamku, całe z marmuru budowane, sprawują najwspanialszy widok. Chcąc lepiej obejrzeć zamek, z trudnością przyszło mi wmjść do niego z powodu spadzistości i wysokości góry i skały. Rozpoznać jeszcze dobrze mogłem różne zabudowania, dziedzińce, bramy, wschody, okna itp. różne podziemne sklepy i t. d. Tak wyniosły jest ten zamek; iż go o kilkanaście mil widać, a jednak jest na jednym dziedzińcu wykuta studnia, w której woda w nadzwyczajnej głębokości się znajduje, jak sam widziałem rzucając kamyk. Tu w Chęcinach są kamieniarze, którzy robią koło marmurów, lecz w bardzo biednym znajdują się stanie.

Wszystkie expedycye od sztabu głównego są teraz rozsyłane przez nowo utworzone wojsko Galicyjskie to jest guidów czyli przewodniów, złożonych z kilkudziesięciu koni, uformowanych dla świty księcia z młodzieży galicyjskiej, darmo na czas kampanii jako wolontaryusze służącej.

11 Lipca ruszyliśmy z Chęcin do Jędrzejowa, gdzie główna kwatera księcia była w opactwie Cystersów które jest bardzo piękne. *)

12 Lipca. Z rozkazu dziennego wydanego wczoraj przez szefa sztabu głównego jen. brygady Fiszera, ruszyliśmy rano w marsz bardzo krótki, bo tylko o półtorej mili, do Wodzisławia **), gdzie główna kwatera księcia była we dworze pod miastem, nasza w dworku w mieście, a jen. Zajączka na probostwie.

Nasi żołnierze od kilku dni o niczem nie mówią, jak tylko o Krakowie i pytają jak daleko jeszcze do Krakowa, a ztamtąd do Wieliczki, gdzie będą dobrze solić swe racye.

13 Lipca. Przenocowawszy w Wodzisławiu, nie ruszyliśmy rano, lecz tylko zostaliśmy zawiadomieni przez rozkaz dzienny, iż po obiedzie pomaszerujemy do Książa. Rano więc wysłał mnie z rozkazu jenerała nasz szef sztabu pułkownik Cedrowski naprzód do Książa, dla wytknięcia obozu dla naszego korpusu rezerwowego. Jecbałem z pułkownikiem Koseckim, szefem sztabu jen. Zajączka, który także jechał dla swego korpusu wytknąć obóz. Przybywszy do głównej kwatery jen. Sokolnickiego, który stał z swoją brygadą na drugiej stronie miasta Książa, dostaliśmy od niego instrukcye, w których mieliśmy przepis trzymania się w wytykaniu obozu. Jen. Sokolnicki ruszył zaraz z swoją brygadą naprzód, a pułkownik Kosecki wytknął na jego miejscu obóz dla swego korpusu, który formował główny obóz, składając środek i prawe skrzydło w linii cokolwiek wysuniętej przed miasto, które zasłaniał. Ja zaś stósownie do danej mi instrukcyi wytknąłem obóz nasz rezerwowy po lewej stronie miasta, wzdłuż doliny, w której leży Książ. *) Dla strzelców formujących nasze prawe skrzydło wytknąłem miejsce między miastem a zamkiem wielkim, stojącym na wzgórku; park artyleryi na tarasach zamkowych , piechotę w ogrodzie dzikim zamku, kawaleryą w końcu ogrodu na lewem skrzydle. Kwaterę zaś dla jenerała w zamku zrobiłem. Przed wieczorem wyjechawszy naprzeciw jenerała, idącego z korpusem, rapportowałem mu o wszystkiem i rozprowadziłem wszystkie bronie na swoje miejsca.

*) W Jędrzejowie umarł Wincenty Kadłubek, zostawszy Cystersem, d. 8go Marca 1223. Reszka, sekretarz kardynała Hoziusza na Trydenckim zborze, był tu Opatem i opisał życie Jana Seklucjana, który przetłomaczył z greckiego na polskie Ewanielią Śgo Mateusza w 1551 r. W roku 1576 odbył się tu zjazd szlachty celem potwierdzenia Stefana Batorego. i8go Sierpnia 1606 utworzony tu zjazd Jędrzejowski rokoszan przeciw Zygmuntowi ni.

**) Wodzisław, dawne dziedzictwo Lanckorońskich, którym podług

Długosza był dany r. 1376 testamentem od Kazimirza w. który umarł 1370

14 Lipca. W nocy będąc uwiadomieni od głównego sztabu, iż nazajutrz mamy ruszyć do Miechowa o milę ztąd, musiałem w największą ciemność tam wyjechać dla wytknięcia obozu i przysposobienia rozmaitych obozowych potrzeb. Jen. Sokolnicki, który w Miechowie obozował, ruszył natychmiast po mojem przybyciu nadedniem za jen. Rożnieckim, który pod Kraków pociągnął. Gdy korpus nadszedł, wydano rozkaz, aby się obozem nie rozkładał, lecz spocząwszy i posiliwszy się cokolwiek naprzód poszedł.

*) Książ małoznaczne miasteczko leży w położeniu górzystem, jest powiatowem miastem, z dawnym klasztorem Augustyanów. Należy do margrabstwa pińczowskiego.

Miechów z sławnem probostwem Krzyżaków, ozdobione jest ich pięknym kościołem, fundowanym od Jaxy, z domu Gryfów, który i miasto założył w kształcie Jerozolimy. Ztąd liczą 5 mil do Krakowa. Wieczorem stanęliśmy w Wilczkowicach, gdzieśmy się obozem rozłożyli wzdłuż doliny, wśród której wieś ta leży. Dworek wsi, należącej do panów Kitlów w Krakowie bawiących, służył za kwaterę dla nas i naszego jenerała. Tu nadeszła wiadomość, iż nieprzyjaciel cofnąwszy się w mury Krakowa, był attakowany przez jen. Rożnieckiego kommenderującego naszą przednią strażą. Jen. Rożniecki żądał przed attakiem kapitulacyi, lecz dopiero po kilku wystrzałach z naszych armat, przyjął ją nieprzyjaciel. Dziś t. j. 14go Lipca została przed samym wieczorem kapitulacya podpisana , na mocy której ma się nieprzyjaciel natychmiast usunąć z Krakowa i Podgórza na drugą stronę Wisły, a nasze wojsko na jutro rano o siódmej wnijść do tej dawnej stolicy królów polskich. Żołnierze z ukontentowania mało spali nocy dzisiajszej, tylko czyścili rzeczy i ubierali się na uroczyste wnijście do Krakowa.

15 Lipca. Stósownie do rozkazu dziennego wydanego w sztabie głównym ruszyliśmy przed wschodem słońca ku Krakowu i stanęli we wsi Czerwonym Promniku, gdzieśmy czekali godziny wyznaczonej przez kapitulacyą do wnijścia do Krakowa. Dowiedzieliśmy się tu, że Moskale po tej tam stronie Wisły od Tarnowa, w kilka set koni przez Podgórze dziś rano weszli do Krakowa Przez tę wiadomość żołnierzom zmniejszona została radość z oglądania stolicy. Zszedł się tu także z nami jen. Kosiński, który postępując nad Pilicą pobił Austryaków pod Żarnowcem nad tąż rzeką.

Skoro siódma wybiła, ruszyło wojsko, naprzód Rożniecki z przednią strażą, potem książę z korpusem, a nakoniec jen. Dąbrowski z rezerwą, z którą przeszedłszy floriańskie rogatki i kleparskie przedmieście, udaliśmy się nad sławkowską bramą, koło miasta, nad fosami i staremi fortyfikacyami przez przedmieście Piaski na błonia, ciągnące się wzdłuż Zwierzyńca ku Wiśle i Łobzowu, gdzieśmy stanęli obozem, formując prawe skrzydło na stronie zachodniej miasta wzdłuż Wisły, której brzegów mamy strzedz. Jen. Zajączek zaś stanął z swym korpusem na przeciwnej stronie miasta t. j. na wschodniej, od przedmieścia Wesoły nad Wisłą ku Mogile. Radości, z jaką nas przyjmowano nie opisuję, była niesłychana. Każdy może się domyślić, jaką być musiała tam, gdzie nas tak dawno z upragnieniem oczekiwano!...

16 Lipca. Nasz jenerał, chcąc zawsze być jak najbliżej swego obozu, choć po znojach wojennych, nie szukał wygodnej kwatery w mieście, lecz stanął na przedmieściu w najbliższym obozu domu, w którym dawniej stał jen. Wodzicki, znany podczas ostatniej rewolucyi. Książę wszedłszy na czele wojska, stanął w partykularnym domu na rynku. Jen. rossyjski który tu przybył przed nami z oddziałem Moskali okazuje się nader obojętnym względem naszego wojska. Książę będąc w wyższym od niego stopniu wzajemnie dał mu dobrze poczuć tę obojętność. Entuziazm obywateli tutejszych i radość, którą chcieli okazać ojczystemu wojsku, iż ich z pod jarzma drapieżnika i najezdcy uwolniło, był przytłumiony z powodu przytomności Moskali, którzy podczas całej kampanii więcej Austryakom, niż nam sprzyjali. Obywatele tu zebrani chcieli fetować wojsko przez wielkie bale i różne zabawy, lecz z temi kazał książę dowódzca się wstrzymać. Z wła

snej atoli woli mieszkańców codziennie bywa illuminowane miasto.

Dnia dzisiajszego były wszystkie sztaby zaproszone na obiad do księcia, po którym, gdyśmy wstali od stołu, dawał książę audyencyą obywatelom wszelkich stanów jako i urzędnikom nowo ustanowionym w miejsce austryackich. Był to nadmiar dla mnie radości, gdym pomiędzy tymi, co rozradowani przychodzili dziękować nam za uwolnienie ich z niewoli i obcej przemocy, ujrzał i tego, któremu pierwszą poświęciłem przyjaźń, od momentu, jak już zacząłem czuć rozkosz tego uczucia, którem nas stwórca obdarzył. Był to Soltyk, młodzieniec mego wieku, z którym razem ćwicząc się w naukach, poznałem się w Dreznie. Rozłączeni potem, dotąd samą nadzieją zobaczenia się kiedyś, karmiliśmy się i nawzajem pocieszali, ciągle przesyłając sobie listownie myśli nasze. Korrespondencya ta przez wojnę została przerwana. Była to dla mnie najprzyjemniejsza chwila, gdy ujrzawszy mego przyjaciela, mogłem sobie powiedzieć, iż i ja należałem do jego oswobodzenia z kajdan obcego ucisku!

Jen. Rozniecki kommenderujący przednią strażą, przeszedłszy Wisłę na Podgórzu, posunął się aż za Wieliczkę.

17 Lipca przybył kuryer od cesarza Napoleona z uwiadomieniem, że stanęło zawieszenie broni między jego i austryackim wojskiem, którego wypowiedzenie ma poprzedzać 18 dni; potem że traktują o pokój, że główna kwatera Napoleona na granicy Węgier. Zapewnia kuryer, że cesarz, choć ma bardzo dobrą opinią o Polakach, nie mając żadnej o nas wiadomości z powodu przerwanej kommunikacyi, wątpił, aby jeszcze egzystowało jakie wojsko polskie, mając takie siły przeciw sobie i będąc w takich stósunkach, jakie mu były wiadome.

Z powodu tego zawieszenia broni książę ściągnął jen. Boznieckiego z za Wisły do Krakowa.

18 Lipca. Polacy, aby pokazać, iż podbijają jako alliunty dla Francyi, kazali pozawieszać orły francuskie zamiast Polskich, pozrucawszy austryackie dwugłowne.

19 Lipca. Znacznie przybywało codziennie wojska Moskiewskiego, które nie tylko rozkwaterowało się po mieście, ale nawet posterunki po ulicach i artyleryą na rynku postawiło. Nasi to widząc kazali konnicy w różnych miejscach stanąć, jako i artyleryi. Względem zajmowania kwater w mieście zrobiono układ, iż Moskale trzecią część mają posiadać.

20 Lipca. Zaraz po naszeni wejściu do Krakowa wszystka młódź zaczęła się garnąć do naszego wojska. Mego przyjaciela Sołtyka aby z nim bić razem prezentowałem memu jenerałowi , który spełniając nasze życzenia, wziął go do swego sztabu.

22 Lipca. Będąc tak blisko Wieliczki, gdyż z Krakowa nie więcej jak 2 mile rachują, powziąłem myśl odwiedzenia tego tak ważnego miejsca, znanego w całej Europie z powodu niezmiernej obfitości salin, którym równych nie ma. Wziąwszy więc urlop z naszego sztabu, wizowany przez sztab główny i kommendanta moskiewskiego, przedsięwziąłem dziś rano tę podróż w towarzystwie kilku kollegów. Własnemi końmi wyjechaliśmy Grodzką bramą, zostawiając po prawej górę zamkową, na której pysznią się gmachy grobowiskami królów Polskich, i miejscem ich koronacyi i rezydencyi słynne. Dalej jechaliśmy na Stradom, przedmieście ciągnące się do starej Wisły. Wniem znajduje się poczta ,| gmach klasztorny koszary, skład kupiecki, szlifiernia marmurów. Przejechawszy przez most mały na starej Wiśle, jechaliśmy przez wielkie przedmieście, na pół spustoszone, zwane Kazimirz od króla Kazimirza w. który tu na miejscu wioski Bawół kazał zbudować przytułek dla żydów i murem i wodą go obwieść. Tu tylko wolno jest żydom mieszkać. Można sobie wystawić jaka tam panuje nieczystość. Przedmieście to murem opasane rozciąga się nader rozlegle między starą a wielką, czyli prawdziwą Wisłą. Tu znajduje się wiele starożytnych kościołów, jako to Śgo Stanisława na Skałce i innych godnych uwagi podróżującego.

Przebywszy po części gruzy, które pamiętają kazimirzowskie czasy, wjechaliśmy na most prowadzący przez Wisłę na Podgórze. Most ten jest drewniany i na palach, nader mocno wiązany, ma średni przejazd dla jadących, a po bokach oddzielne trotoary dla przechodniów. Tu Wisła, jako bliżej swych źródeł, nie jest ani przez połowę tak szeroką, jak pod Warszawą. Wisła ma swe źródła w Szlązku, w Księstwie Cieszyńskiem. Nim wpada do morza Bałtyckiego pod Gdańskiem , dzieli się na Nogat i na Leniwkę. Przyjmuje w siebie do dwudziestu mniejszych rzek i rzeczek, Solę, Skawę, Mawę,*) Dunajec,**) Wislokę, Nidę, San, Wieprz, Pilicę, Bzurę, Bug, Drwęcę, Brdę, Ossę, Motlawę i t. d.

Na Podgórzu znaleźliśmy zupełnie nowo wybudowane miasto przez Austryaków gdzie wielkie kuźnie, z krajowego żelaza wyrabiają najdoskonalszą broń i różne żelazne narzędzia. (Wznosi się tu także góra Lassota, na której sterczy mogiła Kościuszki). (Uw. Wyd).

Wydobywszy się nakoniec z miasta, przejechaliśmy do Wieliczki w półtory godziny szosą prowadzącą do Lwowa i Wiednia, która jest wybornie utrzymaną, prowadzi przez żyzne pola i dosyć piękne położenie. W Wieliczce musieliśmy się meldować księciu Suwarowowt, dowódzcy dywizyi moskiewskiej, który nas bardzo dobrze przyjął. Wieliczka jest małe miasteczko, i liche, nie ma ani jednego porządnego domu, lecz jest dosyć nasiadłe i ma do kilku tysięcy ludności, która po większej części pracuje w salinach. Posiada jednak szkoły, kościół farny, klasztor Reformatów. Przez Kazimirza w. była murem opasaną.

*) Rawa albo Raba poczyna się w Sandeckiem i wpada w Wisłę pod wsią Grobla. Rawa jest niezmiernie krętą; jadąc od Nowego Targu do Myślenic przejeżdza się ją więcej jak 70 razy.

**) Dunajec, albo Dunawetz poczyna się w Węgrzech w Zypskim (Spizkim) komitacie, i łączy się pod wsią Stary w Sandeckiem z Paper która wpada w Wisłę pod wsią Ujecie.

Wziąwszy przewodnika, kazaliśmy się zaraz zaprowadzić do otworu czyli szyby, którą się spuszczają do Salin, które leżą wśród miasta. Tych otworów, czyli po górniczemu szachtów jest tu w Wieliczce 8 do wyciągania soli; między niemi jeden szacht z schodami do schodzenia drugi z drabiną, a trzeci do wody wciągania. Przybywszy więc do głównego sztabu nazwanego Danieluwiec, poszliśmy zaraz do dyrektora tegoż, który nam dał białe odzienie, używane zwyczajnie dla gości zwiedzających saliny. W ten tu szacht spuszczając po linie, w której po kilka razem uwiązanych szelek się znajduje, w te się siada, lub sól beczkami i bałwanami w nie się wkłada. Chłopcy mający nam świecić w minach kagańcami, wsiedli w szelki niżej liny przymocowane, my zaś wszyscy pięciu razem, wyżćj nad nimi. Gdy usunięto z pod nóg naszych blachy, zakrywające jak studnią' szacht, ujrzeliśmy się zawieszonymi na około liny nad niedojrzaną przepaścią, w której ciemności chłopcy z małemi światełkami kagańców pod nami uwieszeni dziwnie nam się wydawali. Gdy koło z wałem puszczono, zaczęliśmy się spuszczać, a tracąc z widoku światło niebieskie, pozostały nam tylko promienie z pod nóg do góry wybijające się od kagańców, stojących na głowach chłopców. To spuszczanie zdaje się nader przykre lecz w istocie nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Szacht ten ma do 12 łokci w kwadrat i jest od góry z 50 łokci w głąb ocembrowany drzewem, gdzie zaczyna się kuty szacht przez skałę czyli opokę, zdobią do utrzymania szachtu bez cembrowania. Tę twardą opokę zowią tu huldą, czyli macicą soli, dla tego iż ona jest jej powierzchnią, którą trzeba dopiero przebić, aby się dostać do soli. I gdzie się ta opoka znajduje, tam i pod nią sól jest. Mniej lub więcej grubo jednak leży ta opoka. Hulda jest mieszaniną marglu, wapna, i gliny, a im bliżej jest soli, tem więcej jej cząstek posiada. Po spuszczeniu się przez tę opokę jeszcze z 50 łokci, (co uczyniło wszystkiego spuszczania się 3 minuty), stanęliśmy już na pierwszem piętrze soli, 30 sążni czyli jak tu mówią siąg, niżej powierzchni ziemi. Tu już samą solą bylibyśmy otoczeni. Mogliśmy dobrze widzieć, gdzie się kończy hulda na pół solą przyjęta, a gdzie się zaczyna czysta sól, równie twarda jak hulda. Z tąd mieliśmy pod sobą jeszcze cztery piętra, czyli kondygnacye wyrobione w soli, do których się schodzi różnemi schody, kutemi w soli, lub też wystawionemi z drzewa, bardzo szeroko i wygodnie. Prowadzono nas przez różne ganki i ulice, czasem na kilka set sążni wprost kute i wysokie które gdyby z muru były w jakim budynku, nie mogłyby być lepiej, suszej i porządniej utrzymane. W ogóle największy rząd i porządek panuje wszędzie w tych kopalniach. Z ganków wychodziliśmy raz niżej, drugi raz wyżej na różne sale i groty niezmiernej przestronności. Całe kościoły i gmachy największe mogłyby się pomieścić w niektórych z tych grot. Gdy kagańców światła nie dochodziły do wszystkich kątów j cieinności grot tych, kosztowaliśmy najrozmaitszych widoków przy natężonej wyobraźni. Przytem nasze cienia na odległych ścianach dziwnie się wydawały. Grotą taką jest działo Sw. Kunegundy, której tam się znajduje obraz cudowny; działo Drozdowskie, i t. d. Najbardziej mi się jednak podobała grota Przykos nazwana, która najwięcej zasługuje na uwagę. W środku niej jest małe jeziorko dosyć głębokie, do którego wody ściągają się tak ze źródeł, jako i przez akwedukty, wyprowadzające wodę z innych działów któreby przez źródła wytryskujące obficie mogły być zatopione. Jest na tem jeziorku pramik, na którem przemknąwszy się za pomocą liny na drugą stronę groty, obstawiliśmy chłopców z kagańcami na około wody, a jednego posłaliśmy po wschodkach naumyślnie do tego zrobionych, pod same podniebienie groty. Najprzyjemniejszego używaliśmy z tąd effektu, który sprawowała reperkussia światła w wodzie. Z tąd udaliśmy się tam, gdzie się zbiera woda w studnią i ją do góry windują. Widzieliśmy tu najpiękniejsze krystalizac ye, które formuje woda napełniona cząstkami soli, kapiąc na drzewo lub inne obce części. Słupy stojące obok studni tak wielkie, jak całe sosny, formują od stropu do samego dołu jednę krystalizacyą. Pokazywano nam także dość obszerną kaplicę, wyrobioną w soli, z kolumnami, ołtarzem z rozmaitemi figurami, jakoto dwoma zakonnikami klęczącymi przy ołtarzu, kazalnicą. Między innemi statuami odznacza się posąg Augusta III bardzo dobrze wyrobiony. Czasami bywa tu msza. W różnych pisarzach niemieckich znajdowałem doniesienia za największą prawdę, podawane iż tu w Wieliczce pod ziemią mieszkają ludzie, którzy się tam rodzą i umierają. Jest to największa bajka, gdyż tam żaden górnik i jednej nocy nie przepędzi, choć ich codziennie przeszło 2000 w głębiach pracuje. To tylko jest prawdą, iż tu są stajnie, w których stoją konie do obracania kół i pompowania wody. Spuszczają je na linach. Muszą je często zmieniać, gdyż długo tu stojąc ślepną. Te saliny są tak obszerne, że chodząc i godziny, ledwieśmy widzieli kilkudziesięciu robotników rozproszonych w tym obszarze. Robotnicy są płatni od centnara wyrobionej soli. Jeden nie zarobi sobie na dzień więcej jak 35 grajcarów, co uczyni na dobrą monetę złoty polski. Za to musi sobie jeszcze kupić tłuszczu w kaganiec, czasem prochu do odstrzeliwania całych sztuków soli, i narzędzi potrzebnych jako dłuta, kliny, młot, oskarda i t. d. Całą odzieżą pracujących górników są spodnie bez koszuli. Widzieliśmy jak jeden górnik na 15 stóp wysoki i w proporcyi szeroki bałwan odwalał klinami i prochem. Nabój zawierający prochu ładunek od flinty sprawiał armatni huk. Z tych wielkich sztuków, rąbią dopiero mniejsze bałwany, które okrzesują okrągło w formę beczki. Okruchy zaś czysto wyzbierają i w beczki kładą. Dla tego to tu tak czysto w salinach, iż jak tylko wyrąbią ulicę czyli ganek, zaraz starają się uprzątnąć z niej wszystkie okruchy. Te beczki i bałwany albo. do góry windują lub też do składów tu w salinach będących znoszą.

Gdzieśmy zeszli najniżej, rachowano głębi od powierzchni ziemi 191 sążni, rachują zaś ogólnej głębi do 770 łokci, co pokazuje, iż te saliny są głębsze, jak najgłębsza mina w Freyburgu, która ma tylko 660 stóp głębokości. Co się zaś tyczy rozległości tych salin ciągnących się od południa ku północy, tej nie mogłem dobrze dojść, gdyż plan podziemny salin został zabrany przez rząd austryacki. Przewodnik nasz atoli powiadał nam, iż nie są mu znane wszystkie odległe ulice i działa, lecz wie, że na 500 sążni w dłuż, a na 200 w szerz rozciągają się. Wiele razy musieliśmy siadać, znużeni, na ławkach w soli wykutych. Wychodzi zaś tu z salin w Wieliczce rocznie do milliona 600,000 centnarów soli wszelkiego gatunku. Trzy są tu gatunki soli: zielona, której jest najobficiej, szybówka, a najlepsza oczkowata. Dochód tych salin był puszczony przez Jana Kazimirza domowi austryackiemu za posiłki 16,000 wojska. Za Augusta II dopiero były powrócone Polsce. Składały one w części dobra stołowe króla polskiego. Odkryte zostały r. 1231 za panowania Bolesława Wstydliwego, wkrótce po odkryciu salin Bochneńskich. Bochnia jest ztąd o 5 mil odległa, i można być prawie pewnym iż jej sól ma z tutejszą związek; lecz aby była wyrobiona kommunikacya podziemna Bochni z Wieliczką, jest bajką, co jednak podaje za pewną rzecz wiele pisarzy, równie mija się z prawdą, aby kopalnie Wieliczki miały podchodzić pod koryto Wisły. To jest pewna, iż w r. 1696 zajął się tu ogień, który jąwszy się soli i rusztowań czyli stęplowań, które dawniej robiono z drzewa dla podpierania bardzo wybranych sklepień, przez kilka lat trwał. Przez długi czas nie mógł być ugaszony, aż wszystkie pozatykano przeciągi powietrza; z tego powodu długo nie można było kuć soli. Wielu górników pracujących w salinach, nie zdoławszy uciec, zostało zaduszonych. Bardzo się zawsze obawiają powtórzenia tego przypadku, gdyż robotnicy nie mogą bez światła pracować. Druga obawa jest i ta, iż salinami miasto Wieliczka jest podkopane, a w przypadku trzęsienia ziemi, które już raz dało się uczuć, mogłoby się zawalić całe miasto, mając tyle wypróżnienia pod sobą. W 5 godzin obszedłszy co najważniejszego powróciliśmy do tego samego szachtu, którym się spuszczaliśmy. Wsiedliśmy znów w szelki, a za zadzwonieniem wyciągnięto nas na powierzchnią, gdzieśmy uczuli wielką odmianę tak w czuciu powietrza, jako i w widzeniu światła słonecznego. Rozebrawszy się z odzień górniczych, które za dotknięciem się języka słone były i dawszy kilka dukatów nas oprowadzającym, poszliśmy na obstałowany obiad do oberzy, po którym wróciliśmy do Krakowa, przywożąc z sobą krystalizacye i różne bagatele.

23 Lipca. W Krakowie panowie a szczególniej kobiety starały się wszelkiemi sposoby uprzyjemnić nam naszą tam bytność i okazać po naszych znojach i niewygodach kampanii wdzięczność przez codzienne obiady, bale, wieczory i inne prywatne zabawy; publicznych dla pewnych przyczyn nie można było dawać. My więc oficerowie od sztabu, będąc wolniejsi od służby i mając jedynie wolność bawienia w mieście gdyż pułkowi stojąc w obozie, nie mogli się z niego oddalać, bawiliśmy się przedziwnie, tem lepiej, iż się o to starała płeć piękna.

Ton tutejszych kobiet, muszę powiedzieć bez urazy innych, daleko mi się bardziej podoba, jak w innych naszych stołecznych miastach; a to dla tego, iż nie są tak affektowane ani w stroju, ani w sposobie myślenia, ani też w mowie, jak inne. Mają więcej właściwej sobie prostoty (naivete). W tem tylko są drugim równe, iż tak jak każde inne lubią wiele gadać i być zazdrosnemi. Wyjąwszy parę domów, które zdają się wynosić nad inne, z powodu dawności imienia i familii, nie ma co zarzucić światu krakowskiemu.

24 Lipca. Przez mego przyjaciela poznany z jego stryjem referendarzem Sołtykiem, byłem dziś od niego zaproszony na obiad z moim jenerałem. Był także tam jen. Zajączek i inni jenerałowie.

Wielką satysfakcyą mieliśmy w oglądaniu jego kollekcyi bardzo obszernej różnych osobliwości. Tak wiele mają interessownych szczegółów te zbiory, iż życzę każdemu zwiedzającemu Kraków, aby je starał się obejrzeć.

25 Lipca. By obaczyć, co posiada Kraków najbardziej interessującego dla Polaka, kochającego historyą swego kraju, poszliśmy na zamek, do kościoła katedralnego, dla odwiedzenia grobów najjaśniejszych królów naszych, które za pozwoleniem zacnego referendarza Sołtyka były dla nas otwarte. Najdawniejszy tu nagrobek jest Władysława Łokietka, który umarł 1333, panując lat 29. On przeniósł z Gniezna do Krakowa insygnie koronacyi, która od tego czasu tu się odprawiała. Osoba Łokietka jest wyobrażona leżąca na grobie z gipsu bez najmniejszej ozdoby. Grób Kazimirza W. zmarłego 1370 jest okazalszy z marmuru dość sztucznie wyrobionego. Z grobu marmurowego Władysława Jagiełły, który umarł 1434, można dokładnie widzieć, iż już wtenczas rękodzieła były w naszym kraju w bardzo dobrym stanie. Bareliefy, jako i sama osoba Jagiełły nie mogłyby być lepiej wykonane teraz. Kaplica Zygmuntów jest pełna ciekawości. Pokryta jest pozłacaną miedzią i cała wyłożona marmurem, ma ołtarz bardzo piękny, robiony z srebra en bas - relief własną ręką króla Zygmunta Augusta, który był dokładnym złotnikiem. Narzędzia jego były dawniej zachowane dla osobliwości w tutejszym zamku. Zwraca także uwagę nagrobek Stefana Batorego. Bardzo poważne jest mauzoleum Sobieskiego, który przed stu laty ten sam naród z kajdan Muzułmanów wybawił, przeciwko któremu zmuszeni jesteśmy teraz wojować, mszcząc się za jego niewdzięczność. "Wizerunki tych wszystkich grobów są wydane w sztychu za staraniem referendarza Sołtyka.

Struktura tej katedry już sama przez się zasługuje na uwagę, będąc podług kronikarza Bogufała dziełem Władysława I Hermana, który może to jedno tylko uczynił dla kraju dobrego. W katedrze tej znajduje się także grób Śgo Stanisława, który stoi na środku kościoła. Uwagi godnem jest także wspaniały grób biskupa Sołtyka, który jak wiadomo z powodu swego patryotyzmu zawieziony był przez Moskali na Sybir. Przy wychodzie są zawieszone kości ogromne. Powieść podaje je za kości wieloludów, lecz zapewne są te kości mamuta. Na wieży jest wielki bardzo, zwany zygmuntowski dzwon.

Chcieliśmy oglądać także gmachy zamkowe. Ze smutkiem

dowiedzieliśmy się, iż rząd austryacki, chcąc zatrzeć zupełnie dawną naszą wielkość, kazał poobalać mury, świadki obrad sejmowych, wyroków całego narodu i bankietów, których byli uczestnikami cesarze i książęta pierwszych dworów w Europie, i przeformować cały ten zamek na koszary i lazaret. *)

Widok z zamku jest prześliczny na całe miasto leżące u podnóża góry. Na południowej stronie widać w najpiękniejszym krajobrazie przez Wisłę i Podgórze Karpaty czyli Krępdk i Tatry, których wierzchołki pysznie się wznoszą. Dawniej zamek z katedrą i całą górą zamkową był umocniony, jak dotychczas pokazują mury, wały i baszty, które zostały w konfederacyi barskiej odnowione. Pokazują też ten otwór kanału podziemnego do spławiania nieczystości z zamku do Wisły, przez który nasi konfederaci, zrobiwszy wycieczkę z zamku lanckorońskiego pod dowództwem Francuzów Dumouriera i Cheveta 3go Lutego 1772 weszli do zamku i go ubiegli. Jedna tylko jest brama i wjazd na górę zamkową. Można także widzieć u stóp góry od wschodu jaskinią, wśród skały, w której Krakus miał zabić smoka.

26 Lipca. Dziś w niedzielę miała być obchodzona wielka uroczystość w kościele katedralnym przy celebrze księcia biskupa, z powodu naszego przybycia, została atoli odłożoną. Była tylko wielka kościelna parada w kościele Panny Maryi. **) Jest to ogromna bazylika, stojąca na głównym rynku, budowy średniowiecznej. Ma niektóre szczegóły osobliwsze, szczególniej jednak piękne są mury i sklepienia. Wspaniały widok sprawują okna ogromne za wielkim ołtarzem z kolorowemi szybami. Idąc z parady wstąpiłem z kollegami do maleńkiego kościołka, stojącego także w rynku, pod inwokacyą Ś^o Wojciecha. Kościół ten jest najdawniejszy w Krakowie, gdyż jeszcze służył poganom, co pokazują haki do zawieszania ofiar, lufty do wychodzenia dymu i inne znaki. Również oglądaliśmy kościół XX. Dominikanów, który jest jednym z najdawniejszych tutejszych kościołów katolickich.

Po obiedzie wyjechał i wyszedł cały tutejszy świat za bramę mikołajską do ogrodu Krzyżanowskiego, który cały jest ziemniakami i cebulą zasadzony.

Na wieczór było dane przedstawienie sceniczne przez niewielką tu bawiącą trupę, na teatrze należącym do jednego partykularnego obywatela. Bardzo mały i nie najlepiej zbudowany; stoi na placu Ś. Szczepana, gdzie przedtem stał tegoż imienia kościół bardzo stary i piękny, posiadający wiele starożytności i osobliwości; zburzyli go Austryacy.

27 Lipca. Jenerał Dąbrowski widząc, że się zanosi na długi pobyt w Krakowie, przeniósł swoją kwaterę z przedmieścia do miasta, do pałacu Wielopolskich, koło Franciszkanów. W całym Krakowie jest to największy i najstarożytniejszy pałac.*) Szkoda tylko, iż w kącie stoi i że jest w ręku skąpca. Również kościół i klasztor XX. Franciszkanów, który tuż obok stoi jest wart uwagi. Był zbudowany przez Bolesława Wstydliwego. Posiada wiele nagrobków biskupów tutejszych, które jeden drugiemu musiał stawiać. Stalle w kościele są pięknej roboty, wysadzane perłową macicą. Obok tego kościoła jest pałac biskupi.

28 Lipca. Akademia, która jak wiadomo, była założona przez Kazimirza W. w wieku XIV, a którą dziś zwiedziłem, jest położona na ulicy Stej Anny. Ma piękną bibliotekę i różne kollekcye, między któremi znajduje. się katedra Twardowskiego i jego księga przykuta, bo z powodu swoich wiadomości i biegłości w fizyce był poczytany za czarownika. W r. 1780 otrzymała akademia staraniem Kommissyi Edukacyjnej zupełnie nowy kształt i została uznaną za Szkołę Narodową (Generalis Schola Regni). Poczyniono bardzo dobre urządzenia i professorom znaczne pensye przeznaczono. Również wtenczas ustanowiła Kommissya Edukacjjna Seminaryum dla nauczycieli innych szkół. Tytuł Akademii był odrzucony, professorowie na 4 kollegia podzieleni, bez osobnegofilozoficznego kollegium, czwarte kollegium było fizyki.

Akademia Krakowska wydała nam bardzo wielu uczonych. Posiada dotąd jeszcze szanownego Sniadeckiego, który przez swą naukę umiał sobie zjednać nawet u cudzoziemców sławę i poważanie. Również jest przy niej uczony ks. Przybylski. którego w liczbie wydanych poezyi wątpię, aby który poeta przewyższył.

30 Lipca. Dostawszy rozkaz od mego jenerała udania się kury erem do Poznania, musiałem dnia dzisiajszego po obiedzie opuścić Kraków. Jechałem na Kleparz do Białego Promnika, tam ztąd pośród wąwozów do Skały, małego miasteczka, w okolicy którego łamią marmury. Odmieniwszy tu konie, jechałem przez coraz merówniejszy i wzgórzystszy kraj do Pilicy. Dawniej posiadało to miasteczko wielki zamek na górze, piękne ogrody i kollegiatę. Było mieszkaniem książąt Zbaraskich. Leży nad bagnami, z których wypływa Pilica. Tu przebyłem byłą granicę Księstwa Warszawskiego, po K) godzinach jazdy. Wziąwszy świeże konie, ruszyłem na całą noc dalej i po kilka razy po drodze takowe zmieniwszy, stanąłem rano w Częstochowie dnia 31 Lipca. Niżelim dojechał do Częstochowy, widziałem na boku, na samym grzbiecie skał zamek Olsztyn, przy którym są wielkie lasy i huty. (Ztani- f\ tąd rachują do Lwowa 8 mil).

Częstochowa, to prawdziwe Loretto polskie, leży nad Wartą i dzieli się na nową i starą Częstochowę, między któremi wznosi się góra Jasną nazwana, a na tej stoi klasztór Paulinów, wzmocniony murem i fossą suchą, co formuje niejako małą forteczkę. Ludność wynosiła ogółem w r. 1800 2409 dusz. Częstochowa jest bardzo wsławiona cudami Panny laryi, której obraz, malowany podobno przez Sgo Łukasza Ewangelistę znajduje się w klasztorze fundowanym 1389 roku przez Bolesława księcia opolskiego. Dla tego jest Częstochowa znana i w niemieckich krajach, zkąd wielkie tu odprawiano pielgrzymki, które po częściej dotychczas trwają, szczególniej jednak zMorawii, Czech i Górnego Szląska. Mieszkańcy tutejsi jedynie utrzymują się z robienia obrazków i innych drobiazgów, które tu rozkupują pielgrzymi podczas odpustów, lub też rozwożą po kraju, mając wielki odbyt z powodu, iż te obrazki z świętego miejsca pochodzą. Dziwna rzecz, iż to miejsce tak mało wzmocnione, nie było wzięte ani razu od nieprzyjacielskich wojsk, nawet w tej kampanii. Szwedzi, którzy kilka razy Polskę całą splądrowali, Częstochowy nigdy nie wzięli, nawet w 1655 z klęską musieli od oblężenia odstąpić. :

Przedtem niezmierne były przy tym kościele bogactwa, tak w pieniędzach, jako i w klejnotach i różnych kosztownych rzeczach, które ustawicznie pielgrzymi tu składali i które były uważane za skarb publiczny, mogący w potrzebie być użyty na obronę ojczyzny. Tak n. p. król Jan Sobieski, gdy jeszcze był hetmanem i gdy Turcy, Tatarzy i Kozacy grozili napaścią krajowi, był umocowany przez sejm do obronienia części tych sreber na uorganizowanie wojska; i tak wiele razy bywało. Wiele zdobyczy Sobieskiego z pod Wiednia tu było złożonych, nawet pochwa od pałasza, którym tam dowodził i który był potem w Rzymie złożony. Teraz znajduje się w ręku Dąbrowskiego, który będąc w Rzymie dostał ten pałasz, a gdy tu do Księstwa z Francuzami przyszedł, udarowano go i pochwą.

Zakon Paulinów miał tu dawniej obsadę, swoje własne wojsko, którego kommendantami Księżasami byli. Dopiero konstytucya sejmu 1764 ustanowiła kommendanta cywilnego, któryby zdawał kommissyi wojskowej corocznie rapporta o stanie twierdzy. Teraz stoi tu batalion 5go Pułku Radziwiłła z kommendantem Majorem. Od początku zawieszenia broni pracują tu nad regularnem umocnieniem twierdzy przez baterye, reduty i t. d.—Zjadłszy śniadanie u kommendanta i odwiedziwszy kościół i obraz Matki Boskiśj wziąłem swieże konie i ruszyłem do Kłobucka, gdzie znów konie zmieniłem. Miasteczko leży w okolicy kamienistej i leśnej, nie ma wiele więcej jak 900 mieszkańców. Z tąd jeszcze mam 16 mil do Kalisza.—Dojeżdżając do Wielunia jechałem przez wielkie pola, gęsto wsiami dobrze wybudowanemi obsadzone, dobrze zagospodarowane wśród żyznych i przyjemnych okolic.

Województwo Sieradzki*, w którego granice wjechałem składało zawsze część Wielko-Polski, było rządzone od własnych Książąt aż do Władysława Łokietka, który je do korony przyłączył. Graniczy z Szląskiem, województwem Kaliskiem, Zęczyckiem, Sandomirskiem i Krakowskiem. Rzeki ma znaczniejsze Wartę, Pilicę i Prosnę. Za dawnych czasów był przywilej, że tylko Książętom było wolno pieczętować lakiem czerwonym. Paprocki powiada, iż to województwo pierwsze ten przywilej zyskało z powodu, iż gdy posiłkowało Łęczyczanom, wzięło chorągiew nieprzyjacielowi. Ziemia Wieluńska zawsze należała do tego województwa. Posiada także cokolwiek rudy żelaznej; lud jest gospodarny i zamożny.

Wieluń, dawniej stołeczne miastotej ziemi, ma przeszło 1400 dusz ludności. Gruzy i rozwalone mury pracą nieśmiertelnego Kaźmierza w. wzniesione świadczą o jego stanie przed wojnami szwedzkiemi. Było przedtem obronne, murem opasane i wodą w fosach oblane. Ma zamek na wzgórku, kolegiatę, kolegium i szkoły Pijarskie, tudzież kościoły i klasztory Augustyanów, Bernardynek, Reformatów i Paulinów. Przedtem był tu gród i kommissya cywilno-wojskowa. Po większej części cały Wieluń jest murowany i to regularnie.

Pod samem mias tem jest skała wapnista, w której znajdują się Korndamony, których kilka mniejszych zabrałem ze sobą. Są to skorupy skamieniałe, rodzaju ślimaków, jakie teraz już nie egzystują. Znajdują je najwięcej w Bretanii, w Burgundyi, w Caen i w Guyennie, gdzie niemi pola i drogi publiczne są zasute. Są różnej wielkości od sążnia diametru do tak małych objętości, iż ledwie przez drobnowidz dostrzedz je można. Cząstki różnych minerałów napełniają je, nawet bywają odrobinami metalów napojone. Korndamony wieluńskie są wapiennemi cząstkami naciągnione. Używają ich za kamień do murowania domów. Za bałwochwalstwa poświęcano te skorupy Corne dAmmon czyli róg Ammona, Jowiszowi dla tłomaczenia snów. Braminowie nawet chowają ten rodzaj skorup nazwany Sologramen, znajdujący się w rzece Ganges, do czynienia codziennych ofiar.

/ Sierpnia rano stanąłem w Grabowie. małem miasteczku, które nie ma jak 550 dusz. Płynie tu Prosna. Z tąd do Krakowa rachują 40 mil, a do Kalisza 6. Okolica jest leśna, piasczysta, i poczęści błotnista. Są fryszerki i wielkie piece do topienia żelaza. Mieszkańcy Grabowa z rólnictwa tylko żyją Z Grabowa pojechałem do Olobohu małego miasteczka z starym klasztorem zakonnic.

W Kaliszu stanąłem przed obiadem. Dopełniwszy tu mych zleceń, które miałem do kommendanta Placu i podpułkownika Meiera, officera z naszego sztabu, który posłany na uformowanie batalionu w Poznaniu, miał go tędy do naszej dywizyi prowadzić, a zjadłszy obiad u tutejszego Prefekta udałem się w dalszą drogę na Pleszew, Jarocin, Mieszków, Szczęściem. przypadła mi droga przez dobra Boguszyńskie mojego Ojca. gdzie wstąpiwszy, zastałem moich rodziców, zktóremi się niewidziałem od początku kampanii. Nie mógłem się jednak długo z niemi cieszyć, gdyż musiałem pospieszać do Poznania, gdzie jeszcze tego dnia stanąłem.

Dopełniwszy danych mi poruczeń i mając pozwolenie zabawienia kilka dni w domu z memi rodzicami i bratem młodszym , Ignacym, wyjechałem 5go Sierpnia, a tym samym traktem wracając stanąłem 7go tegoż miesiąca w Krakowie.

10 Sierpnia. Ponieważ przedłużone zostało zawieszenie broni, bawią się tu wszyscy doskonale.

12 Sierpnia. Za moją bytnością u jen. Kosińskiego, który stoi z swoją brygadą na Zwierzyńcu, rozpatrywałem to miejsce, gdzie był nad Wisłą założony ogród przez Kazimirza w. Król ten założył także tutaj kościół Stej Katarzyny i Małgorzaty, pod który pierwszy kamień węgielny i pierścień, który miał na palcu położył. Zwierzeniec jest jakoby przedmieściem Krakowa na wzgórku wzdłuż Wisły zbudowany.

13 Sierpnia. Dziś była wielka rewia, czyli lustracya naszej dywizyi przez Księcia. Dotychczas nasza dywizya stała obozem w biwuakach, teraz poszła na leże i rozlokowała się na wsie pobliskie.

14 Sierpnia. Będąc dziś na Podgórzu w wielkich kuźniach, gdziem kazał oprawić sobie pałasz, który tu dostałem, pojechałem konno na górę Łnsoinę dla obejrzenia mogiły Krakusa, co nam miał panować około r. 700 p. Chr. Mogiłę tę widać na kilka mil w około. Sama góra Łasotna, będac dość wyniosłą i nie mając w bliskości innej góry, mogła by służyć w miejscu dobrej fortecy, gdyby była ufortyfikowaną i byłaby lepszym zapewne szańcem przedmostowym niż Praga, boby mogła być ze wszech stron obronną.

15 Sierpnia byłem posłany do Bielan, gdzie stoi jeden nasz pułk kawaleryi. Bielany, jest to klasztór ogromny stojący na górze wśród lasów, mile za Zwierzeńcem. Najpiękniejszy z tąd widok na Wisłę i Karpaty tak na południe, jako i zachód.

Ib' Sierpnia byłem spacerem w Woli, wsi leżącej za Zwierzeńcem, jest to posiadłość Wielowieyskiego, z ładnym ogrodem i starym przeformowanym zamkiem. Obok leży Czarna Wieś, sławna z doskonałych włoszczyzn, szczególniej z wielkiej liczby karczochów.

11 Sierpnia, W Łobzowie widziałem ruiny gmachu wielkiego, dość dobrze zachowane, który był wystawiony przez Kaźmierza w. dla żydówki Esterki. Obok widać wielki plac obwiedziony murem, był to.zapewne ogród, wśród którego pod cieniem wiekowych dębów pochowana Esterka.

18 Sierpnia. Na Kaźmierzu, wstąpiłem do kościoła Śgo Stanisława na Skałce, gdzie ten biskup miał być zabity w XI wieku przez Bolesława II. Ten kościół był także niegdyś bóżnicą pogańską, poświęconą Pośwutowi. Pokazują jeszcze dawne miejsce ofiar.

19 Sierpnia pojechałem na spacer do wsi Mogiły na wschód o milę od Krakowa, gdzie jest mogiła Wandy co wskoczywszy z mostu Krakowskiego w Wisłę, była tu znaleziona przy ujściu Ułubni w Wisłę i tu pochowana. Jest tu klasztor, którego kościół był przez Kazimirza w. dokończony.

20 Sierpnia odwiedziłem obserwatorium Astronomiczne i ogród Botaniczny, który się znajduje na końcu przedmieścia Wesoły za bramą Mikołajską. Ogród ten należący do akademi krakowskiej był przed wniściem Austryaków w bardzo dobrym stanie, lecz zaniedbany przez rząd Austryacki, jest dużo zniszczony. Dość jest obszerny i posiada jeszcze bardzo wiele exotycznycb roślin. W jego środku wznosi się piękny gmach, zawierający obserwatorium, które służyło wielu sławnym astronomom do postrzeżeń a teraz Sniadeckiemu. Wiele tu narzędzi potrzebnych, szkieł przedziwnych, teleskopów i dzieł do astronomii użytecznych znalazłem.

21 Sierpnia z kilku kolegami pojechałem po obiedzie konno do pustelni Siej Bronisławy, będącej na wysokiej górze, między Zwierzeńcem a Bielanami, z kąd pyszny widok na brzegi Wisły i Karpaty.

25 Sierpnia. Ti powodu rocznicy urodzin Napo1eona była dziś rano wielka rewija nad kilku tysiącami wojska, kommenderowana przez jen. Dąbrowskiego. Stanęło potem wojsko na ulicach i wpośród szeregów przejechał ksźe. Józef, otoczony jen. polskiemi i w towarzystwie kcia Galliczyna kommenderującego armią rossyjską, do kościoła katedralnego, gdzie w obec władz cywilnych śpiewano Te deum. Na wieczór była ogólna illuminacya i wielki bal w pięknej sali u Knoca na Śto Jańskiej ulicy, i w sukiennicach, formujących salę na 130 kroków długą.

27 Sierpnia jen. Dąbrowski z powodu częstego bólu nogi w którą był otrzymał kontuzyą kulą armatnią w kampanii 1806 pod Tczewem, pojechał z porady doktorów do Krzeszowickich wód siarkowych, o trzy mile na zachód do Krakowa, gdzie umyślił bawić niedziel kilka. My więc od sztabu, który pozostał w Krakowie, często jenerała tam odwiedzamy. Dziś do niego pojechawszy, miałem sposobność poznać dokładnie Krzeszowice i jego okolice piękne. Już sama droga, którą się jedzie do tego miejsca daje przedsmak przyjemności, których się kosztuje w samych Krzeszowicach. Jedzie się wzdłuż doliny żyznej, pośród łańcucha gór, których rozmaitość i odmiany miły widok sprawiają szczególniej koło Niegoszewic, wsi X. Kefendarza Sołtyka. Wjeżdżając do Krzeszowic, zdaje się, iż się wjeżdża do gaju, gdzie Eskulap w postaci węża krąży pośród gęstych murów. Jest to wioska ugajona drzewem, wśód której wytryskują gdzieś niegdzieś źródła wody uzdrawiającej. Ma wiele domów bardzo porządnych ku wygodzie gości, jako i same łaźnie bardzo dobrze urządzone. Nawet dom bawialny piękne sale zawiera. Dwa tu są rodzaje w" mineralnych, jedne z cząstkami żelaznemi, a znaczniejsze drugie siarkowemi, lecz nie znalazłem żadnego opisu, któryby mi dał wyobrażenie o ich składzie.*)

28 Sierpnia. Chcąc obejrzeć okolicę pojechałem z jenerałem konno najprzód do Czerny, wielkiego klasztoru, stojącego wśród puszczy leśnej na górze skalistej, która przez wielką parowę czyli raczej dolinę, przerzniętą strumykiem, ogromnym mostem murowanym się łączy z inną górą. Cała zaś wspomniona puszcza, jest otoczona murem na kilka mil długim, który przedtem kobietom drogę zagradzał. Klasztor jako i wszystkie te mury są budowane z kamienia marmu

rowego, który tu się łamie pospolicie. Przy samym klasztorze choć na tak wysokiej górze jest kuta studnia zawierająca przedziwną wodę, zwyż której jest otwór do podziemnych lochów. Ztąd pojechaliśmy do wsi Dębnika, gdzie łamią najpiękniejsze marmury, z których tu prości chłopi i chłopki wyrabiają najpiękniejsze wazony, kolumny wszelkich rzędów, kapitele i inne ozdoby. Dziwna rzecz! znajdziesz tu chałupy całe prawje z marmuru, a tak nędzne, iż komina nie mają! Niedaleko ztąd w Nowej Górze łamią piękny porfir.

29 Sierpnia rano pojechałem w drugą stronę Krzeszowic. Pod wsią Tęczynem zwiedziłem kopalnie węgli ziemnych, których ztąd bardzo wiele wyprowadzają do Krakowa na opał. W tych kopalniach węgli jest skład ziemi powierzchni następujący: Z wierzchu leży piasek z ziemią płonkową; dalej kamień słony; pod tym ławicą kopalne węgle. Te przekopawszy następuje ił-łopień albo głazo-łopień. W łopieniu iłowym widać często rozsiane ziarnka siarki. Taki skład ziem, siarką przetrząsanych i węgla, rozciąga się na kilkanaście mil w Siewierskie, w Oświecimskie i w Szląsk, gdzie wszędzie znajdują się kopalnie węgla. Wszędzie stropem ławic węgla jest łopień iłowy, a spągiem ił-łopień; utyka zaś na głazach. Ławica węgla leży wałowato; tem samem gdzie wypukło cieńszą, gdzie żłobkowato karń ma grubszą. Pospolicie od dwóch do trzech stóp miąższości miewa. Kierunek od wschodu na zachód. Czasem różnice zachodzą miejscowe, czasem kilka razy ławica węgla przemienia się z ławicą łopienia iłu. Miejscami mniej albo więcej w łopieniu iłowym ziarn siarki; miejscami węgiel mięsza więcej w sobie iłu, miejscami więcej siarki. Taki się ma. znajdować przy Jawoczynie przy Dąbrowie. Między różnemi tutejszemi gatunkami kopalnych węgli, znajduje się także Antrasit. Ten leży w ostatniej głębi. On to jest podobno, albo przynajmniej najbliższy w utworach natury, ów pierwotny wągl (larbo), jak wielu utrzymuje, i nasz uczony Staszyc. Po tych wszystkich kopalniach węgla znajdują się ślady pewnych nieznajomych roślin. Tych piętna widać w ławicach owych łopienia iłów, które tu strop kopalni stanowią. Mają być nawet ślady palm. Znalazł tu Staszyc w łopieniu iłowym gałązki rodzaju paproci, coś podobnego do polipodium (Scheucher herb. dilv. t. III. f. 7.) Jest to gatunek nieznajomy, już teraz nigdzie nie egzystujący; opisuje go obszernie uczony Schlotheim w Flora der vorweltl. polipodium arborescens tab. VIII f. VI. Ja, wycisk podobny do tej rośliny na łopieniu iłowym znalazłem w Wielkopolsce w dobrach moich rodziców Międzychodzie, między Szremem a Dolskiem, nad wielkiem jeziorem, Gawrońskie albo Grzymysławskie zwanem.

Potom pojechałem na zamek tęczyński, którego ruiny sterczą na wysokiej górze. Nie jest on jeszcze zupełnie w gruzy obrócony i można jeszcze poznać jego rozkład i strukturę, a nawet niektóre sklepienia są zachowane dotychczas. Jest to gniazdo starożytnego domu hrabiów tęczyńskich, zgasłego w r. 1634. W okolicach tutejszych znajdują miedź. Wracając z Krzeszowic do Krakowa jechałem przez piękne doliny Pisar.

10 Września. Z kilku kolegami umyśliwszy odwiedzić rodzinę naszego jenerała, która mieszka w okolicy Gdowa za Wieliczką, cztery mile od Krakowa, wybraliśmy się konno dziś rano do Wiatowic, posiadłości hrabiny Dębickiej, siostry naszego jenerała, a wdowy po jenerale tego imienia. Tu to w r. 1794 Kościuszko, w Ameryce chwałą okryty, spiesząc na czoło narodu, niżeli dojechał do Krakowa, złożył sekretną umowę z różnemi ważniejszemi osobami, jako to Kołłątajem, Wodzickim i t. d. W tym samym domu kilka dni bawiliśmy się przedziwnie.

15 Września dopiero wyjechaliśmy z Wiatowa do Pierzchowca miejsca urodzenia jen. Dąbrowskiego, gdzie mieszka jego kuzyn pan Kępiński. Pierzchowiec jest jakby stworzony na wydanie tak wielkiego męża, którego imię rozlega się od ostatniego przylądku Kalabryi aż do brzegów Dniepru. Leży w najprzyjemniejszem położeniu wśród podgórza Karpat na wyniosłym pagórku, u stóp którego w pięknej dolinie łączą się, jakby dla wyszczególnienia tego miejsca, Rawa z Dunajcem, których przyjemne wśród dolmy zakrążania i wężykowania najmilszy widok sprawują. Gospodarz tego miejsca przyozdobił je ładnym, naturalnym prawie ogrodem, który sam własnym gustem upiększył. Wyjeżdżając nie mogłem nic oddać winnej cześci temu miejscu, które wydało na świat męża, co nietylko umiał wsławić oręż ojczysty i bronić kraju ale gdy ten upadł, umiał przezornie zebrać jego szczątki i podać je wskrzesicielowi!

Ztąd pojechaliśmy do wsi Krakuzzewic, pod którą jest mogiła ogromna, a na niej odwieczne dęby korzenie zapuściły. Ma to być mogiła Krakusa II, syna tego, którego mogiła jest na podgórzu krakowskim. Na tern miejscu na łowach miał być zabity od brata młodszego Lecha II, który chciał panować, lecz został wypędzony z kraju.

Dla zakosztowania pięknego widoku udaliśmy się do Zborczyc pana Wielowiejskiego. Stojący tu w okolicy Moskale niezmiernie uciemiężają naszych braci; cieszymy ich nadzieją, iż może tu przyjdziemy jeszcze, jeżeli pokój nie stanie. Niedaleko ztąd stoją w Swoszowicach, gdzie są wody mineralne i rudy siarkowe, wojska austryackie. Ci gwałtem biorą ludzi na żołnierzy, bardzo więc wiele chłopów ucieka i do naszego wojska przystaje.

17 Września. Mając sobie za powinność odwiedzić Pieskową Skałę i Ojców, trzy mile tylko oddalone od Krakowa wybrałem się tam z moim przyjacielem i towarzyszem broni "Władysławem Sołtykiem. Obadwa te miejsca leżą blisko siebie w okolicy miasta Skały na zachód od Krakowa. W Pieskowej Skale wśród przyjemnej i nader pięknej doliny leży zamek ogromnej wielkości na wysokim pagórku z kilku tysiącami okien i drzwi. Najosobliwszą jest jednakże skała na podobieństwo tej, która jest w Adersbach w Szląsku. mająca kształt cukrowej głowy przewróconej. Miejsce to warte jest widzenia, szczególniej przez Polaków, którzy jeżdżą za granicę podziwiać piękne dzieła natury, a o równie pięknych osobliwościach własnego kraju ledwo słyszeli. Pan Fogel wydając w sztychu wiele widoków osobliwszych kraju naszego, umieścił w nich także bardzo dobrze oddaną Pieskową Skałę czyli Maczugę Herkulesową, jak ją tu zowią. Zwiedziliśmy także pustelnią Śtej Salomei, księżniczki halickiej, siostry króla Bolesława Wstydliwego, która umarła w r. 1268 jako '<*"'\ ksieni zakonu panien w Skale. Jest tu mały kościołek wśród puszczy na wzgórku, z wielu szczegółami godnemi uwagi, lecz najszczególniejszem jest piramida z jednej bryły piaskowego kamienia, bardzo wysoka. Ojców ma również ogromny zamek na górze z basztą. Dziwne ułożenie skał po boku doliny, warte najgłębszego zastanowienia. Niektóre formują wieże, drugie baszty na pół pochylone, inne znów bramy i wjazdy jakby naturalne. Przewodnik którego wzięliśmy, zaprowadził nas w góry do jednej groty, przy której otworze zapaliwszy pochodnią i nabiwszy fuzyą, wszedł z nami do niej. Ujrzeliśmy niezmierne jamy, wydrążone od natury w skale wapiennej, z której ściekają stalaktyty. W niektórych miejscach stalaktyty dociekłszy do samego dołu formują filary, które podniebienie groty wspierają. Stalaktyty nie są czśm innem, jak zsiadłością cząstek różnych wapiennych, które będąc porywane przez wodę wnętrza ziemi, osiadają w podziemnych

lochach gdzie ewaporuje woda. Znajdują ich najwięcej w Antiparos.

Wierzchem tych wszystkich ojcowskich gór są rozległe i wyniosłe równiny, wszystkie w jednakim prawie poziomie z Olkuszem, z opokami wapienemi gór chęcińskich Miedzianki i Czernej. Wszędzie pola orne, a po nich wydobywają się gdzie niegdzie z ziemi jakieś różnego kształtu ruiny. Zbliżywszy się do nich, są to podarte, połupane wapiennych skał cypliska, (jak mówi w rozprawie o ziemiorodztwie gór karpackich Staszic, którego tu prawie do słowa cytuję, dla nowych wyrazów, których używa). Ztąd wszczynająca się równina jest z początku wązka, mało schobna; im dalej, tem zmiany więcej. Wkrótce zaczyna się rozdzierać, coraz głębiej w ziemię opuszczać, niespodzianie odkrywa s.ę wielka i rzadka dolina, właśnie gdyby w ziemi ukryta, na całą milę, coraz zmienna, coraz przyjemniejsza kraina. I ten ponik, co z początku ledwo sączył się pomału, co jeszcze nie chrzcony bez nazwiska bieżał, tylko rólniczych osad imiona przywłaszczał już i on ledwo dwie góry obiegł, jako bystry prąd mruczy, po opokach warczy, a dobrze znane w dawnej królów naszych stolicy, przybrawszy imię Promnik, pieniąc się, hucząc, rwie, rozwala skały, a rumowiska ich starłszy mielizną wynosi, szumiąc do Wisły całą rzeką Wszędzie w tej dolinie zakolenione odpowiadają wybrzeża; znak, w którym czasie i przez co udziałaną była. Wszędzie po tych cyplach, po tych skał oberwiskach, które chociaż wody odłączyły, przecież do szczętu rozburzyć nie zmogły, zajmują rozmaite widoki. Tu małego kościołka wieże, tam stare Wielopolskich horodów szczyty. Daleko w ęstatnim aż dole, głębokość zraża oko, dostrzegać Ojcowe zamcze. Wszędzie i po jednym i po drugim tej schowanej doliny liczu, ciągną się prawie równe, rzędem sadowione rólników zagrody. Przy każdym domu sad pełen drzew

owocowych, pastewniki zielone, stebniki porządne, liczne paszące się trzody i wszędzie igrających dzieci gromady zdawają się świadczyć, że w tej przyjemnej dolinie szczęśliwymi być muszą i ludzie. Środkiem zaś, i to zawsze nad ostatnim wody stokiem, po brzegach owego bystrego Promnika, widać pozostałe potężne ostatki z ogromu jednostałej, dawnej tu opoki. Te wznoszą się to piramidą, to z podobieństwa niby srogą olbrzymią palicą, która w górę trzy razy ogromniejszą wynosząc maczugę, sadzi się na ziemi. Lecz z pilnością chowając zawsze równą miarę wśród burz i wśród piorunów niewzruszona stoi od wieków. Wszystkie te dawnych skalisk ostatki, a pod niemi nieraz stoi równie i podróżnik jak one osłupiały! Jak ten mały, jak ten jeszcze przy teraźniejszym ich ogromie prawie ponik znikły, mógł rozwalić, rozburzyć wczątkową, tak twardą i razem się trzymającą skałę! Takie to są do pojęcia trudne we wszystkich działaniach natury wielkie skutki, przez najmniejsze jestestwa, przez niedościgłe żywiołów drobiny spełniane, kiedy tych dzielność tak nieustanną jak czas.

Pominąwszy ów zamek ojcowski napotyka się dwie niezmiernej wielkości jaskinie, jedna ciemną, druga królewską zwane, do obydwóch wniścia ledwie na bałuku *) przebyte. Są to na kilkadziesiąt stóp w szerz, wzdłuż, wzwyż rozległe ciemne sale; ostatnie coraz głębiej spadają. We wszystkich ściany i sklepienia oblepione stalaktytami wiszącemi w sople. Dół na kilka stóp grubo wapiennemi stalaktyty oblany. Lecz co tu zastanawia, pod temi stalaktytami pełno znajduje się kości jakiegoś od naszych różnego gatunku niedźwiedzi. **) Wapień, w którym te jamy, jest twardy, zbity, w przełupie nierówny, drobnego kruchu, tarty cuchnie nieprzyjemnie. W samej skale nie widać tu żadnych krzemieni, lecz bardzo wiele już postrącanych po drogach. Wapienne skały Ojcowa łączą sig nieprzerwanie z górami rozległych naszych kopalni marmurów przy Czernej, Dębniku, Pusłowicach, Chęcinach. Góry Ojcowa i Czerny łączyły się w pierwszej swej budowie nieprzerwanie z wapiennemi opokami Bielaw, Bronisł20 Września przybyła żona naszego jenerała z wód szląskich, gdzie niezmiernie Niemcy zdają się być teraz pokornymi.

28 Września. Wysłany znów z poleceniami do Poznania, własnym ekwipażem jen. Dąbrowskiego jechałem na Krzeszowice, nad rzeczką Kudawą na Nową Górę, w okolicach której znajdują się góry obfite w Porfir i żyły różnych kruszców. Dalsza droga szła przez okolice nędzne i smutne , mało żyzne i mało zaludnione, gdzie drzewa nawet nie śmieją rosnąć, bo same tylko poziome i krępe charpęcie znachodzimy; ich gałęzie po ziemi się czołgając okrywają bezdenne piaski które na kształt strumieni lub rzek okiem nieprzejrzanie się ciągną. Jest to prawie latający piasek. Wśród takich step piaszczystych stoją, rzec można same ruiny owego zamożnego dawniej miasta Olkusza, gdzie na noc stanąłem.

Olkusz, Ileus8ii montes posiadał bardzo obfite kopalnie srebra i ołowiu. Zatopione wodą w tym stanie znajdują się dotychczas dla braku pompy i innych potrzebnych narzędzi. Kopalnie te zostały odkryte za panowania Kazimirza W. przez Augustyana Grzegorza, rodem z tego miasta. Dostawano tu rocznie srebra przeszło 6000 grzywien, a ołowiu 5000 centnarów. Lecz gdy nieznano dobrze amalgamacyi, w odrzuconej rudzie wiele kruszcu zostawało, z którego teraz najwięcej dobywają. Ruda ołowiu tu w Olkuszu wydaje z centnara do 10 łótów srebra i trochę złota. W olkuszu są rudy galmanu, ołowiu i srebra w górnych warstwach t. j. od 15 sążni głęboko, jak to widać w stolach przed kilku laty udziałanych, i to bułami i promieniami. Lecz głębiej o sążni 24 leży bogata ruda obłazgiem. Grubość jej karni podług wieści starych górników do 5 stóp mieć może. Dawne roboty podziemne ciągną się milę w około. Wody największą zawsze przeszkodą były. Dawni Olkuszanie mają sobie nadane przywilejem królów polskich te góry. Środkiem w podziemnych robotach, w głębi 24 sążni, wybili dwa wielkie kanały: Bonihowski i Bielecki, które od miasta aż do wsi Bolesławie pod ziemią ciągną się. Są dowody w papierach miejskich, iż dawniej miasto utrzymywało do 1000 koni dla toczenia wody bułgami. Ruda tu w tej zalanej kopalni musi być bogata. Same pozostałe z dawnych rud werpy, porzutki, okruchy, teraz przez płóczkę wyrabiane, wydają do 50 i 60 ołowiu, a do 4 i 5 łótów srebra. Rudy kruszcowe leżą tu w wapieniu łopiennym, a utykają na głazie grubego żwiru. Skład wewnętrzny olkuskich gór ma na wierzchu na kilka łokci piasek, potem wapienio-margiel do 21 łokci. Dalej morgiel, pełen różnego głazowego zwiru, zabiera łokci 18. Głębiej następuje iłomargiel żóltawy, miałki do 48 łokci miąższości, w którym już mięszają się bułami szpat-zelezi i galena srebro-dawa. Pod tem leży ruda siarkowanego ołowiu, galena z srebrem i zlotem obłazgiem czyli ławicą do dwóch łokci mająca w kierunku od wschodu na zachód. Ruda ta leży w lipkim wapienio-margiel-lopieniu. Szpągiem jej jest wapienna skała żółta albo szara, bardzo drobnego ziarna, marmur twardy pierwotny. Zważając położenie Olkusza wśród niezmiernych stepisk piasku, można dokładnie poznać, iż te wielkie wody które zatapiają tutejsze kopalnie są skutkiem pochłonionych potoków. Strumień przez wieś Zaradów płynący dwa kamienie pędzi i o kilka staj za młynem nieznacznie niknie w ziemi. Strumień z źródeł miedzy Olelinem i Kosmołowem również ma ginąć w ziemi. Potok Baba, którego się łożysko najwyższym stepem piasków olkuskich rozciąga, a z którego woda na wiosnę i jesień bardzo wielka, także przez ziemię pochłoniętą bywa. Te więc strumienie zatapiające najwięcej kopalnie, trzebaby wcześnie brać w koryto i przeprowadzać z Olkusza ku Przemzie, kukąd ma mieć spadek. Zaś w dawnych robotach trzebaby zatoczyć pompy ogniowe, aby je osuszyć.

29 Września rano opuściłem Olkusz jadąc na Bolesław od Sławkowa, gdzie również dawniej kopano kruszec, nawet dotychczas stoi jeszcze opuszczony wielki piec. To miasto dużo zostało zniszczone jak widać przez ogień r. 1455, lecz jest jeszcze dosyć porządne. Okoliczny lud żywi się ze zbierania galmanu i rudy ołowianej, znajdowanej po wierzchu zrytej ziemi, którą żydy wytapiają. Sławków już należy do księstwa siewierskiego. Siewierz przez który przejeżdżałem, ma zamek dawniej biskupi. Jest teraz mieściną lichą, z drzewa całe budowane, błotniste. Księstwo Siewierskie, które się rozciągało na kilka mil kwadratowych, należało do biskupów krakowskich, którzy dotychczas tytuł książąt siewierskich noszą. Przedtem jeszcze było ono częścią księstwa Beuten w Szląsku, które baronią jest teraz. Wacław książę Cieszyński przedał je Oleśnickiemu, biskupowi krakowskiemu za 6000 grzywien groszy szerokich, które je na zawsze do biskupstwa przyłączył. Formowało ono udzielne Księstwo, miało osobną szlachtę, z którą polska nie chciała się łączyć. Kraj ten granicząc z Górnym Szląskiem jest wzgórzysty i posiada różne kopalnie kruszców, łamią w nim marmury. W Kozichgłowach miasteczku dość lichem jeszcze należącym do Księstwa Siewierskiego był mój drugi nocleg.

30 Września. Popasłszy w Częstochowie stanąłem na noc adąc na Kłobucko w Krzepicach które leżą jeszcze w województwie Krakowskiem na pograniczu Sieradzkiego. Były dawniej starostwem; zdobił je pałac, zwierzyniec i ogród piękny; ma 1469 dusz ludności. Płynie tędy rzeczka Liswarta w gruntach żyznych, których uprawą trudnią się szczególniej mieszkańcy.

5 Października przeprawiłem się pramem przez Wartę pod Dębnem, gdzie jest wielki skład szkła z hut, znajdujących się w pobliskich borach. To szkło spławiają Wartą do Poznania, Kistrzyna i dalej do Marchii i Brandenburgii. Wieczorem stanąłem w Winnej Górze, dobrach jen. Dąbrowskiego. Oglądałem tu piękny zbiór starożytnych broni, złożony szczególniej z samych krajowych zbroi i wojennych w kraju używanych dawniej narzędzi. Z poszanowaniem oglądałem pałasz Czarnieckiego i ten co Sobieski miał pod Wiedniem.

6 Października przed objadem stanąłem w Boguszynie, lecz nie zastawszy moich rodziców wziąłem świeże konie i zajechałem ich w drugich ich dobrach Miedzychodzie niespodzianie.

Nazajutrz pojechawszy do Poznania dla dopełnienia poruczeń powróciłem dla zabawienia się u rodziców aż do 20 t. m. stósownie do pozwolenia jenerała.

20 Października zabrawszy w Winnej Górze rozmaite ekwipaże jeneralskie, musiałem z tego powodu wolno jechać. W Olkuszu zastałem jenerała Sokolnickiego, który odebrał polecenie od rządu i kcia. Ministra wojny zlustrować tutejsze kopalnie, czyby nie mogły dostawić potrzebnego materyału do amunicyi. Za jego decyzyą rozpoczęto kopanie. Sprowadzono górników z Saksonii, którzy największe obiecują korzyści.

Zjadłszy obiad u jen. Sokolnickiego, wracałem dla odmiany inną drogą do Krakowa omijając Krzeszowice, przez góry i doliny Ojcowskie. Prawda, że niezmiernie złej drogi użyłem, lecz sowicie byłem nagrodzony przepysznemi widokami. Co chwila zatrzymywałem powóz dziwując się pięknemu ułożeniu natury. Skały, które zdawały się mieć kształt zabytków wież lub budowli jakichsiś, porozrzucane po polach, były dla mnie dziwnym widokiem. Również doliny, w które raz wraz wjeżdżałem, nie pozwoliły mi dłużej w powozie siedzieć, musiałem iść pieszo, chcąc lepiej szczegóły zobaczyć. Trudno tu wszystko opisać, lecz życzę każdemu jadącemu od Olkusza, aby tędy obrócił swą drogę a będzie zadowolniony. O ćwierć mili od Krakowa wsiadłem dopiero i stanąłem u jenerała przed obiadem dnia 28 Października.

Pierwsza, którą mi w Krakowie powiadano, wiadomość była, iż stanął pokój pomiędzy Napoleonem, cesarzem francuskim a naszym protektorem i Franciszkiem cesarzem austryackim, przez który do naszego Księstwa przypadła cała Nowa Gallicya, oprócz tego cyrkuł Zamojski, kilka mil kwadratowych na przeciwko Krakowa na prawym brzegu Wisły aż do Wieliczki, Tyńca i Swoszowic i rzeki Skawiny. również połowa dochodów Salin wszystkich tak Wieliczki, jako i Bochnii.

USTĘP

z roku 1813.

Dnia 21 Listopada 1813 w Charkowie. Dziś rocznica bitwy pod Boryssowem (1812) stoczonej przez nas, zaczem się złączyliśmy z wielką armią idącą od Moskwy. Dzień ten wsławi 17tą dywizyą i jej naczelnika, jenerała dywizyi Dąbrowskiego. Pół czwarta tysiąca samych Polaków, attakowani świtem trzymaliśmy się aż pod sam wieczór w jednej pozycyi przed mostem Boryssowskim przeciw całemu korpusowi jenerała Czyczakowa, który można było liczyć do 38,000 ludzi świeżo z Turcyi przybywających. Prawda że w końcu musielim ustąpić przemocy, lecz wtedy dopiero gdy po zaciętej obronie stanowiska tyle tylko nam ludzi pozostało, że zdołaliśmy uprowadzić chorągwie i artylleryą dywizyi, zostawując pobojowisko okryte trupami swojemi i nieprzyjacielskiemi.

Dywizya nasza składała się w tej bitwie z następujących sił:

trzy bataliony Igo pułku piechoty trzy bataliony 6go pułku piechoty jeden batalion 14go pułku piechoty. K Z kawaleryi 2go i 7go pułku. Tylko jeden szwadron był w ogniu zakrywając tylną straż i z tą dopiero pod dowództwem jenerała brygady Pakosza do nas przybył.

Artylleryą mieliśmy całą z parkiem dywizyjnym, lecz z powodu niestósownego położenia mała jej część tylko mogła być użytą. (Reszta dywizyi t . j. 17ty i 14ty pułki piechoty i 15ty pułk jazdy pod jenerałem brygady Żółtowskim pozostały w okolicach Bobrujska i dopiero w kilka dni po bitwie złączyły się z nami.)

Schodząc z pobojowiska pozostało tylko z Igo pułku piechoty i z batalionu 14go pułku p. około 70 ludzi zdrowych. Szósty pułk mający na czele pułkownika Sierawskiego formując prawe skrzydło, niemógł się cofnąć przez most lecz udał się na prawo w Dębinę nad Berezynę przez którą później po słabym bardzo lodzie przeszedł. Cofając się z Boryssowa poczytaliśmy go za zgubionego. Pozostało z pułku szóstego trzech batalionów 600 ludzi.

Cofaliśmy się noc całą, zasłaniani przez kawaleryą z pułków 2go i 7go nieczynnych w bitwie, lecz już do połowy zniszczonych poprzednio postępując wielkim traktem Smoleńskim do Krupek zupełnie spustoszonych i zniszczonych przez wielką armią ciągnącą ku Moskwie.

22 Listopada w Krupkach zastaliśmy marszałka Oudinot prowadzącego przednią straż powracającej armii z Moskwy, a której stan nie był nam wcale znany. Marszałek przejrzawszy resztki naszej dywizyi znalazł kawaleryą naszą w najlepszym stanie ze wszystkiej, która pozostała z wielkiej armii. Użył ją zaraz za przednią straż udając się natychmiast ku Boryssowu. I my za nim z parkiem i resztką dywizyi. Na poł drogi stanęliśmy. Na drugi dzień —

23 Listopada udaliśmy się dalej w marsz. Kawalerya nasza w przedniej straży spędzając od wczoraj lekką kawaleryą moskiewską, wpadła dziś na piechotę. Dywizja to była jenerała Lamberta, którą rozproszywszy zabrała nasza kawalerya do 4000 niewolników po większej części z piechoty. Podług wyznań tychże korpus Czyczakowa niezmiernie ucierpiał w bitwie Boryssowskiej, mając jenerałów Engelhardta zabitego, a jenerała Lamberta rannego. Nasza kawalerya wspierana z tyłu od resztek ciężkiej francuzkiej kawaleryi ucierpiała wiele od ognia kartaczowego i plutonowego. Utraciła najlepszych oficerów Wilczka, Dębińskiego i t. d. Dowódzca p. pułkownik Kossecki także ranny. Nie dała się jednak wstrzymać żadną siłą; pędziła nieprzyjaciela z taką natarczywością, iż razem z nim wpadając do Boryssowa, nie dała mu czasu przeprawić bagaży wszystkich za most. Nieprzyjaciel zapaliwszy jednak most, zyskał czas do uporządkowania się na drugiej stronie Berezyny na naszem dawnem pobojowisku, zostawując nam Boryssów zatkany rannymi naszymi wraz z wszystkiemi bagażami korpusu Czy czako wa, wielu ekwipażami generalskiemi, serwisami i innemi rzeczami, jako i niezmierną ilością zrabowanych w Litwie sprzętów, a szczególniej w Nieświeżu księcia Kadziwiłła.

Myśmy stanęli w Boryssowie i na około miasta strzegąc Berezyny. Nieprzyjaciel stał uformowany w linii na wzgórkach na drugiej stronie rzeki dominując Boryssów, w którym mógłby był nam wiele szkodzić, gdyby był użył artyleryi; niewiem jednak z jakiego powodu ani jednego strzału nie uczynił. Spokojnie więc patrzyliśmy na siebie wzajemnie. Ognie korpusu Czyczakowa niezmiernie szeroko rozłożone po wzgórkach nad Berezyną jakby na amfitearze przyświecały nam w nocy. Mróz coraz się wzmagał, a gołoledź po drogach zabijała nam kouie tak w kawaleryi jako i w pociągach.

Przed przybyciem naszem do Boryssowa złączył się z nami szósty pułk piechoty, który jak już to wyżej powiedzieliśmy, nie mogąc się wraz z nami cofnąć przez most po bitwie Bory ssowskiej, przebył w pewnej odległości od miasta rzekę po lodzie nader słabym i przez lasy i uboczne drożki złączył się z nami przez godzien pochwały obrot pułkownika Sierawskiego.

24 Listopada staliśmy spokojnie przez dzień cały patrząc na nieprzyjaciela. Widzieliśmy zdziwieni w tym dniu okropne szczątki nadchodzącej naszej wielkiej armii. Tłumy ludzi ze wszelkich pułków, gatunków broni i wszelkich narodów w odzieniach najdziwniejszych, bez różnicy stopnia, wszystko razem pomieszane! Na wszystkich twarzach ślady nędzy, głodu i doskwierności ostrego klimatu! Najdziwniejsze widowisko przedstawiały te gromady maruderów bez broni wlokących się wielkim traktem od Moskwy! Wszyscy piechotą, tu jenerał, tu żołnierz prosty, tam oficer, tam dragon lub kiryssyćr, a przy nim grenadyer, woltyżer lub fizylier; znów artylerzysta, obok niego dobosz, saper lub innej jakiej broni zołnierz. Francuzy, Polacy, Niemcy, Włochy, Hiszpany, wszystko razem! A wszyscy chroniąc się od 'zimna okryci najróżnorodniejszemi a najśmieszniejszemi odzieniami. Jeden w kożuchu, lub siermiędze chłopskiej, drugi w szubie sobolowej, niedźwiedziej, lisiej lub innej najparadniejszej, którą się może odziewał jaki kniaź moskiewski, inny znów w salopie kobiecej, spodniku, lub nawet ornacie, byle się uchronić od zimna. Jeden miał przytem kaszkiet lub szako, a drugi kaptur lub czapkę jaką obdartą. Nogi mieli niektórzy owinięte w braku butów skórami baraniemi, futrem jakiem lub perskim szalem z kaszmiru. Tłum ten nigdy niesłychanej zgrai w jednym ciągu ciągle przybywając przez dzień cały, a niemogąc się udać dalej dla nieprzyjaciela przed nami stojącego, zastanawiał się przed Boryssowem, nie wpuszczany do miasta od regularnego wojska z komendy Oudinota, i obozował jak który chciał. Lecz nie mając nic do jadła, część jedna bez różnicy stopni rzuciła się jak szarańcza na bagaże naszej dywizyi iżywności, któreśmy mieli. Drudzy rzucali się z największą zjadliwością na zabite lub zdechłe od dni kilku, lub padające z nędzy konie i rozrzynali pomiędzy sobą, zabijając się przytem jeszcze, aby pokrzepić siły nadwątlone od głodu i zimna. Przyczyniało się do zamieszania i nieporządku mnóstwo bagaży przybywających od Moskwy. Wiele powozów z różnymi oficerami, jenerałami, lecz większa jeszcze liczba wozów i powózek z rzeczami zdobytemi w Moskwie i innych miejscach, obładowane wozy bogactwami, które sobie prowadzili pojedyńczy żołnierze i oficerowie.

Na sam wieczór dopiero zaczęło nadchodzić wojsko regularne z bronią, lecz korpusa niektóre komenderowane przez marszałków, ledwoby mogły były złożyć porządny pułk. Wtem nadjechał cesarz otoczony legią honorową złożoną z samych oficerów niemających swych żołnierzy.

Cesarz przejeżdżając koło parku naszej artyleryi uderzony tem, iż konie w tak dobrym jeszcze stanie się znajdowały, gdy wszystkie inne z Moskwy przyszłe skórę zaledwie i kości miały na sobie, wezwał do siebie jenerała Dąbrowskiego i rzekł do niego: „Znane mi jest coś uczynił, straciłeś dużo, lecz trzymałeś się, jak przystało na walecznego."

Oprócz aryergardy która jeszcze nie była nadeszła do nas, mogę na domysł szacować liczbę wojska, które mogłem widzieć nadchodzące z Moskwy, niedobitki tej wielkiej armii, która tam poszła: żołnierzy pod bronią w szeregach niewidziałem więcej nad dwadzieścia tysięcy, w czem bardzo mało konnicy, albo wcale nic, gdyż co było to najwięcej na chłopskich konikach które mogli złapać straciwszy swoje. Maruderów zaś pieszo i konno i na pociągach, bez broni, porządku, ładu i subordynacyi wlokących się, nie mających względu na oficerów i jenerałów wśród nich idących, mogę liczyć cztery razy tyle a więc do ośmdziesiąt tysięcy.

Okropne to było widowisko tak ze względu na ogólne dobro, jak też widząc tylu znajomych, jenerałów i innych oficerów rannych, a tych zapytując się o innych otrzymywaliśmy odpowiedź; ten zginął, ten dla ran pozostał, ten wzięty w niewolą

Z tyłu za rozbitkami wielkiej armii, dowiedzieliśmy się postępowała cała armia rossyjska od Moskwy pod komendą Kutuzowa, z boku od Połocka korpus 28 tysięczny Wittgensteina, przed sobą zaś widzieliśmy korpus liczniejszy od naszego zdatnego do boju Czyczakowa, przeszło trzydzieści tysięcy ludzi liczący. To wszystko pogrążało w ostatnią rozpacz słabszego umysłu ludzi. Lecz ci, którzy jeszcze nie byli wśród nas opuścili swych chorągwi i orłów, będąc wyborem z całej armii najmężniejszych i najwytrawniejszych ludzi, byli w stanie nietylko się bić z nieprzyjacielem, ale nawet stawiać czoło ostrości klimatu i innym nieszczęściom i nie tracili nadziei iż ten, który ich wprowadził, wyprowadzi ich z przykrego położenia. Nie zważali na liczniejszego nieprzyjaciela, lecz własne oceniali męztwo, chcąc zginąć lub przebić się przez niego.

25 Listopada o północy ruszyliśmy z częścią wojska z Boryssowa udając się w prawo nad rzeką Berezyną. Noc była bardzo ciemna, zaledwie połysk śniegu wskazywał nam drogę. Każdy pagórek, każda parowa wstrzymywała nasz pochód, konie bowiem tak w artyleryi jak i w pozostałej kawaleryi nie kute dobrze obalały się i co moment zatykały drogę, którą z trudnością musieliśmy znów otwierać. Za każdem zatrzymaniem się żołnierze piesi zapalali na prędce ogień by się cokolwiek ogrzać. Mróz znowu się wzmagał.

Wychodząc z miasta szliśmy z początku drogą witebską, .lecz później skierowaliśmy się w prawo idąc manowcami przez las i błota. Nad świtem stanęliśmy nad brzegiem Berezyny, może o 1 '/2 mili od Boryssowa pod wsią Studzionką. Na prędce zebrani sapery zaczęli tu natychmiast stawiać dwa mosty bardzo słabe z drzewa, z chat wsi opuszczonej przez mieszkańców. Robotę zasłaniało kilka bateryi naszej artyleryi która kulami, kartaczami i granatami częstowała nieprzyjaciela na drugą stronę przybyłego z lekką kawaleryą, by przeszkodzić budowie mostu; ale za późno, pierwszy most prawie się kończył i zaraz jeden oddział Francuzów przeprawił się na drugi brzeg. Brzegi w tym punkcie jedynie były zamarznięte. Za przybyciem cesarza przebyła część wojska most przy okrzyku: niech żyje cesarz!

Książe Poniatowski nie mógł sam komenderować naszym piątym korpusem, cesarz więc oddał jego komendę jenerałowi Dąbrowskiemu pod rozkazami marszałka Neya, który dotychczas tak chwalebnie zakrywał rejteradę armii od Moskwy. Po kilka razy odcięty, zdołał zawsze z chwałą przebić się przez tak przemożne siły nieprzyjaciela.

Komenderowany do sztabu tego marszałka miałem sposobność poznania go. Ney prawdziwie zwać się może bohaterem rejterady wielkiej armii. Tak pod Smoleńskiem jak aż do Orszy niweczył wszystkie kuszenia się jenerałów nieprzyjacielskich o odcięcie rejterady cesarzowi. Spałem i jadłem z marszałkiem i całym jego sztabem w nędznej budce pozostałej wraz z temi, które cesarz i inni marszałkowie zajmowali nad tą nędzną przeprawą. W tym dniu nie doznaliśmy jeszcze biedy, z zapasów z Moskwy prowadzonych mając co jeść. Mróz też zwolniał cokolwiek, dla koni jednak było to gorzej, które się zabijały padając na gołoledzi.

Naszą dywizyą wzmocniła brygada jenerała Żółtowskiego 17tym i dwoma batalionami 14go pułku piechoty i 15tym jazdy.

26 Listopada. Prawie całą noc musiałem obchodzić oddziały wojska należące do komendy marszałka Neya z jego szefem sztabu, a nad świtem zaniosłem rozkaz mojemu jenerałowi, aby był gotów z innemi dywizyami do przejścia rzeki, jako istotnie przeszedł skoro słońce weszło. W nocy jeszcze gdyśmy wraz z marszałkiem i jego oficerami leżeli pokładem w ciemnej naszej budce, wszedł książę neufchatelski, major generalny naszej armii, i w te słowy zagadł marszałka Neya: „Nasza jest wygrana! wczoraj gdy nieprzyjaciel został od„party po drugiej stronie rzeki, jam posłał pułkownika Pre„pendowskiego z jego szaserami na trakt wileński, który nieprzyjaciel zupełnie odkrył cofając się ku miastu Boryssowu „na trakt miński. Tenże pułkownik raportował mi w tej chwili, „iż trakt wileński jest zupełnie wolny od nieprzyjaciela i że „nic z korpusu Czyczakowa tam nie poszło. A więc mamy „zupełnie wolny trakt, którym mamy iść."

Gdy więc cała komenda marszałka Neya złożona z wielu korpusów (w próbkach tylko) przeszła mosty zaczęli się cisnąć przez nie marodery, którzy z taką natarczywością i nieporządkiem pchali się, iż hamować ich musieli żaudarmy, gdyż się spychali w wodę, zaduszali, tratowali i zabijali. Przytem nie puszczano żadnego wozu i pociągu oprócz amunicyjnych i cesarskich, wszystkie inne rozbijano i palono, biorąc konie pod armaty, które dla braku koni musianoby opuścić. Tu dopiero można było ujrzeć niezmierne bogactwa w Moskwie zabrane; z wozów zapalonych rozgrabiano złoto, srebro, perły, drogie kamienie i futra, kosztowne szale i inne bogactwa niezmierne. Na kilka wiorst ciągnące się pociągi temi bogactwami obładowane zniweczone zostały, miliony zniszczono i strwoniono.

"Wielu jednak obronną ręką przeprawiło przez most swe bagaże lub ofiarą napoju jakiego żandarmom strzegącym przeprawy.

Co się zdołało z maroderów przeprawić udawało się jak błędne owce jeden za drugim na trakt wileński. My zaś udaliśmy się na prawo na trakt miński, gdzie się cały korpus Czyczakowa zbierał, aby naprawić to co wprzódy zaniedbał uczynić przez nieroztropność. Jenerał ten okazał się w tym razie jako i w bitwie z naszą dywizyą pod Boryssowem, że nie ma najmniejszego doświadczenia. Nasze szczęście, że Moskale dla braku dobrych subjektów na jenerałów używali admirałów lub starców niedołężnych. Czy można było wypuścić wielką armią w najkrytyczniejszem znajdującą się położeniu, albo i marszałka Neya od Smoleńska za zgubionego już poczytanego, czy można było nie wziąć całej naszej czterotysięcznej dywizyi pod Boryssowem mając trzydzieści tysięcy wojska? czy można jej było pozwolić się trzymać na placu bitwy przez dzień cały? Czy można było nie bronić i trzymać wszelkiemi siłami przejścia Berezyny, a co więcej odkryć jeszcze trakt wileński, a wreszcie nie mogąc się oprzeć natarczywości nieprzyjaciela, czy nie było się cofać obydwoma traktami znając dobrze stan naszej armii by ją zatrzymywując i w środku prawie otoczoną mając, całą zagarnąć?

W ten sam czas, kiedyśmy się bili na prawym brzegu Berezyny z korpusem Czyczakowa, już było słychać na drugiej stronie wystrzały armatnie Kutuzowa armii ścigającej nas od Moskwy na jednym boku, a na prawym armii Witgensteina nadeszłego z Witebska za korpusami Oudinota, Saint-Cyra i Victora.

Z naszej strony odparłszy cokolwiek Czyczakowa, staliśmy przez noc spokojnie biwakując w lesie na drodze wielkiej ku Boryssowu.

27 Listopada. Głód nam się dawał w znaki, przy tem nie było na czem leżeć prócz śniegu przy ogniskach, do których tuląc się od zimna przypalaliśmy się z jednej strony w mgnieniu oka rozerwała szczupłe zapasy

marznąc z drugiej. Aby pokrzepić cokolwiek siły trzeba było za przykładem tych, którzy już biedy doznali od samej Moskwy, zdecydować się wyrznąć pieczonkę z leżących pobitych koni i opiec na bagnecie. Ta nudno-słodka i łykowata pieczonka bardzo nam smakowała. Przygryzaliśmy kawałki czarnego i spleśniałego suchara, znajdowanego w tornistrach ubitych Moskali. Za napój topiliśmy sobie śnieg. Koniom obcinaliśmy chojnę lub inne suche gałęzie, albo też same odgrzebywały sobie śnieg by zachwycić cokolwiek mchu. Wszystkie wyglądały jak szkielety; mniej wytrzymałe jak francuskie i niemieckie obalały się. Nasze polskie okazywały się wytrzymalszemi; czem się też tłomaczy, że gdy Francuzi i Niemcy musieli na drodze z Moskwy porzucić większą część armat dla braku koni, polski nasz korpus całą jeszcze artyleryą zachował.

Nie mogę pominąć jednej uwagi, którą sobie zrobiłem. Będąc posłany do cesarza z "Wiazmy od mego jenerała z depeszami, uważałem, iż cesarz był wtedy ponury i mniej wesoły jak zwyczajnie chociaż wtenczas znajdował się na drodze największych tryumfów idąc do starej stolicy cesarstwa moskiewskiego. Teraz zaś w tem krytycznem położeniu widziałem go wesołym i spokojnym i chodząc zwykle gwizdał lub śpiewał podskakując sobie czasem, jakby go to nic nie interessowało. Ta jego spokojność dodawała nam wszystkim zapału, ożywiając na duchu upadłych i oddalając z przed oczu naszych niebezpieczeństwo, które powinno nas było w ostatnią rozpacz pogrążyć.

Zaraz z rana zaczął się żwawy ogień z oddziałami naprzód posuniętymi, które gdy zaczęły się cofać posłał mnie marszałek Ney z rozkazem aby mój jenerał z całym korpusem 5tym poszedł na ich wzmocnienie. Artylerya gęsty ogień rozpoczęła na drodze, a piechota mając tylko las en tirailleurs ucierała się z boku z jegrami moskiewskiemi. To trwało do 4tej po południu. Wtedy marszałek rozkazał iść naprzód na bagnety. Wtenczas zostałem przy moim jenerale. Awansując przepędziliśmy nieprzyjaciela na jego biwak w nocy zajmowany, gdy wtem ugodziła kula karabinowa jenerała Dąbrowskiego, właśnie gdy komenderował, przeszywszy rękę i rękojeść od pałasza w brzuch. Zaraz więc kazał uwiadomić jenerała Zajączka, że mu oddaje komendę, lecz ten wkrótce został ranny, a po nim jenerał Kniaziewicz.

Uprowadziwszy mego jenerała z innym adjutantem z pobojowiska w tył złapałem chirurga francuskiego, który go opatrzył. <

W tym samym czasie, gdyśmy się tu bili z armią Czyczakowa z drugiej strony Berezyny żwawszy attak miały nasze wojska do wytrzymania od armii całej rossyjskiej pod Kutuzowem zostającej, idącej od Boryssowa, a z lewej od armii Wittgensteina która w nocy zabrała dywizyą Partenota formującą naszą aryergardę a która przez omyłkę, wyszedłszy z Boryssowa zamiast na lewo do nas, udała się drogą na prawo i wpadła na Wittgensteina. Nieprzyjaciel zabrawszy aryergardę naszą i nie mając nic na przeszkodzie tak się zbliżył do naszych mostów iż już jego artylerya zaczęła im szkodzić. Lecz cesarz główne siły tam obróciwszy, odparł ich i przez jeszcze jeden dzień trzymając się na przeprawie, dał czas wszystkim do przeprawienia się.

Marodery z tym największym pospiechem przeprawiali się i ciągle jeszcze ciągnęli drogą wileńską. Dowiedzieliśmy się że powóz jeneralski poszedł za nimi, lecz że moje i całego sztabu naszego ekwipaże i rzeczy wraz z ludźmi zginęły na drugiej stronie rzeki. Opatrzywszy więc jenerała wsadziliśmy go na koń i udaliśmy się także traktem wraz z maroderami. Tu znów okropne przedstawiało się widowisko, nieporządek, rozbój, ciśnienie się przez groble i inne przeszkody. W ten sposób kilka wiorst ciągnęliśmy groblami, pomościami rzuconemi przez niezmierne błota nie zamarzłe. Na widok ten jenerał Dąbrowski choć słaby z rany kazał mi zatrzymać konia, i rzekł do mnie: „Patrz jeno na tę tu „przeprawę. Dzięki niewiadomości dowódzców moskiewskich.... „Nie trzebaż było Czyczakowowi gdy nie mógł nas wstrzy„mać nad samą Berezyną obsadzić ten przesmyk a przynajmniej spalić te pomościa a wtedy nie moglibyśmy byli przejść. „Już ja teraz zupełnie dufam wielkiemu jeniuszowi naszego „cesarza iż nas wyprowadzi z tego wszystkiego gdyż dowódzcy „nieprzyjacielscy za nadto mało okazują się mieć doświadczenia wojskowego i nie umieją korzystać z okoliczności „i nieszczęść które nam więcej dokuczają niż sam nieprzyjaciel."

PAMIĘTNIK

WOJSKOWEGO POLSKIEGO
podczas kampanii 1830 i 1831 r.

Pamiętnik ten piszę tak z pamięci, jak i z niektórych własnych notat w Ołomuńcu w Morawii, gdzie jako wygnaniec z kraju i tułacz na obcej ziemi schronienie znalazłem po smutnym końcu walki niesłychanej, w której Polak nie mierząc swych sił, rzucił się w rozpaczy na olbrzyma północnego, aby skruszyć pęta, odzyskać byt i wolność lub zginąć. Nie zamierzam opisywać całej kampanii, bo do tego znajdą się pisarze stósowniejsi. Chcę tylko pisać mój własny pamiętnik, po prostu wystawić, co się stało pod mojem okiem i co do mojej wiadomości doszło. Nie działania głównej naszej armii, lecz postępowanie korpusów, w których zostawałem opisywać zamierzam.

W młodym jeszcze wieku wszedłem w szeregi ojczyste, od czasu jak Napoleon, bohater naszego wieku zwrócił swój oręż na wschód przeciw nieprzyjaciołom Polski, której zdawał się podawać rękę przeciw tym, którzy ją rozszarpali. Ostatnie kampanie 1809 i 1812 —1813 odbyłem jako adjutant przy boku jenerała Dąbrowskiego, tego, który gdy Rosy a, Prusy i Austrya podzieliły Polskę, przeniósł za Alpy ojczyste orły, tam zebrał polskie legiony i z temi w 1806 po pamiętnej bitwie pod Jena wrócił do Polski, na nowo się odradzającej. Z upadkiem Napo1eona upadły nadzieje Polaków, bo mało tylko dało się łudzić pozorną egzystencyą królestwa polskiego, utworzonego przez kongres wiedeński pod władzą rosyjską.

W r. 1815 wróciwszy z niewoli rosyjskiej, tak jak większa część wolno myślących Polaków, nie wszedłem do nowo utworzonego polskiego ./wojska, w przekonaniu, iż to byłoby sobie ubliżać, służyć w wojsku tego, którego się uważało za głównego nieprzyjaciela Polski. Pierwiastkowe postępowanie Alexandra, jeżeli pół świata, a szczególniej Niemców zdurzyć umiało, tylko słabych Polaków ująć potrafiło, i to momentalnie, bo jego zrzucona niezabawem maska każdego przekonała, iż niczem więcej nie jest, jak samowładcą północy, bez zdolności i zasad, do którego ciemni tylko Rosyanie mogli mieć zaufanie, bo nawet oświeceńsza klassa u nich była mu przeciwną, jak się okazało ze związku utworzonego przy końcu jego panowania. Tak porzuciwszy zawód wojskowy, lubo z duszą byłem żołnierzem i temu zawodowi szczególniej poświęcić się chciałem, osiadłem na wsi i oddałem się gospodarstwu. Najmilsze jednakowoż dla mnie chwile były, gdy mogłem się udać do Winnej-Góry, o pare mil od moej wioski leżącej, gdzie czasami przebywał nasz stary (tak nazywaliśmy jenerała Dąbrowskiego), aby wolno odetchnąć od ucisku, którego doznawała prawdziwa polska dusza jego, z tego wszystkiego, co się działo w Warszawie. Tam zwykle się zbierali różni starzy wojskowi, lub ci, co powychodzili z tego stanu. Tam opowiadał nam stary wydarzenia rewolucyi Kościuszkowskiej , okoliczności upadku ojczyzny, (którą tylko Polacy zdolni są ubóstwiać), szczegóły tyczące się legionów, nakoniec powtarzał nam konieczność utrzymania ducha narodowego, a gdy ten utrzymany będzie, cieszył nas nadzieją, iż znowu poda się pora odzyskania swego bytu i niepodległości. To nasienie nie było rzucone na opokę.

W 1818 umarł jenerał Dąbrowski okrywając żałobą wszystkich dobrze myślących Polaków, bo on jeden był, który zapełnił przerwę w historyi od upadku Polski do jej ocucenia, a nie znajdując ją tak przywróconą, jakby powinna być, umierając myślał jeszcze o sposobach, jak ją ratować.

Przez testament zrobił mnie jego wykonawcą i opiekunem dwojga pozostałych po nim dzieci. Pochowałem go w Winnej - Górze w mundurze legionów, tak jak sobie życzył i kazałem go nabalsamować w tem przekonaniu, iż raz przyjdzie czas, w którym oceniając zasługi tego męża przeniosą go do grobowców krakowskich i tam obok Kościuszki, jako pierwszego po nim, postawią jego drogie szczątki. Starania, które w tym względzie robiłem, aby go zaraz do Krakowa przenieść, znalazły opór ze strony gnębicieli naszych. Stósownie do woli jenerała Dąbrowskiego odesłałem towarzystwu przyjaciół nauk do Warszawy: 1) Pamiętnik jego legionów polskich. 2) Jego pałasz z kulami. 3) Pałasz Sobieskiego. 4) Pałasz od Kościuszki odebrany; nakoniec znaczny zbiór książek, map i różnych osobliwości, szczególniej w broni i w zbrojach.

Myśli, które poniekąd rzucił tylko Dąbrowski pomiędzy swych towarzyszy broni, różni różnym sposobem chcieli użyć, lecz z początku nic stanowczego nie przedsięwzięto. W r. 1819 udałem się do Warszawy i tu zaznajomiłem z majorem Łukasińskim. Ten udzielił mi myśl utworzenia towarzystwa z formami wolno-mularskiemi, dążącemi do utrzymania ducha narodowego. Poznał mnie z niektórymi jego członkami a dawszy mi klucz do tajemnej korrespondencyi wróciłem do Księstwa Poznańskiego, gdzie nad moje spodziewanie, tak

raptownie rozszerzyło się to towarzystwo, iż to mnie przeko

nało, że ducha nie brakuje u nas, tylko go jednoczyć trzeba. Nie jest moim zamiarem wchodzić w opis dalszego postępowania towarzystwa, to tylko powiem, iż lubo różne były partye, nawet osobiście przeciw mnie wymierzone, co dało powód do zmiany formy towarzystwa wolno -mularskiej na towarzystwo kossynierów, jednakowoż ogół zawsze dążył do jednego celu i w najlepszych zamiarach. Prześladowanie ztąd wynikłe w r. 1822 i bezskuteczne męczenie niektórych cz łonków, którzy nic głównego nie wydali, nakoniec wybuch rewolucyi w Petersburgu 1826 Bestuszewa i Murawiewa komuż nie są wiadome. Zeznanie jednego z towarzystwa, iż ja nie żyję, było powodem, że mnie nie poszukiwano, lecz przez trzy lata nie mogłem postać w majątku, który posiadam z żony w królestwie polskiśm.

Wybuch rewolucyi w Paryżu 1830 był powodem, iż przedsięwziąłem podróż w Sierpniu do Paryża, sądząc, iż ta rewolucya ogarnie cały świat a więc i nasza sprawa znajdzie uwzględnienie. Na miejscu jednakowoż inne przekonanie powziąłem i nie sądziłem, aby grom z nad Sekwany tak prędko się odbił nad Wisłą. Bytność u Lafayetta, rozmowy z wielu przyjaciołmi naszej sprawy w Paryżu, jako to z Bowryngiem, Potterem, St. Julien, Larochem, Bignonem i tylu innymi, ani przypuścić dały, żeby przed dwoma laty coś u nas skutecznie rozpocząć można, i aby można rachować na pomoc Francyi aż póki ta się nie ustali w swym nowym systemacie.

Z tem więc przekonaniem wróciłem do domu w Październiku. Interesa prywatne zmusiły mnie udać się do królestwa polskiego. W Kaliszu dowiedziałem się od osób mających związek z Warszawą, iż tam umysły tak zburzone, że lada moment trzeba się spodziewać wybuchu. Ta wiadomość przeraziła mnie wiedząc iż tak prędko nie można rachować na pomoc Francyi. *) Namówiłem więc pułkownika Biernackiego szlachetnie myślącego Polaka, aby pojechał do Warszawy i skłonił tych, u których ma wpływ, aby wstrzymali swe kroki. Wróciłem do Księstwa Poznańskiego, a nie spodziewając się niczego pojechałem na imieniny matki żony mojej do Błociszewa.

4 Grudnia. Właśnie gdyśmy byli przy obiedzie już późno w wieczór przybył mój brat Ignacy z Poznania z wiadomością, iż 29 listopada wybuchła w Warszawie rewolucya, iż wojsko z ludem połączyło się i wielkiego księcia wypędziło. Cała kompania dość licznie zebrana wydała okrzyk radości i spełniła toast Warszawian. Ja przeciwnego uczucia doznałem, smutek niepojęty ogarnął mnie, stawiając obraz przed oczyma najokropniejszy. Pomimo tego oświadczyłem, gdy już raz krok jest zrobiony a w dobrej sprawie, trzeba dzielić los swych rodaków, i wyjechałem na całą noc.

6 Grudnia. Stanąwszy w Kaliszu zastałem wszystkich mieszkańców pod bronią, straż graniczną kozacką rozbrojoną i nowe magistratnry. Przekradając się przez granicę pruską zjechałem się z pułkownikiem Niegolewskim i Edwardem Potworowskim, z którymi zamierzyliśmy się udać do nowego rządu, jako reprezentanci Polaków z Poznańskiego.

7 Grudnia. Za przybyciem do Warszawy dowiedzieliśmy się, iż jenerał Chłopicki posiadając nieograniczoną ufność wszystkich, ogłosił się dyktatorem. Żądaliśmy więc u niego partykularnego posłuchania.

8 Grudnia przypuszczeni zostaliśmy do posłuchania lecz publicznego, na którem nas dyktator przyjął już dobrze na to przygotowany temi wyrazy: „Mam do czynienia z jednym „cesarzem i nie wiem jeszcze jak z nim zakończę. Z innymi „mymi sąsiadami chcę w pokoju żyć. Względem Księstwa „Poznańskiego taką zachowam politykę, jak Francya względem Belgów. Na to odrzekłem: „„Jenerale! Belgijczyki nie „„są Francuzami, a nam tej krzywdy nie wyrządzisz, abyś „„nas za Polaków nie uważał."" Nakoniec po żwawej' dyskussyi oświadczył dyktator, ii jak rząd pruski będzie iądal, każe nas wydać, co wszystkich niezmiernie oburzyło, i z największem nieukontentowaniem opuściliśmy salę napełnioną osobami wszelkiego stanu. Moi towarzysze pospieszyli naprzód , ja zaś uderzony tem niespodzianem przyjęciem zatrzymałem się na schodach, myśląc nad tem co mam przedsięwziąć. W tem przybył do mnie Rzewuski, czyniący służbę adjutanta przy dyktatorze, z perswazyą, aby wstrzymać się i nie brać tak źle to wszystko cośmy słyszeli, i że niezabawem wszystko się zmieni.

*) Przyznaję się do tej mylnej wyobraźni wówczas u mnie, iż naród może na pomoc obcą rachować, gdy tymczasem polski naród światu ukazał, że krusząc' swe pęta tylko na swoje siły liczył, i taki jest tylko zdolny coś zrobić! :

W skutek więc tej rozmowy moi towarzysze nazad do Księstwa Poznańskiego pospieszyli, aby tam wstrzymać wszelki wybuch, któryby mógł nastąpić dla współdziałania z królestwem polskiem. Ja zaś pozostałem w Warszawie.

9 Grudnia miałem partykularną audyencyą u dyktatora który lubo spokojnie tą razą ze mną mówił i wyjawił mi powody, dla czego tak musi postępować, jednakowoż żadnej mi nadziei nie zrobił, aby nam poznańczanom pozwolono w królestwie formować oddziały osobne. Kilkodniowy pobyt w Warszawie podał mi sposobność uważać wszystko z bliska.

Pomimo nie do opisania wysokiego stopnia egzaltacyi, którą wszyscy bez wyjątku zdawali się być przejęci, spokojność i porządek wszędzie panował i zaledwie znać było, iż dopiero kilka dni upłynęło po zwaleniu rządu całego i policyi tak czynnej, bez której sądzono wprzody, iż godziny nie może się obejść, aby cała ludność się nie wymordowała. Nikt nie chciał słyszeć o najmniejszym związku z rządem rossyjskim lub o traktowaniu z tymże. Lecz była partya kilku możnych familiantów z rodzaju adherentów Stanisława Poniatowskiego, którzy, pewien jestem, szczerze życzyli Polsce i dobrego skutku rewolucyi, lecz w sposób spokojny i przez pokój. Ci nie chcieli wojny, a przez dworskość i nawykłość do uległości, nie chcieli brutalsko zrywać z rządem, którego cały naród nie chciał. Ta partya w tym duchu pracowała, podszeptywała, lecz się bojąc największą tajemnicę robiła z projektu traktowania z carem. Jeden tylko dyktator z tą myślą się nie taił. I wprawdzie jego postępowanie u każdego innego narodu mniej zapalonego od Polaków byłoby w lód obróciło cały zapał rewolucyjny, jednakowoż tylko to ganiono jako pochodzące ze zbytniej skrupulatności, aby w przepaść rodaków nie wepchnąć, i nikt nie śmiał przypuścić, aby mógł zdradzić. Chłopicki był jeden jenerał nasz, który mógł z nami zwyciężyć, lecz Chłopicki nie był dzieckiem rewolucyi, nie znał jćj skutków i nie znał, co to jest zapał narodowy, ta siła czarująca, której żadna inna wyrównać nie jest zdolną. Chłopicki, czy z siebie samego, czy też przez wpływ Lubeckiego, nie przypuszczając, abyśmy się mogli oprzeć temu kolossowi północnemu, przed którym wszystkie mocarstwa Europy zdawały się drzeć, chciał pojednać Polaków z Rosyą, wymódz tylko niektóre koncessye i w tej myśli dążył do kontr-rewolucyi i do uspokojenia umysłów, a nie chcąc tych rozjątrzać, był powodem, iż organizacya nowa wojska nie poszła tym trybem, jakby iść była powinna. Były to błędy pierwiastkowe, z których wiele złego wyniknąć miało. W tem dążeniu wysłana była deputacya do Petersburga i wypuszczony był Konstanty z wojskiem.

Ogół narodu, bo większość rozumiem pod tem nazwi

skiem tak sądził i tak Chłopicki powinien był sądzić: krok jest zrobiony naprzód; honor narodowy zbrania wsteczny krok zrobić. Zabrać Konstantego z wojskiem, ruszyć natychmiast na Litwę a w tyle z całą energią organizować wszystko, co żyje.

v ..Z tem wyjawił się głośno organ tej większości, to jest klub, na ówczas nie mogący zostawać pod żadnym obcym wpływem. Nikt nie potępił chęci Mochnackiego, lecz krok jego oburzył wszystkich, że był wymierzony przeciw Chłopickiemu, gdyż ten był jeden tylko w narodzie. Polacy przez to chcieli pokazać, iż jednoczyć się umieją w ważnych zdarzeniach i nie zasługują na zarzut niezgody. Oddali się władzy jednego i tę władzę umieli szanować. Młodzież nawet w takich momentach tak burzliwa, oddała się woli dyktatora. Naród, młodzież, klub, nawet pospólstwo i wojsko, nikt błędu nie popełnił; tylko trzeba było, aby Chłopicki był pojął rewolucyą, a byłby drugim Waschingtonem, a my Stanami Zjednoczonemi dzisiej!

Zewsząd organizowały się nowe formacye wojska, lecz to zrobił naród z swego natchnienia. W niczem, albo bardzo mało dyktator do nich wpływał, i dla tego też nie było w nich stałej organizacyi i środków użytych skutecznych, bo dyktator był przekonany, iż bez tego wszystkiego obejdzie się. Jedna odezwa do starych żołnierzy była dostateczną, aby wszyscy pospieszyli pod chorągwie ojczyste i z tego wiele sobie można było obiecywać dobrego.

Lecz stanowczy krok, który wypadało zrobić był, aby oddalić z małemi bardzo wyjątkami wszystkich jenerałów i sztabsofficerów, a szczególniej dowódzców pułków, tak nazwanych z saskiego placu, zdemoralizowanych pod wielkim księciem Konstantym.

Po tych wszystkich nie było można sobie obiecywać nic dobrego, tylko jedynie złe, które zrobili. Zdolności wielu przy sposobności wyłuszczę tu i dowiodę iż najlepiej umiejący musztrować na placu, nie zawsze w wojnie dobrze się znajdzie. A biada monarsze, który wojować chce płatnym żołnierzem, gdzie officerowie tylko na placu musztry wojowali lub o wojnie zapomnieli przez ten mechanizm. To mógł zrobić Chłopicki przy zaufaniu nieograniczonem, które miał u narodu, lecz dalekim był od tego, bo to nie odpowiadało jego widokom i przekonaniu, i to było nieszczęściem naszem.

Pułkownik Prądzyński zostając przy dyktatorze proponował mi miejsce przy sztabie jego. Lecz służba sztabowa nie odpowiadała mśj myśli i odmówiłem.

13 Grudnia. Zawsze popierając moją pierwszą myśl względem formowania oddziałów poznańskich nie udając się wprost do dyktatora, dano mi do zrozumienia z boku, że udając się w województwo kaliskie pod pozorem formowania powstania w którym pogranicznym powiecie, będzie można zbierać poznańczanów. Z tego więc powodu opuściłem Warszawę i udałem się do Kalisza.

Pułkownik Biernacki, organizator powstania województwa kaliskiego oddał mi powiat pyzdrski, abym tam formował szwadron jazdy. Udałem się natychmiast na miejsce.

16 Grudnia. Za mojem przybyciem do Pyzdr rozpocząłem moją organizacyą. Położenie nad samą granicą księstwa poznańskiego było powodem, iż pomimo straży pruskiej codziennie więcej przechodziło landwerzystów na naszą stronę z czego można było nietylko jazdę, ale i piechotę formować. Rozpocząłem moją korrespondencyą, aby przyciągnąć młodzież poznańską i zebrać fundusze na organizacyą, do której sposobność najlepsza się okazywała.

Po moim wyjeździe z Warszawy przybyły tam z Poznańskiego Działyński wciąż szturmował do dyktatora, aby poznańczanom pozwolono formować wojsko. W skutek tego dozwolił dyktator zbierać dodatkowy szwadron do pułku 2go strzelców. Lecz fundatorom tej formacyi zdawało się, iż moja organizacya nad granicą będzie na przeszkodzie. Wyprawili więc z Warszawy do mnie Dra Marcinkowskiego, który przybywszy do Pyzdr, oświadczył mi, że dyktator dozwolił w Warszawie formować oddział wojska z poznańczanów, i że mnie do tego wzywa. Nie chcąc być powodem do rozdwojenia w uskutecznieniu tego, czegom tak mocno pragnął, przyrzekłem zaniechać moją formacyą i udać się do Warszawy.

23 Grudnia. Opuściłem Pyzdry, udałem się do Kalisza dla zdania sprawy organizatorowi i pospieszyłem do Warszawy. >'

30 Grudnia. Stanąwszy w Warszawie przekonałem się iż dozwolenie nie było wyraźne dla poznańczanów, lecz na imie pana Działyńskiego, który obrawszy sobie officera rozpoczął organizacyą szwadronu dodatkowego do pułku 2go strzelców, gdzie krocie. składkowe z Poznańskiego strwonione zostały, a za te pieniądze dwa pułki mogłyby być uformowane. Że zaś ten szwadron miał być niejako reprezentantem Poznańskiego, przeto dałem do niego jeźdzca, a sam oddałem się do dyspozycyi komissyi wojny.

Umysły więcej zburzone znalazłem w Warszawie tą razą niż wprzódy, zwrócone ku sejmowi, a widoczne nieukontentowanie z postępowania dyktatora. Lecz pomimo tego, biada temu, ktoby śmiał powstać przeciw niemu, gdyż ogół chciał zgodnie działać i zostawił rozstrzygnienie sejmowi. Honoratka, zbiór ciekawy wprawdzie warszawskiej publiczności, zawsze była huczną, gdzie mowy i śpiewy najpatryotyczniejsze się odzywały. Oficerowie wyższego stopnia z wojska saskiego placu, którym aż nadto plażyło za Konstantego, z bardzo małym wyjątkiem nie byli przyjaźni nowej sprawie, lecz któryż tyle miał odwagi okazać to po zdarzeniach, które spotkały Krasińskiego i Kurnatowskiego. Dla tego nie było tego, któryby się nie oświadczył za nową sprawą i dla tego ich utrzymano.

Jeszcze wielu durzyło się nadzieją, poparci postępowaniem dyktatora, iż nie przyjdzie do wojny z Rossyą i wszystko się na układach zakończy. Lecz publiczność w to nie wierzyła i wołała: zbrojmy się, niech robią broń, leją ar' maty, na co zwożono dzwony zewsząd. Ta wola ogólna więcej robiła, niż działanie dyktatora, który rachował na Lubeckiego, iż ten w Petersburgu wszystko ułatwi, a on uspokoi umysły w Polsce. Lecz to nie było w jego mocy, lubo posiadał zaufanie jak mało kto kiedykolwiek.

6 Stycznia. Odebrałem od jenerała Małachowskiego regimentarza na lewym brzegu Wisły, polecenie, abym się udał w województwo kaliskie dla formowania pułku z dostawionych jeźdzców z dymów.

Za przybyciem do Kalisza odebrałem rozkaz, aby udać się do Piotrkowa i tam z 1300 jeźdzców, których już po powiatach zbierano, uformować 10 szwadronów.

Oprócz tego województwo kaliskie formowało inny oddzielny pułk jazdy ochotników z obywateli.

16 Stycznia. Przybywszy do Piotrkowa rozesłałem rozkazy do komendantów we wszystkich powiatach, aby odsyłali ludzi z końmi, naznaczając Wolborz, Piotrków, Przedbórz, Częstochowę i Wieluń na miejsce do formowania 10 szwadronów.

Obwody piotrkowski i kaliski najprzód dostawiły jeźdzców i z tego utworzyłem w Wolborzu dwa szwadrony pod komendą majora Jaskulskiego, a drugie dwa zbierałem w Piotrkowie. Obywatele, którzy co najlepszego mieli, byli dali do pułku ochotników, nie każdy mógł się zebrać na dokładne oporządzenie jeźdzcy, i dla tego po większej części zawsze coś brakowało u odebranego. Jeżeli koń był dobry, to jego montowanie jak najgorsze; mało który miał broń zdatną, a ubranie tak mało było jednostajne, iż zamierzałem własnym kosztem niektóre odmiany zrobić, a szczególniej czapki i dla tego kazałem zebrać rzemieślników, aby siedzenia i pakunki dopassować, w torby i sakwy opatrzyć wszystkich, na czem im zupełnie zbywało. Oficerowie rozesłani po obwodach przy odbieraniu niezmiernie niedbałymi się okazali. Byli to zwykle z odstawkowych z saskiego placu. Dzień i noc pracowałem, aby coś urządzić, nie oszczędzając własnych kosztów.

20 Stycznia. Gdy zaledwie kilka dni upłynęło, w których ledwie 3 szwadrony skompletować mogłem, a o ćwiczeniu ani myśleć można było, odebrałem rozkaz od jenerała Przependowskiego, (bo natenczas przeszedłem pod jego komendę), aby co nie jest sformowane oddać pod komendę przybyłemu po to podpułkownikowi Grodzickiemu przeznaczonemu na dowódzcę drugich 4 szwadronów, a sam, abym ze czterema szwadronami wyruszył do Tarczyna pod Warszawę. W skutek więc tego szwadronami, jeden po drugim kazałem wyruszać, a sztafetami wysłanemi przynagliłem zebranie się czwartego szwadronu, z którym, gdym go formował, opuściłem Piotrków.

'Już na drodze odebrałem drugi rozkaz, abym nie do Tarczyna, lecz do Czerska udał się z pułkiem. Pospieszyłem więc naprzód i dopędziwszy pierwszy szwadron w Skierniewicach zwróciłem jego marsz do Czerska. Nadesłane mi rozkazy od jenerała Weyssenhoffa, natenczas dowódzcy całej jazdy, przekonały mnie, iż w Warszawie nie wiedzą, wiele jest pułków jazdy kaliskiej. Aby więc nie było pomyłki po

spieszyłem do Warszawy, gdzie jenerał Weyssenhoff (już nie trzeźwy, jak zwykle), dowiedział się z wielkiem podziwieniem, że egzystują 3 pułki: 1. Dłuskiego. 2. mój. 3. Grodzickiego. 28 Stycznia. Przybyłem do Czerska w najtęższe mrozy, przez które stanęła Wisła. Wtenczas odebrałem rozkaz:

W Warszawie d. 29 Stycznia 1831.
Do
Wielmożnego dowódzcy jazdy
„województwa kaliskiego.

„Jazda województwa kaliskiego brygadować będzie z puł„kiem 1szym ułanów. Pułkownikowi Bukowskiemu dowódzcy „pułku rzeczonego, powierzonem zostało tymczasowie dowództwo brygady składającej się z pułku Igo ułanów i jazdy „województwa kaliskiego. Tenże pułkownik Bukowski przyj„dzie Wielmożnemu dowódzcy w pomoc z instrukcyami, któ„rych dla nauki lub uzupełnienia wewnętrznej organizacyi „czy odkomenderować, czyli też przenieść wypadnie, aby więc „niepotrzebnemi marszami nie zniszczyć pułku, wielmożny do„wódzca udasz się (według załączonej karty dróżnej) z Skierniewic ku Siedlcom, a to celem postawienia się obok pułku „Igo ułanów. Przybywszy do Zeliszewa wielmożny dowódzca „wyślesz naprzód officera do pułkownika Bukowskiego w Siedl„cach stojącego, celem powzięcia od niego wiadomości o sta„nowiskach dla pułku jazdy kaliskiej przeznaczonych, wstąpiwszy zaś w te stanowiska zarapportować o tem niezwłocznie wymienionemu pułkownikowi zechcesz. . .. .;

„Pułkownikowi Bukowskiemu powyższe zakomunikowane zo„stało rozporządzenie; odbiera on zarazem rozkaz zajęcia się „przygotowaniem kwater i zapasów żywności i furażu dla ja„zdy kaliskiej, skoro do wyznaczonych mu kwater przybędzie. „Dokładną sytuacyą pułku swego wielm. dowódzca bez naj„mniejszej zwłoki sztabowi jazdy i jenerałowi brygady Sucho„rzewskiemu, dowódzcy dywizyi ułanów w Siedlcach stoją„cemu przesłać zechcesz.

„Jeśli w województwie kaliskiem zostały jeszcze mate„ryały jakie, któremi wielm. dowódzca pułk swój wzmocnić „byś mógł, należałoby w najdogodniejszem ku temu miejscu „ustanowić zakład, zkadby dodatkowe te oddziały w miarę „uorganizowania onych do pułku dosyłane były. O miejscu „na konsystencyą zakładu tego wyznaczonem zawiadomić mnie „nie omieszkasz.

„Dowódzca jazdy „Generał dywizyi Weyssenhoff.

Karta drożna

„według której jazda województwa kaliskiego w okolice Siedlec udać się ma. „Dnia Igo Lutego z Skierniewic do Mszczonowa „2 „ „ Tarczyna

„ 3 „ „ Czerska

„ 4 „ Spoczynek „ „

„ 5 „ „ Osieka

„ 6 „ „ Paryżowa

„ 7 „ „ Seroczyna

„ 8 „ „ Zeliszewa lub Ożarowa

„ 9 „ „ Siedlec.

30 Stycznia. Jeszcze mój czwarty szwadron był w marszu, gdy odebrałem uwiadomienie, że Moskale wkroczyli do królestwa, i przytem rozkaz, bym natychmiast przeszedł Wisłę po lodach i z pułkiem się udał na trakt idący od Warszawy do Mińska. Raptowna odwilż zagrażała lodom na Wiśle. Wyprawiłem więc-naprzód 3 szwadrony, a zatrzymawszy się, aż póki nie nadszedł czwarty, w nocy przeszedłem z nim Wisłę i udałem się do Osieka.

31 Stycznia. W marszu pierwszy raz mając 4 szwadrony razem zebrane, pierwszy raz musztrę odbyłem z niemi i przekonałem się, iż komendanci szwadronów, (którymi byli kapitanowie Lipski, Kramarkiewicz, Poleski i Bąkowski) tyle w marszu przyłożyli starania, że przynajmniej oświeceni zostali ludzie z formowaniem plutonów, szwadronów i odłamywaniem się z nich. Zachodzenie plutonami i szwadronami robili. Lecz o utrzymaniu linii całym pułkiem ani myśleć można było, i tego nie żądałem jako mniej potrzebne pułkowi nie mogącemu być użytym, jak tylko do lekkiej służby.

1 Lutego. Rozłożyłem mój pułk szwadronami po wsiach około Glinianki, zalecając musztrę komendantom, a sam stanąłem w Dębie Wielkim gdzie miałem odebrać rozkaz. Posłałem do Warszawy do arsenału po pałasze i pistolety, których mi brakowało, i te odebrałem, spodziewając się lada moment spotkać się z nieprzyjacielem.

Miałem dobrych i gorliwych kapitanów komendantami, szwadronów, i dowódzcę Igo dywizyonu majora Jaskulskiego, dawnych żołnierzy. Lecz oficerowie plutonów i najwięcej z młodzieży dopiero weszłej do wojska, wielu z dobremi chęciami lecz nie przywykli do subordynacyi i porządku wojskowego. Mało który z swego natchnienia trudnić się chciał ludźmi swego plutonu, i tylko z trudnością można ich było nakłonić do nieodstępowania plutonów, tak w marszu, jak i w miejscu konsystencyi. Wprawdzie przy wyborze oficerów dobierałem do moich szwadronów ludzi z konduitą lepszą, lecz pomimo tego, oprócz kilku, o których będę miał sposobność mówić niżej, mało było stworzonych do wojskowości. Lecz ponieważ wszystko szło do wojska i tacy być musieli. Wielki w tem błąd popełniono, iż do takich nowo utworzonych puł

ków nie dodano podoficerów i kilku niższych oficerów ze starych pułków, czego po wiele razy żądałem, lecz nadaremnie. Tak redukowała się cała wojskowość w takim pułku na^5 lub 6 osobach, dawno z wojska wyszłych, nie znających nowej musztry, łub którzy dawną zapomnieli.

9 Lutego. Odebrawszy broń i ładunki dla pułku, a zaledwie mając czas rozdać ją pomiędzy ludzi, odebrałem rozkaz udania się na Mińsk pod Dobre, gdzie zbliżywszy się miałem odebrać nowe rozkazy.

W Warszawie d. 9 Lutego 1831.

Sztab jazdy.

„Pułk kaliski dowództwa podpułkownika Sczanieckiego uda „się dnia 1Ogo m. b. do Mlęcina i okolicę pod Dobrem, gdzie „od jenerała dywizyi Żymirskiego, pod którego przechodzi „komendę dalsze odbierze rozkazy.

„Żołnierze żywności i furażu ile tylko mogą na koniach „zabrać powinni.

„Z rozkazu gen. dow. jazdy

„Szef sztabu jazdy
„Podpułkownik (nieczytelnie)

Wysłałem do Liwa podporucznika Krysztoporskiego, jednego z nowych, lecz gorliwych oficerów, który przywiózł mi rozkaz od jenerała Żymirskiego z bardzo szczegółowemi instrukcyami, aby się udać nad Kałuszyn pod Cegłów i tam zająć pozycyą, a w przypadku napadu nieprzyjaciela cofać się i zrzucać za sobą mosty.

10 Lutego. Nasze główne siły w tej chwili nie zupełnie skoncentrowane, stały około Węgrowa, Liwa, Kałuszyna. Nie wiedząc, aby co było wojska naszego w prawo na Wiśle, zdawałem się być przeznaczony na ostateczny koniec prawego skrzydła.

W Kałuszynie zastałem jenerała Tomickiego komenderującego tam dywizją. Do niego się udałem dla powzięcia wiadomości o moim marszu. Lecz tak mało znalazłem dowódzcę dywizyi obeznanego z tem, co się działo na jego prawem skrzydle, iż lubo Cegłów o milę tylko leżał od Kałuszyna, zapewnił mnie, że z tej tu strony Cegłowa spotkam się z nieprzyjacielem.

Dla tego chciałem tam maszerować z wszystkimi razem zebranymi szwadronami; że zaś ostatni spóźnił się, przeto dopiero na sam wieczór mogłem wyruszyć z Kałuszyna, postępując z wszelkiemi ostrożnościami.

Nie spotkałem nieprzyjaciela, ani na drodze, ani w Cegłowie, a zająwszy pozycyą pod samem miastem, wysłałem natychmiast patrole naprzód, aby się obeznać z okolicą i dowiedzieć się, jak daleko jest nieprzyjaciel. Patrol wracający z Siennicy doniósł mi, że tam stoi cały pułk ochotników kaliskich, co mnie tem mocniej zdziwiło, że nic o tem nie wiedział jenerał Tomicki. W tem więc stanowisku stałem dni kilka spokojnie komunikując się z Kałuszynem i Siennicą. Tylko około Jeruzalemu i Latowicza spotykały moje patrole nieprzyjacielskie podjazdy.

Nakoniec przybył pod Cegłów jenerał Stroiński jako dowódzca brygady, którą miał składać mój pułk i pułk ochotników kaliskich. Jenerał Stryiński w zamiarze skoncentrowania brygady posłał do Siennicy rozkaz, aby tam stojący pułk wspomniany przybył pod Cegłów, niewiem atoli dla jakiej przyczyny pułk ten opuścił Siennicę i udał się ku Mińskowi. Oficer wiozący rozkaz, niezastawszy nikogo w Siennicy i nie dowiedziawszy się, dokąd pułk wyszedł, tak zaniepokoił jenerała Stryińskiego, że z tego powodu noc całą z pułkiem

moim na koniu przepędzić musiałem, w obawie napadu nieprzyjaciela, który był ztąd daleko.

Nakoniec przybył pułk ochotników i stanął obozem wraz z moim pod Cegłowem. Pułk ten składał się po większej części z obywateli najlepiej myślących województwa kaliskiego, z młodzieży pałającej chęcią odznaczenia się, lecz która oceniając swoje poświęcenia, zdawała się mieć prawo do prerogatyw, ztąd zaś niczeni nie była, jak sejmikiem wojującym. Zdarzały się często przypadki, że na wiadomość, jakoby kto z nich był na patrolu napadnięty, cały pułk siadał na koń bez rozkazu i tłumnie opuszczał obóz udając się w miejsce zagrożone. Przykład nieładu i niesubordynacyi, które w tym, zkądinąd pięknym pułku panowały, jeden tylko przytoczę:

Brygada stała obozem pod samem miasteczkiem Cegłowem, a w pierwszej chałupce przytykającej do obozu stał kwaterą jenerał Stryiński. Jednego dnia pułkownik Dłuski i ja jesteśmy przy wolnym czasie u jenerała, fajkujemy i rozmawiamy o potyczce którą nasi stoczyć mieli w stronach Latowicza, nie mogąc pojąć coby to za nasze wojsko było. Gdy najbardziej zagłębieni jesteśmy w poszukiwaniach na karcie, którą rozłożyłem, słyszymy rumor i niesłychany tentent. Sądząc że nieprzyjaciel napadł obóz, wybiegamy i widzimy jak większa część pułku ochotników pojedyńczo, i znów tłumnie biegnie, co tylko koń wyskoczyć może: Zastępujemy wszyscy trzej, lecz nadaremnie. Dowiadujemy się wreszcie, iż ktoś do obozu doniósł, jakoby patrol wysłany do Kuflewa napadnięty został, w skutek czego dla odbicia go bez rozkazu ruszyła ta cała chmara. Patrol zaś, zamiast zabrania wołów z gorzelni jak miał rozkaz, trafił na wesele we dworze i na niem pozostał.

Dla zapobieżenia podobnym wydarzeniom i użycia skutecznie tak pięknego zapału, którym po większej części ochotnicy byli przejęci, trzeba było dowódzcy z pewnym, mocnym charakterem i z nielada zdolnościami, a wtenczas można sobie było wiele obiecywać z tego pułku, który byłby przeszedł wszystkie inne tak świetnie odznaczające się w tej wojnie, gdyż ten pułk miał wiele bardzo chwackiej młodzieży i dzielne konie.

Będąc naocznym świadkiem jako podkomendny jenerała Stryińskiego przekonałem się, że nigdy nie zdołał (niewiem czy to z nieudolności czy też z obojętności) wiedzieć o poruszeniach nieprzyjaciela na kilka mil przed sobą, Z mojej strony posełając patrole i łudzi na zwiady, dowiedziałem się, że przed nami uciera się wojsko nasze z nieprzyjacielem. Nie mogąc jednak powziąść wiadomości dokładnej, proponowałem jenerałowi Stryińskiemu, aby mi pozwolił zrobić rekonesans naprzód: z dwoma szwadronami, lecz z niechęcią odrzucił tę propozycyą! A przecież jakież ztąd wyniknąć mogły wypadki? Bylibyśmy się dowiedzieli, że przed nami się bije jenerał Dwernicki pod Stoczkiem, a łącząc się z nim, bylibyśmy owemu skrzydłu nieprzyjaciela zagrozili! Na wszystkie zeznania ludzi, których jenerałowi sprowadzałem, a którzy przybywali od Stoczka, zdawał się być obojętnym; a przecież mimo tego lękał się napadu nieprzyjaciela i co noc męczył niepotrzebnie całą brygadę. Przez kilkanaście dni, które staliśmy pod Cegłowem, nie było prawie jednej nocy, abyśmy nie byli alarmowani, lecz tylko od jenerała, nie widząc nieprzyjaciela. Był to dokładny sposób znużenia nowego żołnierza, nie przywykłego do niewywczasu.

16 Lutego. Jenerał Stryiński został uwiadomiony od

jenerała Żymirskiego, że nasza główna armia ma się cofać

od Kałuszyna traktem na Mińsk i że my mamy zasłaniać

prawe skrzydło. Z tego powodu całą noc przebywszy pod bronią, opuściliśmy Cegłów przed świtem i udaliśmy się dość spiesznie w tył o milę na Mienie aż do szklannej huty. Tam spowodowany hukiem armat który od Kałuszyna słychać było zrobiłem uwagę dowódzcy brygady, że zapewne mamy rozkaz cofać się równo z główną armią. Jenerał spostrzegłszy się, że za nadto wcześnie opuściliśmy Cegłów, całej brygadzie kłusem wracać kazał aż pod Cegłów, gdzieśmy- się zaczęli formować na pozycyi. Wtenczas słyszeć można było, iż strzały armatnie odsuwają się dopiero od Kałuszyna. Na nowo więc ruszyła brygada i w miarę jak ogień posuwał się ku Mińskowi, my się także cofali, lecz nigdzie nie natarł na nas nieprzyjaciel, cały bowiem ogień koncentrował się na bitej drodze, równolegle której my szli. Nie jestem tego zdania, aby pułki nowe, z jakich się składała brygada Stryińskiego mogły coś stanowczego zrobić, lecz poruszenie każde jakiekolwiek, któreby była zdziałała brygada na skrzydło nieprzyjaciela, byłoby zawsze zrobiło dywersyą. Niebyłoby dozwoliło nieprzyjacielowi tak śmiało posuwać się drogą bitą. Cały dzień przechodząc z pozycyi na pozycyą, nie będąc atakowani, nie atakowaliśmy nikogo, kaleczyliśmy tylko konie na zmarzniętych radlonkach, które na jesień nie obsiano. Na sam wieczór stanęliśmy pod Mińskiem i połączyliśmy się z głównym korpusem.

Tu odebrałem rozkaz pójść naprzód Mińska na grandgardę z czterema szwadronami t. j. jednym dywizyonem mojego i jednym dywizyonem pułku ochotników. Lubo dowódzca pułku ochotników odebrał w mojej przytomności rozkaz dać mi cały dywizyon, lecz z powodu nieładu, który tam panował, zamiast dwóch szwadronów, jeden pluton dostałem i to nieopatrzony w żywność, ani w furaż. Ten zas pluton wysłany z grandgardy w nocy na patrol do Mienia z oficerem C. zamiast wrócić i zdać rapport, powrócił do swego pułku. Dostawszy się pod komendę jenerała Rolanda, obsadziłem przednie straże. Moje patrole spotykały się z rossyjskiemi na szosie tylko, te zaś które wysłałem do Mienia, nikogo nie spotkały. Rozkazy, które odbierałem od jenerała Rolanda były tak mało stanowcze i wyraźne, że wykonanie ich tylko mojemu domysłowi zostawione było.

17 Lutego. Równo ze dniem odebrałem rozkaz cofnąć się od karczmy w boru, gdzieśmy w nocy stali i zająć pozycyą na polu po lewej stronie szosy; po prawej zaś stanęła stara kawalerya. (4ty pułk ułanów), z którą dostałem się pod rozkazy nowego jenerała Chłapowskiego. Od tego odebrałem ogólną instrukcyą, abym moje poruszenia stósował do ruchów jazdy po prawej stronie szosy. Niezabawem wysuwające się kolumny nieprzyjacielskie z lasu, rozpoczęły kanonadę na wszystkie strony. Eszelonami szwadronowemi cofaliśmy się. W pierwszym momencie nie ponosiliśmy straty, gdyż wszystkie strzały przechodziły górą. *) Obszedłem bokiem miasto Mińsk i z drugiej strony już będąc, lecz zawsze w szyku bojowym, odebrałem rozkaz usunąć się spiesznie w tył ku Stojadłom, żeby miejsce zrobić dla naszej artyleryi, która pod borem zajęła pozycyą. Wchodząc do boru, ślusujący mój szwadron zerwany był od strzałów i utracił kilku ludzi. Nasza artylerya nie długo się trzymała na pozycyi.

*) Był to pierwszy ogień działowy, w którym się znajdował mój pułk nowo organizowany, złożony z ludzi zupełnie surowych i nie wyćwiczonych w obrotach, zaledwie kilku oficerów uczestniczyło dawniej w wojnie. Jednakże wyznać muszę, że nad moje spodziewanie w ogólności wszelkie obroty i rozkazy porządnie i zimno wypełniane były. Obawiając się niezrozumienia wystrzegałem się dawać ogólne rozkazy, lecz każdemu z osobna szwadronowi powiadałem co ma robić, zalecając zwolna robić obroty, z obawy zamieszania, co było dopełniane lubo pod ogniem. To przekonało mnie, że żołnierz ożywiony więcej zrobi niż wyćwiczona machina, w którą się przeistacza człowiek w wojskach rządów absolutnych. Lecz również w tym samym dniu przekonałem się, że dla oficera wiele jest pomocnem doświadczenie i rokuję ztąd dla armii najwyćwiczeńszej straty, jeżeli będzie miała mniej doświadczonych oficerów niż nieprzyjaciel, rozumie się jeżeli obiedwie armie na równym stopniu wyćwiczenia będą. Na poparcie tego przytoczę tu zdarzenie, które niejednego z nas dawnych wojskowych spotkało, gdy był pierwszy raz w ogniu, (niech sobie tylko przypomni), a które się przytrafiło oficerowi z najchlubniejszemi uczuciami i który później odznaczył się odwagą i przytomnością. Znał on służbę jazdy z wojska pruskiego, lecz nie był nigdy w wojnie. Gdy pułk stał w szyku bojowym i miał rozpocząć wsteczny ruch. przybliżyłem się do tego oficera, którego oddział miał rozpocząć poruszenie tłomacząc mu, jak daleko ma pójść i do frontu zwrócić się. Gdy w ten moment pierwszego wystrzału i2tofuntowa kula przecięła powietrze obok niego, takie to wrażenie na nim zrobiło, że ja, aby tego żołnierze nie uważali, sam ruch oddziału komenderowałem, który dokładnie uskutecznili, dzieląc wesołość, którą im dla ich roztargnięcia naumyślnie nasuwałem,

Korpus cofał się na drogę główną na Dębe Wielkie i Miłosnę; po małym odpoczynku cofnął się aż pod Grochów, a nieprzyjaciel wciąż dając ognia z armat, postępował za nami. W tym odwrocie mieliśmy dużo rannych, między nimi jenerałów Czyżewskiego i Chrzanowskiego.

Gdyśmy stanęli w lesie, między Wawrem a Miłosną, przybył jenerał Łubiński i kazał naszej brygadzie iść naprzód do Więzowny. Na czele szedł pułk ochotników. Ten nie doszedłszy do Miłosny, naraz wrócił się tą samą drogą. Ja postępując z moim pułkiem za nimi, i nie wiedząc czy kto dał do* tego odwrotu rozkaz, postępowałem za ruchem brygady. Tym sposobem przybyliśmy pod samą noc w bok Wawra do wsi Zastawia. Tu dopiero dowiedziałem się, że ten ruch nie nastąpił z rozkazu jenerała, lecz tylko na domysł pułku, który na czele maszerował i zrobił bez komendy pułkownika: prawe ramie naprzód w koło i poszedł nazad, czemu pułkownik nie umiał się oprzeć. Oburzyło mnie to niezmiernie;

widząc taki przykład niesubordynacyi zatrzymałem w miejscu pułk cały, zdałem nad nim komendę majorowi Jaskólskiemu, a sam pospieszyłem do Grochowa dla odebrania rozkazów od dowódzcy brygady, który się udał tam do głównej kwatery. W nocy wróciłem z jenerałem Stryińskim do brygady, która w miejscu pozostała. Szczęście że zdarzenie zaszłe nie miało złego skutku, gdyż nieprzyjaciel obsadził już był Miłosnę.

18 Lutego rano cofnęliśmy się ku Wawru gdzie nad szosa. zajęliśmy pozycyą. Wkrótce odebraliśmy rozkaz cofania się jeszcze. W tym ruchu brygada odłamy wała się szwadronami od prawego. Pułk ochotników już był odszedł i mój pierwszy dywizyon. W chwili gdy drugi dywizyon miał rozpoczynać ruch, ukazali się kozacy z lasu i chcieli nań uderzyć w czasie obrotu w tył. Spostrzegłszy to wstrzymałem ruch tego dywizyonu, a nieprzyjaciel widząc go przygotowanym na swoje przyjęcie, zwrócił się nazad. Wtedy dopiero ruszyłem z tym dywizyonem za brygadą, która daleko odemnie odsunęła się. Udając się w prawo nad Olszynami między Grochowem a Kawenczynem, dostaliśmy się na lody, na których konie obalały się. Musiałem kazać z koni zesieść i pojedyńczo je przeprowadzać. Po kilkogodzinnem szukaniu znalazłem brygadę pod samemi wałami Pragi, właśnie wtenczas gdy najtęższy ogień dał się słyszeć od Wawra.

19 Lutego jenerał Stryiński oddalił się dla objęcia innej komendy. Nasza brygada zdawała się być bez komendanta. Co chwila kto inny rozkazy przysyłał, to jenerał Jagmin, to Skarzyński i inni. Ten żądał szwadronu, ów dywizyonu, ten znowu kazał naprzód iść, lub się cofać. Byliśmy więc w ciągłym ruchu około wsi Targówka, Zamki i Białołęki. Zdaleka tylko widzieliśmy, jak się nasze tyraliery ucierają z nieprzyjacielem pod ogniem armatnim.

W takiem położeniu byliśmy z całą kawaleryą przez dni kilka pod Pragą. Pułk ochotników został oddzielony ku Białołęce i tam przez winę nieprzytomnego komendanta utracił nieco ludzi, kilku dobrych oficerów i popadł w niesławę prawdziwie hie zasłużoną. Stanął przed nieprzyjacielem za groblą, gdy odebrał rozkaz aby się cofnął. Dowódzca pułku wydał ogólną komendę, i wtenczas gdy pułk był na grobli, jazda nieprzyjacielska uderzyła z tyłu na niego, dla tego iż żaden oddział nie zasłaniał przeprawy. Nie było sposobu, aby się sformował na ciasnej grobli; co więc w tyle było, zostało odciętem. *)

24 Lutego. Codziennie trwały utarczki flankierskie. Nieprzyjaciel nie zdawał się chcieć wychylić z boru, gdzie sobie baterye porobił.

Tego dnia dostałem się z pułkiem pod komendę jenerała Umińskiego, tak znanego z kampanii 1813 r. jako dokładnego forpocztowego komendanta. Jednakże wciąż na wszystkie strony musiałem rozsyłać szwadrony na straże, służby, i często zaledwie jeden przy mnie pozostał. Na sam wieczór odebrałem rozkaz ustny od jenerała Umińskiego, abym się udał przez most do Warszawy. Lecz zaledwie późno w nocy jeden zebrać mogłem dywizyon, z którym podług rozkazu jenerała Weissenhoffa udałem się do Łazienek, gdzie stanąłem w koszarach z poleceniem utrzymywania straży ponad Wisłą, na której jeszcze trzymał się lód dość mocny.

*) W Warszawie bardzo się rozszerzała przy sterze rządu partya kaliska, czyli Niemojowskich, a przeciwnicy jej pochwycili to zdarzenie pod Białołęką, aby okrzyczeć pułk ochotników, a przez to zaszkodzić Kaliszanom w opinii.

Niech tu kto nie szuka szczegółów zdarzeń znanych, ani opisów strategicznych bitew n. p. Grochowskiej. To kto inny lepiej opisze. Tu tylko mniej znane szczegóły zbiorą się i takie które pod mojem okiem zdarzały się, a szczególniej komend, pod któremi zostawałem.

25 Lutego. Rano ściągnąłem trzeci szwadron z Pragi; czwarty zaś pod komendą porucznika Byszewskiego był na przodzie z jenerałem Ambrożym Skarzyńskim. v

Tegoż dnia stoczona była pamiętna bitwa pod Grochowem, której rezultaty byłyby ogromne z obudwóch stron, gdyby obiedwie strony były umiały korzystać z momentalnych zdarzeń. Książe Radziwiłł, który tylko tymczasowo przyjął dowództwo, nie był wojskowym, a Chłopicki raniony w chwili, gdy widząc co zapał żołnierza polskiego może, zamierzał uskutecznić manewr, który by zadał był cios stanowczy armii rosyjskiej , gdyby jenerał Łubieński był usłuchał jego rozkazu. Pułk 4ty piechoty liniowej cudów waleczności dokazywał i wszystkie siły nieprzyjacielskie o niego się rozbijały. Skrzynecki, dowódzca pułku 8go z jenerałów szczególniej odznaczył się, co zwróciło na niego uwagę, również jak dowództwo jego pod Liwcem.

Po odparciu przez walecznego jenerała Kickiego kiryssyerów rossyjskich, którzy rozbiwszy się na czworobokach walecznej naszej piechoty częściami tylko przez luki przepadli zakończyła się ta pamiętna walka i bez żadnej przeszkody cofnęło się nasze wojsko do Pragi i do Warszawy.

Mój też czwarty szwadron powrócił pod komendę porucznika Byszewskiego, utraciwszy tylko kilku ludzi.

Pod Grochowem zginął śmiercią walecznych Ludwik Mycielski, którego nieugięty charakter szczególniej szacowałemPodobnych charakterów na nieszczęście nasze mało mieliśmy.

Lubo nasze wojska cofnęły się i prócz Pragi, Zamościa i Modlina na lewym brzegu Wisły nic wolnego nie posiadały, jednakowoż zapał nie stygł, owszem zdawał się wzmagać. Wszelkie nadzieje zwrócone były na energiczne postępowanie sejmu, który dla tego odebrał dowództwo Chłopickiemu, że chciał traktować z wrogiem. Chłopicki zaś pogodził się z opinią publiczną, gdyż zdawszy dyktaturę, nie wachał się walczyć w szeregach ojczystych, i gdyby nie był ranny byłby obrany na nowo wodzem.

Bitwa Grochowska miała ogromny wpływ moralny na żołnierza rossyjskiego. Gdyby go się było attakowało wciąż bez przerwy, byłby nakoniec przestał się bronić. Bitwa zaś ta o ile wpłynęła na osłabienie ducha Moskali, o tyle zwiększyła ufność w żołnierzu polskim. Wyznaję sam, że od tej bitwy dopiero nabyłem ufności i przekonania, że powinniśmy się utrzymać i zwalczyć ten kolos północny.

Krok śmiały ze strony sejmu detronizowania Mikołaja wzbudził nowy zapał i dodał ufność w własne siły. Była to iskra elektryczna, która poruszyła nawet obojętnych dotąd, bo widzieli, że już nie ma środka pojednania. Trzeba było tylko wodza, ale tego wybór był bardzo trudny. Naród byłby się poddał każdemu, któryby tylko mógł okazać zdolność do tego. Nie było nad Skrzyneckiego który się tak świetnie odznaczył przed i po bitwie pod Grochowem i tego okrzyknięto naczelnikiem wojska. *)

, Nieczynność nieprzyjaciela po bitwie dała czas wojsku do odpoczynku i do nowej organizacyi. Jazdę zebrano w korpus jeden pod komendą jenerała Umińskiego, który miał swoją główną kwaterę w Górcach.

*) W ogólności niezmiernie ucieszono się wyborem Skrzyneckiego; uważano go za najzdolniejszego jenerała, który już w niższych stopniach wiele obiecywał. Po nieszczęsnej wyprawie do Moskwy 1812, staliśmy z jenerałem Dąbrowskim dla zorganizowania dywizyi w Wetzlar niedaleko Renu. Tam jenerał z ran odniesionych leczył się i najmilej do swego towarzystwa przypuszczał Skrzyneckiego, który natenczas był kapitanem w piechocie, i często nam wspominał, iż to kiedyś będzie odznaczający się oficer. (Późniejszy dopitek): J. Dąbrowski się omylił!

5 Marca. Tam udałem się z pułkiem, a po lustracji poszedłem do Zaborowa, gdzie we wsiach około Błonia rozłożyłem się. Dostałem za dowódzcę brygady najprzód jenerała Chłapowskiego, potem jenerała Bukowskiego; należałem zaś do dywizyi jenerała Tomickiego.

Wtenczas przybył podpułkownik Grodzicki z czterema szwadronami, które po mnie zebrał w Piotrkowie, lecz przez urazę osobistą a pod pozorem służby został aresztowany na 14 dni. W ten sam czas dał rozkaz jenerał Umiński, aby te dwa pułki, mój i Grodzickiego połączyć. Dana mnie została instrukcya, abym z tych 8miu szwadronów sześć uformował. Jenerał Bukowski jako dowódzca brygady miał się zająć zaprowadzeniem nowej musztry w tym pułku, lecz te kilka dni, które na to użyto, strwoniono marnie na uczenie oficerów, jak mają salutować i jak mają defilować przed jenerałem. Z tego widać było jasno, jakich mieliśmy jenerałów, którzy na saskim placu zapomnieli, co jest istotnego dla żołnierza w wojnie.

19 Marca odebrano o godzinie 8mej rano rozkaz następujący:

Młociny d. 18 Marca 1831 r.

„Jenerał brygady Jankowski
„Dowódzca 1szej dywizyi jazdy

Do .

Wielmożnego podpułkownika Sczanieckiego „Dowódzcy pułku 2go jazdy kaliskiej.

„Stósownie do wyższych rozkazów pułk jazdy kaliskiej „wyruszy dnia jutrzejszego Igo Marca, w sobotę, sztab puł„ku do Nadarzyna, szwadrony zajmować będą wsie Strze„miowko, Pogrowek, Dębowa, Odrębuszy, Pruszków, Gąsin, „Moczno, Kraśnie, Pącie i Komorów. .

„Dnia następnego w niedzielę 20go Marca sztab pułku

„pójdzie do Tarczyna i zajmie wsie między Tarczynem i Nadarzynem, jako to: Wola Mrokowska, Mroków, Kossow, Padole , Wola Kossowska, Szamoty, Krakowianka, Wola, Przy„pno, Krakowianki, Pławy, Młochow, Żabieniec i bliższe wioski Tarczyna.

„Pułk ten zabierze z sobą żywność i furaż dwudniowe „na konie, oraz czterodniową żywność i furaż na fury.

„Szwadron stojący na Pradze stósownie do woli naczel„nego wodza ściągnięty zostanie do pułku.

„Do sztabu dywizyi. do Młocin w dniu jutrzejszym na „godzinę 12tą w południe przysłać należy na ordynans „i kressy Igo oficera, jednego podoficera i 4ch żołnierzy zaopatrzonych w furaż i żywność, którzy ze sztabem dywizyi „pomaszerują.

„Wny dowódzca pułku przyjdzie w dniu jutrzejszym sam „z swej osoby do Warszawy i zamelduje mi się o godzinie „12tej w południe w hotelu litewskim na ulicy nowo-senatorskiej, przywiezie z sobą sytuacye pułku i wyłuszczenie „wszystkich potrzeb, jakie pułk żądać ma prawo od komisyi „rząd: wojny.

„Po szwadron stojący na Pradze wysłać należy jednego „oficera, który zamelduje się w głównym sztabie, o godzinie „6tej z rana dnia jutrzejszego, i żadać będzie rozkazu dla „tego szwadronu. Szwadron rzeczony postawić należy w Pę„cicach i Komorowie.

„Gdyby pułk dostateczną ilość furażu nie miał, należy „takowy kupować po etapach dając assygnacye do komisanta „banku jmć pana Lidke, przeznaczonego przez intendanta „jeneralnego na dostarczyciela żywności i furażu dla dywizyi „dowództwa mego.

„Komisarzem dywizyi jest jmć pan Skarzyński, który „będzie zawsze przy sztabie dywizyi, wizuje sytuacye i w pogrzebie wydaje bony.

„Polecam pod najsurowszą odpowiedzialnością najwię„kszy porządek w marszu. Wszelkie nadużycia, tak, jako „i branie podwód bez opłaty, przez dowódzcę pułku wyna„grodzoneby zostały.

„Przekonany jestem, że pułk jazdy kaliskiej złożony „z obywateli, będzie umiał szanować własność cudzą, i że „nie da mi nigdy powodu do nagany lub postępowania po„dług surowości praw; dla czego po wyjściu z każdego stanowiska oddziały żądać będą pokwitowania, i takowe co„dziennie w dniach następujących do sztabu dywizyi przysyłać będą.

„Wny podpułkownik Grodzicki, mając sobie nadany areszt „przez JWgo jenerała Umińskiego na dni 8 rachując od dnia „13go Marca, z takowego uwolniony zostanie po upłynieniu „czasu.

„Wny dowódzca pułku przywiezie z sobą dnia jutrzej„szego do Warszawy listę imienną komendantów dywizyonów „i szwadronów. *)

Większa część korpusu jenerała Umińskiego udała się ku Modlinowi i natenczas dostałem się pod komendę jenerała Jankowskiego; pułk udał się stósownie do powyższego rozkazu na Nadarzyn, Tarczyn, Grójce i Michałów.

22 Marca przeszedł pułk Pilicę pod Lichanowem i odebrał rozkaz zająć stanowiska szwadronami nad Wisłą w Mniszewie, Magnuszewie, Ryczywole, Kozienicach, Snieciechowie i Gniewoszewie.

25 Marca dostał się pułk pod komendę jenerała Sierawskiego. Udałem się do Góry naprzeciwko Puławom i zająłem z jednym batalionem piechoty i trzema szwadronami stanowiska nad Wisłą od Gniewoszewa do Janowa, a dalej do Solca zajął Grodzicki z drugiemi trzema szwadronami.

Jenerał Sierawski miał oddzielny korpus z nowo utworzonych wojsk, z przeznaczeniem formowania prawego skrzydła armii i strzeżenia Wisły aż do granicy gallicyjskiej. Był to sobie dOpinia, którą sobie zjednał prześladowany od W. ks. Konstantego była powodem iż wiele obiecywano sobie po nim, i wiele do końca w jego obronie stawało, a chcąc pokryć jego błędy, zwalali na innych winę.

To wszystko, co mówiono o jego mocy charakteru i wytrwałości w stawianiu się śmiałem swemu prześladowcy najmniej się potwierdziło w czynach wojennych, gdzie słabość, niepewność i niewiadomość okazywały się w każdem działaniu.

Postępek jenerała Sierawskiego w bitwie pod Borysowem w r. 1812 (czego byłem świadkiem), gdzie będąc dowódzcą 6go pułku piechoty, opuścił na pobojowisku pierwszy pułk piechoty, który się trzymał do końca pod dowództwem walecznego Kazimirza Małachowskiego, nie powinien był dać wiele obiecywać po nowym dowódzcy korpusu. Lecz ludzie sądząc z pewnych powziętych myśli, za nadto bardzo uprzedzają się za jednymi, i zbyt prędko przeciw drugim.

Jazdę tego korpusu składały dwa nowe pułki i tą brygadą dowodził pułkownik Łagowski, również dobry patryota lecz nie posiadający odpowiednich zdolności do dobrych chęci które miał, aby kierować działaniami słabego dowódzcy korpusu. Tę zaś brygadę jazdy składały: sześć szwadronów kaliskich i sześć szwadronów sandomirskiej jazdy. Do tej ostatniej były wcielone: szwadrony z Białego Orla formowane przez majorów "Wmiawskiego i Czarneckiego, oddział z różnych pułków zbierany Smolińskiego, i szwadron jeden Krakusów księcia Poniatowskiego pod komendą majora Madalińskiego, który w Kaliskiem był formowany przez pułkownika Wiśniewskiego. Dowództwo brygady oddane komendantowi pułku sandomirskiego, nie mogło być korzystnem dla pułku kaliskiego.

Pułkownik Łagowski, który w więzieniu truł się i chciał sobie życie odebrać przebiciem, srogo prześladowany przez Moskali, jako dobry Polak mający swoje zasługi i poparcie w klubie warszawskim, był ten sam, który w znanej wyprawie do Puław, nie będąc komendantem i tylko się przyczepiwszy do komendy, umiał przez obrot zręczny, nadany rapportowi, wystawić siebie jako bohatera tejże . . . wyprawy. Jenerał Sierawski, któremu nie zbywało na dobrych chęciach, lecz który tak był słaby, że każdy nim powodował, podburzony od tych, którzy w tem upatrywali własny interes, chciał zaraz w samym początku odebrać komendę podpułkownikowi Grodzickiemu i oddalić go z korpusu. Ja widząc w tem tylko intrygę, udałem się do głównej kwatery korpusu i wstrzymałem ten krok, bo u Sierawskiego ostatni miał zawsze racyą.

W tym samym czasie jenerał Dwernicki po kilku świetnych zwycięztwach znajdował się w okolicy Zamościa. Powszechnie mniemano, że nasz korpus połączy się z nim. Poruszenia, które w tym względzie robił Sierawski, były bardzo odmienne. Raz zdawało się, że pod Zawichostem przeprawimy się, drugi raz znów, że pod Kazimirzem, na koniec zdawaliśmy się zagrożeni, jakoby nieprzyjaciel myślił przeprawiać się na lewy brzeg Wisły. Pochodziło to ztąd, że dowódzca nie umiał się obeznać z poruszeniami nieprzyjaciela.

Świetne zwycięztwo odniesione przez jenerała Skrzyneckiego pod Wawrem i Dębem Wielkim kazało się spodziewać wszystkim nam, iż pójdziemy naprzód, i pewno wielkie wypadki byłyby ztąd wynikły, gdyby naczelny wódz był korzystał z popłochu, który powstał w armii rosyjskiej po attaku pod Dębem.

Jenerał Sierawski, lubo ciągle zajęty marzeniem o marszu na Wołyń, Ukrainę, o czem każdemu mówił, w działaniach swych zawsze był równie niepewny. Główne swe siły zebrał koło Janowca, wyżej zaś Solca stały trzy szwadrony kaliskiej jazdy i 1ity pułk liniowy pułkownika Młokosiewicza

obry i gorliwy Polak, lecz za nadto stary i słaby i zbierany batalion strzelców majora Krzesimowskiego. Te więc oddziały dostały raptem rozkaz przeprawienia się za Wisłę.

7 Kwietnia na wieczór zebrali się do Ciszycy Przewozowej naprzeciwko Józefowa. Pułkownik Młokosiewicz z 1itym pułkiem linió w., który miał więcej kos, niż karabinów, i ja z Grodzickim z trzema szwadronami. To wszystko przeprawiliśmy na galerach i tratwach na prawy brzeg, gdzie pod Józefowem połączyliśmy się z majorem Krzesimowskim, który tam od Zawichosta przybył. Pułkow. Młokosiewicz lubo był komenderujący nie wydał żadnych zleceń, zabrawszy swój pułk strzelców i jeden nasz szwadron, poszedł zaraz przez Józefów nad Wisłę do Kamienia naprzeciwko Solca, gdzie spodziewaliśmy się, iż nasz korpus ma się przeprawiać. Pozostały przy nas dwa szwadrony jazdy i jedna kompania piechoty.

W nocy wysłały się patrole na trakty ku Rachowu i Urzędowu. Ostatni patrol prowadzony od podoficera Gajewskiego napotkawszy patrol kozacki, schwycił dwóch z końmi i przyprowadził ich do obozu. Od tych i nam sprzyjających chłopów dowiedzieliśmy się, iż o milę w wsi Kruszlinie stoi ich 60 koni. Natychmiast poszedł tam pół-szwadron kaliskiej jazdy i tak raptownie napadł na stojących Kozaków w dziedzińcu, iż im dużo ubił, a siedmnastu z końmi przyprowadził. Przy tem zdarzeniu podoficer Gajewski wzwyż wspomniany zapędził się z ułanem Ciszewskim za uciekającemi z Kruszlina Kozakami, zakłuł im dwóch, złapał trzy konie i jednego kozaka i spokojnie powrócił za oddziałem do obozu, gdzieśmy go już mieli za straconego. Była to pierwsza zaprawa dla żołnierza nowego pułku i powodem zazdrości dla drugich.

8 Kwietnia. Pułkow. Młokosiewicz tak daleko się od nas odsunął do Kamienia, gdzie się przeprawił na powrót na lewy brzeg Wisły, iż przed nami kozaki się już pokazywali i wzięli w niewolą jego adjutanta, którego z rozkazami do nas posłał. Z tego więc powodu dopiero przed południem odebraliśmy rozkaz, aby wrócić w to samo miejsce, gdzieśmy się przeprawili. Wszystkie statki były opuszczone na dół, i z największą trudnością było je można dostać. pod Józefów. Komenderujący starszy oficer chciał do littery rozkazu zastósować się i tylko tam się przeprawić, gdzieśmy się przewieźli; co tu przytaczam jako przykład, jak mechanicznie robili wszystko ci oficerowie, co na saskim placu za nadto odwykli od myślenia. To byłoby opóźniło o dzień naszą przeprawę i odcięci byliśmy od całego korpusu Wisłą, gdyż nie mieliśmy statków, a holować je pod wodę było za trudne i nawet niebezpieczne, gdyż kozaki wszędzie dochodzili do prawego brzegu Wisły. Widząc niebezpieczeństwo oddziału wziąłem na siebie odpowiedzialność komendy. Kazałem spalić w tyle most na rzece wpadającej pod Józefowem do Wisły i ruszyć naprzód całemu oddziałowi. Opuściliśmy dopiero po południu Józefów postępując na dół nad brzegiem Wisły. Podpułkownik Grodzicki z kompanią piechoty i oddziałem jazdy strzegł abyśmy nie zostali napadnięci, ja zaś, mając tylko dwa galary, w miarę jak mogły przybijać do brzegu, przeprawiałem najprzód jazdę na drugą stronę. Tak więc postępując, gdyśmy przybyli nad wieczór po za wieś Łapocznę, pozostała podpułkownikowi Grodzickiemu tylko piechota i czternaście koni. W tem szwadron dragonów i szwadron kozaków nadbiegł po za wsią chcąc odciąć naszych od Wisły. Aby ich sprowadzić na piechotę wysłane zostały te kilkanaście koni przeciw nim, które raptownie na nieprzyjaciela uderzywszy zmusili ich do ucieczki. W tem zdarzeniu szczególniej się odznaczyli: porucznik Czapiewski z jazdy kaliskiej i żołnierz Gołembiowski z pułku 1Igo piechoty, który z karabinem w ręku z ułanami nacierał na nieprzyjaciela. Wtedy reszta naszych przeprawiła się na lewy brzeg Wisły na przesłanych odemnie galarach.

Tak się zakończyła nasza pierwsza przeprawa, która nie wiedzieć dla czego była przedsięwziętą, i dla czego odwołaną.

13 Kwietnia. Odebrawszy rozkaz, drugi raz się przeprawić za Wisłę, zebrały się na sam wieczór do Ciszycy: pięć szwadronów jazdy kaliskiej, 11ty pułk piechoty, i strzelcy majora Krzesimowskiego, co wszystko, mając więcej galar, jak wprzódy, przeprawiło się w nocy do Krzesimowa.

14 Kwietnia. Rano ukazała się jazda nieprzyjacielska od Rochowa, przeciwko której jazda nasza poszła i milę prawie goniła. Po południu opuściwszy Józefów, postępowaliśmy nad Wisłą ku Kamieniowi, gdzie miał się cały korpus przeprawiać. Sam prowadziłem przednią straż. Pod samym Kamieniem pluton idący wprzód, a prowadzony od kapitana Poleskiego spotkał nieprzyjaciela, który będąc w przemagającej liczbie, obskoczył go, co widząc pospieszyłem mu w pomoc z plutonem porucznika Czaplewskiego. Tento oficer szczególniej odważny, kilku naszych już otoczonych odbił, a sam opadnięty od kozaków w moich oczach dwom groty od pik odciął. Nieprzyjaciel odparty, raniwszy nam tylko kilku ludzi spiesznie cofnął się.

Pospieszyłem zaraz nad Wisłę, aby naszym dać znak i natenczas przeprawił się cały korpus jenerała Sierawskiego z Łagowskim.

15 Kwietnia. Cały dzień wczorajszy jazda nasza, ucierając się z nieprzyjacielem, nie pasła. W Kamieniu zniszczonym od Moskali, nic się nie zostało, a z korpusem żadnego zapasu nie przeprawiono. Tak więc z nienapasionemi końmi, opuściliśmy rano Kamień. Najprzód korpus udał się prostą drogą ku Kaźmierzowi, lecz zaledwie uszedł pół mili, Łagowski po rozmowie z Sierawskim udał się z całą naszą brygadą jazdy do Opola. Za miastem uformowaliśmy się w szyk bojowy, Jakbyśmy mieli spotkać nieprzyjaciela. Niezabawem dał rozkaz do marszu, i poprzedzając nas z przewodnikiem prowadził całą brygadę po koniu ścieszkami przez las najgęstszy, tak zaś nagle, iż przez dwie prawie mile w ten sposób idąc, cała brygada kłusować i czwałować musiała. Później rozdzielił brygadę, z częścią poszedł do Hodla w prawo, a my w lewo. Tak wciąż pędząc wyszliśmy na raz na pole i ujrzeliśmy się przed wsią Borowem, gdzie nikogo nie było, lubośmy byli przekonani, iż zapewne tak biegniemy, aby nieprzyjaciela obskoczyć. Ucieszyliśmy się tą razą nie spotkawszy go, gdyż konie mieliśmy tak zmęczone, iż było niepodobieństwem uderzyć z niemi na jakie bądź wojsko. W Borowie połączył się z nami przybyły od Hodla brygadier. Dotąd nie wiem co miał znaczyć ten manewr, bo jeżeli mylnie doniesiono pułk. Łagowskiemu, iż w Borowie stoi 500 koni jazdy nieprzyjacielskiej, czyż mógł rachować na skuteczne uderzenie na nich z końmi tak zmęczonemi i zgłodniałemi, jak nasze były. Kilkanaście koni obaliło się pod żołnierzami, a z powodu zniszczenia kraju przez Moskali, z trudnością było można zebrać furaż, aby tylko jako tako pokrzepić konie.

16 Kwietnia. Wszyscy mieszkańcy zapewniali, iż jenerał Kreutz postępuje z całym korpusem od Lublina, lecz Łagowski ani słuchać o tem nie chciał, przeto utrzymywał w błędzie jenerała Sierawskiego, którym zupełnie rządził.

Rano opuściła brygada Borów, a mając za sobą batalion majora Malczewskiego, postępowała tak spiesznie ku Bełżycom, iż piechota za nią zbyć nie mogła.

Już w prawo od Bełżyc ukazywała się jazda nieprzyjacielska, a posunięty major Czarnecki z swoim szwadronem naprzód, tak został od niej otoczony, iż gdyby nie było nadbiegło więcej jazdy, pewno byłby wzięty. Odparty nieprzyjaciel koło Bełżyc, cofnął się do wsi Babina (znanej z nazwy: Rzeczpospolita babińska). Tu pułk. Łagowski kazał szarżować szwadronom pułku sandomirskiego, które prowadzone od majora Karczewskiego, śpiewając: ,jeszcze Polska nie zginęła," z zimną krwią postępowały na Babin, lecz trafiiwszy na płoty i rzęsistym ogniem przyjęte od piechoty, zwróciły się, lecz nie dały się zrazić i po kilka razy wznawiały attak, chociaż dowódzca major Karczewski był ranny. Było to niepotrzebne exponowanie ludzi, i chociaż kilkotysięczne strzały rosyjskiej piechoty, bardzo mało naszym szkodziły, jednakowoż nie było do przypuszczenia, aby jazda wzięła wieś obsadzoną przez piechotę. Nadbiegł tymczasem major Malczewski z swoim batalionem i skutecznym ogniem nieprzyjaciela z Babina wypędził.

Tego. dnia miałem służbę korpuśną, dla odebrania rozkazów od brygadyera, pospieszyłem do wsi Babina. Lecz zaledwie wyjechałem na drugą stronę wsi, ujrzałem na trakcie do Lublina w bardzo małej odległości cały korpus jenerała Kreutza stojący na pozycyi z znaczną ilością armat.

Naszem działaniem tak byłem odurzony, iż z początku nie przypuszczałem, aby to był nieprzyjaciel i sądziłem, iż to jest korpus jenerała Sierawskiego, który obszedł inną drogą, lecz zwrócone ku nam armaty, wyprowadziły mnie wnet z błędu. Nieprzyjaciel stał spokojnie i nie dawał ognia. Zapewne spodziewał się naszego attaku. Tam będącego brygadyera zwróciłem uwagę na to, lecz jakby niechciał, aby to uważać, zapytał się, jak stoi kawallerya i dał rozkaz, aby placowkę z boku wsi postawić i pikiety rozstawić ponad borem, a zaś całą jazdę, tak jak w kolumnach stoi na polu, ściągnąć w koniec wsi, dodając wyraźnie te słowa: „aby ludzie gotowali,

a konie paśli." Nie przypuszczam, aby oko mogło omylić brygadyera, gdyż ja sam, nie mając najmocniejszego wzroku, dokładnie mogłem rozpoznać nieprzyjaciela, który bardzo blisko na wzgórzystości przed wsią stał. Zapewne Łagowski spodziewając się niebawnego nadejścia jenerała Sierawsldego z korpusem, myślał go attakować. Ja zaś odebrawszy tak wyraźne rozkazy, pospieszyłem komunikować je jeździe, z której wziąwszy jeden pluton, postawiłem go jako placówkę, niedaleko bocianiego gniazda, gdyż to miejsce wskazał mi brygadyer i sam rozciągnąłem łańcuch pikiet po prawej stronie Babina, ponad borem. To uskuteczniwszy wróciłem do mojej jazdy, która była rozkiełznała konie, aby się pożywić, gdyż byłem dużo zniszczony tego dnia. Zaledwie zsiadłem z konia, gdy pierwszy granat puszczony przez wieś Babin padł w ognisko, gdzie dla mnie postawiono zupę. Za tym wystrzałem padło kilka innych w około kawaleryi, a więc do niej wymierzone były. Niezabawem wsiadła jazda na koń i odebrała rozkaz cofania się z wolna ku Bełżycom wraz z batalionem Malczewskiego, który zrzuciwszy mosty przy młynie w środku wsi, udał się nad strugą, która się ciągnie aż do Bełżyc.

Nieprzyjaciel nie puścił za nami żadnej szarży, tylko się kontentował strzałami armatniemi, które puszczał daleko za nami. Jednakowoż widać było, że jego kolumny mijając Babin w bok Bełżyc po za strugą posuwały się. To poruszenie powinno nam było dać do domniemania, iż nieprzyjaciel zmierza na Wąwolnicę ku Kaźmierzowi. A może chciał nas tem poruszeniem tylko zastraszyć.

Nakoniec nie napastowani od nieprzyjaciela po wielorakich i bez celu odbytych poruszeniach kawaleryi naszej w kolumnach na polu pomiędzy Babinem a Bełżycami, stanęliśmy już ciemno w noc obozem pod ostatniem miastem.

Gdy korpus wczoraj wychodził z Kamienia, byłem przekonany, iż udamy się do Kaźmierza, i przystępy wzmocnią się do niego, do czego położenie Kaźmierza wśród wąwozów bardzo wiele ułatwiało. Ztamtąd dopiero, mając wzmocniony taki punkt na prawym brzegu Wisły, będziemy mogli niepokoić nieprzyjaciela; gdyż któż się mógł durzyć znając skład korpusu, tylko imponującego z nazwiska, aby się z nim można exponować w otwarte pole przeciwko kompletnemu i regularnemu korpusowi nieprzyjaciela? Cała komenda jenerała Sierawskiego składała się z 10go i 1Igo pułku liniowego, nowo utworzonych i kosami po większej części uzbrojonych, z batalionu Malczewskiego, przytem z dwóch batalionów strzelców Małachowskiego i Krzesimowskiego, które wszystkie na prędce tylko i bardzo niedokładnie uzbrojone były. Jazda składająca brygadę Łagowskiego, była zupełnie nową nie mającą doświadczenia, którego nabywa stary żołnierz i regularne wojsko, a z którego ani kompania nie była w całym korpusie. Nakoniec artylerya nasza składała się z sześciu armat sześciofuntowych, nowo montowanych z nowymi kanonierami. Jak więc jenerał Sierawski i Łagowski mogli puszczać się naprzód z takim składem, nie powziąwszy pewnej wiadomości o siłach jenerała Kreutza i bez zabezpieczenia sobie przeprawy przez rzekę tak szeroką, jaką jest Wisła?

Podczas poruszenia, któreśmy robili do Bełżyc, przybył obywatel, który w mojej przytomności powiadał pułk. Łagowskiemu, ile armat i ile batalionów ma Kreutz, lecz ten go zgromił i ofuknął się na niego.

17 Kwietnia. W nocy dopiero złączył się z nami jenerał Sierawski z resztą korpusu. Po naradzie z Łagowskim opuściliśmy obóz około północy, drogą nazad ku Opolowi. Muszę tu zrobić uwagę, iż z Bełżyc idzie prosta droga nad Wąwolnicą do Kaźmierza wynosząca trzy mile, gdy tymczasem droga na Opole do Kaźmierza wynosi pięć mil. Czy więc jenerał Sierawski jako komenderujący udając się drogą na Opole nie powinien był sobie wystawić wszelkich wypadków, i ten nawet, iż jeżeli będzie odparty, będzie mógł być odcięty od Kaźmierza drogą krótszą, której nie zauważał? Że zaś gdzie indziej nie zamierzał zabezpieczyć przeprawy, wnoszę z tego, iż wszystkie statki, na których my się przeprawili pod Kamieniem i Józefowem, miały rozkaz czekać w Kaźmierzu.

Nad samym świtem przeszedłszy ponad wsią Wronowem, głównym traktem, stanęliśmy jakby dla odpoczynku pod lasem, który się ciągnie aż do Opola. Komenderujący jenerał pozwolił posłać po furaż, aby napaść konie zmęczone i zgłodniałe od kilku dni, lecz zaczem fury ery wróciły, usłyszeliśmy strzały na drugim koiicu Wronowa na drodze, którąśmy przyszli do Bełżyc. Wszystko więc stanęło pod bronią; pułki piechoty 10ty i 11ty na początku wsi Wronowa, po lewej stronie drogi idącej od Bełżyc do Opola. Strzelcy Małachowskiego byli rzuceni na lewo, a Krzesimowskiego na prawo formując skrzydła. Batalion zaś Malczewskiego posunięty był na lewo ponad krzaki, które były na wpół drogi pomiędzy naszą , a nieprzyjacielską linią. Sześć małych armat stanęło na drodze przy piechocie, a w assekuracyi tych stał czwarty szwadron kaliski z podpułkownikiem Grodzickim i trzeci z podpułkownikiem Sokolnickim. Szwadron piąty kaliski pod kapitanem Godkowskim posłany był zupełnie na lewo, lecz najprzód do wsi Poniatowa. Szwadron pierwszy kaliski z podpułkownikiem Jaskólskim, gdzie także był szwadron Smolińskiego przyłączony do jazdy sandomirskiej postawiony był pod krzakami tam, gdzie batalion Malczewskiego. Z drugim szwadronem kaliskim posłany byłem za strugę na prawo Wronowa, gdzie zająłem wyniosłe miejsce. Po prawej mojej stronie był mały lasek, za którym dopiero oddzielnymi szwadronami stali major Czarnecki, Winiarski, Madaliński i Wielchorski z pułku jazdy sandomirskiej. Z jednym szwadronem tego pułku był odesłany major Karczewski za Wisłę.

Od samego początku nieprzyjaciel wystawiwszy pod swojemi kolumnami ośmnaście dział wielkiego kalibru, cały wymierzył armatni ogień na drogę, gdzie stała nasza artylerya i piechota. Nasza artylerya zaledwie odpowiadać mogła tracąc ludzi i mając zaraz jedno działo zdemontowane. Kanonada trwała kilka godzin w miejscu bez najmniejszego poruszenia nieprzyjaciela trzymającego w ściśnionych kolumnach prawie cały korpus za bateryami swerai. Tylko mimo jazdy nieprzyjacielskiej rzucone było na boki, która nieco flankierowała.

Byłem w stanie to wszystko dokładnie uważać, gdyż zbliżony do nieprzyjaciela spokojnie na wzgórzu stałem, a strzały nieprzyjacielskie nie były do mnie wymierzone, tylko koncentrowały się na głównej drodze. .

Posunięcie się naszego piątego szwadronu aż za Poniatów, było powodem, iż przeciwko niemu wysłał nieprzyjaciel dragonów i kozaków, przed którymi cofając się ten szwadron i mając kapitana Godkowskiego rannym, wprowadził nieprzyjaciela na lasek, tam gdzie stał batalion Malczewskiego, który go przyjął ogniem rzęsistym. Dwa plutony pierwszego szwadronu kaliskiego przypuściwszy na odwrót attak w połączeniu z piątym szwadronem zmusiły nieprzyjajaciela do cofnięcia się aż za Poniatów. W tem zdarzeniu szczególniej się odznaczyli podchorąży Mikołaj Węsierski, który odbił naszego oficera od piechoty, podoficer Czyżewski kilka razy pchnięty i czternastoletni trębacz Wasilewski, który i ubił podoficera od dragonów i konia mu zabrał. W niewolę zabrali nasi 4ch dragonów i 3ch kozaków; zakłuli 30stu dragonów i kozaków.

Z powodu tego poruszenia zdawało się jenerałowi Sierawskiemu że zwycięztwo odniesione na naszem lewem skrzydle i że tylko z niego korzystać trzeba; . . . biegnie w tę stronę, i tak niebacznie wpada w zamieszanie, iż gdyby nie ruch pierwszego szwadronu, może byłby wzięty! Jenerał widząc się tak blisko bateryi rosyjskich, które jak mówiłem tylko na drogę biły, dziecinną myśl powziął aby je wziąść, nie zważając na to, że cały korpus w ich assekuracyi stoi. Gdyż ten się wcale nie bił i może zrażony przykładem, który po kilka razy jazda Dwernickiego dała, pilnował nieodstępnie swych dział. Jenerał Sierawski chcąc swój zamysł uskutecznić powinien był połączyć całą jazdę i z nią w masie uderzyć; i natenczas jeszcze byłaby ta szarża wątpliwą lecz prędzej do przypuszczenia, niż że się attak z tak małą siłą udać może.

Pomimo tego jenerał Sierawski dał rozkaz podpułkownikowi Jaskólskiemu, aby przeszedł lasek i uderzył na baterye nieprzyjacielskie. Trzeba wiedzieć, że nieprzyjaciel oprócz bateryi, które biły na drogę, miał postawione dwie armatki mniejsze, które się dotąd nie odzywały i których nikt nie widział wprzódy, a które miały strychować wszystko, coby się wychyliło z lasku. Podpułkownik Jaskólski natrafiwszy w borku zarosłe bardzo gęste, nie mógł postępować przezeń w linii i dopiero wychodząc z niego chciał się sformować, aby frontem przypuścić attak. Lecz wtedy przyjęły go z boku te dwie armaty ogniem kartaczowym i tak mu zmieszały te dwa plutony, iż ich sformować nie był w stanie. Cofnął się, i powtórny raz miał dostać rozkaz pójść na baterye, lecz drugi raz ten sam był skutek i zaledwie daleko w tyle mógł zebrać swój oddział. W tym względzie p. Jaskólski jako nie

obojętny na honor swój da zapewne wyjaśnienie publiczności.

My zaś, cośmy po prawej stronie Wronowa stali, prawie byliśmy nieczynni. Z każdego tylko szwadronu był jeden pluton wysłany naprzód, który się ucierał z flankierami nieprzyjacielskiemi. Lecz ci tak miękko działali, iż za każdem naszem poruszeniem naprzód cofali się. W tem ucieraniu się miałem podpor. Przespolewskiego ciężko rannego w głowę.

Kanonada trwała bez przerwy na wielkiej drodze. Tam był śmiertelnie ranny dobry pułkownik Jordan, dowódzca 11go pułku liniowego. Nakoniec około 1szej z południa przybył pułkownik Łagowski do nas, który dotąd był w Opolu i rozkazał, aby wszystkie szwadrony stojące po prawej stronie Wronowa cofnęły się w tył; właśnie wtenczas nasza cała linia zaczęła robić wsteczny ruch. Skoro tylko opuściliśmy wzgórzystości, na którycheśmy stali, natychmiast odsadziła je lekka artylerya nieprzyjacielska i zaczęła nam najprzód kartacze posełać a potem granaty, które przechodząc przez nas, padały do lasu, kukąd cofaliśmy się. Wtenczas szwadron Madalińskiego nadbiegając z naszego prawego skrzydła w nieładzie rozbił część strzelców naszych i zarwał szwadron, który ja prowadziłem.

Gdyśmy się cofnęli do lasu, wszystkie oddziały zebrały się na trakt, który idzie z pola Wronowskiego do Opola i tym cofał się cały korpus w porządku.

Tak się zakończyła owa osławiona bitwa Wronowska, która zaledwie zasługuje na nazwę bitwy.

Przybywszy na trakt odebrałem rozkaz od szefa sztabu (który podobno na pobojowisku nie był) jenerała Sierawskiego, abym z dwoma szwadronami udał się na Opole do Kaźmierza, a to kłusem, aby przysposobić statki do przeprawy. Dla uskutecznienia tego rozkazu ruszyłem z pierwszym i drugim szwadronem kaliskim, lecz widząc iż konie zmęczone, wybrałem dwa plutony, które posłałem z por. Krysztoporskim jak najspieszniej do Kaźmierza z rozkazem aby si§ przeprawił przez rzekę i spędził ludzi do statków, które się tam miały zbierać.

Ponad Opolem spotkałem szósty szwadron kaliskiego pułku, któren dopiero por. Byszewski prowadził do korpusu z za Wisły. Ku Kaźmierzowi, łubom od nikogo nie miał zwróconej na to uwagi, z największą niespokojnością pilnowałem się od prawej strony, w przekonaniu, iż nieprzyjaciel tamtędy nas uprzedzi i odetnie od Kaźmierza, mając daleko bliższą drogę z pobojowiska do Kaźmierza niż my na Opole. Lecz moja obawa była zbyteczną i nikogo nie spotkałem prócz niektórych oddziałów ze szwadronu Smolińskiego z pułku Łagowskiego, które najprzód poszły z pobojowiska.

Równo z zachodem słońca przybyłem do Kaźmierza. Tam zastałem jenerała Szembelca, który nie był czynny od czasu, jak się poróżnił z jenerałem Skrzyneckim. Jako znajomemu opowiadałem szczegóły bitwy i pamiętam iż to mi powiedział: „macie mocną pozycyą w Kaźmierzu; to są drugie Termopile!" Na to żartem odpowiedziałem: „„iż nie wiem czy Sierawski „„będzie chciał być drugim Leonidasem."" Że zaś zastałem w Kaźmierzu szwadrony Madalińskiego i Wielochorskiego, które przybyły wcześniej i już były odpoczęły koniom, przeto na moją odpowiedzialność zdecydowałem pierwszego, aby się udał dla rozpoznania drogi ku Puławom, a drugiego w górę Wisłygku Wilkowu.

Że szwadrony Smolińskiego, Madalińskiego i Wielchorskiego z pułku Łagowskiego samowolnie poszły z pobojowiska naprzód, przekonywa mnie ta okoliczność, że nie wiedzieli co robić w Kaźmierzu, dopóki im nie dałem powyższych rozkazów. Co się zaś tyczy szwadronów majora Wimarskiego i Czarneckiego, to te zebrałem razem z moją komendą i zostały na trakcie pod Wronowem przy korpusie. Szwadron zaś majora Karczewskiego wcale nie był w bitwie.

Na samą noc przybył cały korpus do Kaźmierza. Jazda stanęła nad Wisłą, gdzie były znaczne magazyny rosyjskie owsa; piechota obsadziła wąwozy skaliste, któremi tylko można było przystąpić do Kaźmierza. Szwadron zaś szósty pułku kaliskiego formował grandgardę ku wsi Karczmiskom. Moje oddziały rozesłane spędziły ludzi i statki, czem szczególniej gorliwie się zajął por. Krysztoporski. Około 10tej godziny tyle było zebranych statków, że cały korpus mógł być przeprawiony.

Po zrobionym w tym względzie rapporcie nastąpiła rada wojenna u jenerała Sierawskiego. Nie byłem na nićrj, lecz wiem, iż większa część zebranych radziła, aby się natychmiast przeprawiać za Wisłę, gdyż większa część naszej piechoty była w kosy uzbrojoną, a strzelcy mieli flinty po większej części bardzo niedokładne. Z takiem uzbrojeniem było tylko dzieciństwem chcieć Leonidasa naśladować! Rada rozeszła się na niczem.

18 Kwietnia. Bardzo wiele zebrało się bagaży nad brzeg Wisły, lecz wyraźny miałem rozkaz, aby nic nie dozwalać przeprawiać, chociaż statki do tego przygotowane były. Oddziały nawet, które wysłałem w wigilią za Wisłę, wróciły się do Kaźmierza.

Jenerał Sierawski czy nie widział swego położenia, czy też nie chciał się z niern wydać przed nami, przybywszy nad Wisłę wystawiał nam korzyści z wyprawy na Wołyń i Ukrainę, jako potrafimy tam odmienić zniszczone nasze konie. Nakoniec powstał z zapałem dodając iż byłby zbił i zniszczył korpus Kreutza pod Wronowem, gdyby oddział prowadzony od majora Jaskólskiego był szarżował na baterye nieprzyjacielskie. Jaki taki z nas obeznany z wojskowością wzdrygnął ramionami na taką gadaninę i odszedł. Właśnie też dano znać od przedniej straży, iż nieprzyjaciel zbliża się. Wysłano zatem jeden szwadron z kaliskiego pułku pod komendą por. Czaplewskiego w górę Wisły do Wilkowa z poleceniem, aby tam oczekiwał rozkazów, drugi zaś szwadron z tego samego pułku ku Karczmiskom pod komendą kapitana Rzewuskiego.

Jeszcze nas jenerał bawił rozmową o Ukrainie, gdy doniesiono, że szwadron posłany do Karczmisk został zepchnięty ze stratą kapitana Kramarkiewicza, który był wzięty w niewolą i że szwadron szósty od wczoraj stojący na grandgardzie attakowany od przemagającej siły. Szwadron ten pod dowództwem porucznika Byszewskiego dzielnie się opierał powtarzanym napadom nieprzyjaciela, i nakoniec zabrawszy jedenaście koni dragońskich cofnął się przez wąwozy do Kaźmierza.

W ten moment była może 2ga godzina z południa, gdy usłyszeliśmy nad nami w górach ze wszystkich stron ogień nadzwyczajnie żwawy. Wtedy dopiero dano rozkaz, aby bagaże i jazda nie mogąca być użytą, przeprawiała się. Każdy sobie wystawi, jaki nieład ztąd powstał, gdy rozkaz podobny wydano w chwili gdy szedł ogień najmocniejszy. Każdy się pchał do statków, obalano wozy, kaleczono ludzi, nakoniec z pałaszem w ręku trzeba było bronić, aby statków nie przeładowano.

Gdy odpłynęły pierwsze statki, uważałem że trzebaby najmniej dwie godziny czekać, zanim wrócą, trzeba bowiem było objechać piaszczystą kępę szeroko zaległą w pośrodku Wisły. Wsiadłem więc z drugą ambarkacyą i kazałem przybić statkom do kępy, a wysadziwszy ludzi na piasek zwróciłem nazad galary, sam zaś z jednym chłopem poszedłem wyszukać bród, którym możnaby się wydostać z kępy na lewy brzeg. Rzeczywiście znalazłem mieliznę z stratą jednego konia, i tą wyprowadziwszy wszystkich na brzeg, kazałem bród ten wytknąć wiechami. Mała ta okoliczność wielce przyśpieszyła przeprawę.

Wtenczas już zaczęły padać na Wisłę granaty nieprzyjacielskie rzucane z gór, a rozlegający się ogień plutonowy pomiędzy skałami wzmagał nieład, który przeprawę przeistoczył w małą Berezynę.

Opór bohaterski dawany przez walecznego podpułkownika Małachowskiego był daremny; życiem go przypłacił uderzając na nieprzyjaciela z kosą w ręku. Zewsząd przemagające siły wdzierały się do Kaźmierza. Major Krzesimowski obsadziwszy stary rozwalony zamek z gorliwością, której dał tyle dowodów, z największem męztwem walczył długo, aż nareszcie brakło mu ładunków i wzięty. Różne oddziały 10go i 1Igo pułku liniowego, niemając wszystkie broni palnej z gór cofać się musiały, i jak który mógł dostać się do Wisły, przeprawiał się na statkach. Jeden tylko major Malczewski znany z dzielności, postawiony z batalionem około karczmy ku Podgórzowi, zewsząd attakowany nawet z strony miasta, niedał się wyrugować i dopiero po północy przeprawił się przez Wisłę.

Nieprzyjaciel już wszedł do Kaźmierza, gdy jenerał Sierawski z małym oddziałem cofnął się na brzeg Wisły. Zastał już statki zajęte przez szwadron majora Madalińskiego, nie mogąc więc na nie zabrać swych koni, wyskoczył z galaru i udał się z oddziałem ułanów i porucznikiem litwińskim ku Puławom, gdzie nie będąc ścigany, przeprawił się na drugi dzień.

Szwadron majora Wielchorskiego naparty od strony miasta zamiast udać się na drogę gdzie stał batalion Malczew

skiego, rzucił się w pław w rzekę, gdzie, co tylko nie utonęło, wpadło w ręce nieprzyjaciela wraz z komendantem.

Szczęściem, armaty uratował waleczny kapitan Byszewski z szóstym szwadronem jazdy kaliskiej, który nietylko zdemontowane działo i jaszczyk od którego konie ubito, swemi własnemi uprowadził, lecz i wszystkich rannych oficerów przewiózł. Furgony jednak i prawie wszystkie bagaże zbite nad brzegiem Wisły, pozostały nieprzyjacielowi,

Porucznik Czapiewski wysłany, jak mówiliśmy wyżej, z 50ciu końmi jazdy kaliskiej do Witkowa i Polanówki, został odcięty a po nadaremnych usiłowaniach nie mogąc się dostać na powrót, udał się w górę nad Wisłą. Oficer ten tylokrotnie odznaczający się przytomnością uratował nietylko swój oddział miany za stracony, lecz także 150 piechoty bez broni, którą zebrał i przeprawiwszy z swoim oddziałem pod Solcem na trzeci dzień, złączył się z pułkiem. Żadnego więc oddziału z pułku jazdy kaliskiej nie brakowało.

Tak się skończyła smutna katastrofa w Kaźmierzu. Jeżeli nie cały korpus był zniszczony, to przynajmniej tak zdezorganizowany i zdemoralizowany, iż nie prędko mógł być użyty.

Nieprzyjaciel nie korzystał z swych sił; na nasze szczęście miękko działał i żadnej korzyści nie odniósł, a dużo amunicyi na wiatr wystrzelał. Prócz tego, nieprzyjaciel nie korzystał z bliższej drogi do Kaźmierza, aby nas odciąć i wepchnąć do Wisły.

Gdy nieprzyjaciel pozwolił nam dostać się spokojnie do Kaźmierza 17go w wieczór, czemuż jenerał Sierawski nie korzystał z całej nocy i półowy dnia następnego, gdy nas nie attakowano, aby przeprawić cały korpus na galarach. Można było wszystko przeprawić spokojnie, nawet wielką część magazynu zebranego, który zostawiliśmy w Kaźmierzu. Lecz jenerał Sierawski, którego zapał mniej był osłabiony wiekiem, niż jego inne zdolności, myślał nietylko oprzeć się korpusowi Kreutza, lecz nawet zniszczyć go! Straciwszy zaś tak nędznie korpus pod Kaźmierzem a chcąc pokryć swą nieudolność, posunął słabość swoją do tego stopnia, że zwalił całą winę na owe kilkadziesiąt koni jazdy kaliskiej, które pod Wronowem nie wzięły bateryi rosyjskich, i śmiał utrzymywać iż niewątpliwie byłby zniszczył korpus Kreutza!?!

W tem więc mniemaniu, godnym politowania, zrobił rapport do naczelnego wodza! Było to powodem umieszczenia w rozkazie dziennym „iż jazda kaliska nie zrobiła swej powinności w bitwie wronowskiej." Co więcej podał on w rapporcie więcej straty w bitwie Wronowskiej, niż miał, aby zmniejszyć tę, którą poniósł pod Kaźmierzem! *)

19 Kwietnia. Szczątki korpusu zebrały się pod Wojczynem i Janowcem. Przez kilka dni schodziły się oddziały, jak w różnych miejscach mogły się przeprawić przez Wisłę. Wiele pojedyńczych żołnierzy, szczególniej od piechoty, rozpierzchło się w okolicę.

Szwadron zaś Madalińskiego z krakusów ks. Poniatowskiego, przyłączony do pułku sandomirskiego pułk. Łagowskiego, bez rozkazu oddalił się aż pod Piotrków. Tam zatrzymany, dopiero w kilka tygodni był zwrócony do korpusu. Madaliński miał być oddany pod sąd wojenny, lecz jak zwykle u nas bywa, w zapomnienie puszczono podobny przykład niesubordynacyi umyślnie, gdyż ta rzecz byłaby wyjaśniła postępowanie i błędy korpusów i brygady komendantów.

Partya w stolicy przeciwna kaliszanom złośliwie użyła sposobność aby szerzyć mniemanie w publiczności, jakoby ten szwadron był z kaliskiego pułku, a przez to jątrzyć opinią publiczną, która powstała przeciw pułkowi w skutek mylnego rapportu do naczelnego wodza.

*) W bitwie Wronowskiej zaledwie 150 ludzi straciliśmy.

Utwierdza mnie zaś w mniemaniu, iż szwadron Madalińskiego był podany za należący do 2go pułku kaliskiego w rapporcie uczynionym do naczelnego wodza, rozmowa moja, którą miałem w Lipcu z jenerałem Łubieńskim, reklamując sprostowanie mylnego rapportu. *)

Najwinniejszym w tym względzie był pułkownik Łagow-' ski, który będąc komendantem brygady i zarazem dowódzcą pułku sandomirskiego, aby pułk ten wynieść w opinii, usuwał wszystko, coby mu szkodzić mogło, i winę zwalał na drugi pułk. Łagowski niezaprzeczenie dobry Polak, jako taki był prześladowany i cierpiał wiele więziony w Petersburgu, jako wojskowy dał się poznać odwagą. Lecz powodowany miłością własną, w wyprawie puławskiej, nie będąc komendantem, całą sobie umiał przypisać chlubę, a w teraźniejszćm zdarzeniu swój pułk ochraniając, dozwolił zwalić całą hańbę, na którą sobie zasłużył komendant szwadronu do pułku jego przyłączonego, na pułk drugi do brygady przyłączony. Ile znam pułkownika Łagowskiego, tyle przekonany jestem, iż w pamiętnikach swoich, niezawodnie będzie chciał jako przyjaciel prawdy wyjaśnić i wystawić rzecz jak była, aby zagoić ranę zadaną tym, którzy umieli czuć, lecz cierpieli bez sarkania, bo nie własne dobro, lecz ogólne mieli na celu. Ogólne powstały szemrania, bo każdy, prosty nawet żołnierz nie mógł mieć zaufania do jenerała, który przez nieudolność tylu strat był przyczyną.

Odwołano jenerała Sierawskiego, lecz zamiast go oddać pod sąd wojenny, dano mu inną komendę, bo sądzono, że dosyć mieć dobre chęci, a zdolności niepotrzebne. Takich jenerałów bez liczby mnożył wódz naczelny. Zdaje się nawet iż jenerał Skrzynecki miał tę słabość, iż nie chciał mieć jenerałów ze zdolnościami, aby go nie zaćmili. Każdy bezczelny fanfaron i naprzód się pchający został awansowany, a mający zdolności, lecz przez skromność nie chcący się sam passować, został zapomniany!

*) Porównaj pod datą: 1siego Lipca.

Na dowódzcę korpusu przysłany Dziekoiiski, jenerał z saskiego placu, bojaźliwy i nie posiadający zaufania publicznego. Dowódzcami brygad pozostali: piechoty pułkownik Młokosiewicz, który nabywszy pewnego taktu przy kartach, decyzyą swoją imponował wielu, kawaleryi pułk. Łagowski. W taki sposób reformujący się korpus nie wiele obiecywał. Całe też jego działania ograniczało się na strzeżeniu lewego brzegu Wisły od Kozienic do Zawichostu przeciw nieprzyjacielowi, który nigdy nie zamyślał przejść w tych miejscach Wisłę.

Główna kwatera dowódzcy korpusu była w Oblasach pod Janowcem, a potem w Wysokiem Kole. Tam bawił, nie będący w czynnej służbie jenerał Szembek, i ten jeden zdecydował jenerała Dziekońskiego czasem do śmielszego kroku. Jazda kaliska stanęła w Solcu i utrzymywała posterunki aż do Zawichostu wraz z strzelcami majora Dembowskiego, który formował nowy batalion z pozostałych ludzi batalionów Małachowskiego i Krzesimowskiego.

Widząc z publicznych pism, ile opinia publiczna była uprzedzoną przeciwko kaliskiemu pułkowi i ile opinią tę starano się rozdrażniać opierając się na niebacznie wyrzeczonych wyrazach naczelnego wodza, podałem z korpusem oficerów przedstawienie do tegoż żądając sądu na ukaranie winnych, a uwolnienie od zarzutu tych, którzy nań nie zasłużyli. Wysłałem w tym względzie dwie do jenerała Prądzyńskiego, natenczas szefa kwatermistrzostwa przy n. wodzu, sztafety, lecz czy te były przejęte, dowiedzieć się nie mogłem i żadnej odpowiedzi nie odebrałem. Nie mogłem znieść tej plamy rzuconej na cały pułk tak niesprawiedliwie. Chciałem się więc udać osobiście do głównej kwatery, lecz właśnie gdym miał wyjeżdżać przybył jenerał Szembek do Solca, który przywoławszy mnie, oświadczył iż niezawodnie ma się nieprzyjaciel przeprawiać pod Rochowem, lub w bliskości i że mam wziąść oddział jazdy i udać się niezwłocznie w tę okolicę, aby wesprzeć zagrożony posterunek.

8 Maja. Wyruszyłem więc z Solca z piątym szwadronem kapitana Gutkowskiego i szóstym por. Byszewskiego, a do tego miałem trzy szwadrony rozstawione ponad brzegiem Wisły i wolnych strzelców.

Po nagłym marszu stanąłem w nocy w Eęgu naprzeciwko Rochowa, a nie znalazłszy podobieństwa nawet do żadnego ruchu nieprzyjacielskiego z drugiej strony Wisły, zrewidowałem wszystkie posterunki aż do Zawichosta. Jako środkowy punkt obrałem sobie Słupią, gdzie stanąłem z główną moją komendą.

Wszystko to dało mi sposobność dostrzedz, iż w sztabie korpusu, tak jak za poprzedniego dowódzcy nie postawiono się w możności dowiedzenia się o ruchach nieprzyjacielskich i nie działano, jak wymagało położenie, w którem się znajdowalim.

Mając oddzielną komendę umyśliłem oddzielnie działać i pokazać sztabowi że komendantowi bacznemu nie powinno ujść najmniejsze poruszenie nieprzyjaciela, choćby było najdalsze. Przyjmując moją missyą, położyłem za pierwszy warunek, aby nie mieć żadnego stósunku z pułkownikiem Lanckorońskim, który mając komendę nad posterunkami nad Wisłą, przez swoją niewiadomość, turbował je tylko. Żądałem, abym nie od brygadyera, lecz wprost od sztabu korpusu od

bierał rozkazy i abym moje rapporta wprost do korpusu przesyłał. W sztabie liczyłem na przytomność jenerała Szembeka, który do energiczniejszego działania zdecydować go mógł.

Ze wszystkich moich posterunków i emissaryuszów, którzy na kilkanaście mil z za Wisły donosić mi musieli o wszystkiem, co się dzieje, ustanowiłem ciągłą korrespondencyą. W ten sposób niezabawem byłem w stanie wiedzieć co się. działo za Wisłą nietylko naprzeciwko moich posterunków, lecz nawet naprzeciwko lewego naszego skrzydła, gdzie była główna kwatera naszego korpusu.

Smutna nas doszła wiadomość, że jenerał Dwernicki po świetnie odniesionych korzyściach został odcięty od przemagającej siły i wkroczył do Galicyi. N. wódz, chcąc mu posłać pomoc, lecz za późno, wyprawił jenerała Chrzanowskiego. Ten przeszedłszy pod Kockiem Wieprz został odcięty od głównej armii i nie mógł dać wiadomości o swoich poruszeniach. Niespokojny wódz naczelny zlecił wtedy jenerałowi Dziekońskiemu, aby stojąc naprzeciwko Lubelskiego, dokąd się udał Chrzanowski, powziął o nim wiadomość.

Lecz nieszczęściem nie wiedziano jak uskutecznić ten rozkaz. Jenerał Dziekoński nie śmiał wysełać za Wisłę patroli, chociaż go o to prosiłem. Wtedy z szczególniejszem poświęceniem ofiarował się p. porucznik Krysztoporski z pułku jazdy kaliskiej pójść przebrany w lubelskie, (gdzie doszedł aż do Lublina i wrócił). Powrót jednak nie mógł tak prędko nastąpić, a ja nie ustawałem w żądaniu. *)

13 Maja. W skutek nadeszłego pozwolenia wysłałem por. Burdzeńskiego z plutonem za Wisłę z instrukcyą, aby się udał lasami ku Lublinowi, tak daleko aż nie poweźmie pewnej wiadomości o jenerale Chrzanowskim. Burdzeński, nie spotkawszy nigdzie nieprzyjaciela, wrócił z Radolina (o trzy mile od Lublina), i potwierdził doniesioną mi przez emissaryuszów wiadomość, którą komunikowałem sztabowi, iż jenerał Chrzanowski po stoczonej bitwie pod Firlejem i Lubartowem przeprawił się przez Wieprz i po za tą rzeką udał się do Zamościa. Późniejsi emissaryusze donieśli, iż jenerałowi Chrzanowskiemu zastąpił nieprzyjaciel pod starym Zamościem, lecz Chrzanowski przebił się przez nieprzyjaciela, zabrał mu 800 niewolników i wszedł do fortecy. Zawiadomiłem o tern sztab. Przez związki które sobie zrobiłem z obywatelami w lubelskiem, wiedziałem dokładnie, iż tylko małe oddziały nieprzyjacielskie kręcą się z tej tu strony Lublina i nawet wiedziałem prawie każdego dnia, gdzie się który obracał.

*) Przyp. Wyd. Załączamy tu dwa listy jenerała Szembeka do podpułkownika Sczanieckiego.

Szanowny kollego. Podług woli jenerała Dziekońskiego masz pułkownik stać z główną swą siłą w okolicy Dorotki, mieć tylko pluton w Maruszewie zkąd masz się oświecać od Zawichosta przez posełki konne wzięte z miasta, gdyż w Maruszewie byłbyś pułkownik nadto oddalony od głównych rezerw.

Ponieważ nieprzyjaciel około Kaźmierza i Puław naprzeciwko głównej kwatery naszego korpusu większe oddziały pokazywał nad Wisłą, przeto w sztabie utrzymywało się ciągłe mniemanie, że nieprzyjaciel myśli się przeprawić przez Wisłę. W wszystkich moich rapportach zbijałem to mniemanie dowodząc że nieprzyjaciel nigdzie w bliskości Wisły wielkich sił nie ma. Mimo tego sztab był w ciągłej obawie, a małe oddziały kozackie niepokoiły całe Lubelskie, posuwając się aż do granicy galicyjskiej i nie dopuszczały komunikacyi z Zamościem. Przesyłane do tej twierdzy korrespondencye musiały iść przez Galicyą i dochodziły z trudnością.

Jestem z prawdziwym szacunkiem

najżyczliwszym sługą Oblasy d. 9. Maja 1831. Hrabia Szembek.

Do Wielmożnego podpułkownika Sczanieckiego. Jenerał Dziekoński poleca Wmu podpułkownikom, abyś dołożył wszelkiego usiłowania żeby zasięgnąć jak najpewniejsze wiadomości o wypadkach zaszłych w okolicy Lubartowa między korpusem jenerała Chrzanowskiego a Rosyanami. Nadto wszelkie wiadomości jakie z Lublina będziesz Wny podpułkownik mógł zasięgnąć. Także poleca żebyś się oświecał o ile możności po za Wisłą bez narażenia jednak swoich patrolów.

Oblasy d. l2go Maja o godzinie 7mej z rana. Prawdziwy sługa

Hrabia Szembek.

Moje wiadomości tak były pewne, iż mogłem obstawać przy mojem mniemaniu.

Żądałem, aby mi pozwolono zrobić rekonesans na prawy brzeg Wisły zaręczając, iż przywrócę komunikacyą z Zamościem. Długo o to trwała korrespondencya. Nareszcie jenenerał Szembek zdecydował jenerała Dziekońskiego, iż pozwolił na moje żądanie.

W tych czasach doszły nas wiadomości o działaniach głównej naszej armii. Stała ona długi czas po odniesionych zwycięztwach pod Wawrem, Dębem Wielkim i Iganiami, które to zwycięztwa nie przyniosły tych korzyści, które mogły przynieść, gdyby jenerał Skrzynecki był decydowniej działał i naprzód poszedł.

Nieprzyjaciel zdawał się tylko stawiać obronnie około Siedlec, nasza zaś armia tak samo około Kałuszyna i Mińska. Każda strona zdawała się chcieć drugą wciągnąć w przygotowane pozycye.

Około Łomży zbierały się gwardye rosyjskie. Jenerał Skrzynecki zostawił w pozycyi armii głównej jenerała Umińskiego, aby uważał na Dybicza stojącego w Siedlcach. Sam zaś z armią przeniósł się raptownie za Bug do Tykocina, mając zamiar uderzyć na odosobnione gwardye. Lecz, zamiast zaraz to uczynić, wstrzymał się i stracił czas, który nigdy jenerał bezkarnie nie traci. Przez to Dybicz miał czas pospieszenia gwardyom w pomoc. I tak najpiękniejszy pomysł naszego strategika Prądzyńskiego zamiast na naszą korzyść, wypadł na naszą stratę.

Ogromne to pociągło za sobą skutki. Gwardye oddzielnie byłyby zniesione i nie byłaby się stoczyła bitwa pod Ostrołęką z siłami połączonemi nieprzyjaciela.

Przez to poruszenie jenerała Dybicza, jenerał Łubieński został z korpusem odcięty i winien tylko dzielności wojska, iż się bez straty przerznął.

Nasza armia udała się na Łomżą do Ostrołęki, gdzie 26go Maja po przejściu Narwi dosięgnięta od całej armii rosyjskiej. Nasi niepowinni tu byli staczać bitwy, i to wszyscy odradzali, lecz naczelny wódz nie wiedzieć z jakiego powodu zdecydował się do bitwy.

Chlubną jest dla nas ta bitwa. Tu szczególniej poznał wróg męztwo naszego wojska. Lecz też bez żadnego celu wystawiono ludzi na zgubę, której można było uniknąć. Tu zginął waleczny jenerał Kicki, który wiele obiecywał, pułkownik Gajewski, gorliwy żołnierz i dobry Polak, szlachetnie myślący obywatel z rzadką bezinteresownością poświęcający się, rzadki przyjaciel. Drugiego z moich przyjaciół straciłem tam Alojzego Milewskiego, który na armacie dał się rozsiekać.

Nieprzyjaciel mimo swych sił przemagających, doznawszy tak dzielnego oporu, nie śmiał 'niepokoić naszej armii, która udała się pod Warszawę, lecz skoncentrowany trzymał się bardziej w województwie płockiem.

W czasie zdarzeń około Ostrołęki dywizya jenerała Giełguda zostawiona w Łomży i odcięta od głównej armii, udała się na Litwę, gdzie się formowały poprzednio powstania cząstkowe, które w kraju leśnym i błotnistym tamowały komunikacye między korpusami nieprzyjacielskiemi posiadającymi tylko główniejsze punkta.

Nikczemność i zupełna niezdatność Giełguda nic odpowiadały ważnej missyi jemu losem przypadłej. Posłano tam poprzednio jenerała Chłapowskiego, który może więcej posiadał zdolności, lecz nie dosyć abnegacyi, aby jako naczelnik coś stanowczego zrobić.

Na Żmudź wysłani: Koss, Szymanowski, Dębiński, Matuszewicz i Zaliwski byliby więcej zdziałali, gdyby wszystkie siły Giełguda i Chłapowskiego były użyte w sposób partyzancki ; rozsypując się po całej Litwie, byłyby wielką dywersyą zrobiły na korzyść naszą. Królestwo polskie nie mając gór, nie tyle lasów i błot, mało ma stósownych okolic do tego rodzaju wojny, lecz nie masz drugiego kraju, jak Litwa do wojny partyzanckiej i tam ją wiecznie prowadzić można.

Zawsze życzyłem sobie dostać się na Litwę, i tego żądałem lecz nadaremno.

Giełgud mógł na placu saskim nauczyć się musztry, lecz nigdy prowadzenia wojny, o której nie miał wyobrażenia. Chłapowski również nie był z nią obeznany. Cóż więc z takimi jenerałami chciał zrobić n. wódz na Litwie?

Giełgud i Chłapowski połączywszy się mogli potrosze wzmacniać swój korpus, lecz pierwszy i stanowczy błąd zrobił Chłapowski wkraczając do Litwy, iż rozesłał rozkazy do wszystkich powstańców w całej Litwie, aby się złączyli z głównym korpusem. Tam albowiem, gdzie się znajdowali, byli użytecznymi niepokojąc nieprzyjaciela, tamując mu związki i dowozy, a szczególniej nie pozwalając mu się skoncentrować, bo wszędzie zdawał się być zagrożonym. Ten zaś sam powstaniec bez bagneta i nie wyćwiczony, bruździł więcej, niż był użyteczny w korpusie.

- Wielu byłoby się w naszej armii znalazło osób zdolnych do prowadzenia tego rodzaju wojny, chociaż mniej umiejących

rozprawiać decydownie o każdej rzeczy. Jenerał Skrzynecki najnieszczęśliwszym był w wyborze ludzi i jego tuzinkowi jenerałowie błąd po błędzie robili. A przeciec nikogo nie ukarano, jak powinno było być. Jenerałowi Umińskiemu nie dla tego odebrano dowództwo, iż nie dostrzegł i nie doniósł o poruszeniu Dybicza z pod Siedlec, lecz dopiero wtenczas, gdy sądzono, iż należy do wiecznych intryg Krukowieckiego, aby ten osięgnął naczelne dowództwo. Z tego też powodu odebrano Krukowieckiemu gubernatorstwo Warszawy. Jako gubernator działał Krukowiecki bardzo energicznie i wiele się przyłożył do ufortyfikowania Warszawy. Odejmując mu tę godność, trzeba go było zaraz rozstrzelać, gdy był winny. Zawziętego charakteru, poprzysiągł on wtedy zemstę, której skutki później doznano. W rewolucyi nie chciano po rewolucyjnemu działać, a więc do celu nie mogli ją doprowadzić kierujący nią.

26 Maja. Był poprzedni rozkaz, aby zniszczyć wszystkie statki na Wiśle, lub je odesłać pod Solec. Chcąc utrzymać związek z prawym brzegiem Wisły, zatrzymałem pod Słupią jeden pram, na którym przeprawiałem patrole, różnych obywateli z lubelskiego i moich emissaryuszów, Że zaś była to jedyna przeprawa dotąd utrzymana, przeto droga ta stała się bardzo uczęszczaną, gdyż tamtędy z lubelskiego przysłano wszystkie produkta, które obywatele chcieli usunąć przed nieprzyjacielem na lewy brzeg Wisły, gdzie w znajdujących się w Słupi wielkich spichlerzach składano je i ztamtąd sprzedawano. To wszystko odpowiadało moim widokom, gdyż przy tej sposobności mogłem mieć dokładne z za Wisły o wszystkiem wiadomości. Na denuncyacyą pana Lanckorońskiego dostałem surowy rozkaz zniszczenia natychmiast tego promu i musiałem go zatopić.

Gdym odebrał rozkaz od jenerała Dziekońskiego *) iż mogę się udać za Wisłę byłem bez promu. Mogłem go wprawdzie wydobyć, lecz do tego potrzeba było długiego czasu, a obawiałem się odwołania rozkazu, co u takich. niedecydownych dowódzców zawsze się można było spodziewać. Zebrałem więc rybaków, wiadomych dobrze wody i z nimi

Jenerał brygady Dziekoński.

Dowódzca oddzielnego korpusu.

Do

Wielmożnego podpułkownika Sczanieckiego z 2go pułku jazdy kaliskiej.

W skutek rapportu Wgo podpułkownika z dnia wczorajszego upoważniam go do zrobienia wyprawy na prawy brzeg Wisły dla przejęcia choć jednego z nieprzyjacielskich kuryerów przebywających granicę naszą pod Lipą lub Potokiem. Za okazaniem niniejszego, komendanci posterunków

strzeleckich nad Wisłą dać mają panu podpułkownikowi potrzebną asse

kuracyą do przeprawy, którą przedsięweźmiesz:

W Wysokim Kole pod Gniewoszewem Jenerał brygady

dnia 25 Maja 1831. Dziekoński.

Własnoręcznie dopisano na oryginale:

Jest do uwagi, ażeby kuryer mógł być przytrzymany bez narażenia

życia.

Dziekoński.

Jenerał brygady etc. do tegoż:

W skutek przełożenia pana podpułkownika z dnia 28go Maja mnie uczynionego upoważniam go do dotarcia do Zamościa jeśli to tylko bez narażenia dokonanem być może.

Nr. 36. Jenerał brygady

W Wysokim Kole pod Gniewoszewem Dziekoński.

dnia 30go Maja 1831.

Wielce pomocnym był tu porucznik Kosmalewicz, jak to następny oryginalny list okazuje.

Do Wgo podpułkownika Sezanieekiego dowódzcy Dgo pułku 2go huła

nów kaliskich.

Komendant posterunku
Zawichost. Rapport.

na małem czołenku wytknąłem drogę gdzie najmielej mogło być. Tą więc bez straty czasu przeszedłem koń za koniem szczęśliwie wieczorem, z jednym szwadronem, nie utopiwszy żadnego człowieka. Zostawiając w Słupi kapitana Gutkowskiego dla strzeżenia tego punktu, kazałem za sobą powyjmować wiechy z wody, aby nieprzyjaciel przypadkowo nie przeprawił się po nich i nie napadł Słupi. Z szwadronem zaś bez zatrzymywania udałem się na całą noc na Sieciechów, minąłem miasteczko Rachów, aby żydy tameczne nie dały wiadomości o mnie, i udałem się do Borowa, gdzie równo ze świtem stanąłem. Tu oddział porucznika Kosmalewicza, gorliwego oficera z posterunku w Zawichoście na umówioną godzinę zszedł się ze mną. Dawszy zlecenie temu oficerowi, aby ciągle patrole wysełał przez Wisłę dla utrzymania komunikacyi z lasami Zabikowskiemi, udałem się w marsz do Lipy.

Mam honor odmeldować Wmu podpułkownikowi, że nie zaszło nic nowego. Depesze jakie były o których rapportowałem przeprawiliśmy i tak szczęśliwie że już zaszły do Zamościa. Ja sam exkortowałem z oddziałem oraz aptekę wraz przy której sztabslekarz był. Dostaliśmy wiadomość pocztą że już jest w miejscu. Dziś także robię patrole za Wisłą w celu, przywiezienia z tamtąd słomy na której w Zawichoście zbywa, a ta słoma jest to owsianka tylko na pół ledwo wymłócona przez Moskali, zatem paszą dobrą jest a reszta co konie nie wybiorą na sieczkę. Dowiedziałem się o zbożu na tamtej stronie, jeżeli tak wprawdzie jest, będę się starał sprowadzić.

Co zaś do przeprawy przez Wisłę to można w jednem miejscu przejechać lecz po tamtej stronie koń spłynąć kroków może trzydzieści lub mniej. Dzisiaj dla wywiedzenia się łatwiejszej przeprawy posyłam rybaka, aby znalazł podobne miejsce o czem odrapportuje Wmu podpułkownikowi. Furaż odebrałem oraz żywność. Pistolety jak tylko będą gotowe odeślę, gdyż tu majster jest słaby, lecz go dziś koniecznie przymusiłem do roboty, mają być gotowe przed wieczorem. Wyznaję się być

wiernym podkomendnym
d. 25 5 1831. Kosmaleuiicz.

pp.

31 Maja. Wieś Lipa była ważnem stanowiskiem, leżąc nad samą granicą Galicyi wśród lasów, które z małą przerwą od Zawichostu do Borowa ciągną się na kilkanaście mil do Biłgoraju, Zwierzeńca aż pod Zamość. Tu było główne siedlisko leśniczych całej tej wielkiej puszczy, jak i strażników granicznych, z których urządziłem stójki dla komunikowania się z Wisłą i przesyłanie rapportów na lewy brzeg, a z drugiej strony dla komunikacyi z Zamościem. Zaraz też posłałem rapport do jenerała Chrzanowskiego, zawiadomiając go, iż zajmę posterunek około Janowca jako pośredniego miejsca pomiędzy Zamościem a Zawichostem, a zasłaniającym tę komunikacyą.

W tem wszystkiem doznałem wiele ułatwienia od leśnych i mieszkańców tej okolicy niezmiernie uradowanych, iż przybyłem do nich. Granica sucha austryacka idąca wśród lasów i nie mogąca być tak dokładnie pilnowaną, podawała mi sposobność łatwego dostania tego, co potrzebowałem od Galicyanów, gorliwie nam dopomagających.

Niezmierna ilość żołnierzy i oficerów z korpusu Dwernickiego dowiedziawszy się o tu znajdującem się wojsku polskiem, przebyła znów granicę. Po kilka set codziennie przybywało do Lipy, a ztąd do Zawichosta, dokąd droga już była zabezpieczona przez moje patrole, dochodzące do Zaklikowa. Starałem się obeznać ze wszystkiemi drogami, a szczególniej z tą, która idzie nad samą granicą do Biłgoraju, którędy ustanowiłem stójki, a później pocztą codzienną aż do Zamościa.

Z Lipy udałem się na Świdry lasami do Janowa, gdzie przysłał jenerał Chrzanowski z Zamościa batalion strzelców pod komendą porucznika Giedroyca, owego później tak wsławionego partyzanta bez nosa.

Aby nie wydać moich sił stanąłem obozem pod Jano

wem *) po nad lasem. Pierwsze chwile poświęciłem, aby się postawić w stanie mienia zewsząd na kilka mil wiadomości. Ponieważ małych sił moich nie mogłem drobnic na patrole, porozsyłałem emissaryuszów i urządziłem stałą korrespondencyą z Kraśnikami, Urzędowem, Bychową i Wysockiem.

Około kraśnego stawu stał Miłoradowicz z dwoma pułkami jazdy nieprzyjacielskiej. Że zaś w tej stronie kraj jest wzgórzysty i wąwozami poprzerzynany, gdzie kawalerya nie może działać, przeto udał się tam do Turobina porucznik Giedroyć z strzelcami i jednym plutonem jazdy.

Miałem codziennie wiadomość z Lublina i z całego kraju pod Wieprz. O wszystkiem więc donosić mogłem sztabowi korpusu przez urządzoną komunikacyą przez Zawichost a z drugiej strony z Zamościem z jenerałem Chrzanowskim. Tak więc dopięty został cel mojej missyi. Korpus miał przywróconą komunikacyą z twierdzą, dokąd różne transporta bezpiecznie przesłane być mogły. Mój jeden podjazd posłany do Goraju

*) Z rozkazu JWgo jenerała brygady Dziekońikiego dowódzcy oddzielnego korpusu.

Mam honor zawiadomić podpułkownika, iż jest wolą JW. jenerała, żeby się podpułkownik dalej nie posuwał z oddziałem, tylko patrole posełał ku Zamościowi, w celu powzięcia wiadomości o jenerale Chrzanowskim. Raczysz pan podpułkownik pewnego człowieka nająć, ktory dojdzie do Zamościa, i na znak odda kartkę własnoręczną jenerała, w celu wzięcia napowrót jakiej expedycyi do jenerała Dziekońskiego. Komisya rządowa wojny życzy sobie wiedzieć o sile oddziału porucznika Giedroycia i raczysz przeto pan pułkownik dowiedzieć się i przesłać do sztabu rapport o tym oddziale.

Koszta wyłożone na posłańców zechce pan podpułkownik przesłać do sztabu, zkąd bez zwłoki zwrócone będą.

K. Horoch.

8lgo Maja 1831 w Kole. Kap. ja. sand.

Do

Wgo podpułkownika Sozanieckiego etc. przez Zawichost w Janowie.

wypłoszył ztamtąd nieprzyjaciela, a tak cała droga od Zamościa na Frampól zapewnioną została od wszelkiego napadu. 1 Czerwca. Na południe opóźniony dostałem rozkaz od jenerała Chrzanowskiego, *) aby tego dnia stanąć w Biłgoraju dla protegowania oddziału jeńców, których odseła z Zamościa. Nie było podobieństwem ściągnąć tak nagle porucznika Gedroycia z Turobina do Biłgoraju. Nie udałem się prostą drogą z Janowa do Biłgoraju, lecz poszedłem na Frampol, zkąd posłałem rozkaz por. Gedroyciowi aby się ze mną ' »

*) Do Wielmożnego podpułkownika Sczanieckiego. Zechce Wny podpułkownik dać pluton jazdy swojej do eskorty jeńców wspólnie z oddziałem piechoty porucznika Gedroycia. Oddziały te mają być zebrane na drodze z Biłgoraju do Lipy, dokąd dostawieni będą przez kompanią piechoty, która nazad wróci, oddziały zaś wspomniane odprowadzą jeńców do Zawichostu i powrócą do dawnych obowiązków. Zamość dnia Igo Czerwca 1831. Szef sztabu głównego

Jenerał brygady

Chrzanowski.

Upraszam Wgo podpułkownika aby komenderowany przez JWgo jenerała oddział dnia 2go Czerwca na noc w Momutach stanął. Dnia 3go Czerwca nad ranem sam z oddziałem niewolników tam stanę.

Adjutant JWgo jenerała

Kapitan Zamojski.

W Turobinie dnia Igo Czerwca 1831. godz. 8. wieczór.
Do Wielmożnego podpułkownika Sczanieckiego i t. d.

Giedroyć por. w korpusie Inwalidów
Rapport.

Na rozkaz Wgo podpułkownika z daty dzisiajszej w odpowiedzi mam honor donieść Wmu podpułkownikowi że oddział jazdy znajdujący się w kolumnie mej dnia jutrzejszego oczekiwać będzie w Frampolu na przybycie Wgo podpułkownika. Co do mnie z pewnością nic powiedzieć nie mogę, bo działania moje nie zależą odemnie ale od okoliczności.

Giedroyć.
por.

złączył. Lecz ten jako doświadczony oficer zawiadomił mnie w marszu, iż jest zagrożony od licznego nieprzyjaciela, że będącemu w Turobinie jak w fortecy pomiędzy górami nad. rzeką Pór nie może nic zrobić nieprzyjaciel z jazdą, lecz że z ostrożnością musi się ztamtąd wychylić, aby nie wydać swych sił, przytem gdyby opuścił ten punkt, a nieprzyjaciel przez to posunął się, zagroziłby mojej flance. Dałem więc rozkaz, aby pozostał w miejscu, a jazdę odesłał do Frampola zkąd oznaczyłem jej etapy na Janów, Modliborzyce i Zaklików, w miarę jak miałem iść z oddziałem jeńców przez bory ponad granicą Galicyi, aby być jeżeli nie zasłoniony z boku, to przynajmniej wcześnie ostrzeżony o napadzie.

Przed wieczorem stanąłem w Biłgoraju, gdzie zastałem już przybyły transport 400 jeńców pod eskortą kompanii z 5go pułku liniowego kapitana Lutostańskiego i oddział krakusów Zamojskich.

2 Czerwca udałem się z Biłgoraju do Mamót ciągłemi lasami i tak wązkiemi drogami, iż obawiałem się, aby jeńcy nie uciekli, gdyż nie było podobieństwem ich otoczonych prowadzić. Zabrawszy żywność w Biłgoraju na kilka dni kazałem w kotłach od piwa gotować żywność podostatkiem. Jeńcy dobrze żywieni, zdawali się być kontenci, że są w niewoli, i żaden nie uszedł.

3 Czerwca kazałem przyjść od Janowa pół batalionowi strzelców, który niebył z por. Gedroyciem i tym wzmocniwszy moją straż otoczyć mogłem lepiej jeńców w tych ciągłych puszczach, któreśmy musieli przechodzić.

4 Czerwca. W Lipem złączył się ze mną mój oddział kawaleryi, który szedł na Zaklików i zaspokoił mnie iż nigdzie nie spotkał nieprzyjaciela. Przeto mogłem śmiało udać się na Borów pod Zawichost, gdzie obsadziwszy Janiszew, kazałem przeprawić przez Wisłę jeńców, których oddałem komendzie tam stojącej.

5 Czerwca wróciłem się z całą moją komendą na Zaklików, Modliborzyce do Janowa, gdzie zastałem wiadomość, iż por. Giedroyć wciągnąwszy za Turobinem pod Żabnem nieprzyjaciela w zasadzkę, prawie cały pułk kozacki zniósł. Szkoda tylko, iż jazdę musiałem był od niego cofnąć, boby był więcej jeńców nabrał.

7 Czerwca. Odesłałem do Zamościa kompanią z 5go pułku i oddział krakusów z transportem znacznym żywności zebranej w okolicy, strzelców oddałem por. Gedroyciowi, a sam z jazdą odebrawszy rozkaz od jenerała Dziekońskiego, abym wrócił na lewy brzeg Wisły, opuściłem Janów. *) Chcąc się przekonać, czy okolica ku Lublinowi jest wolną od nieprzyjaciela zaokrągliłem mój marsz w tę stronę. Udałem się przeto z Janowa na Godziszew, a potem bocznemi drogami zostawiając w prawo Turobin i Wysokie. Niedaleko Bychowy odebrałem wiadomość, iż 500 koni nieprzyjacielskich przybyło do Wysokiego, które miasteczko już za mną leżało. Niemając odpowiedniej siły rzuciłem się na bok w lewo. Tu spotkałem nadbiegających od Bychowy trzech żołnierzy z 5go pułku, prowadzących dwó eh kozaków z końmi. Byli oni przez kolumnę jenerała Chrzanowskiego odcięci pod Firlejem. Tułając się po borach niespodzianie napadli tych kozaków i zabrali ich pod By chową. Spodziewałem się spotkać który z oddziałów małych nieprzyjacielskich które zwykle się włóczyły do Kraśnika, lecz dowiedziawszy się, iż w Kraśniku nikogo nie ma, udałem się w lewo i następnego dnia stanąłem pod Zawichostem, gdzie przebyłem na statku Wisłę, a odebrawszy wiadomość, iż jenerał Ambroży Skarzyński jedzie, poróżniwszy się z Chrzanowskim, bez eskorty do Zamościa, posłałem jeden patrol naprzeciwko niego z obawy, aby nie napotkał patrolu jakiego kozackiego.

*) Jenerał brygady Dziekoński, dowódzca oddzielnego korpusu do Wgo podpułkownika Sczanieckiego i t. d.

Z rapportu dnia Igo Czerwca r. b. do mnie nadesłanego przekonywam się o trafności w rozporządzeniach i gorliwości Wgo podpułkownika i oddziału dowództwa jego.

Z resztą, ponieważ cel rekonesansu zrobionego t. j. rozpoznanie sił nieprzyjacielskich w tamtej okolicy jest osiągniętym, Wny podpułkownik ściągniesz cały swój oddział na lewy brzeg Wisły czuwając zawsze nad stosowną chwilą do przejęcia wiadomych kuryerów.

No. 376.

Wysokie Koło 3 Czerwca 1831 r. Jenerał brygady

Dziekoński.

10 Czerwca. Wróciłem z Zawichosta do Słupi, gdzie odebrałem rozkaz dzienny jenerała Dziekońskiego, *) nieszczędzący podchlebnych wyrazów dla mnie za moje postępowanie, i instrukcje tajemne, aby ponieważ nieprzyjaciel ma się niezabawem przeprawić przez Wisłę, jeżeli mieć będzie przeciagające siły, zebrać wszystkie oddziały i cofać się do Iłży.

*) Rozkaz ten, ponieważ papier się przetarł nie wszędzie czytelny brzmi:

Jenerał brygady Dziekański dowódzca oddzielnego korpusu do Wgo podpułkownika Grodzickiego dowódzcy pułku 2go jazdy kaliskiej.

Patrole za Wisłę przez Wgo pułkownika czynione w dniu 7. b. m. zasługują tym bardziej na sprawiedliwe pochwały, że szczegółowe rozporządzenia samemu pułkownikowi powierzone były. Chciej Wny pułkownik oświadczyć oficerom i oddziałom w. tym dnia świetnym, ie zupełnie, odpowiedzieli oczekiwaniu jakie można było mieć po dobrych żołnierzach.

Szczególna gorliwość podporucznika Skoraszewskiego zapomniana nie będzie.

Z przyjemnością nadmienić muszę Wielmożnemu pułkownikowi o nader roztropnie i szczęśliwie prowadzonej wyprawie Wgo podpułkownika Sczanieckiego, któren całą linią posterunków nieprzyjacielskich naprzeciw prawego skrzydła naszej linii stojącą zaallarmował i spędził zadawszy klęskę całemu pułkowi kozaków, nie straciwszy żadnego ani w ubitych ani w rannych. Będę sobie miał za obowiązek gorliwość i czynność, którą się Wny podpułkownik Sczaniecki z oddziałem swoim odznaczył, przedstawić wodzowi naczelnemu. Kapitan Lipski ') dowódzca Igo szwadronu odpowiedział zaufaniu, jakie miałem w jego zdolności i gorliwości, przez dobre rozporządzenie patrolów .... naprzeciw linii jego posterunków.

Zechce Wny pułkownik każdemu z wymienionych oficerów i oddziałów zakomunikować niniejsze dla całego pułku chlubne zadowolnienic .... zasłużyli.

1) Wojciech.

Na sam wieczór wielki zrobił się allarm. Uwiadomiony, iż nieprzyjaciel przeprawia się na kaliszańską kępę, która leży pomiędzy Słupią a Solcem, zostawiwszy mały oddział w Słupi wyruszyłem natychmiast z dwoma szwadronami, aby dać pomoc zagrożonemu posterunkowi.

Nie mogąc w nocy puszczać się wąwozami ponad Wisłą, udałem się na Jartów do Zemborzyna, wsi leżącej nad rzeczką Kamienną naprzeciwko kępy kaliszańskiej. Zająwszy pozycyą nad mostem; wysłałem na rozpoznanie do Ciszycy i na kępę kaliszańską. Lecz wracając patrole doniosły, iż allarm był fałszywy i dotąd nie wiem od kogo pochodził, czy od posterunku, czy od głównego sztabu, jednakowoż cała linia zaallarmowaną była. Wróciliśmy więc do Słupi.

Omyłka ta dala mi sposobność poznać dziedzica Zemborzyna pułk. Radziszewskiego z naszej dawnej artyleryi, dobrego Polaka i godnego obywatela który nas utraktował. *)

Pieniądze w tej wyprawie zyskane rozkaże Wny pułkownik do kassyera korpusowego majora Bartosiewicza odesłać i któren z odebranych kwitować będzie tego, który pokwitował magazyn solny w Kamieniu.

No. 426. Dnia 10 Czerwca 1831.
w Wysokim Kole.

(podp.) Jenerał brygady

Dziekoński.

Zgodność z oryginałem świadczy

Skoraszewski.
Adj. pułk.

*) Przyp. Wydawcy. Darować raczą łaskawi czytelnicy iż tu umieszczamy zaprosiny pana R. Atoli kartka ta, którą posiadamy w oryginale tchnie tą prawdziwą staropolską, obywatelską, serdeczną gościnnością która tak miła sercu prawego Polaka.

13 Czerwca. Ogólny Avydano rozkaz, aby na całej linii zrobiono rekonesans za Wisłę. W rozkazie moim było wyrażone, abym wziął kompanią strzelców i poszedł za Wisłę, lecz nie nadano mi dyrekcyi. W braku instrukcyi doniesienia partykularne służyły mi za prawidło postępowania. Znając niepewność rozkazów naszych jenerałów starałem się i tą drogą objaśniać w mych działaniach. Przez takie doniesienie dowiedziałem się iż oddział stojący w Solcu uda się do Opola i na drugi dzień ma się wrócić. *) Z tak niepewnemi instrukcyami przeprawiłem się za Wisłę z dwoma szwadronami i jedną kompanią strzelców i poszedłem na Bliskowice borami przez Boiska pod Moniaki w dyrekcyi Hodla. Moim zwyczajem wysłałem emissaryuszów naprzód na wrszystkie strony, i patrol do Hodla stanąwszy w nocy wśród borów.

Laskawy pułkowniku Dobrodzieju! Żyjemy w takich czasach, gdzie poczciwemu nie zbywa na dobroci serca, ale reszta, jak Bóg dał. Gościem na moment w moim domu znalazłem aby indyka; będzie rosół i pieczyste. Parę butelek wina mam, ante omnia chleb, masło świeże i gorzałka. Proszę z serca szanownego pułkownika i kolegów.

Radziszewski.

*) Do Wielmożnego podpułkownika Sczanieckiego.

Pułkownik Grodzicki chory, przeto ja Wmu podpułkownikowi na zapytanie jego odpowiadam wyjątkiem rozkazu jenerała względem Wgo podpułkownika :

„Celem bowiem tej wyprawy jest odciągnienie uwagi nieprzyjaciela od „ruchu kolumny naszej, która postępuje aż do Kocka. Na całej linii po„dobne przeprawy czyniemy. Zechciej Wny pułkownik o tem uwiadomić „Wgo podpułkownika Sczanieckiego." Więcej nic nie masz, przeto Wny podpułkownik potrafisz sobie wytłomaczyć to i będziesz wiedział jak sobie postąpić.

W obozie pod Solcem 12 Czerwca 1831. Skoraszetuski.

My tu kresy i wszystko zostawiamy, gdyż ta wyprawa jest tylko patrol który l3go wróci się do Solca.

Skoraszewski.

Tenże do tegoż:

Gdy pułkownik Grodzicki jeszcze śpi przeto ja odpowiadam na bilet Wgo podpułkownika.

Już ,doniesiono jest podpułkownikowi że dziś i jutro przeprawa na całej linii. Jednakowoż w rozkazie jenerała jest tylko, aby o teni uwiadomić Wgo podpułkownika (co się też stało), lecz nie masz wzmianki aby podpułkownik miał przeprawiać się. My tu maskując głównej kolumny wyprawę do Kocka pójdziemy do Opola lub dalej i i3go wracamy. Ofice

14 Czerwca. Patrol ten doniósł iż spotkał w Hodle oddział kozaków, który się cofnął na drogę ku Opolowi. Już miałem iść do Hodla, gdy mój posłaniec z Opola wrócił z doniesieniem, iż w jego przytomności oddział podpułkownika Grodzickiego z kaliskiej jazdy, wyparował z tego miasta kilka set koni nieprzyjacielskich, zabrał niewolnika, lecz zaraz wczoraj wrócił się ku Solcowi. Widząc tak nieskombinowane działanie, które mogło mnie bardzo skompromitować, wróciłem uazad do Słupi. Nadmienić tu muszę, iż wysyłane patrole dokładnie były uskuteczniane. Było w drugim pułku jazdy kaliskiej kilku młodych podoficerów z całem poświęceniem służących, a niedbających o stopnie oficerskie. Takimi byli: Moryc, Radoszewski, Hartung z nad Renu rodem, którzy odznaczyli się w tym względzie.

Odebrałem rozkaz aby ściągnąć całą jazdę rozstawioną po posterunkach aż do Zawichostu. Udałem się przeto do Solca dla połączenia się z pułkiem. Tego samego dnia szliśmy całą noc aż pod Janowiec.

16 Czerwca. Po małym wypoczynku ruszyliśmy dalej do Gniewoszewa, gdzieśmy się połączyli z całym korpusem, którego komendę w miejsce jenerała Dziekońskiego objął jenerał Ramorino.

rowie ci tylko dowody składać mają lustratorowi majorowi Jańskiemu, których Stopnie sa. zakwestyonowane przez kom. wojny. Expedycya w tym względzie już od kilku dni poszła do Wgo podpułkownika i jak widzę nie doszła, były w niej wezwania od dowódzcy pułku do Zaremby, Burdzyńskiego i "Wilińskiego.

Posełam kopią pochwały Wgo podpułkownika a razem i naszych. Zabraliśmy 800 beczek soli przeszło i pieniędzy 1350 złp.

Załączam winny szacunek

W obozie pod Solcem d. 12 Czerwca 1831.

Skoraszewtki

Jenerał ten, dawniej przy boku jenerała Lamarque, naodgłos wojny naszej z Francyi przybyły, odznaczył się w kilku naszych ważniejszych bitwach jako dowódzca pułku, a późnićj jako jenerał brygady.

Przed mostem rzuconym na galarach pod Gołubiem i zabezpieczonym szańcem przedmostowym, odbyła się lustracya całego korpusu. Korpus zaraz się udał przez ten most na prawy brzeg Wisły do Bobrownik, gdzieśmy późno w wieczór stanęli na prawym brzegu Wieprza.

17 Czerwca. Bardzo rano ruszył korpus z Bobrownik do Drzązkowa idąc wdłuż prawego brzegu Wieprza. W tym samym czasie podpułkownik Rożycki i major Czarnecki postępując na lewym brzegu Wieprza, napadli niespodzianie nieprzyjaciela w Kocku, znaczną na nim zrobili zdobycz i wrócili do korpusu. Wycieczka ta jest godną uwagi z powodu tego co później zaszło!

Ruch naszego korpusu nastąpił w skutek rozkazu n. wodza i miał być skombinowany z poruszeniami jenerałów Rybińskiego i Jankowskiego, aby zniszczyć korpus Rydygiera. Myśl powzięta była wyrachowaną i byłaby się niezawodnie udała, gdyby ją byli jenerałowie pojęli i z sobą się porozumieli.

Jenerał Ramorino stał do południa z korpusem około Drzązgowa i Podlodowa. W tym samym czasie Rydygier przeprawiał się na prawy brzeg Wieprza pod Łysobykami w małej odległości od naszej pozycyi. Lecz jenerał Ramorino nie mając wiadomości o Jankowskim i Rybińskim, nie chciał się wdać sam z korpusem Rydygiera i cofnął się ciężkim bardzo marszem przez błota i bory na Baranów do Okrzei gdzie późno w nocy stanęliśmy 18go Czerwca. Rowno z świtem usłyszeliśmy strzały armatnie w dyrekcyi ku Łysobykom. W kilka godzin ruszył korpus lecz przyszedłszy pod Wolę Gutowską dowiedzieliśmy się o smutnym końcu całej naszej wyprawy.

Dnia 17go wieczorem przybyły korpusy Jankowskiego i Rybińskiego do Sorokomli, zkąd wysłany był z oddziałem jazdy pułkownik Kamiński do Kocka. Za nim postępował z brygadą Bukowski z parkiem. Drogą zaś z Sorokomli ku Łysobykom poszedł jenerał Turno z brygadą, a za nim jenerał Milberg z dywizyą. Zajmowały więc te wojska trójkąt między Kockiem, Sorokomlą i w dyrekcyi Łysobyk, sam zaś Jankowski zajmował średni punkt w Sorokomli. Tego samego dnia około południa stał korpus jenerała Ramorino, jak wyżej mówiłem, około Drzązgowa i Podlodowa na pozycyi, mając po prawej Wieprz, a przed sobą stawy ciągnące się aż do miasteczka. Była to pozycya bardzo obronna w ktorej bezpiecznie można było czekać, dopókiby pierwsze strzały nie były dały znaku do posunięcia się naprzód.

Rydygier, (który nie dał przez to dowodu iż posiada znajomości wojskowe, lecz szczęście mu posłużyło) posunął się zapewne przez niewiadomość lub przypadkowo, bo w tem nie mógł mieć żadnego planu z lewego brzegu Wieprza i przebył tę rzekę pod Łysobykami. Wtedy Ramorino, jak widzieliśmy cofnął się do Okrzei.

W nocy Kamiński, (który pomimo tego został poźniej jenerałem) doniósł mylnie iż nieprzyjaciel od Firleja do Kocka z siłą postępuje, i że jest w niebezpieczeństwie w Kocku. Z tego więc powodu udał się ku Kockowi jenerał Bukowski zostawiwszy w Rudzie park korpusu pod zasłoną dwóch batalionów dowodzonych od pułk. Niewęgłowskiego, który jednak późniejszy rozkaz odebrawszy pospieszył za Bukowskim, a tak park pozostał bez straży w Rudzie. Bukowski dowiedziawszy się iż w Kocku nie ma niebezpieczeństwa zatrzymał się na drodze.

Jankowski na wiadomość iż od Lysobyk postępuje Rydygier, wysłał z Sorokomli adjutanta do Bukowskiego, aby wrócił. Lecz Bukowski, mimo przedstawień oficerów i mimo rozkazu przywiezionego mu przez adjutanta nie zdecydował się do marszu, aż póki nieprzyjaciel nie napadł na park w Rudzie bez obrony zostawiony i zabrawszy go nie cofnął się. Kilku oficerów wysłanych od Jankowskiego do Bukowskiego, aby przyspieszyć attak wpadło w ręce nieprzyjaciela lecz Bukowski sam powinien był wiedzieć, co czynić mu wypadło!

W ten sam czas na drodze od Sorokomli ku Łysobykom posuwał się jenerał Turno, a niepoparty od jenerała Milberga spotkał korpus Rydygiera i ze stratą cofnąć się musiał przerzynając się przez las obsadzony strzelcami nieprzyjacielskimi. Dzielność tylko żołnierzy uratowała go od większych strat. Gdyby Ramoriny korpus był pozostał przez noc w pozycji pod Podlodowem, byłby mógł na pierwszy odgłos kanonady z Turno posunąć się ku Łysobykom, a wtedy byłby cały korpus Ramoriny otoczony między Kockiem Sorokomlą, a Lysobykami, tak iż ani jeden człowiek nie byłby zeń uszedł. Bitwa zozpoczęta z Turno, powinna była być znakiem dla wszystkich naszych dywizyi do attakowania zewsząd nieprzyjaciela.

Po utracie parku i po porażce jenerała Turno mógł jeszcze jenerał Jankowski zniszczyć korpus Rydygiera, gdyby połączywszy się pod Wolą Gutowską z jenerałem Ramorino mając pod swoją dyspozycyą trzy korpusy, będąc trzy razy silniejszym od nieprzyjaciela, był się zdecydował zaraz do attakowania Rydygiera, który niezawodnie zniesiony byłby się

z trudnością mógł cofnąć na Wieprz; a nawet gdyby się był cofnął, zastąpiłby mu był od Lublina jenerał Chrzanowski, który postępował od Zamościa z czwartym korpusem. Lecz nieudolność jenerałów nie dopuściła tego nam tak pewnego zwycięztwa!

Naczelny wódz mylnie uwiadomiony przez jenerała Skarzyńskiego zostawionego przy ujściu Narwy i Bugu, iż nieprzyjaciel robi poruszenie ku Modlinowi, przysłał Jankowskiemu rozkaz do cofania się. Rozkaz ten przyszedł w chwili, gdyśmy się połączyli w Woli Gutowskiej.

Jankowski mając dowództwo, gdyby był pojął swoje położenie i miał był dobrą chęć, mimo tego rozkazu powinien był Rydygiera przeciwko któremu był posłany, attakować. Ten mu przyszedł daleko dogodniej, niż kiedykolwiek mógł się kto spodziewać, projektując tę wyprawę!! Lecz Jankowski bez energii, bez zdolności, a może i bez dobrej woli, zwołał radę, i na tej uradzono, aby wszystko się cofało. Wina, iż zmarnowano najlepszą sposobność zniszczenia korpusu nieprzyjacielskiego, cięży jeszcze więcej na tych co robili takich jenerałów i powierzali dowództwo ludziom, nie mającym wyobrażenia o wojskowości.

Rzadki to przykład w dziejach wojennych, iż jenerał przez nieudolność swoją, pozostawia w tyle za sobą błotnistą rzeczkę trudną do przebycia i wchodzi w środek trzech nieprzyjacielskich korpusów. Dowodząca temi trzema korpusami przez większą jeszcze nieudolność nieumie korzystać z sposobności, nie wie jak zabrać nieprzyjaciela, który sam wszedł w matnią. Korzystać z podanej chwili, od tego wszystko zależy w wojnie, a umieć to, jest to dopiero być jenerałem. Taka chwila była pod Wolą Gutowską, lecz mali ludzie więcej się boją energicznego działania, jak kul. Zamiast zebrać podające się żniwo, woleli z hańbą i stratą odstąpić pole. Bolesno, i ba rdzo bolesno musieć znosić takie rozkazy! Stokroć boleśniej jeszcze, iż sprawa tak piękna i święta takim ludziom oddaną była.

Rozbierając czyny naszych jenerałów nie jeden powie, to były zdrady, tymczasem nie było tyle czarnych dusz w Polsce, któreby zdradzały ojczyznę. Kto inny powie: wszakżesz to byli ludzie, którzy się zestarzeli w wojsku i powinni byli nabyć doświadczenia w tylu wyprawach Napoleona! Prawda, lecz to doświadczenie zużyte było kilkunastoletniemi paradami i musztrami, które z ludzi myślących zrobiły machiny, nie umiejące się poruszać bez obcego popędu. Jest to skutek tyranii, pod którą oni żyli, i to są jej owoce. Ta mania systematyczna parad musztr ustawicznych i tej nadzwyczajnej akuratności w służbie, ubiorze i w każdej najmniejszej drobnostce nie jest śmiesznością tylko. Jest to raczej środek okropny, z namysłem użyty, aby ludzi powolniejszymi uczynić do znoszenia jarzma.

U nas ludzie ci w pierwszym dopiero stopniu zepsuci

byli, to jest stracili swą dzielność, lecz będąc Polakami połączyli się z narodem by zrzucić nieznośne jarzmo. Trzeba ich było gdzie indziej użyć, nie w polu, gdzie myślą, duchem, natchnieniem i korzystaniem z chwili zwycięztwo odnosi się.

19 Czerwca. Z pod Woli Gutowskiej rozłączyły się nasze korpusa, nic więcej nie uskuteczniwszy jak tylko iż zmęczyli marszami bez użytku ludzi, konie, na co żołnierz sarkał, żądając bić się, czego uniknąć radzi byli dowódzcy.

Nasz korpus poszedł na Okrzeją pod Byki. Tam posłany byłem attakować nieprzyjaciela .... którego nie było, gdyż zwykle nasi jenerałowie nie umiejąc powziąść dokładnej wiadomości o tem, co się na około nich dzieje i nie wiedząc Jak się znieść między sobą, wszędzie widzieli nieprzyjaciela.

20 Czerwca. Z pod Byk poszedł korpus z takim pospiechem, jakby nas goniono pod Modrzyce, gdzie się przeprawił spiesznie na statkach na lewy brzeg Wisły.

Wyprawa ta, dla której ściągnięto z dalekich stron kilka naszych korpusów i która nam mogła przynieść nieobliczone korzyści, strat nam namnożyła. Powszechne więc powstało oburzenie w wojsku; opinia publiczna domagała się głośno kary przykładnej. W skutek tego odebrał jenerał Skrzynecki komendę Jankowskiemu i Bukowskiemu i oddał ich pod sąd.

Jenerał Ramorino, waleczny żołnierz, cały oddany naszej sprawie, miał tę jeszcze zaletę, iż nie umiejąc po polsku, umiał sobie przywiązać żołnierza i powszechnie był kochany w wojsku, które miało doń zaufanie. Lecz od czasu jak objął dowództwo korpusu, nie zdawał się odpowiadać miejscu, na które został wyniesiony. Jego cofnięcie się z pod Podlodowa do Okrzei, jego marsz raptowny do Modrzyc, wszystko to wyjawiało jakąś niepewność i niezaufanie do siebie samego. Późniejsze jego marsze męcząc do znudzenia żołnierza a które do żadnego rezultatu nie doprowadziły, potwierdzają toż samo. W tern też nie jest bez winy jenerał Skrzynecki, który nakazywał ruchy, lecz w nich nie było celu zrobić coś stanowczego, ale tylko zaspokoić opinią publiczną i zyskać na czasie. Zajęty był marzeniami dyplomatycznemi, co nas gubiło.

21 Czerwca udał się korpus jenerała Ramorino na Ciecichów pod Kozieniec, gdzie spoczął.

25 Czerwca poszliśmy na Ryczywół pod Magnuszew.

26 Czerwca. Nasza jazda poszła nazad na Ryczywół pod Świercze. Tam zajęła stanowisko w miejscu gdzie jazda, jakiej równej nie było, jenerała Dwernickiego rozpędziła liczniejszego nieprzyjaciela i zabrała mu działa.

29 Czerwca ruszyliśmy na Ryczywół, Magnuszew i pod

Miniszewem przez Pilicę do Potyczy, gdzieśmy stanęli obozem, a jenerał Ramorino w górze Kalwaryi.

1 Lipca. Widząc iż korpus tak prędko poruszenia nie zrobi przedsięwziąłem udać się osobiście do Warszawy, gdzie znajdował się naczelny wódz jenerał Skrzynecki. Nie mając żadnej odpowiedzi na poprzednie przedstawienia, w których się żądało od naczelnego wodza, aby oddano pod sąd wojenny pułk drugi kaliski z powodu zdarzeń zaszłych w bitwie pod Wronowem, udałem się osobiście do n. wodza z przedstawieniem powtórnem podpisanem przez korpus oficerów tegoż pułku. Szefem sztabu był natenczas jenerał Tomasz Łubieński, który oświadczył mi w groźnej postaci, iż to jest bunt kary godny podawać przedstawienie podpisane przez cały korpus oficerów. Widząc w tćm oświadczeniu szefa sztabu chęć odstraszenia mnie od mego żądania i uniknienia konsekwencyi ukarania jenerała po okazaniu się niewinności pułku, w jego przytomności przekryśliłem wszystkie nazwiska podpisane na podaniu, a sam podpisując się powtórnie, oświadczyłem, iż nieodstąpię od mego żądania. Jenerał Łubieński upierając się przy swoim zamiarze, abym cofnął moje podanie, oświadczył mi w tych słowach: „Jak pan możesz żądać uniewin„nienia pułku, choćby nawet najniewinniejsze było jego „postępowanie pod Wronowem, już to go potępia, iż jeden „szwadron jego, pomimo rozkazu uciekł z pod Kaźmierza aż „do Piotrkowa." Na to odpowiedziałem: „to samo oświadczenie jenerała dowodzi, ile naczelny wódz i jego sztab jest „oszukiwany w rapportach, gdyż ten szwadron, który oddalił się z pod Kaźmierza do Piotrkowa nie należał nigdy do „pułku 2go jazdy kaliskiej, lecz był z krakusów księcia Po„niatowskiego, wcielony do pułku sandomirskiego dowództwa „pułk. Łagowskiego, którego czyn dla przykładu niesubor„dynacyi powinien być oddany pod roztrzygnięcie sądu wojennego." To wyjaśnienie było powodem iż szef sztabu przybrał ton łagodniejszy, mówiąc mi, abym nie nastawał na rzecz, przez którą tylko będę szkodził jenerałowi, który tak powszechną ma za sobą opinią. Na to odrzekłem, że owszem z powodu tego żądam, gdyż przekonany jestem, iż lepiej by było nam się działo, gdyby użyto więcej surowości względem dowodzących i gdyby od początku kilku jenerałów rozstrzelano i z nich dano drugim przykład. Tym sposobem tyle niezdolnych jenerałów odsuniętych by zostało, którzy przez swoją niewiadomość gubią najpiękniejszy zapał, który ożywia wojsko. Jenerał Łubieński jak zawsze ministeryalny obiecał zadosyć uczynić memu żądaniu, lecz w miejsce tego przysłał mi niniejsze pismo:

No. 6469. W kwaterze głównej w Warszawie

dnia 5go Lipca 1831 r.

Sztab główny.
Do

Wgo podpułkownika Sczanieckiego dowódzcy pułku 2go jazdy kaliskiej.

Odpowiadając na expedycyą Wgo podpułk. przy której mi przesłałeś tłomaczenie się korpusu oficerów pułku jego dowództwa z zarzutu uczynionego temuż pułkowi z powodu postępowania dwóch plutonów onego w czasie bitwy pod Wronowem, mam zaszczyt uprzedzić Wgo podpułkownika, iż naczelny wódz, któremu powyższą okoliczność przedstawiłem, polecił mi oświadczyć jemu, że bynajmniej nie wątpi o najlepszych chęciach jazdy kaliskiej', iż wszyscy tak oficerowie jako i podoficerowie i żołnierze do tego korpusu należący w każdej okoliczności przez zupełne poświęcenie się dowiodą ile cenią świętość i niepodległość naszej sprawy i przekonany nadto jest, iż korpus ten z pierwszej' sposobności korzystać

będzie, aby wszystkie te błache zniweczył wieści, które na

nim ciążą.

Szef sztabu głównego

Jenerał dywizyi

(podp.) Tomasz Łubieński.

Na tem nie byłbym zapewne przestał, gdyby działania wojenne, które zaraz potem nastąpiły, były mi dały moment czasu wolnego, i dla tego nie ogłosiłem tego w pismach publicznych.

5 Lipca. Wróciłem z Warszawy do obozu nad Potyczą. Z całym korpusem przeszliśmy na prawy brzeg Wisły po moście na pontonach rzuconym i zabezpieczonym szańcem przedmostowym.

6 Lipca. O milę od Wisły rozłożono korpus nad rzeczką Wiliją. Pułk drugi kaliski otrzymał od nacz. wodza pierwsze krzyże wojskowe, które przez wybór żołnierzy, podoficerów i oficerów zostały przysądzone.

7 Lipca udał się korpus do Garwolina.

8 Lipca ruszył korpus i minąwszy Paryssów zatrzymał się przed Latowiczem.

9 Lipca wróciliśmy do Garwolina.

10 Lipca udaliśmy się do Siennicy, gdzie zaledwie zajęliśmy pozycyą na wzgórzu obok klasztoru, ukazał się nieprzyjaciel od Cegłowa. Wyszedł naprzeciw szwadron kaliskiej jazdy z porucznikiem Czaplewskim, batalion Malczewskiego i strzelcy Dembowskiego, aby nieprzyjaciela ściągnąć ku pozycyi gdzie był cały korpus uszykowany. Lecz po małej utarczce tyralierskiej cofnął się ku Cegłowu.

U Lipca. Z pod Siennicy poszedł korpus do Glinianki. Odwołany dowódzca naszej brygady, a w miejsce jego objął komendę jenerał Sznayde, dawniejszy dowódzca karabinierów. Był to jeden jenerał z liczby tak wielkiej jenerałów awansowanych od jenerała Skrzyneckiego, który posiadał wszystkie własności zapowiadające zwykle dobrego jenerała. Komenda jego wyraźna krótka bez ostrości, nieodmienna; nie nudził żołnierza szczegółami w pokoju używanemi. Rozwolnienie sandomirskiego pułku, faworyzowanego od Łagowskiego, ukróconem zostało przez niego.

12 Lipca. Korpus nasz "połączył się z korpusami jenerałów Rybińskiego i Chrzanowskiego. Ostatni miał komendę. Korpus nasz formował prawe skrzydło. Zamierzano zniszczyć korpus Gołowina, który w 8000 ludzi stał około Kałuszyna. Goło win sądząc iż ma tylko Rybińskiego przed sobą, zamierzył odciąć ten korpus i dla otoczenia go, rozdzielił się na trzy części do Siennicy, Mińska i Brzozy. Śmiałość tę byłby ciężko przypłacił z utratą całego korpusu, gdyby rozporządzenia poczynione przez jenerała Chrzanowskiego były wypełnione. Jagmin, jeden jeszcze jenerał z tego nieszczęśliwego utworu posłany na około Jakubowa do Kałuszyna przegrodził drogę Gołowinowi. Lecz gdy ten udał się na Zeliszew, Jagmin już nie wiedział, że się tam trzeba udać, którędy nieprzyjaciel będzie chciał Się ratować. Tak znowu korpus rosyjski, który w środku mieliśmy, przez niezdolność naszego jenerała, wyratował się od niechybnej zguby.

W tem zdarzeniu następnie postępował korpus jenerała Ramorino. Udał się on z Glinianki na Dębe Wielkie w dyrekcyi bitej drogi ku Mińskowi. Mnie zaś posłał z jednym batalionem piechoty i jednym szwadronem jazdy do Podradzia na drogę do Siennicy, aby uważać nieprzyjaciela, któryby mogł przyjść do tego miasteczka. Zająwszy w Podradziu stanowisko ponad strugą, wysłałem na wszystkie strony patrole, a szczególniej ku Siennicy, lecz te nigdzie nie spotkały nieprzyjaciela, i o tem doniósłem jenerałowi.

13 Lipca. Równo z świtem usłyszano kanonadę pod Mińskiem, gdzie Rybiński został attakowany, i właśnie w ten sam czas ukazała się jazda nieprzyjacielska od Zamienia. Wysłałem przeciw niej kapitana Lipskiego, który odparł ją aż za Zamienie. Lecz widząc nadchodzącą piechotę nieprzyjacielską z działami, dałem rozkaz, aby się wrócił.

Nieprzyjaciel przed Podradziem stanąwszy na pozycyi zaczął strzelać z dział. Ja ukrywając przed nieprzyjacielem moją piechotę kazałem jej się wcześnie cofnąć do lasu, chcąc zarazem jazdę wciągnąć nieprzyjaciela do niego. Lecz nieprzyjaciel nie ruszał się z pozycyi, tylko rzucał do nas granaty, które nie raniły. Zdaje się, iż kanonier rosyjski, może Polak nie odrzynał paku z otworu granatów, bo z tylu rzuconych ani jeden nie pękł. Była to trzecia kolumna Gołowina, która miała rozkaz ztąd zabrać tył Rybińskiemu.

W tem odebrałem rozkaz, abym z komendą spiesznie przybywał do Stojadeł, wsi leżącej na bitej drodze pomiędzy Dębem Wielkim a Mińskiem. Nieprzyjaciel nie posuwał się za mną. Wchodząc do Stojadeł spotkałem czoło korpusu dążącego ku Mińskowi gdzie się bił jenerał Rybiński.

Ustnie mi wtedy polecił jenerał Ramorino abym spiesznie wracał z komendą do Podrudzia z dodatkiem, iż mi przyda jeszcze jeden batalion, abym nieprzyjaciela attakował i obsadził Podrudzie. Za mojeni zbliżeniem się nieprzyjaciel cofnął się z Podrudzia i dozwolił mi bez wystrzału obsadzić wieś.

Niezabawem przybył officer od jenerała z rozkazem abym naprzód postąpił do Iłowca, gdzie dopiero złączył się zemną batallion 5go pułku majora Korneckiego. Nieprzyjaciel już był się cofnął i z tego miejsca i tylko moje ułany mogły dosięgnąć jazdę nieprzyjacielską, która spiesznie cofnęła się. W ostatnim rozkazie który odebrałem w Podrudzie było mi zaleconem, abym się dalej nie posuwał jak do Iłowca i abym z tamtąd z całą komendą przez bory wrócił od przeciwnej strony na Targowek do Mińska. Gdym tam przybył już było po bitwie; przechodziłem przez pobojowisko zasłane trupami.

Nieprzyjaciel ze stratą 1200 ludzi i jednego działa cofnął się jak widzieliśmy wyżej na Żeliszew mając zagrodzoną drogę pod Kałuszynem.

W tej potyczce szczególniej odznaczyła się jazda nasza, a 1szy pułk krakusów złamał kilka czworoboków nieprzyjacielskich piechoty.

Wchodząc do Mińska spotkałem jenerała Ramorino. Wielce zadziwiony zapytał po co wracam. Pokazało się iż adjutant mający mi powieść rozkaz, abym pozostał wlłowcu wcale nie pojechał. Jednakże kazał mi pozostać w obozie i żaden inny oddział nie był posłany do Iłowca na nasze prawe skrzydło.

Zawsze było błędem, iż wysłany na drogę ku Siennicy do Podrudzia zaraz pierwszą razą nie miałem dosyć sił i dział aby być wstanie działać zaczepnie zamiast odpornie. Mógłbym był pierwszego dnia zaraz dojść aż do Iłowca, a w nocy obsadzić drogę między Siennicą a Cegłowem właśnie w ten sam czas, gdy Jagmin z lewego naszego skrzydła obszedł na Jakubów i zastąpił nieprzyjacielowi pod Kałuszynem .

Drugim jeszcze większym błędem był rozkaz mnie przesłany cofnięcia się z Podrudzia do Stojadeł, co było bez ża

W obozie pod Mińskiem zaszło nastąpujące zdarzenie,

które wówczas zaledwie zwróciło moją uwagę, przypisywałem je bowiem lekkomyślności młodego wieku, gdyż cały oddany życiu obozowemu obcy byłem tym wszystkim intrygom, które się w skrytości w Warszawie snuły. Nie tylko, że o nich nic niewiedziałem, ale nie przypuszczałem, aby były dusze tak czarne, któreby sprawie naszej świętej nie były oddane w pełni przekonania. Młody oficer M w ścisłych zostający stosunkach z jenerałem posiadającym znaczenie i wziętość przybył ze sztabu głównego do naszego obozu. Między moimi oficerami gdzie miał znajomość, dał się słyszeć, iż nie długo wszystko się zakończy, gdyż kończą się pieniądze w banku, a więc i cała komedya. Gdy mi to doniesiono, kazałem mu powiedzieć, aby spiesznie oddalił się z obozu, bo go każę aresztować. Tych pare słów pokazują, iż już w tenczas w głównym sztabie byli ludzie, co z nieufnością o naszej sprawie myśleli.

14go Lipca. Korpus nasz wyruszył z Mińska do Cegłowa, a Rybiński z Chrzanowskim poszli na Kałuszyn.

15go Lipca. Udaliśmy się na Kiszki do Latowicza, zaś drugie dwa korpusa postępowały po lewej naszej stronie na Kuflew, dokąd przybył N. wódz jenerał Skrzynecki. To dało nam nadzieję, iż coś stanowczego przedsięweźmiemy i nie będziemy, jak dotąd, trudzeni próżnemi marszami.

16go Lipca. W Latowiczu pozostał cały park (tren) naszego korpusu i 1Ity pułk piechoty. Jazda z 5tym pułkiem linijowym i lżejszą artyleryą bez żadnych bagaży naprzód ruszyła na Stoczek, Osiny i Fikowki. Był to marsz bardzo forsowny. Wszystkich uwaga była niezmiernie natężoną. Każdy spodziewał się czegoś nadzwyczajnego z tego ruchu, a nikt nie mógł odgadnąć co nastąpi.

W marszu mijając Seroczyn artylerya nasza przez omyłkę kilka razy wystrzeliła przez błota ku temu miasteczku, są

dząc iż tara jest nieprzyjaciel, gdy tymczasem było to nasze wojsko z drugich korpusów bokiem postępujących. I to pokazuje , jak nasi jenerałowie mało umieli znosić się z sobą. 17go Lipca. Przybywszy do Adamowa wysłał jenerał Ramorino swego szefa sztabu pułkownika Zamojskiego z pułkiem 9tym jazdy i batalionem piechoty z 5go pułku do Kocka, gdzie nieprzyjaciel cofnął się za Wieprz i most spalił. Już miał wracać ten rekonesans, gdy szwadron dragonów nieprzyjacielskich zbłąkany wpadł do Kocka, gdzie go nasi zabrali i przyprowadzili do Adamowa.

18go Lipca. Wrócił się korpus do Rudy, zkąd wysłany do Żukowa 2gi szwadron kaliski z porucznikiem Czaplewskim niezastawszy tam nikogo powrócił nazad.

20go Lipca, Z Rudy poszedł korpus do Stanin, z kąd drugi rekonesans zrobił major Malczewski z batalionem z pułku 5go i 1szym szwadronem kaliskiej jazdy kapitana Lipskiego. Tą razą pozostałe w Łukowie zapasy wódki, sucharów i t. d. od nieprzyjaciela zostały przywiezione do korpusu.

20go Lipca. Z Stanina udaliśmy się w poprzek traktu idącego od Łukowa ku Żelichowu do Róży gdzie zapowiedziana nam lustracya przed N. wodzem. Lecz za przybyciem do Róży dowiedzieliśmy się, iż N. wódz wrócił do Warszawy, a my cofnąć się nie mamy. Bez zatrzymywania się poszliśmy na Seroczyn do Jeruzalemu.

W Roży spotkaliśmy oddział jenerała Rożyckiego, który mając kilkuset oficerów w szwadrony poformowanych, miał się udać na Litwę.

22go Lipca cofnęliśmy się na Kuflew, Cegłów do Mińska. 23go Lipca. Tak mimo wielkich nadziei nic nie zrobiwszy bardzo ważnego, ztrudziliśmy tylko ludzi, którzy zaczęli już głośno szemrać, że ich do bitwy nie prowadzą. Całe nasze działanie żadnego rezultatu przynieść nie mogło, gdyż było bez związku. Szczęściem tylko nieprzyjaciel nie umiał korzystać z krytycznych położeń, w które się sami wprawialiśmy. Mały tu przykład przytoczę.

Gdyśmy przeszli most pod Potyczą, dla pilnowania szańca przedmostowego zostawiony tam major Dembowski z dwiema kopaniami strzelców. Gdyśmy już byli w marszu ku Mińskowi odebrał major Dembowski rozkaz, aby jednę kompanią zostawił u mostu, a z drngą udał się za korpusem na Garwolin i Żelichow. Gdy przybył do ostatniego miejsca' nie swoich, ale nieprzyjaciela spotkał i tam przybył do niego osobiście jenerał rosyjski Tieman jako parlamentarz, który zapewne tego pozoru użył niespodzianie spotkawszy oddział którego może nie znał siły. Oświadczył on, iż ma ważne polecenie do jenerała Chrzanowskiego, i że nigdy cesarz nie był skłonniejszym do zawarcia pokoju, jak teraz. Zatrzymał go więc major, i posłał szukać korpusu, lecz to poszukiwanie wskazało mu, iż jest zupełnie odcięty od korpusu, który już natenczas był pod Mińskiem. Zostawił więc oficera przy jenerale rosyjskim w Żelichowie a sam z kompanią udał się przez las i najtrudniejsze drogi, któremi zaledwie się dostał do Potyczy, gdzie już most rozbierano. Po przeprawieniu się przez rzekę i dokończeniu rozbierania mostu ruszył dalej zostawiony sam sobie major Dembowski z swymi strzelcami i dopiero pod Warszawą połączył się z nami.

W tych dwóch wyprawach za Wisłą dużo mieliśmy chorych na cholerę, która przez styczność z nieprzyjacielem do nas przeszła. W naszym jednak korpusie nie tyle była szkodliwą jak w głównej armii. *) Z początku postrach sprawiała, lecz później się z zupełnie oswojono i nie lękano jej się. Szczególniej gdy spieszny był dany ratunek, każdy był uratowanym. Najskuteczniejszem okazało się puszczenie krwi w pierwszym momencie i ciepła potem woda.

*) Ten stan szczęśliwy winni byliśmy doktorowi Gura, który był naprzód sztabs - lekarzem w 2gim pułku kaliskim. Później oceniając jego gorliwość, niezmordowaną pracowitość i znajomość lekarską, oddano sprawiedliwość zasłudze i posunięto tego godnego szacunku człowieka na lekarza korpuśnego. Umiejąc cenić sposób myślenia tego męża, chętnie się rozstałem z nim bom widział, iż jego genialność obszerniejszego pola potrzebuje, niż mógł mieć przy mnie; tam użytniejszym mógł być, jako też się pokazał. Jego niesłychana namiętność do gry tylko jemu szkodziła, nigdy zaś nieoderwała go od obowiązków, którym cały poświęcił się.

Mając zniszczone do szczętu konie w kawaleryi i artyleryi widoczna była potrzeba spoczynku. Ten też został nam zapowiedziany, gdyż nieprzyjaciel nie zdawał się chcieć nas niepokoić. Jazda nasza nowo formowana była tak nagle i lekko ubrana, iż zupełnie się odarła, gdyż od samego początku kampanii ciągle musiała biwakować, niemając nigdy odpoczynku, aby módz cokolwiek koło siebie zrobić. Pułki 2gi jazdy kaliskiej i 9ty ułanów tak miały ubrania zniszczone, iż większa część aby skryć swą nagość, musiała użyć mundury, kitle lub płaszcze po wziętych w niewolą Moskalach.

Z tego powodu jenerał Sznajde wysłał mnie i majora Karczewskiego do Warszawy, aby przygotować ubranie i uzbrojenie nowe dla całej naszej brygady. Wydziwić się nie można, że nasz kraj robiąc tyle wysileń i tyle uzbroiwszy już wojska tak wiele jeszcze posiadał zasobów. Udawszy się do ministra wojny, którym natenczas był jenerał Morawski, byliśmy w stanie w kilka dni zebrać w komisoryacie wojskowym nie tylko ubranie, ale cały rynsztunek na całą brygadę. Ubranie przeznaczone dla tych dwóch pułków było przerobione z mundurów w magazynach nieprzyjacielskich zabranych. Lecz wszystkie inne rekwizyta dodatkowe, montowanie koni i uzbrojenie było nowe zrobione w fabrykach ogromnych, które na ten cel były założone w stolicy. Komisoriat wojskowy miał jeszcze ogromne zapasy mogące wystarczyć na wiele innych pułków. Fabryka broni coraz bardziej się wzmagała, a ludwisarnia wydawała codzień nowe baterye z wielkiej ilości dzwonów, które zwożono z całego kraju.

Na samym początku kampanii przed Gurą, mieliśmy w pułku doktora Banaszkiewicza, oddanego całkieln także swemu zawodowi. Gdyśmy stali pod Cegłowem w śnieżnej zawierusze, nieprzywykły do niewygód nie odstąpił szeregów i porówno z żołnierzami leżał śniegiem okryty, lubo jako doktorowi nic nie byłbym mówił, gdyby się był schronił do chałupy o kilka kroków stojącej. Ochoczo to czynił i nie krzywił się jak niektórzy panicze, którzy świeżo przypięli szlify na moją zbyteczną, jak sądzili, skrupulatność, ż nie pozwalałem na krok żołnierza odstąpić.

Wszystko wojsko było regularnie płatne, wprawdzie papierami , lecz te utrzymane były w nominalnej wartości przez czynność banku warszawskiego, który dla pomnożenia zdawkowej monety wydał złotowe bilety.

W Warszawie znalazłem umysły bardzo natężone i coraz wzmagające się nieukontentowanie. Dopiero teraz wytłomaczyłem sobie, dla czego nasza armia posunięta tak daleko na prawym brzegu Wisły nic niezrobiwszy cofniętą została.

Potwierdziła się wiadomość, iż tak jak wysłanie Dwernickiego na Wołyń, tak też wyprawa na Litwę zupełnie się nie powiodły. Nieprzyjaciel spokojny na Wołyniu, Ukrainie, Podolu i Litwie, śmiało postąpił ku granicom Prus i przeprawił się pod Niszawą na lewy brzeg Wisły starając się przeciąć nam listowne związki z resztą Europy.

Publiczność głośno wołała o ukaranie zdrajców, żądając wymierzenia kary na Jankowskim i Bukowskim. Utworzenie sądu wojonnego z kreatur jenerała Skrzyneckiego, którzy wachali się z ukaraniem winnych, jeszcze bardziej rozdrażniło opinią przeciw TST. wodzowi.

Pomiędzy jenerałami, których uważano za najzdatniejszych byli jenerałowie: Szembek, Prądzyński, Chrzanowski i Krukowiecki. Pierwszy powszechnie był lubiony i miał opinią za sobą. Prądzyński, któremu przypisywano wiele zdatności, a który był tyle prześladowany od księcia Konstantego, łączył wszystkie zdania za sobą.

Oddanie tych wszystkich jenerałów lub odsunięcie się ich samych, depopularyzowało N. wodza do tego stopnia, iż głośno mówiono, że wszystkich ludzi zdatnych odsuwa z wojska przez nikczemną miłość własną, aby nie być od nich zaćmionym. Zdanie to tem bardziej się szerzyło, im bardziej Skrzynecki uzupełniał swój sztab nie ludźmi zdatnymi, lecz miał najwięcej wzgląd na wysokość urodzenia; mnożył jenerałów bez liczby, lecz zwykle z ludzi bez zdatności. Wybór jego gdy kogo obrał do jakiego przedsięwzięcia, był zawsze najnieszczęśliwszy tak n. p. Giełguda, Chłapowskiego, Jankowskiego, Milberga, Jagmina i tylu innych, którzy widocznie jedynie dla honoru oficerskiego służyli i nic gorliwie nie przedsiębrali.

Przepuszczenie nieprzyjaciela bez żadnej przeszkody na lewy brzeg Wisły odwróciło całe zaufanie narodu i wojska od Skrzyneckiego.

Intryganty zaś tacy jak Krukowiecki starali się exagerować błędy, które popełnił a przez to gubić go w opinii.

Igo Sierpnia. Korpus jenerała Ramorino przybył na Pragę a przebywszy most pod Warszawą, rozłożył się w okolicy stolicy. Pułki 2gi jazdy kaliskiej i 9ty ułanów we dwa dni ubrane stanęły jak nowe w mundurach z całem montowaniem i uzbrojeniem zupełnem.

3go Sierpnia. Car Mikołaj zniecierpliwiony iż jego zabałkański Dybicz nie może nam poradzić, polecił Orłowowi aby go otruł, a w miejsce jego przysłany Paszkiewiez. Ten z całemi siłami obsadził województwa kaliskie i mazowieckie

aż pod Bzurę. Nad tę rzekę zbierała się cala nasza armia i tam też nasz korpus udał się.

4go Sierpnia. Na Błonie poszliśmy pod Sochaczew. Główna kwatera jenerała Skrzyneckiego była w Bolimowie i tam były zkoncentrowane nasze główne siły. Nasza brygada jenerała Sznajde dostawszy się pod komendę jenerała Rybińskiego; formowała w Sochaczewie prawe skrzydło strzegąc brzegów Bzury aż do ujścia w Wisłę.

W czasie marszu z pod Warszawy do Sochaczewa jenerał Ramorino nieukontentowany z postępowania P. pułkownika Grodzickiego zaraportował o nim. W skutek tego został odwołany do dyspozycji ministra wojny przez rozkaz dzienny a mnie dowództwo pułku 2go jazdy kaliskiej zostało przeznaczone.

Przy tej sposobności oświadczyłem jenerałom Ramorino i Sznajde, iż dowództwo pułku tyle mnie nie zadowalnia, ile oddzielna komenda, gdybym mógł być do niej użytym, mając to przekonanie iż więcej mógłbym być użytecznym dla kraju, niż jako dowódzca pułku, który zwykle tylko cząstkowo używany bywa. Nie mało to moje oświadczenie zadziwiło jenerałów, zapewniających mnie, iż zwykle pułkownicy i jenerałowie nasi niechętnie przyjmowali na siebie oddzielne kommendy, obawiając się jak twierdzili, odpowiedzialności. (Lubo dotąd nikogo nie ukarano za tyle popełnionych błędów). Lecz w istocie obawiali się iż tam sama znajomość musztry nie wiele pomocną bywa, a nieudalność na jaw występuje. Na moje przedstawienie bez odwołania rozkazu dziennego, zostawiony był podpułkownik Grodzicki przy pułku.

10go Sierpnia. Staliśmy ciągle nieczynni pod Sochaczewem. Gdy zaś przestrzeń między Sochaczawem a Bzurą nie była zasłoniętą, przeto z rozkazu jenerała Rybińskiego wysłany byłem z jednym szwadronem 1szym kaliskiem do Brochowa wsi leżącej nad samą Bzurą.*) Wysełałem patrole do Kamienia nad samą Wisłą na przeciwko Wyszogrodu. Dowiedziałem się, iż rosyjskie patrole dochodzą, a że w magazynie solnym znajduje się kilka tysięcy. Kazałem je zabrać i odesłałem do sztabu. Wyprawieni moi szpiegi za Bzurę.

Sochaczew dnia 10 Sierpnia 1831.
Do

JWgo jenerała brygady Sznajde.
Raczy JWny jenerał wyznaczyć jeden szwadron na posterunek do wsi
Brochowa, ktoren tam stanąwszy będzie oświecać się ku Kamieniu i ko-
munikować się z posterunkami przy moście pod Żakowem.

Dowódzca korpusu jenerał brygady Rybiński.

IL

Do pułkownika Sczanieckiego.

Posełam szwadron 2gi dla obluzowania szwadronu Igo. Szwadron ten przybędzie po północy, będziesz zatem miał nadedniem dwa szwadrony na przypadek napadu.

Koło godziny 6tej z rana odeślij lszy szwadron do Sochaczewa, a 2gi zostanie pod twoją komendą do dalszego rozkazu. Bądź na ostrożności przez dzień jutrzejszy, objaśniej się patrolami, lecz nie posuwaj ich zbyt daleko.

Raporta o czem ważnem przesyłaj zawsze na Żaków, a w raporcie oprócz daty, kładź zawsze godzinę.

O pieniądzach o których mi piszesz, powie ci ustnie komendant 2go szwadronu porucznik Czapiewski. Odeślesz je przy szwadronie kapitana Lipskiego.

Parole na cztery dni następne posyłam.

Dnia 10. Sierpnia 1831 o w pół do U. w nocy.

Jenerał brygady Sznajde.

m

Do Wielmożnego pułkownika Sczanieckiego major Frezer, komendant posterunku w Żakowie.

Podług powziętej wiadomości od przechodzącego chłopca z wsi Kamienia Moskale pod tą wsią w bliskości Kromczowa stawiać mają most

donieśli mi, iż w Młodzieszynie o mile stoi oddział jazdy nieprzyjacielskiej. Że zaś potrzeba było mi zachwycie nieprzyjaciela, aby powziąść wiadomość o jego siłach wysłałem w nocy kapitana Lipskiego z 20 ułanami, który wpadł do Młodzieszyna, rozpędził tam stojący posterunek i przyprowadził kozaka od gwardyi.

11go Sierpnia. Naprzeciwko Brochowa z drugiej strony Bzury leży wieś Mistrzenice. Tam nieprzyjaciel zaczął się pokazywać. Posłałem posła Czaplewskiego w kilkanaście koni,

przez Bzurę, o czem mam honor Wgo P. pułkownika uprzedzić celem wysłania patrolu w tęż stronę dla dowiedzenia się o istocie rzeczy. Jenerał moskiewski stać ma z piechotą we wsi Raków. Dnia logo Sierpnia 1831. Żaków.

Major Frezer.

IV.

Do P. pułkownika Sczanieckiego.

W ten moment odebrałem raport Wgo P. pułkownika, w którym donosisz, iż w Młodzieszynie stoi 100 kozaków, których łatwo podejść i zabrać.

Przedstawiwszy wspomniony raport JWu jenerałowi Rybińskiemu, tenże polecił mi zdać całą tę wyprawę P. pułkownikowi.

Polecam zatem, abyś Wy P. pułkownik, jeżeli jest podobieństwo podejścia nieprzyjaciela, uskutecznił to w czasie, który za najprzyzwoitszy do tej wyprawy osądzisz.

Oddaję zatem Wmu P. pułkownikowi do jego dyspozycyi szwadron 2gi kaliski i szwadron pułku 9go ułanów z majorem Karczewskim. Oba te szwadrony wynoszą przeszło 180 koni, zatem siła dostateczna.

Gdyby jednak od czasu jego raportu zaszło coś w poruszeniach nieprzyjaciela, coby robiło zmianę w jego stanowiskach, i przez co by wyprawa ta ryzykowaną była, natenczas możesz jej zaniechać.

Słowem zupełnie zostawiam wszystko jego woli; stojąc bowiem w bliskości nieprzyjaciela, o wszystkim lepiej jak my tu uwiadomionym jesteś.

Wyprawę zaś roztropnie bardzo urządzić należy, zapewnić sobie powrot, w czem wszystkim spuszczam się na znajomość i gorliwość Wgo P. pułkownika.

W Sochaczewie d. i2go Sierpnia o godzinie wpół po 8 w wieczór. . . ■ ' Jenerał brygady Sznajde.

z którymi wypłoszył kozaków i przyprowadził dwóch jeńców z końmi.

12go Sierpnia. Zluzowany od majora Karczewskiego wróciłem do obozu pod Sochaczew.

14go Sierpnia. Major Karczewski zaraportował iż nieprzyjaciel przeprawił się przez Bzurę, co jego zmusiło do cofnięcia się pod Sochaczew. W skutek tego odebrałem rozkaz zrobić rekonesans z dwoma szwadronami jazdy i trzecim Karczewskiego. Niezastawszy nieprzyjaciela w Brochowie udałem się dalej ponad Bzurą, zachowując wszelkie ostrożności. W miejscu gdzie Bzura wpada do Wisły mieszkańce wioseczki leżącej naprzeciw Kamionny dali mi znać że nieprzyjaciel znajduje się tam. Ukryłem się w wiosce, cofnąłem jeden szwadron w tył, aby powyżej wsi przeprawił się przez Bzurę i zaszedł z drugiej strony Kamionny po za górami, które się rościągają po za tą wsią. Widząc iż ten oddział jest na miejscu przeznaczenia ruszyłem z resztą mojej komendy przez Bzurę, która tu jest bardzo szeroka, do Kamionnej. Przekonany byłem, że niezawodnie mam już nieprzyjaciela

a tu oświadczają mi, że przed godziną był jenerał Nostitz w kilkanaście koni u magazyniera soli, lecz już się oddalił. Tak zawiedziony wróciłem z niczem o. milę nazad do jednej wsi dla napasienia spokojnie koni, które cały dzień były w marszu. Tam przybył oficer od jenerała z rozkazem, abym spiesznie wracał do obozu, lecz żebym nie szedł nad Bzurą, aby nieprzyjaciel niewidział mego cofania się. Obróciłem więc mój marsz bardziej w lewo i udałem się ponad puszczą Kapinoską bez spoczynku, aby stanąć w nocy jeszcze pod Sochaczewem. Za powrotem zastałem cały obóz w ruchu do wymarszu. *)

Dowiedziałem się tu o nadzwyczajnych zmianach zaszłych w głównej naszej kwaterze. Już od niejakiego czasu opinia publiczna była oburzoną przeciw jenerałowi Skrzyneckiemu, że w niczem nie starał się utrudnić nieprzyjacielowi przechodu na lewy brzeg Wisły. "Wprawdzie nie mieliśmy sił, aby to wzbronić nieprzyjacielowi, lecz można mu było drogo to kazać przypłacić. Tak zaś nieprzyjaciel stał się panem całego kraju, zkąd mogliśmy ciągnąć jakieś zasiłki. Nam zostawało tylko kilka kwadratowych mil, wolnych od nieprzyjaciela.

Wyrzucano jenerałowi Skrzyneckiemu, czemu po szczęśliwych bitwach pod Wawrem i Dębem Wielkiem, nieposzedł naprzód i nie korzystał z odniesionego zwycięztwa i popłochu nieprzyjaciela? dla czego nie attakował gwardyi gdy była sama? i dla czego staczał bitwę pod Ostrołęką którą mu odradzano i której mógł uniknąć? Nakoniec dla czego mnożył tyle niezdatnych jenerałów, a oddala od siebie ludzi uważnych za zdolniejszych? Dla czego ani jednego nilubo ich obojętność była powodem iż najlepsze plany Prądzyńskiego i Chrzanowskiego nie udały się.

Zamiarem nieprzyjaciela zdawało się być, iz zajawszy naokoło cały kraj, a z główną armią korzystne pozycye około Skierniewic i Łowicza, chciał zostawić nas spokojnie pozbawionych wszelkich zasiłków, w nadziei, że się sami skonsumujemy ściśnieni około stolicy w tak małej przestrzeni kraju od Bzury do Warszawy.

Nie było podobieństwem attakować nieprzyjaciela w jego mocnych pozycyach, które zaniedbał N. wódz obsadzić woląc bawić w Warszawie niż przy wojsku. (A i w tem go oskarzano że to czynił z skłonności do wygód).

Również i nasza armia miała korzystną pozycyą, w której jenerał Skrzynecki spodziewał się być attakowanym z korzyścią dla nas, a przynajmniej chciał uzyskać czas stawiając się w stanie obronnym.

Opinia publiczna była innego zdania nielicząc nic na zwłokę, żądała kroków stanowczych, a wojsko walki.

Dodać tu trzeba, że jenerałowie którzy się byli oddalili od czynnej służby: Prądzyński, Chrzanowski i Krukowiecki nieukontentowani z Skrzyneckiego podburzali opinią publiczną przeciwko N. wodzowi.

Wysłano deputacyą od sejmu do Bolimowa do głównej kwatery, żądając aby N. wódz natachmiast attakował nieprzyjaciela lub złożył dowództwo. Jenerał Skrzynecki niewidząc podobieństwa attakowania nieprzyjaciela w pozycyi, którą był zajął, złożył dowództwo. Trudno było wybrać kogoś na tak ważne stanowisko. Jenerał Chłopicki schronił się był do Krakowa, gdzie się leczył z ran odniesionych.

Z wyprawy nieszczęśliwej na Litwę, niektórzy dowódzcy pojedyńczy, widząc nieudolność i nikczemność Giełguda i Chłapowskiego w kierowaniu całej tej wyprawy, odłączyli się od niego. Różne te oddziały zebrał jenerał Dembiński, śmiały i dobry Polak i wśród armiów rosyjskich przerznął się szczęśliwie do Warszawy. Śmiały ten i energiczny krok, zjednał Dembińskiemu powszechną ufność, i ta była powodem, że w miejsce Skrzyneckiego oddano komendę jenerałowi Dembińskiemu. Ten prawdziwie patryotyczny mąż nieznając w sobie zdolności na N. wodza, oświadczył, iż z potrzeby tylko momentalnej przyjmie dowództwo dopóki nowy naczelnik przez sejm nie będzie wybrany.

Zebrana rada wojenna przekonawszy się, iż jest niepodobieństwem attakować nieprzyjaciela w jego pozyci, zdecydowała, iż nasza armia cofnąć się ma pod okopy stolicy. . . 15go Sierpnia. Opuściło więc nasze wojsko. przed świtem brzegi Bzury. Lecz zaledwie rozpoczął się nasz ruch, natychmiast za nami ruszyła cała armia nieprzyjacielska.

Nasze wojsko stanęło stawiając czoło nieprzyjacielowi nad rzeczką Pisią, przez którą rozpoczęła się żwawa kanonada pomiędzy Szymanowem a Kaskami.

Ja natenczas posłany byłem z dwoma szwadronami kaliskiej jazdy dla asekurowania czterech naszych dział wysłanych na nasze lewe skrzydło do Kąsek. Tam przybywszy zapytałem komenderującego tam jenerała Kaźmierza Skarzyńskiego, gdzie mam stanąć z moją bateryą, lecz ten odpowiedział mi, bo zapewne sam nie wiedział co robić „ abym stanął gdzie mi się podoba." Na domysł więc zająłem w końcu wsi Kasek drogę idącą od Szymanowa i po obu jej stronach stawiłem po dwie armaty. Te rozpoczęły ogień, bijąc bardzo trafnie do kolumn nieprzyjacielskich, które stały z drugiśj strony rzeki. Nieprzyjaciel odkrył dwie baterye i rozpoczął morderczy ogień. Jedno z dział moich zostało niebawem zdemontowane, kazałem je więc w tył uprowadzić. Szwadron 1szy kapitana Lipskiego ustawiony w assekuracyi dział po lewej stronie drogi, niemogąc być usunięty z powodu położenia...<, jak to uczyniłem z drugim szwadronem, z pod strzałów nieprzyjacielskich utracił jedenastu ludzi. Kanonada ciągnęła się w miejscu aż ku wieczorowi.

Kawalerya prowadzona od jenerała Sznajde zrobiła kilka obrotów dowodzących przytomności umysłu dowódzcy, lecz bez wielkiego skutku z powodu błot zasłaniających nieprzyjaciela.

Batalion strzelców majora Dembowskiego i batalion z 5go pułku maj era Malczewskiego rozsypane w tyralierów szczególniej się odznaczyły, szkodząc dużo nieprzyjacielowi pod którego blizko się podkradły.

Na sam wieczór bez żadnego rezultatu z obydwóch stron kazano nam się cofać.

Zostawiony w tylnej straży, nie byłem napastowany. W pewnem oddaleniu tylko postępowali za mną kozacy, którzy ile razy kazałem szwadronowi stanąć i zrobić w tył front, zatrzymywali się. Przy tej sposobności zabawne miałem zdarzenie. Niejaki major Duma Francuz, z dawnego wojska Napoleona, znajdujący się jako ochotnik przy naszej armii, przybiega do mnie dobrze podpiły mówiąc „ii faut chargez ces canailles." Niemając rozkazu nie chciałem się wdawać w żadną utarczkę. Francuz z tego niekontent, wypada sam na kozaków, których może było ze szwadron; ci odurzeni całym tym kroldem pierzchają, gonieni przez Francuza z wiorstę. Niechcąc aby był wzięty, musiałem się zatrzymać i posłać trębacza który zaledwie skłonił Francuza do powrotu.

Całą noc cofaliśmy się i spoczęliśmy dopiero za Błoniem.

16go Sierpnia. Wszystko postąpiło ku Warszawie, a nasz korpus na Kokitno, Włochy i zajął obóz pod okopami stolicy na lewo od Woli.

Wczorajszego dnia właśnie wtenczas gdyśmy się bili pod Szymanowem, w stolicy panowało największe zaburzenie. Już w czasie naszego cofania się, zostało mi wręczonych kilka arkuszy drukowanych proklamacyi, świeżo odbitych, od komitetu rewolucyjnego w Warszawie. Niewiem dotąd, kto mi je oddał w marszu, to tylko było dodane, egzemplarz oddać jenerałowi Sznajde. Proklamacye te były w duchu ultra anti arystokratycznym, zachęcającym do terroryzmu i zemsty na zdrajców. Z tego domyślać mi się wypadało że musiało coś zajść w Warszawie, z kąd nie miałem wprost żadnej wiadomości.*) Umysły wzburzone do najwyższego stopnia, że armia nasza tak długi czas nieczynną prawie była, a nieprzyjaciel z tego korzystając prawie cały kraj zajął, gotowały wybuch który nie mógł być niczem powstrzymanym. Głośno wołano, iż nas zdradzają i nieprzyjacielowi zaprzedają.

Oddawna żądano ukarania jenerałów, którzy przez złe postępowanie, pogorszyli położenie sprawy naszej i byli przyczyną korzyści, które nieprzyjaciel odniósł nad nami. Lecz sąd wojenny, zebrany by wydać wyrok, zwlekał czynności i nie zdawał się mieć zamiar ukarania osób, które publiczna zemsta ścigała. Klub patryotyczny utworzony w stolicy w najlepszych zamiarach, byłby wielkim dla nas pożytkiem, gdyby jenerał Skrzynecki był go użył otwartem działaniem do podtrzymywania zapału, tak potrzebnego nam w tej chwili. Lecz użył go kto inny na swoją osobistą korzyść, a zgubę naszej świętej sprawy.

*) Późniejsza uwaga Aut. Panu Dodać tu muszę, że od momentu rozpoczęcia kroków nieprzyjacielskich, prawie nie bawiłem w Warszawie i zupełnie były mi obce wszelkie szczegóły zdarzeń i intryg różnych partyi ścierających się w Warszawie. Nawet rzadko kiedy dochodziły mnie w obozie gazety. Gdy nawet nadesłano mi pakę gazet czytać ich nie miałem czasu. Żadnych związków nie miałem z tylu moimi znajomymi a teraz figurującymi w stolicy. Starałem się być w całym znaczeniu tego wyrazu żołnierzem, z całą gorliwością oddając się służbie, nie szczędząc ani pracy, ani się ochraniając czy w dzień czy w nocy. Przytem uważałem za konieczną potrzebę nie spuszczania się w zupełności na nowego żołnierza, wielka to bowiem różnica stary żołnierz, a nowo utworzone wojsko. Bolałem nad obojętnością wielu naszych wyższych oficerów, przez którą robił się nieporządek i niedostatek, którego łatwo było uniknąć w tej wojnie. Przy niedostatku nie mógł nawyknąć nowy żołnierz do porządku tak niezbędnie potrzebnego w wojsku, bo szukając sam żywności, miał sposobność do rabunku i okazyą do oddalenia się z szeregu. U mnie ani koniom, ani żołnierzom nie zbywało na żywności, ale też żaden nie mógł na krok oddalić się bez rozkazu. Więcej cierpiał żołnierz przez brak spoczynku a koń że zawsze osiodłany musiał być, przez co się opsował. Aby porządek utrzymać trzeba było samemu dowódzcy dojrzeć, bo na nowych oficerów nie można się było w tern spuścić, i nie mogli doń nawyknąć.

Lud zniecierpliwiony, a podburzany zręcznemi intrygami Krukowieckiego, rzucił się na więzienia, zamordował Jankowskiego, Bukowskiego, Hurtycha i kilkunastu szpiegów powiesił. Krukowiecki (znany jako intrygant, co dotąd było na przeszkodzie jego wywyższeniu, lubo przyznawano mu zdolności) korzystał z tej chwili aby przypochlebić się ludowi i zyskać na swoję stronę klub patryotyczny, który odurzył przez pozorną gorliwość w sprawie naszej. Wiedziano o tem dobrze, lecz jak był główną sprężyną zaburzenia ludu, tak też umiał go pohamować, przez co ujął sobie większość w sejmie.

Przez dwa dni wachano się w wyborze naczelnego wodza. Mówią, iż Prądzyński i Ramorino nie chcieli przyjąć tej godności.

Nakoniec Krukowiecki przez swoje zabiegi dokazał tego, iż pomimo wstrętu, który wzbudzał we wszystkich dobrze myślących , został mianowany prezesem naczelnym rządu, a pod nim N. wodzem jenerał Małachowski. Widokom bowiem chytrym Krukowieckiego nie odpowiedziała godność N. wodza; chciał on go mieć pod sobą, a przytem chciał z rządu oddalić księcia Czartoryskiego i wszystkich innych którzy by mu mogli być na przeszkodzie.

Małachowski znany jako dobry Polak i waleczny żołnierz, umyślnie był wzięty na naczelnika wojska, gdyż Krukowiecki wiedział, że łatwo będzie mógł nim kierować.

Krukowiecki będąc poprzednio gubernatorem Warszawy, przez swoję czynność, gorliwość i sprężyste postępowanie, szczególnie się przyłożył do bardzo mocnego obwarowania stolicy, a znany jako człowiek z wielką energią, zdawał się być jednym tylko, który mógł być użyty w tak stanowczych momentach. Wielu jednak lękało go się, znając jego charakter zawzięty i skłonność do intryg.

Całe nasze wojsko rozłożone było po prawej stronie Woli pomiędzy redutami, które wzniesiono przed okopami. Dwa rzędy były redut, jedne drugie broniące z bardzo głębokiemi fosami i opolisadowane, tak jak wszystkie okopy na około stolicy. Na przodzie Woli, była ogromna baterya strychująca wszystkie inne, nakształt cytadeli. Wewnątrz okopów były jeszcze baterye gdzie tylko miejsce było. Każda ulica była opatrzona w barykady i wszędzie strzelnice były porobione w murach, aby nawet w ulicach skuteczny dać można opór nieprzyjacielowi, gdyby przełamał pierwsze zapory.

Tak Warszawa była umocnioną, i można mówić że miała pięć linii obronnych, a zdawało się przy zapale który panował w wojsku i w ludzie, iż armia nieprzyjacielska pierw zniszczoną być musi, zanim do stolicy będzie się mogła dostać.

1igo Sierpnia. Nieprzyjaciel postępując za nami, rozłożył się w okolicy, a jego przednie straże stykały się z naszemi.

Gdy jeszcze niewiedziano kto komenderuje wojskiem dano rozkaz do zrobienia rekonesansu ku Ołtarzewu. Rekonesans ten prowadził Francuz pułkownik Gallois i miał z sobą dwa bataliony z 3go pułku linijowego, dwa działa i cztery szwadrony z pułku 2go kaliskich ułanów, z którymi poszedł P. pułkownik Sokolnicki, gdyż ja byłem słaby, znużony do ostatka bezsennością trzech nocy od wyruszenia od Bzury. Pułkownik Gallois tak niebacznie naprzód poszedł śród armii nieprzyjacielskiej iż koło Odolanów został otoczony, i tylko kilku oficerów i żołnierzy zdołało przebić się, by dać znać o klęsce. Na pierwszą wiadomość wszystko stanęło pod bronią , a kawaleryi kazano iść naprzód. Ja zebrawszy na prędce szwadron jeden pospieszyłem na Wolą, gdzie jenerał Sierawski dał mi po kilka razy rozkazy, jeden przeciwny drugiemu, iść naprzód i wrócić się, aż w końcu zwrócony byłem przez jenerałów Łubieńskiego i Prądzyńskiego, gdyż już nie było można myśleć odbić tego, co nieprzyjaciel zabrał.

20go Sierpnia. Przez kilka dni staliśmy nieczynni i nieprzyjaciel nas też nie napastował. Rozdano kawaleryi sierpy i kosy. Ta sprzątała już dostałe zboże, tak daleko, jak nieprzyjaciel pola nie zajął; każdy pułk robił sobie osobne składy, układając sterty po za okopami, aby nie brakło paszy dła koni. Obawiano się, aby nieprzyjaciel przez długie nie attakowanie nas, nie przedłużył oblężenia i przez to nie starał się ogłodzić stolicy. Rozszerzano opinią, iż potrzeba zrobić wyprawę za Pragę, aby z tamtąd stolicę opatrzyć w żywność.

Nikt się nie domyślał, iż już wtenczas Krukowiecki knował swe haniebne zamiary, by oddalić główne siły od stolicy. Podchlebiał klubistom i straszył Skrzyneckiego, Czartoryskiego i innych którzy należeli do składu poprzedniego rządu, wystawiając im oburzenie ludu przeciwko nim i że nie są pewni w stolicy.

Mając dzisiaj służbę w korpusie, pojechałem na wieczór do Warszawy po rozkazy do jenerała Ramorino. Oczekując jego powrotu z rady wojennej zebranej u jenerała Krukowieckiego, spotkałem przypadkiem zagorzałego klubistę Krępowieckiego, który był przy artyleryi w wyprawie jenerała Dwernickiego i nie został po powrocie umieszczony od jenerała Skrzyneckiego, przy którym partya dworaków starała się upokarzać klubistów. Ten oświadczył mi, że jest teraz przy sztabie jenerała Krukowieckiego. Zdziwiło mnie to. Powiedziałem mu, iż niemam zaufania do Krukowieckiego gdyż boję się, aby ten człowiek nie zgubił nas. Przytoczyłem intrygi, które robił w r. 1813 w Saksonii przeciw jenerałowi Dąbrowskiemu, a nad Kenem przeciwko księciu Sułkowskiemu. Na to pokazał mi Krępowiecki sztylet dodając, że go utopi w nim, gdy jeden krok fałszywy przedsięweźmie, zapewniając mnie, że to jest człowiek z energią, jakiego nam potrzeba, i on jeden może nas wyrwać z położenia, w jakie nas wprawił Skrzynecki z partyą umiarkowaną.

Za powrotem jenerała Ramorino odebrałem rozkaz, aby cały korpus w nocy (na 21 Sierpnia) w największej cichości przeszedł Warszawę i przez most udał się na Pragę, gdzieśmy stali cały następny dzień.

23go Sierpnia. Drugi korpus pod jenerałem Łubieńskim, który był zebrany także na Pradze, udał się na lewo ku Płockowi. Nasz korpus opuścił w nocy Pragę i poszliśmy szosą na Grochów i Wawer.

Jeden szwadron 2go pułku jazdy kaliskiej odkomenderowany z kapitanem Godkowskim miał obserwować drogę ku Okuniewu. Jenerał Sierawski prowadząc swoję dywizyę na czele korpusu bez przewodników, udał się przez onryłkę ku Miłosnie, i dopiero za przybyciem jenerała Ramorino zwrócił się korpus wprawo przez pole ku Wiązownie, dokąd mieliśmy iść. Kapitan Godkowski spotkawszy nieprzyjaciela odparł go, a sądząc że korpus poszedł do Miłosny, udał się tam, lecz zamiast korpusu zastał nieprzyjaciela. Otoczony, jednak ze stratą kilku ludzi złączył się z korpusem.

Pod Wiązowną na rzece Świder zastaliśmy most zniszczony; cały korpus musiał zwrócić marsz. Okoliwszy Wiązownę stanęliśmy pod Mlencinem.

24 Sierpnia. Z całego kaliskiego 2go pułku pozostało

tylko 1 '/> szwadronu. Tego dowództwo zostawiłem podpułkownikowi Grodzickiemu, a sam przeznaczony zostałem na komendanta przednićj straży korpusu, która to straż składała się podług potrzeby z piechoty i jazdy, codziennie z innych pułków.

Z Mlencina ruszył korpus, a ja w przedniej straży nad Świdrem pod Kołbiel. Jazda nieprzyjacielska cofnęła się za tę rzeczkę i zrzuciła za sobą most. Gdym przybył nad Świder, wybiegli żydzi w wielkiej liczbie i w oka mgnieniu złożyli most z własnego natchnienia. Była to osobliwsza rzecz dla nas, gdyż jak lud nam był przyjazny, tak żydzi w ogóle zupełnie nam byli przeciwni.

Z pod Kołbiela poszliśmy do Osieka, gdzieśmy się złączyli z dywizyą jenerała Gawrońskiego, który idąc na Karczew, napadł tam nieprzyjaciela i zabrał mu niewolnika.

25 Sierpnia. Korpus udał się na Garwolin, a ja z brygadą jenerała Sznajde w prawo nad Wisłą naprzeciwko Czerska dla rozpoznania, czy nieprzyjaciel nie robi jakiego poruszenia przez Wisłę, lecz niezastawszy nieprzyjaciela złączyliśmy się z korpusem w Gorznie.

26 Sierpnia. Przy sztabie jenerała Ramorino znajdowali się książę Adam Czartoryski, Szyrma, Małachowski, Wężyk i wiele innych, których się Krukowiecki chciał pozbyć z Warszawy. Szefem sztabu był Władysław Zamojski, który w tej kampanii awansował z porucznika na pułkownika. Skład sztabu był liczny, lecz mało kto działać lubił i nikt się szczerze nie zajął lokowaniem obozu. Dla tego każdy stał, gdzie mu się podobało. Często mając służbę w korpusie, trzeba było noc całą szukać różnych oddziałów, gdyż nikt w sztabie nie był w stanie wskazać, gdzie który stoi. Szczęście nasze, że nieprzyjaciel nie śmiał nas allarmować, jak zwykł był robić w kampanii 1812 r. Na uwagi, które w tej mierze robiłem szefowi sztabu, odbierałem odpowiedź: „czy chcesz, abym wszystko robił ?" I widać było, że szef sztabu upadał pod. pracą, której podołać nie mógł. Było to skutkiem niedoświadczenia, i przy gorliwości nie umiał sobie nic ułatwić.

Przybył z Warszawy jenerał Prądzyński. Domyślamy się że coś stanowczego przedsięweźmiemy.

Na wieczór tegoż dnia byłem przywołany do sztabu korpusu , gdzie mnie oddano pod dowództwo brygadę złożoną jak następuje: z 9go pułku ułanów z czterema szwadronami, z pułku mazurów, dwóch szwadronów i dwóch batalionów piechoty. Odebrałem polecenie oczyścić kraj z porozrzucanych oddziałów kozackich w tyle za korpusem aż pod Pragę. Dodano mi oficerów do formowania pospolitego ruszenia z zapasem broni i ładunków. Ma się zbierać ochotników, szczególniej z strzelców celnych w borach garwolińskich.

Była to missya bardzo obszerna dla mnie, z której nie wiele obiecywać sobie mogłem. Wiele korzyści mogła przynieść, gdyż chociaż korpus przeszedł, jednakże dowóz produktów do Pragi nie był zupełnie wolny, gdyż oddziały nieprzyjacielskie wszędzie się pokazywały za korpusem i niepokoiły całą okolicę.

„Do Wgo podpułkownika Sczanieckiego dowódzey brygady jazdy.

„Wny podpułkownik weźmiesz natychmiast pod dowództwo swoje pułk 9ty ułanów i dwa szwadrony pułku Igo ma„zurów. Przeznaczeniem podpułkownika będzie za korpusem „oczyszczać kraj między Wisłą, a traktem brzeskim objęty, „pozostać w bliskości tej rzeki, strzedz prawego jej brzegu ,,rozpoznać takowy aż do ujścia rzeki Wieprza, i trzymać

„w okolicy rozsypanych małolicznych kozaków w odległości „ile być może największej od stolicy.

„Cel tego przeznaczenia jest podwójny. Pierwszy, ułatwiać i zabezpieczać dowozy żywności i furażu do Warszawy. „Drugi, który z czasem stać się może najważniejszym, strz edz „przygotowań czynionych przez nieprzyjaciela do postawienia „mostu na Wiśle, i o takowych, skoro będą niezawodne dać „spieszną do korpusu wiadomość przez dobrych emissaryu„szów.

„Korzystając z odwróconej nieprzyjaciela uwagi na nasz „korpus, który z Żelechowa ciągnie na Łuków, należy Wmu „podpułkownikowi posunąć się szybko pod Korytnicę, a ztam„tąd albo przez bliższe ku Wieprzowi posunięcie się, albo „przez silne rekonesanse, powziąść dokładną wiadomość o mo„stach, jeżeli jakie egzystują, i gdzie.

„Zrobiwszy rekonesans aż do ujścia Wieprza, (której to „rzeki nie należy przechodzić, żeby nie budzić uwagi stojącego nad rzeką nieprzyjaciela), wypadnie Wmu podpułkownikowi cofać się powoli ponad brzegiem, a przecież w pewnej odległości od rzeki, trzymając się miejsc zakrytych, „unikając dać poznać siłę swoję, ani stanowisk przez nią zajętych, ani dyrekcyi swoich ruchów.

„Brzegów Wisły strzedz przez rozstawionych jakby emi„saryuszów. Jazdę swoją mieć na oku, i ścigać kozaków, „i w ciągłem ile możności być dotykaniu z nieprzyjacielem, „żeby go z oka nie stracić.

„Cofać się wypadnie powoli, dopóki komunikacyi z War„szawą pułkownik nie oczyścisz. W najgorszym razie można „by się trzymać ponad Świdrem, pod Kołbielą, Glinianką, „lub na ostatku u Wiązowny, pilnując szosy idącej od Miń„ska i traktu od Karczewa do Warszawy. Do większych transportów dodawać należy eskorty.

„Wny podpułkownik porozumiesz się z podpułkownikiem „powstania i wydasz swoje rozkazy względem sposobów, jakby mógł dopomagać wykonaniu tych celów. Powitania ogólnego bynajmniej powoływać nie należy, ani je „wzbudzać tam, gdzie Wny podpułkownik nie masz chęci „utrzymania się. Byłoby to daremno ściągać zemstę nieprzyjaciela.

„Tern bardziej powołać takowe należy cząstkowo i uryw„kowo pomiędzy i za pocztami jazdy. Jako ogólną zasadę „w użyciu powstania należy ogłosić, ażeby zebrani z powitania ochotnicy nietrzymali się nigdy w miastach, ani miejscach stałych, ale owszem zawsze na komunikacyach po„między miastami, przez co i szkodliwiej przeciwko nieprzyjacielowi działać mogą, i nie dadzą poznać miasta lub wsi „zkąd wychodzą.

„Najgłówniejszą pomocą do wykonania tych zleceń bę„dzie: opatrzenie się w emissaryuszów dobrych i zachęcenie „obywateli miejscowych do udzielania swojej pomocy przez „donoszenie o ruchach i zamiarach nieprzyjaciela. Dla zobowiązania sobie obywateli i mieszkańców, Wny podpułkownik „zastósujesz się ściśle do przepisów tyczących się furażowa„nia, a których egzemplarz przez komisarza wojennego jest „w kopii wydany.

„Tym sposobem unikając wszystkiego, coby było krzyw„dzącem, i zbyt uciążliwem dla obywateli, unikniesz niekorzystnych z postępowaniem wojsk nieprzyjacielskich porównań.

„Korpus udaje się dnia 27go Sierpnia pod Tuchorze pół „mili od Łukowa; dnia 28go t. m. będzie w Międzyrzeczu, „Zbuczynie lub Siedlcach, dalej przewidzieć się Die da.

„Emissaryuszami przesyłać podpułkownik będziesz ważne „wiadomości do sztabu korpusu, i wprost do Warszawy do „naczelnego wodza. Najszczególniej ważne będzie zawiado„mienie o przygotowaniach do mostu, gdy niezawodnemi być „się okażą, i wiadomości z lewego brzegu o nieprzyjacielu „zaciągać. Fundusz na emissaryuszów w summie czterystu „Nr. 400 złt. polskich z kasy korpusu zaliczonym będzie.

„Z magazynów solnych ściągać będzie sól i fundusze „z tejże pochodzące w kasach leżące; sól przez liweranta od„sełać należy na Żelechów do Łukowa.

„Toż samo z chlebem. Wypada włożyć na wsie obowią„zek dostawy takowego dla wyżywienia swojej brygady, i prze„syłania do stolicy. Względem dostaw do stolicy uwiadomiać „że będą płacone gotowemi pieniędzmi.

„W szczególności żadne miejsce stałe nie wskazuje się „Wmu podpułkownikowi, w którem by się trzymać należało „koniecznie, owszem zostawuje się jemu wolność zupełna działania według okoliczności. Korpus starać się będzie przepłać jemu wiadomości o swoich poruszeniach. Wny podpułkownik będziesz zawsze oglądał się na możności połączenia „się z korpusem, gdy tego okoliczności wskażą potrzebę.

„Co do oddziałów stojących na posterunkach, tym nie „można dosyć zalecić pilności i czynności.

„Nigdy dwóch nocy w jednem miejscu nie przepędzać.

„We dnie spoczywać, a po nocach ruchy najczęściej odbywać.

„Le General comdt. le 2 corps

„Mamorino.
„Górzno dnia 27 Sierpnia 1831.

„NB. Jeden szwadron mazurów pomaszerował do Warszawy, będzie z powrotem w starej wsi pod Kołbielą na dniu „29go lub 30go, dokąd ma przybyć półbatalion 21 pułku p. 1., „a później może i ]/2 batalion pułku 17go p. 1., które eskortowały bagaże do Warszawy."

27 Sierpnia. Korpus ruszył na Żelechów traktem ku Łukowu, ja zaś ponad prawym brzegiem Wisły udałem się bocznemi drogami zmierzając ku Bobrownikom. Oddziały nieprzyjacielskie cofnęły się za Wieprz.

W Korytnicy mogłem zebrać dokładne wiadomości z całej okolicy pomiędzy Wieprzem a Wisłą. Dowiedziałem się że nieprzyjaciel nigdzie z lewego brzegu Wisły niezamierza się przeprawić, czego się szczególniej nasi obawiali, a na co szczególniej uwagę zwracać miałem.

Zamierzałem już wyruszyć dalej ku Bobrownikom, gdy przybył oficer od korpusu z rozkazem, abym spiesznie na Żelichów za nim dążył. Dotąd nie wiem, co był za powód mego odwołania, gdy nikt w moje miejsce nie był posłany, a zamiar mojej missyi powinien był być koniecznie uskuteczniony, gdyż inaczej nigdy droga między korpusem a Pragą nie mogła być zabezpieczoną. Już wieczorem przybyłem do Żelicbowa, gdzie nie zastałem korpusu, tylko kozaków postępujących śladem jego. Wysłałem przeciwko nim majora Karczewskiego z dywizyonem, by coś urwać, lecz kozacy uciekli. Postępując dalej za korpusem spocząłem w Kamieniu.

28 Sierpnia. Wyruszyłem równo z świtem i złączyłem się z korpusem około południa w Łukowie. Tu mi oświadczono, abym pozostał z jenerałem Zawadzkim i że dostanę inne przeznaczenie.

Korpus prawie bez zatrzymywania się, ruszył z Łukowa drogą ku Zbuczynie, ja zaś z brygadą jenerała Zawadzkiego zajęliśmy pozycyą nad rzeką Krzną. Zaledwieśmy stanęli, usłyszeliśmy kanonadę. Korpus się bije koło Zembrów.

29 Sierpnia. Na sam wieczór odebraliśmy rozkaz, aby spieszyć za korpusem. Maszerując w nocy przez pobojowisko trupami zasłane, stanęliśmy rano pod Zembrami, gdzie był zebrany korpus.

Ten skoro tylko wczorajszego dnia wyruszył z Łukowa, spotkał zaraz nieprzyjaciela który rzuciwszy się w prawo z drogi do Zbuczyna cofał się ku Zembrom, stawiając czoło naszym, aby zyskać czas i zasłonić rejteradę Moskali idących szosą od Siedlec do Międzyrzecza.

Pomiędzy Zembrami a szosą jest błoto przez które tylko mała grobelka prowadzi.

Dobra więc myśl była jenerała Prądzyńskiego, by nie napierać bardzo środkiem korpusu, a dać czas naszemu prawemu skrzydłu którem on sam dowodził, żeby zajść mogło i odciąć nieprzyjaciela za Zembrami od szosy.

Gdyby ten ruch był wykonany, byłoby całe wojsko nieprzyjacielskie, które się naszemu korpusowi opierało, wzięte wraz z artyleryą.

Lecz nasze centrum za nadto nagle posuwało się, a prawe skrzydło nie mogło tak prędko obejść i zamiast po za wieś na Zembry uderzyło; tym sposobem nieprzyjaciel tyralierami się zakrywszy miał czas cofnąć się za grobelkę zostawiwszy naszym tylko kilku set niewolników.

Przy końcu tej bitwy o mało cały nasz sztab nie dostał się do niewoli. Wieś Zembry były wzięte już ciemnieniem; jenerał Eamorino przebywszy tę wieś i sądząc że nasza jazda postępuje za śladem nieprzyjaciela, udał się prostą drogą, otoczony jak zwykle licznym sztabem i wielu osobami towarzyszącemi mu wraz z trenem jusznych koni sztabowców. Kalwakata ta, z powodu ciemności nic widzieć przed sobą nie mogąc, gdy wjechała na grobelkę została przyjęta wystrzałem całego batalionu nieprzyjacielskiego zostawionego dla zasłonienia rejterady. Szczęściem nieprzyjaciel nie śmiał się naprzód posunąć i cofnął się po wystrzale; ale konie niektóre ubite zostały, a inne wpadły w głębokie błoto otaczające grobelkę. Każdy, wraz z jenerałami zwalany w błocie, wydobywał się jak kto mógł, i dopiero późno w nocy zebrał się sztab, jeden po drugim w Zembrach.

Za mojem przybyciem do sztabu w Zembrach oświadczono mi że przejęty został kuryer, w którego depeszach znaleziono, że ma iść transport moździerzy do oblężenia Warszawy pod zasłoną jednego batalionu od Uściługa na Krasnystaw. Aby go zniszczyć, mam się udać w tę okolicę i wybrać sobie komendę podług mego życzenia. Dostałem instrukcyą, *) z rozkazem, abym wrócił z brygadą jenerała Zawadzkiego do Łukowa, a ztamtąd abym się udał na moją wyprawę.

*) Do podpułkownika Sczanieckiego. Wny podpułkownik zajmie się niezwłocznie wykonaniem zamierzonej jemu wyprawy. Weźmie pod rozkazy swoje dwie kompanie partyzantów z korpusu niegdyś Zaliwskiego.

Zostawia się do woli Wgo podpułkownika, czy zechce wziąść z sobą trzy lub tylko dwa szwadrony z pułku 9go ułanów, w takiej bowiem wyprawie nie liczba, ale dzielność koni i ludzi wszystko stanowi. Szwadron mazurów oddany pod rozkazy Wgo podpułkownika ma być wrócony do brygady. Pozostała zaś część z pułku 9go ułanów, zluzuje 2gi szwadron mazurów pełniący służbę przy parku w Łukowie i przy władzach cywilnych.

Drogi, którą Wny podpułkownik udać się masz, nie wskazuje się, gdy ta od okoliczności miejscowych zależy.

W ogólności to tylko nam z pewnością wiadomo, że park 8miu moździerzy do rzucania bomb idzie od Włodzimierza przez Uściług i Krasnystaw do Wisły. Celem więc wyprawy jest napaść na ten transport. W razie zaś nienatrafienia na takowy Wny podpułkownik użyjesz przybycia swego na komunikacyą (sic, zapewne przerwanie komunikacyi? Przyp. Wyd.) nieprzyjaciela jak będziesz mógł najkorzystniej. O pochodzie tego parku który na całym trakcie wiadomy będzie trzeba wcześnie przez emissaryuszów być uwiadomionym.

Do marszu spiesznego wypada brać w rekwizycyą po pierwszym lub drugim marszu konie chłopskie i obywatelskie pod piechotę.

Eskorta parku tego, składać ma się z Igo batalionu pułku brańskiego 2ch szwadronów jazdy i 4 dział (byłych polskich) które jenerał Pankow miał posłać ku niemu.

Siła ta niczem jest, gdy nocą napadnięta w okolicy, gdzie zapewne bez wielkiej ostrożności maszeruje.

Względem powrotu swego będzie Wny podpułkownik się dowiadywał o ruchach korpusu, ażeby swoje do tychże stosować.

Z polecenia dowódzcy korpusu

Szef sztabu Tf. Zamojski. Krasusy Zembre 29 Sierpnia 1831.

Rozkaz ten zechcesz W. podp. zakomunikować jenerałowi Zawadzkiemu.

Jeszcze przed południem udał się korpus z Zembrów ku Międzyrzeczowi w zamiarze dosiągnienia armii Gołowina i Rosena. My zaś zwrócili się nazad ku Łukowu. Niedaleko już byliśmy od tego miejsca, gdy przybiegł oficer z rozkazem, aby jenerał Zawadzki z całą swoją siłą pospieszał za korpusem, który właśnie bił się około Międzyrzecza. Powtórny więc raz prześliśmy pobojowisko pod Zembrami i maszerując noc całą stanęliśmy świtem w Międzyrzeczu.

30 Sierpnia. Wczorajszego dnia gdy nasz korpus tak śmiało postępował, nieprzyjaciel zrzuciwszy mosty na rzece Zned zdawał się chcieć bronić w Międzyrzeczu otoczony zewsząd błotami, w pozycyi bardzo korzystnej. Aby go odciąć od Białej, lewe skrzydło nasze t. j. dywizya jenerała Bielińskiego, minąwszy Międzyrzecz, posunęła się do milę oddalonej Rogoźnicy na główną drogę idącą z Międzyrzecza do Białej.

Tam dzielny pułkownik Rychłowski dowódzca brygady z 5tym pułkiem liniowym zniszczył i zabrał całą brygadę rosyjską wraz z jenerałem Werpuchowskim, lubo sam był ranny. Major Malczewski wraz z majorem Grabowskim cuda waleczności dokazywali, a broniący się jeden batalion nieprzyjacielski między stodołami, zapaliwszy te, do szczętu wymordowali.

Manewr ten, posyłający część naszego korpusu pod Rogoźnicę był zbyt śmiały. Gdyby nieprzyjaciel był się tam udał z całą siłą, byłby niezawodnie zniósł nasze lewe skrzydło. Lecz nieprzyjaciel posłał tylko brygadę do Rogoźnicy, a zresztą trzymał się w Międzyrzeczu. Uderzenie nasze na Rogoźnicę byłoby było o wiele korzystniejsze, gdyby jenerał Bieliński tam dowodzący nie był zbyt obojętnie działał i był zastąpił artyleryi, która cała uciekła do Białej. Jak świetne było zwycięztwo, tak z drugiej strony ranienie pułkownika Rychłowskiego pozbawiło nas jednego z najlepszych brygadyerów, których tak mało dobrych posiadaliśmy. Pod jego dowództwem pułk 5ty zdawał się być niezwyciężonym, który w dzielności zapewne nie był pośledniejszym od 4go pułku liniowego.

Przybyłem przed wschodem słońca pod Międzyrzecz, kazano nam postąpić naprzód, aby attakować nieprzyjaciela w mieście. Lecz za naszem przybyciem nad mosty dowiedzieliśmy się, że nieprzyjaciel w nocy opuścił Międzyrzecz a mając odciętą drogę do Białej udał się w prawo bocznemi drogami na Rososze ku Terespolowi. Złożyliśmy więc mosty bez przeszkody i weszli do Międzyrzecza, dokąd przybył od Rogoźnicy cały sztab korpusu.

Tu dowiedziałem się, iż tylko brygada jenerała Zawadzkiego miała wrócić do korpusu i że tylko przez omyłkę byłem ja zwrócony od Łukowa. Potwierdzono moje instrukcye a przy tej sposobności miałem rozmowę z jenerałami Ramorino i Prądzyńskim, szefem sztabu Zamojskim i księciem Czartoryskim tyczącą się mojćj wyprawy. Zapewniłem ich, iż z dwoma szwadronami i dwiema kompaniami przejdę niezawodnie na miejsce mego przeznaczenia i że będę chciał uskutecznić co mi polecono. Lecz po uskutecznieniu tego chciałem wiedzieć, dokąd się mam udać, gdyby Zamość był oblężony i tem samem nie mógłbym się dostać do tej twierdzy? Gdzie mam w tym razie szukać korpusu? Na to odpowiedział jenerał Prądzyński „iż spodziewa się dosięgnąć przed Bugiem Gołowina i zniszczyć go, a natenczas zwróci się korpus przez Kock w Lubelskie, gdzie powinienem się starać połączyć z nim." Szef sztabu Zamojski odezwał się na to: ,,„a czy tam się uda korpus, jeżeli w tym czasie będzie wzięta Warszawa?"" Na to Prądzyński z największą flegmą jak zwykle, rzekł obracając się do mnie: „W tym razie, który może nastąpić, musisz myśleć o sobie i pewien jestem iż sobie poradzisz."

Cała armia i ja z nią ożywiona była nadzieją największych pomyślności. Uderzyło mnie więc wielce to przypuszczenie, aby w ten moment stolica tak obwarowana mogła popaść w ręce nieprzyjaciela, gdy dwa korpusa tak znaczne oddalone od niej zostały, mogące jej mocną nieść pomoc.

Jeżeli jenerałowie mogli coś podobnego przypuszczać, czyż powinni się byli oddalać od stolicy i zapędzać się za jednym korpusem nieprzyjacielskim, który choćby zdołali zniszczyć, czyby to wynagrodziło utratę stolicy?

Oddano mi dwie kompanie z 3go pułku liniowego pod komendą kapitana Dziewieckiego. Z tych jedna była grenadyerska, złożona z ludzi bardzo bitnych; druga utworzona z partyzantów Zaliwskiego, wsławionego na Litwie, mniej była do karności przyzwyczajoną. Do tego dobrałem sobie dwa szwadrony z jazdy mazurów pod dowództwem majora Rybczyńskiego. Lecz ponieważ jeden z tych szwadronów znajdował się w Łukowie, a tamtędy nie przypadała mi droga, przeto przenocowałem w Międzyrzeczu posławszy do Łukowa rozkaz, aby ten szwadron nazajutrz rano ze mną się zszedł w Kąkolewnicy.

Korpus wyruszył od południa z Międzyrzecza ku Białej a to zawsze w zamiarze aby nieprzyjaciela uprzedzić nad Bugiem i nie dać mu się cofnąć do Brześcia.

, Poruszeniami korpusu rozrządzał jenerał Prądzyński i kierował wszystkiem, do czego dobrowolnie stósował się jenerał Ramorino, lubo miał tytuł dowódzcy korpusu. Nie można odmówić temu jenerałowi waleczności, gdyż dał jej dowody, posiadał on wiele znajomości wojskowych lecz pod kierunkiem innego, nie zdawał się być z samego siebie decydowanym do śmiałych przedsięwzięć i łatwo da sobą kierować byle komu, jak to się później okazało.

Korpus nasz, gdyśmy wychodzili z Pragi składał się z 18 do 23,000 ludzi.

Pierwszą dywizyą dowodził jenerał Sierawski, a drugą jenerał Bieliński, obydwaj bez najmniejszych zdolności wojskowych.

Pierwszą brygadę piechoty składał 6ty, 14ty i 20ty lin. pułki pod dowództwem jenerała Zawadzkiego, śmiałego, lecz bez energii w decyzyi. Drugą brygadę składały 5ty, 1Ity pułki lin. pod dowództwem pułkownika Rychłowskiego, który przez swą waleczność umiał sobie zjednać zaufanie ludzi. Mógł on być jednym z najlepszych naszych jenerałów, lecz ranny pod Rogoźnicą wrócił do Warszawy, a w jego miejsce objął komendę pułkownik Podczaski, który nie miał daru zjednania sobie zaufania żołnierzy.

Trzecia brygada: 1szy, 3ci, 21szy pułki piech. lin. Dowódzca pułkownik Dąbrowski.

Czwarta brygada: 2gi, 17ty pułki piech. lin. dowodził pułkownik Urbański.

Ostatni dwaj brygadyerzy mało się dali poznać, na formalności wiele uważali.

Dywizyą jazdy dowodził jenerał Gawroński, osłabiony na zdrowiu, nie posiadał tej żywości, która jest koniecznie potrzebną dla jenerała kawaleryi.

Pierwsza brygada składała się z pułku 2go strzelców konnych, karabinierów i legii nadwiślańskiej. Dowodził nią jenerał Sznajde śmiało i energicznie działający.

Druga brygada złożona była z pułków ułanów 5go, 9go i 2go kaliskiego pod komendą jenerała Kruszewskiego, nowo awansowanemu z porucznika, któremu szczęśliwie udało się

odznaczyć. Jako jenerał w naszym korpusie nic szczególniejszego nie zrobił.

Trzecia brygada złożona z pułków ułanów Igo 2go 3go pod komendą jenerała Konarskiego, który był nowo awansowany z artyleryi. Był to dobry Polak, śmiały żołnierz, lecz więcej może byłby użyteczny, gdyby był zostawiony przy artyleryi , poświęciwszy się z gorliwością i wiadomością tej broni.

Te wszystkie pułki tak piechoty jak jazdy nie były kompletne i wiele było takich, co miały po dWa bataliony lub dwa szwadrony.

Często brygady zmieniały się i pułki przechodziły z jednej do drugiej, jak tego było potrzeba.

Z Rogoźnicy wrócił tegoż dnia do Międzyrzecza major Dembowski z batalionem strzelców wolnych i przyprowadził jeńców zabranych wczoraj. Między tymi był jenerał i kilku sztabsoficerów, których pod zasłoną odesłano do Warszawy, niemając już zakątka wolnego w kraju, gdzieby ich można trzymać.

Międzyrzecz jako z natury umocniony zamierzano obwarować , aby tam złożyć nasze szpitale i składy w tyle korpusu. Zostawiony tam Kossowski, człowiek do wszystkiego, tylko nie na wojskowego, tak był opieszałym, iż ranni pod Rogoźnicą trzy dni leżeli na pobojowisku, a on sobie używał we dworze z subwencyi na żydach zrobionych i tam kazał się pilnować pozrzucawszy mosty, gdy jeńcy w mieście zaledwie straż mieli.

31go Sierpnia. Wyruszyłem rano z Międzyrzecza traktem wielkim prowadzącym na Radzyń do Kocka. W Kąkolewnicy dowiedziałem się, iż jazda nieprzyjacielska znajdująca się w Radzynie cofnęła się do Kocka, a ponieważ szwadron z Łukowa dopiero w nocy przybył, przeto przenocowałem w wsi, zebrawszy podwody pod piechotą, abym tem spieszniej mógł postępować.

Igo Września udałem się z Kąkolewnicy do Romaszek, gdzie mogłem mieć dokładną wiadomość z Rossoszy i z Łomazów. Przez ostatnie miasto cofał się Gołowin zdając się kierować na Piszczacze do Terespola. Dało mi to nadzieję że trafi na nasz korpus, który miał nagle postąpić przez Białą ku Terespolowi.

2go Września. Aby lepiej ukryć mój marsz postanowiłem odbywać go w nocy. Zabawiwszy więc do wieczora w Romaszkach, a w nocy przeszedłszy Hbrodyszcze stanąłem rano w Horoszczycie naprzeciwko Włodawy gdzie były składy rosyjskie, lecz niechcąc aby nieprzyjaciel dowiedział się o mnie, nie udałem się tam.

Postępując środkiem kraju pomiędzy Bugiem a Wieprzem znajdowałem się w okolicy, gdzie jeszcze nasze wojsko w tej kampanii nie było. Radość mieszkańców na nasz widok, nie jest do opisania. Ubiegali się, by nas opatrzyć w wszystko co nam było potrzebnem; chłop i wieśniaczki ze łzami radości wynosili żołnierzom pożywienie.

To usposobienie ludu pozwalało mi dowiedzieć się o wszystkich ruchach nieprzyjacielskich i o wszystkich drogach najskrytszych przez lasy i błota, któremi postępować mógłem. Nie potrzeba było szukać przewodnika, o ten zaszczyt dobijano się.

Muszę tu nadmienić o zdarzeniu, które mi było bardzo nieprzyjemnem, a któremu zaradzić nie mógłem. Moja piechota miała pautalony tylko płócienne, a większa część była bez płaszczy, przez co szczególniej w nocy cierpiała. Chłopi, aby żołnierzom dopomódz, donieśli kapitanowi Dziewickiemu, iż w boru ukryte stoją bryki jednego żyda z Chełma wiozącego sukno przemycane z zagranicy. Kapitan Dziewicki korzystając z mojego zajęcia na przodzie kolumny, bez mojej wiedzy posłał po to sukno i tak się uwinął, że zanim się dowiedziałem , już każdy żołnierz miał odcięty kawał na spodnie i płaszcz. Odbierać żołnierzowi, który istotnie tego potrzebował, było niepodobieństwem, lecz zawsze był to rabunek karogodny. Aby zaradzić szkodzie właściciela, kazałem na spoczynku obliczyć zabrany towar na pieniądze i dałem assygnacyą do komisariatu warszawskiego.

3go Września. Unikając wielkich traktów i miast, aby nigdzie z patrolem nieprzyjacielskim się nie spotkać, minąłem Urszulin i stanąłem rano w Tarnowie w śród wielkich lasów.

Na trakcie od Włodawy na Eęczną do Lublina prowadzącym, a który w poprzek przeszedłem, stały kresy rosyjskie. Wiadomość o tem musiałem przed własnymi ukrywać, z obawy, aby który z moich żołnierzy pragnących chciwie zachwycić nieprzyjaciela, nieoderwał się.

4go Września. Minąwszy Chełmo stanąłem w Dypultyczach. Natychmiast wysłałem szpiegów do Wojsławic na trakt idący od Uściługa do Krasnego Stawu. Ci smutną donieśli mi wiadomość, iż przed dziesięciu dniami przeprowadzono przez Wojsławice 8 moździercy i że te dotąd daleko za Lublinem muszą być. Było to skutkiem złego wyrachowania w sztabie korpuśnym, że w depeszach przejętych nie odróżniono daty kalendarza greckiego od naszego, a przeto mnie za późno wysłano na zniszczenie tego parku przeznaczonego do oblegania Warszawy.

Widząc się zawiedzionym w nadziejach, przemyśliwałem co czynić dalej? w którą stronę się udać? Nie komunikowałem myśli moich nikomu z podkomendnych; żaden z nich dotąd niewiedział po co i dokąd idzie.

Do Dypultycz, małego folwarczku śród lasów ukrytego, przybyło wielu z okolic obywateli, którzy mi donieśli, jako Zamość oblega Kayzarów i że jest niepodobieństwem dostać się do twierdzy bombardowanej przez nieprzyjaciela. Słychać nawet było czasem strzały.

•Do Krasnego Stawu było trzy mile, gdzie znajdowały się zakłady korpusów Rydygiera i Kayzarowa wynoszące jakie 500 koni.

W pierwszej chwili, na wiadomość, że na Litwie pokazują się w lasach małe powstania, chciałem się tam udać, mając zawsze wielką chęć dostania się na Litwę.

Lecz zważając, że jak mi było powiedziane, korpus nie za Bug, ale w Lubelskie miał się udać, zdecydowałem się przeprawić za Wieprz i przy tej sposobności zabrać, co się znajdzie w Krasnym Stawie. Wysłałem na zwiady do tego miasta; dano mi dokładne wiadomości tak o sile nieprzyjaciela jak o przystępach do niego. Chcąc się dostać do Krasnego Stawu, trzeba przebyć Wieprz po moście, który nieprzyjaciel mógł zrzucić za mojem zbliżeniem się.

Aby tego uniknąć zamierzyłem przejść Wieprz po niżej miasta. Wieczorem więc wyruszyłem z Dypultyczy. Kazałem się prowadzić mimo Rajowca lasami ku Stężycy, gdzie jest most przez Wieprz. Noc była nadzwyczajnie ciemna, deszcz padał, nieznośna szaruga, zaledwie oczy otworzyć dozwalająca. Niedaleko już będąc Wieprza, dowiedziałem się, iż w tyle moja kolumna przerwała się, a tylna straż z częścią piechoty oderwana, nie wiedzieć gdzie się znajduje. Musiałem więc się zatrzymać i posłać szukać tylnej straży, którą zaledwie w trzy godziny znaleźć było można. Tego opóźnienia powodem był kapitan Dziewicki, dowodzący tylną strażą, który chcąc po drodze zachwycić posterunek nieprzyjacielski zatrzymał się bez mojego rozkazu i potem nie mógł trafić za kolumną. Był to błąd kary godny, który aż nadto często nasi młodzi oficerowie popełniali. Wzięty jeden dragon z koniem nie wynadgrodził opóźnienia, to zaś było przyczyną że nie mogłem podchwycić nieprzyjaciela jak chciałem.

Miałem zamiar przeprawiwszy się przez Wieprz posiać piechotę nad samym brzegiem rzeki do Krasnego Stawu, aby most opanowała, ja zaś z jazdą chciałem z przeciwnej strony uderzyć na miasto; w teuczas ani jeden z Moskali nie byłby mógł uciec.

5go Września. Już dniało gdy mogłem ruszyć naprzód. Jeździe kazałem nagle postępować przez most do Stężycy gdzie stał posterunek nieprzyjacielski. Po kilku wystrzałach wszystkich zabrano; jeden tylko zdołał uciec by dać znać o nas do Krasnego Stawu, coby nie było nastąpiło, gdybyśmy byli w nocy przybyli.

Widząc że mój zamiar uieudał się, postanowiłem wstępnym bojem uderzyć na Krasny Staw, a zebrawszy całą komendę, udałem się lubelskim traktem. Przed miastem stali uszykowani dragoni; kazałem mazurom uderzyć; ci natarli tak sihiie że nieprzyjaciel w największym nieładzie cofnął się do miasta. Nasi zapędzili się za ostatnimi na rynek, gdy tymczasem pierwsi pierzchnęli za most i ten za sobą zrzucili. Gdy jednak mieszkańcy zaraz go znów złożyli posłałem w pogoń jazdę za nieprzyjacielem, lecz widząc że się za daleko zapędza, cofnąłem ją do miasta.

Między jeńcami był Szef sztabu jenerała Kayzarow pułkownik Dokudowski, szabskapitan od artyleiyi konnej Męciński, major prowiantowy Scrurok i Kowańko porucznik piechoty.

Na rynku kazałem ludziom się pożywić i koniom popaść żywnością i owsem, które nieprzyjaciel zostawił.

Dowiedziawszy się, iż kolumua nieprzyjacielska idzie od Piasków traktem od Lublina, kazałem zrzucić most na Wieprzu i wyszedłem po południu z Krasnego Stawu udając się

traktem na Gorzków. Lecz zaraz za miastem opuściłem ten trakt i udałem się manowcem pomiędzy Tarnogórą a Gorzkowem do Rudnik. Dla tego nie bawiłem w Kasnym Stawie, bo nie chciałem być attakowanym i stoczyć formalną bitwę. Mojem przeznaczeniem było wpaść, urwać co można nieprzyjacielowi i znowu w inną stronę udać się.

6go Września. W nocy zawiadomił mnie pewien ekonom, który powrócił z obozu Kayzarowa z pod Zamościa, dokąd woził furaż, iż wczorajszego dnia wielki był ruch w obozie, i że dwie kolumny ruszyły z niego, jedna ku Żołkiewce, druga ku Turobinowi. Aby więc wcześnie przejść w poprzek te trakty, wyruszyłem w nocy z Rudnika i samemi lasami szedłem aż pod Turobin, a minąwszy to miasto stanąłem we wsi nad Tzeczką błotnistą Pór, na drugiej stronie była wieś Tarnowa, którędy prowadził trakt od Turobina do Janowa

W marszu odebrałem wiadomość, że na żadnym trakcie niepokazuje się nieprzyjaciel; sądząc że pierwsze doniesienie było mylnem nie przeszedłem za rzeczkę Pór, gdyż jeszcze pół mili trzeba było iść przez groblą, a ludzie dużo znużeni życzyli sobie spoczynku. Ta uległość dla podkomendnych była błędem z mojej strony, który mnie wprawił w krytyczne położenie. Najgorsze skutki mogły z tąd dla mojej komendy wyniknąć. Może to posłużyć za przestrogę dla innych, i dla tego te szczegóły opowiadam.

Stanąłem w dziedzińcu dworskim, bo zwykle takie miejsca obierałem na stanowiska, mogące łatwo być bronione od piechoty. Prócz tego miałem te powody obierania dworskich dziedzińców na stanowiska, że oficerów łatwiej było można wstrzymać przy komendzie, i ja sam nie potrzebowałem oddalać się od niej mając potrzebę widzenia się z posiedzicielem lub rządzcą dóbr. Lecz ten dziedziniec miał w tyle błota nie przebyte, a jeden tylko wyjazd, od którego było przynajmniej 3 wiorsty do grobli prowadzącej także przez błota. Dziedziniec leżał w nizinie, na około góry. Dziedziniec ten położeniem najniedogodniejszy zająłem spokojnie, nie spodziewając się nieprzyjaciela w pobliżu podług powziętych wiadomości. Wysłałem na zwiady ludzi do Turobina, lecz ci nie wracali. Gdy się dobrze zmierzchło, dały się słyszeć z dwóch stron strzały od moich pikiet. Przyznaję, dreszcz mnie przeszedł, gdyż wystawiłem sobie całą trudność mojego położenia, gdybym w tem miejscu był od przemagającej siły napadnięty, nie mając żadnej drogi do cofania się!! Wysłany oficer doniósł mi, że z dwóch stron jazda nieprzyjacielska pokazała się przed naszemi pikietami, lecz cofnęła się. Dodał że słyszał na trakcie z Turobina do Wysokiego, a który od naszego stanowiska ledwie jednę wiorstę oddalony był, tentent kawaleryi, armat i wozów amunicyjnych. Niemógł on dla ciemności rozpoznać dobrze, lecz zdawało mu się, iż ten pochód był pospieszny i ku Wysokiemu posuwał się. Posłałem spiesznie patról za groblę do Tarnowa, aby się zapewnić, czy od tej tam strony jestem zagrożony? lecz ten wrócił niezastawszy tam nikogo. Z tej strony zaspokojony posłałem oddział piechoty dla obsadzenia grobli.

7go Września. Około północy w największej cichości wyruszyłem z mego stanowiska, a przeszedłszy za Pór udałem się na Otroczę do Godziszewa, gdzie spocząłem. Po małem zasileniu ludzi i koni, ruszyłem dalej ku Janowu. O milę od Janowa o 3ciej z południa, straż moja tylna została attakowaną przez nieprzyjacielską jazdę. Zwróciłem ułanów, którzy ją odparli i spokojnie udałem się do Janowa. Opatrzywszy się w żywność i furaż udałem się na moje dawne stanowisko, (gdzie na początku Czerwca stałem), i blisko mieszkania leśniczego rozstawiłem się. Niespodziewając się nigdy, aby przeciwko mnie wysłał nieprzyjaciel piechotę, sądziłem iż w tem stanowisku będę się mógł trzymać i odpierać napady jazdy; a podług potrzeby będę się mógł przenosić, czy to pod Zamość, czy ku Wiśle lasami ciągnącemi się tu na wszystkie strony, aż póki nie nadejdzie korpus w Lubelskie, gdziebym się mógł z nim złączyć. Stanowisko moje było bardzo korzystne przeciw jeździe. Obiecywałem sobie nawet wiele korzyści, mogąc niepokoić nieprzyjaciela i przenosić się tam, gdziebym chciał.

8go Grudnia. Przed świtem wysłałem podjazd do Janowa o ćwierć mili odległego, który atoli nikogo nie spotkał Tem zaspokojony porzuciłem się, by cokolwiek spocząć przeczuwawszy prawie całą noc. Lecz zaledwie usnąłem, placówka napadnięta od nieprzyjaciela dała ognia. Kazałem stanąć do broni i jeździe wsiąść na koń. Huzary wraz z kozakami mijając piechotę moją po lewej stronie zrobiły szarżę na jazdę w tyle stojącą, chcąc odbić jeńców, których dużo miałem. Lecz w sam czas kapitan Dziewicki kazał drugiej kompanii, która stała za grenadyerami zmienić front przez zajście pra'wem ramieniem. Ogień rotowy kompanii tej zmieszał nieprzyjaciela. Kazałem więc majorowi Rybczyńskiemu uderzyć z dwoma szwadronami, co zmusiło nieprzyjaciela do ucieczki. Cieszyłem się widząc jak moi mazury dzielnie gnali przed sobą pąsowych huzarów od gwardyi i kozaków i jak ich lancami z koni zsadzali. W tem pierwsza kula działowa uderzyła w sosnę nad głową Rudnickiego, oficera od mazurów, któremu dawałem rozkazy. To zwróciło moją uwagę w stronę od któ rej kula przyszła, i ujrzałem kilka kolumn piechoty i 4 działa nieprzyjacielskie, zajmujące pozycyą na wzgórzu. Zaraz więc posłałem do majora Rybczyńskiego, aby się daleko nie posuwał i powracał, a zabrawszy jeńców, juczne konie i całą jazdę, udał się w tył drogą, którą mu wskazałem około młyna i bez zatrzymywania się,< żeby poszedł na Świdry lasami o trzy mile do Lipy, gdzie ma oczekiwać dalszych rozkazów.

Pozbywszy się tak jazdy, która niemogła jak tylko mi zawadzać w lasach, zacząłem się cofać lecz nie drogą za jazdą, tylko w lewo ku Biłgorajowi. Sądziłem iż nieprzyjaciel swoją jazdą poszle z Janowa prostą drogą na Modliborzyce i Zaklików do Borowa; aby go od tego odwieść i aby mniemał że zamyślam przerznąć się do Zamościa powyższy ruch uskutecznić chciałem. Wybieg ten udał się zupełnie i uratował moję komendę od zagłady przez czwórnasób liczniejszego nieprzyjaciela.

Nieprzyjaciel posuwał się za mną utrzymując ciągły tyralierski ogień.

Cofałem się utrzymując w porządku kompanią grenadyerów, mającą dobrego i przytomnego oficera kapitana Białkowskiego. Fizylerów miałem rozsypanych w tyraliery. Przy każdem przejściu rzeczek i strumyków błotnistych których tu nie mało wpada do Sanu, jakoto Bukowa, Świdra, Lipa i t. d. zbierałem wszystko razem, a przyjąwszy ogniem rotowym nieprzyjaciela zmuszałem go do zatrzymywania się, co mi dawało czas do porządnego cofnięcia się. Piechota moja celnie strzelała, za każdą razą miał nieprzyjaciel stratę w zabitych i rannych. Tak postępowaliśmy z milę; nieprzyjaciel za mną w całej sile. Widząc żem go dosyć odprowadził w tę stronę, opuściłem drogę ku Biłgorajowi i rzuciłem się z całą piechotą w prawo w gęstwiny, aby dosięgnąć drogę idącą ku Lipiu. Przy pierwszych strzałach straciłem przewodnika. Można było łatwo zabłądzić w takiej puszczy gęstej, lecz kierując się po słońcu, wyprowadziłem moją piechotę do Świdrów, gdzie dostałem przewodnika. Nieprzyjaciel trop w trop za nami postępował, lecz już bez dział, gdyż te były mu bezużyteczne w gęstwinie. Tak zrównaliśmy się w siłach, chociaż on miał więcej roboty. Jednakże celnemi strzałami rażony, coraz mniej śmiało nacierał niemogąc użyć na nas dział, ani jazdy.

Będąc dobrze obeznany z okolicą z pierwszego mojego tu pobytu, byłem pewny, że póki w lasach będziemy, nic nam, lubo liczniejszy nieprzyjaciel nie zrobi, lecz"obawiałem się pól około Borowa. Gdyby nieprzyjaciel był z piechotą za mną postępował a jazdę z działami prosto posłał na Zaklików ku Zawichostowi, gdzie miał bliższą drogę i trakt, byłby nas odciął od Wisły. Wtenczas nie było innego ratunku dla mnie, jak przebijać się przez nieprzyjaciela, co tylko z wielką moją stratą mogło się było powieść.

Przybywszy nakoniec do Świdrów na drogę, dowiedziałem się, iż tamtędy już była przeszła moja jazda, posłałem więc za nią do Lipy mojego adjutanta, porucznika Łempickiego, z rozkazem, aby major Rybczyński wybrał jednego oficera najgorliwszego z plutonem na najlepszych koniach i aby ten jak najspieszniej udał się na Borów do Zawichostu, z Borowa aby mi doniósł, czy tam nikogo nie spotkał, a od Wisły, aby mi dał znać czy Zawichost jest w naszych rękach i czy jest jaki środek do przeprawy.

Niezatrzymując się w Lipem kazałem dalej postępować odsuwając jazdę zawsze naprzód, z którą sam się udałem, obawiając się bardziej na przodzie niż w tyle. Rozmyślałem co zrobić, gdyby za Wisłę do Zawichostu nie można się dostaćWachałem się między dwoma środkami, czy udać się ku Kraśnikowi z całą siłą, lub też czy oddzielnie puścić jazdę i zwrócić się lasami z piechotą ku Biłgorajowi i Zwierzeńcowi, co z samą piechotą łatwo można było uskutecznić, gdyż niezmierne gęstwiny w tych lasach i częste strugi, podawały sposobność ukrycia się przed nieprzyjacielem i udania się, gdzie się chciało, lecz z jazdą była o wiele trudniejsza sprawa. Tak postępowałem zamyślony, gdy jeden komendant szwa

dronu mazurów, którego nazwiska wymienić .nie chcę, wskazując mi słupy granicy austryackiej, przerwał milczenie mówiąc: „tam do Galicyi udać się możemy." Ze wstrętem i oburzeniem odparłem jego propozycyą mówiąc mu, czyż nie wiesz jak piętnują postępek Giełguda i Chłapowskiego? Nad granicą austryacką stały szwoleżery i węgierska piechota, przypatrując się naszym utarczkom. Dwóch Węgrów z karabinami i1 całym pakunkiem przyłączyło się do nas; jeden z nich szczególniej tak celnie strzelał, że kilku Moskali ubił. A oficerowie częstowali naszych winem, nie zważając na to, że ich żołnierze naszym ładunki dawali.

Już od Lipy nieprzyjaciel nie napastował nas; zapewne spoczął, mając znużonych ludzi.

Przeszedłszy za rzeczkę Sannę pod Eążkiem spocząłem także, gdyż ludzie uszedłszy prawie 5 mil, bijąc się ciągle byli niezmiernie zmęczeni. Chciałem także powziąść wiadomość od Wisły, zanim się wychylemy z lasów.

Niezabawem przybył pierwszy ułan z Borowa z doniesieniem, iż tam nie ma nieprzyjaciela, a drugi od Wisły przyniósł miłą wiadomość, że nasi są w Zawichoście i że będzie przeprawa mogła nastąpić.

Po małym spoczynku ruszyłem z przewodnikiem prostym chłopkiem z Lipy odznaczającym się rzadką roztropnością i jeszcze rzadszą troskliwością o naszą sprawę. Utrzymywał on komunikacye z Zamościem, ułatwiał przeprawy różnych transportów z Galicyi i wielką liczbę młodych ludzi przeprawił do naszego wojska. Zasługi jego są wielkie. Żałuję że nie zakonotowałem nazwiska. Ten poczciwiec zwrócił moją uwagę na rzeczkę Sannę, która otacza Janiszew naprzeciwko Zawichostu. „Tam, mówił, gdy zrzuciemy mosty, choćby nas nieprzyjaciel ścigał, tyle to nam da czasu, że będziemy się mogli przeprawić."

Przechodząc Borów bez zatrzymywania się, kazałem jeździe spędzić chłopów z siekierami, a przebywszy Sarnię pod Janiszewem, gdzie jest bardzo głęboka i błotnista, kazałem pościnać mosty, nawet ten co prowadzi od Kraśnika. Zaledwie przybyliśmy nad Wisłę, już jazda nieprzyjacielska z działami przybyła nad zrzucony most.

Majorowie Winiawski i Czarnecki znajdujący się w Zawichoście;' wiedząc o mojem przybyciu przez oficera którego posłałem, przygotowali dwa małe galary i kilka czołen, które naprędce mogli zebrać. Lecz przewieść przez Wisłę i wrócić ze statkiem wymagało czasu, a nieprzyjaciel zaczął do nas strzelać i krzątał się nad naprawieniem mostu, przeto nie można było czasu tracić. Najprzód kazałem jeńców przewieść a potem całą moją komendę, na kępę rozciągającą się naprzeciwko Zawichostu, lecz bliżej prawego brzegu, gdzie go tylko wązkie ramię Wisły oddziela. Wysoki brzeg Wisły kazałem tyralyerom obsadzić, którzy odstrzeliwając się, zasłaniali przeprawę reszty, nie dając zbliżyć się do brzegu jeździe nieprzyjacielskiej.

Na środku kępy była wklęsłość. Tam ułanom zsieść z koni i ukryć się kazałem.

Gdy już wszystko było zaambarkowane wsiadłem sam na ostatni odbijający galar. Ten uniesiony pędem wody i przez roztargnienie przewoźników zalęknionych strzałami, nie już do kępy lecz do drugiego brzegu Wisły pod Zawichostem przybił. Posłałem ztąd statki i kazałem potrosze przewozić moich ludzi z kępy. Lecz nieprzyjaciel naprawiwszy most ua Sannie i zbliżywszy działa swoje nad brzeg Wisły, strzelał kartaczami na kępę a granaty puszczał na Wisłę i do Zawichostu. Strzały te prawie nie szkodziły ludziom moim na kępie, gdyż wszystkie prawie przenosiły i padały na Wisłę, lecz statki nie mogły się zbliżyć do kępy. Kazałem więc wstrzymać przeprawę do nocy.

Wieczorem by się naocznie przekonać o ile ucierpieli ludzie moi na kępie i aby im się pokazać, by nie sądzili że ich się opuściło, puściłem się małą łódką z jednym oficerem lecz dla pędu wody i ciemności, zamiast do kępy, przybiliśmy do przeciwnego brzegu. Bylibyśmy byli schwyceni gdybyśmy spiesznie nie byli poznawszy nasz błąd, odbili, a niesieni wodą poniżej Zawichostu wysiedliśmy.

Tyralyery moi ukryci na kępie ubili nieprzyjacielowi lub ranili jeszcze nad brzegiem Wisły 16stu ludzi. My tylko jednego żołnierza z koniem stracili. Rzucane granaty do Zawichostu żadnej nam szkody nie czyniły, a nieprzyjaciel przekonawszy się o bezskuteczności swoich strzałów przestał strzelać. W nocy więc kazałem przeprawić resztę moich.

9 Września. Po uskutecznieniu przeprawy, przekonałem się, że z piechoty 80 ludzi *) brakowało, wszystkie moje i kilku oficerów wierzchowe konie, które przy pierwszym attaku pod Janowem zginęły nam z oczu i nie poszły z jazdą. Nie było także mojego służącego Franciszka, który mając jucznego konia zwykle nas żywił, a był mi bardzo dogodny. Oficerowie rosyjscy, których miałem w niewoli, a których on opatrywał w żywność uczuli ten brak i zaproponowali mi, by żądać jego wydania, jeżeli jest zabrany, z tego powodu że nie jest żołnierzem.

Posłałem więc na czołnie jako parlamentarza porucznika Krzysztoporskiego. Nadmieniłem iż jestem gotów wymienić jeńców i przesłałem listy oficerów rosyjskich, żądających nadesłania ich rzeczy. Odebrałem odpowiedź od jenerała Plaoutina, dowódzcy kolumny rosyjskiej zapewniając mnie iż każe szukać mego służącego i natychmiast go odeśle*), a zarazem kazał mi podziękować za dobre obchodzenie się z jeńcami.

cf. pod datą ligo Września.

Natenczas dowiedziałem się, iż nieprzyjaciel miał przeciwko mnie pułk huzarów gwardyi X. Oraniego, kozaków, 2 bataliony piechoty i 4 działa.

Z chlubą mogę powiedzieć tak dla mnie, jak i dla moich podkomendnych, że pochód od Janowa do Zawichostu przez sześć mil ciągle się bijąc przeciw tak przemagającym siłom, może należeć do rzadszych działań, które opisy wojskowe wyliczają. Oddać muszę sprawiedliwość kompanii grenadyerów z 3go pułku liniowego kapitana Białkowskiego, że ona całą miała zasługę tego dnia, cofając się zawsze porządnie, stawiając śmiały opór nieprzyjacielowi i nie dając się ani razu rozbić mimo powtarzanych ataków. Owszem klęskę się zadało nieprzyjacielowi, gdyż moi ludzie więcej mu janili i zabili, jak ich było.

Kompania fizylierska miała także śmiałych żołnierzy, lecz złożona z partyzantów (Zaliwskiego, wsławionego na Litwie) nie była tak łatwą do utrzymania w porządku i zwykle tylko w rozsypce użytą być mogła. Dla tego też najwięcej z nich brakowało, gdyż w gęstwinach lasu oderwani zostali.

W ciągu mojego całego marszu zawsze się starałem o to, aby nigdy nie zbywało ani ludziom ani koniom na żywności; wódkę tylko w miarę kazałem dawać; lecz nie dozwalałem żadnej samo wolności, ani oddalania się z szeregów. Byli, co szemrali na moją surowość, mówiąc „co to za partyzant, co nie da rabować i żydów wieszać," lecz nie zważałem na to i kazałem pełnić moje rozkazy.

*) A Monsieur le Ldeutenant Colonel Cornmandant le corps de partiscms qui a traverse hier la Vistule.

Je desirerais de tout mon coeur, Monsieur le Colonel, remplir votre desir, mais malheureusement l'homme dont vous me parlez a ete pris hier matin et renyoye d'abords avec les autres de Janow au corps qui bloąue Zamość. Quant au 8 prisonniers faits hier soir je ne saurais prendre sur moi de les echanger sans en avoir recu 1' autaurisation. Je me vois donc, mon Colonel, dans la desagreable position de ne pouvoir remplir votre desir.

Plaoutinn.

Bez daty. General major Cornmandant le detachement

qui se trouve vis-a-vis Zawichost.

W Zawichoście nie zastałem wojska, komendantem tylko był major Winiawski, a major Czarnecki był przeznaczony do formowania nowego pułku w Lubelskiem. W tym celu zbierał młodzież przekradającą się z Galicyi i kilkanaście koni już miał.

Jenerał Rożycki który był dowódzcą województwa kaliskiego, krakowskiego i sandomirskiego, miał zebrany korpus z różnych zakładów, które się w tę stronę cofnęły, gdy się nieprzyjaciel przeprawił na lewy brzeg Wisły.

Miał on naprzeciwko siebie korpus Rydygiera stojącego około Radomia przed którym cofnął się w tych dniach od Janowa. Główną kwaterę miał w Kunowie. Tam posłałem rapport.

W Staszowie był Januszewicz prezesem województwa Sandomirskiego: radzca Wągliński, komisarz pełnomocny rządu narodowego. Do nich posłałem żądając zaopatrzenia mojej komendy w żywność, furaż, obuwie, koszule i ładunki.

Przed wieczorem nieprzyjaciel stojący na drugiej stronie Wisły cofnął się nagle. Dla śledzenia jego poruszeń posłałem posłańca z listem do jenerała Plaoutina, dając pozór kontynuowania układów o wymianę jeńców. Posłaniec ten wrócił dopiero w nocy z Zaklikowa, którędy się nieprzyjaciel cofnął.

10go Września. Od jenerała Rożyckiego wróciła odpowiedź przeznaczająca Sandomierz na odpoczynek i reorganizacyą mojej komendy. Lecz ponieważ nikt mnie nie miał zastąpić w Zawichoście, a znajdowałem punkt ten zanadto ważnym, aby mógł być opuszczonym, zaraportowałem moje wi

dzenie rzeczy jenerałowi Rożyckiemu pozostając tymczasem w miejscu. Moja komenda opatrzona w ładunki, koszule i obuwie, a to z Galicyi, zkąd tajemnie przechodziły transporta, z znacznych tam przysposobionych zakładów.

Zawsze miałem zwróconą uwagę na Wisłę, gdzie pragnąłem się udać na pierwszą powziętą wiadomość, iż nasz korpus wracając od Bugu przejdzie przez Wieprz w Lubelskie. Drugi mój posłaniec z listem do jenerała Plaoutina wrócił z Janowa *) i doniósł mi, iż ten jenerał z całą swoją siłą udał się ku Zamościowi. Przy tej sposobności przesłał ten jenerał rzeczy dla oficerów których miałem w niewoli, a których odesłałem podług odebranego rozkazu w głąb krakowskiego, gdzie do 3,000 jeńców było zebranych.

11go Września. O wszystkiem, co się działo na prawym brzegu Wisły donosili mi chłopki lubelskie, którym równych żaden cywilizowany kraj nie pokaże, bo z prawdziwą i bezinteresowną gorliwością pracowali i biegali, aby tylko dać nam znać o wszystkiem, co nam mogło być korzystnem. Jeden z nich z największym pospiechem przyszedł mi dać znać iż nie tylko moje konie, ale wszystkich moich ludzi, których mi brakowało, ukryto w borach i jak teraz nieprzyjaciel się oddalił przyprowadzą mi ich. Wielu ludzi mojej piechoty wysłanych na tyralierów, gdy wypadało przechodzić strugi przy zwijaniu się, uprzedzeni atakiem nieprzyjaciela niezdołali się połączyć, odcięci, i dla tego tak wielu zrazu brakowało. Wszystkich dobre chłopki przyprowadzili wraz z końmi mojemi jucznemi wierzchowemi i Franciszkiem, zwanym żartobliwie marszałkiem dworu, a pełniącym funkcyą, jak bywa w sztabach, aide de cuisine. Także zniesiono wiele broni po zabitych Moskalach w lesie. Przybyło też kilkunastu młodzieży z Galicyi i dezerterów z wojska austryackiego.

*) Odpowiedź. Monsieur le Colonel!

J'ai eu 1'honneur de recevoir votre lettre des aujourd'hui elle parviendra a Monsieur le Lieutenant General Kaisserow et j'aurai 1'honneur de vous faire parvenir la reponse a Zamość le plutót possible c' est a dire aussi vite qu'un courrier peut pairenir d'ici et recevoir la reponse.

J'ai 1'honneur d'etre 30 Aout Monsieur le Colonel

Janów le u sept. ,8S1- votre tres humble serviteur.

Plaoutinn.
General - Major.

Była to prawdziwa dla mnie rozkosz, iż nieprzyjaciel będąc w siłach tak nieproporcyonalnych w stósunku do moich oprócz strat, które poniósł w ludziach, żadnej nie odniósł korzyści, bo wszyscy ludzie wrócili, o których sądziłem, że się dostali w jego ręce.

Spieszne zwrócenie się nieprzyjaciela zostawiało mi znowu wolny ten cały kraj aż do Janowa, dokąd zamierzałem wrócić.

12go Września. Smutna mnie doszła wiadomość, którą nie dałem rozszerzać, iż nieprzyjaciel szturmując długi czas i straciwszy dużo ludzi przez kapitulacyą zawartą z Krukowieckim opanował Warszawę dnia 8go b. m. Przerażająca była ta wiadomość, lecz nie traciłem nadziei słysząc iż nasze wojsko udało się ze stolicy ku Modlinowi, a korpusa jenerała Łubińskiego i Ramoriniego nie były tknięte i mogły się łatwo połączyć z tem, co wyszło z Warszawy.

Dziś doniósł mi jenerał Rożycki, iż stosownie do odebranych instrukcyi -od jenerała Małachowskiego, wydanych w skutek kapitulacyi Warszawy, zawarł zawieszenie broni z jenerałem Rydygierem, stanowiąc że linia demarkacyi pójdzie od lewego brzegu Wisły rzeczką Kamienną do Pilicy w okolice Sulejewa. Wiadomość tę ze wstrętem przyjąłem, widząc iż to zawieszenie broni było skutkiem rozkazów tych, którzy poddali Warszawę, a którzy powinni byli się dać w gruzach

zagrzebać! Wysłałem więc natychmiast oficera do jenerała Rożyckiego z oświadczeniem: iż jeżeli moja komenda ma być objęta zawieszeniem broni, tedy natychmiast, aby się wyłamać z tego przeprawię się na prawy brzeg Wisły, aby odszukać korpus, do którego należałem. W tym zamiarze kazałem robić przygotowania, pomimo złego stanu mojego zdrowia, dostałem bowiem wrzód, który nie pozwalał, tylko leżący wydawać rozkazy.

Spoczynku też nie miałem chwili, bo lubo na przodzie stał korpus jenerała Rożyckiego, niedochodził on do lewego brzegu Wisły i z tej strony mogłem być napadnięty, dla tego musiałem się pilnować i wysłać podjazdy do Ożarowa i Tarłowa. Wprawdzie miał te okolice zasłaniać jenerał Szeptycki, lecz ten uczony, lecz bojaźliwy i nie mający wyobrażenia o dowodzeniu wojskiem, niepewnem działaniem niewzbudzał zaufania, by się na niego spuszczać można.

Wysełałem ciągle emisaryuszów za Wisłę, szczególniej do jenerała Ramorino aby się dowiedzieć dokąd się udał jego korpus, lecz żadn.ej wiadomości nie mogłem powziąść po za Wieprzem. ,

Nadesłano mi depesze dla przesłania ich do Zamościa, obleganego przez korpus Kajsarowa. Wynalazłem bardzo obrotnego chłopka, który się podjął tej misyi. Zaszyłem w obrgbek jego sukmany w ruloniki pozwijane karteczki z" drobnem bardzo pismem do jenerała Krysińskiego dowódzcy Zamościa. Żeby zaś miał pozór zbliżenia się do twierdzy dałem mu list do jenerała Plaoutina, dziękując mu za okazaną dobrą chęć odesłania mojego służącego, który z wszystkiemi końmi już wrócił, a chcąc mu się równie wywdzięczyć, przesłałem mu niektóre listy, pisane od oficerów rosyjskich do żon i rodzin, a ktorych znaczną liczbę przyjąłem w Krasnym Stawie. Ważniejsze zatrzymałem. Pomiędzy temi były rozkazy jenerała Rydygiera na Wołyń, aby z tamtąd rezerwy przybywały. Chciałem podług nich obroty moje kierować, aby na te transporta uderzyć. Załączam treść:

Listy w rosyjskim języku pisane, pod któremi po polsku wyrażono, a mianowicie: v

Do komendanta 3 brygady 18 dywizyi jenerała majora Sobolewskiego od Rydygiera. Zawiadomienie że komendant rezerw brygady 1 dragońskiej 1 dywizyi odebrał rozkaz, aby z trzeciemi jaszczykami do 23 bateryi artyleryi konnej należącemi, natychmiast udał się do Radomia, zaś inne przybyłe tak jaszczyki, jako i działa pozostawił pod zarządem miejscowej władzy wojskowej w Dubnie.

Do komendanta dywizyonu rezerw 1 brygady dragońskiej dywizyi w Dubnie od Rydygiera, z Radomia aby ten zabrawszy wozy amunicyjne czyli jaszczyki 23 bateryi artyleryi konnej z Dubna natychmiast udał się do Radomia. Oraz aby przybyłe następnie i działa pod zakryciem rezerwy 1 dywizyi dragońskiej oddać pod miejscową naczelną wojskowo -naczelnikowską władzę w Dubnie.

Karta drożna. Dubno, Jarosławice, Łuck, Torczyn, Łukany, Włodzimierz, Hrubieszów, Uchanie, Krasny Staw, Piaski, Lublin, Wąwolnica, przeprawa przez rzekę Wisłę w wsi Podgórze, Zwolin, Radom.

13go Września. Mając wszystko przygotowane, już byłbym się przeprawił za Wisłę, tylko mój wrzód, który mimo pomocy doktorów wstrzymywał mnie, nie chciał pęknąć.

W tem przybył przebrany Wojnicki, znajdujący się przy sztabie jenerała Ramorino, którego korpus opuścił z pod Międzyrzecza na Białą ku Terespolowi, gdzie korpus nieprzyjacielski nie dosięgniony cofnął się za Bug. Na wiadomość że nieprzyjaciel szturmuje .Warszawę wrócił się nazad Ramorino, a Prądzyński pośpieszył do Warszawy. Prądzyński tak zdolny do najpiękniejszych planów, a tak słaby przy tem, jak później się dowiedzieliśmy, stał się narzędziem Krukowieckiego do skłonienia sejmu i dobrze myślących do poddania Warszawy.

Po niejakich opóźnieniach w marszu, przybył korpus do Siedlec i tam doszła go wiadomość, że Warszawa wzięta, a wojsko nasze się cofnęło pod Modlin, gdzie się z Łubińskiego korpusem miało połączyć.

Nic więc nie wypadało Ramoriniemu, jak tylko rznąć się tam ku tąd dla połączenia się z główną armią. Bojaźń by nie być od niej odciętym przez poruszenie armii rosyjskiej od Pragi nie powinno było odwieść od tego zamiaru, gdyż ta nie byłaby się mogła zbyt daleko oddalić od stolicy, której zagrażała nasza armia z pod Modlina; korpus Ramoriniego mógł marszami forsownemi zwrócić się po za Liwem za Bug i dostać się za Narew koło Pułtuska. Korpusa Rosena i Gołowina postępujące od Brześcia za nim, nie były jeszcze tak zbliżone, aby mu od flanki zajść.

Niedecydowność, która jak zgubą każdego dowódzcy tak małego jak wielkiego wojska, ogarnęła jenerała Ramorino i sprawiła największe nieukontentowanie w korpusie, gdzie zaczęto szemrać. Nieszczęście, gdy postępowanie jenerała to sprawi, lecz gdy raz do tego przyjdzie, powinien mieć tyle energii, by najzuchwalszych ukrócić i nareszcie rozstrzelać, a potem energicznem działaniem zaufanie zbudzić, przez które wszystko się robi. Przeciwnie postąpił Ramorino, zwoływał oficerów oddając pod ich decyzyą co ma robić; krok najzgubniejszy! tego nigdy jenerał nie powinien robić, chyba że z swoją komendą chce się wysadzić minami.

Ramoriuo będąc osobiście odważnym jako cudzoziemiec poświęciwszy się naszej sprawie mając osobiste zasługi, nie

miał przecież tego hartu żołnierskiego i decydowności właściwej dobrym jenerałom. Gdy się Prądzyński oddalił, głównie na niego wpływałi książe A. Czartoryski i szef sztabu Zamojski.

Pierwszy, najlepszy może Polak, który wszystko poświęcił dla ratowania sprawy ojczystej, pomimo zdatności jako minister, nie był wojskowym i nie miał nigdy prawdziwie militarnych zdolności, które nie każdemu są wrodzone.

Drugi młody, odważny, zachęcony niektóremi szczęśliwemi zdarzeniami, które go posunęły w jednej kampanii z porucznika na pułkownika szefa sztabu, może powziął myśl że odosobniony, łatwo kierując dowódzcą korpusu, potrafi wyszczególnić się i dosięgnąć wyższy stopień — może najwyższy!

Zaczęto więc wystawiać trudności dostania się do armii pod Modlin i brak amunicyi, dla której wypada udać pod Zamość, tam się w nią opatrzyć i dalej znowu działać za Bug.

W skutek tych zabiegów udecydowała rada większością głosów, aby się korpus udał pod Zamość. Większa część jenerałów i sztabs - oficerów korpusu, bez zdania własnego, przystała na ten pomysł.

Udał się więc korpus ze Siedlec nazad do Łysobyk gdzie przeszedł Wieprz. Gdy raz zacznie się wachać komendant nigdy nie jest zdolnym przedsięwziąść coś stanowczego.

Wszakże decyzya nastąpiła iść do Zamościa? na cóż więc korpus obrócił się z Łysobyk w prawo na Kurów do Wąwolnicy ?

Tu znów podawała się sposobność przedsięwziąść coś bardzo stanowczego. Trzeba było zaniechać projekt udania się pod Zamość, uderzyć raptownie z całym korpusem na Kaźmierz, tam przejść Wisłę, a po zniesieniu mostu niezawodnie było można znieść korpus Rydygiera, złączyć się z Rożyckim, a z tąd byłaby wynikła operacya, która w swych skutkach, mogła dać zupełnie inny obrot sprawie narodowej.

Lecz z Kurowa wysłano tylko jenerała Zawadzkiego z brygadą, który wpadł na nieprzygotowanego nieprzyjaciela, opanował miasto, i miał w ręku most. Odurzony tylko przedstawieniem komendanta rosyjskiego, że zawarte jest zawieszenie broni, dozwolił nieprzyjacielowi opanować most I Kto inny na miejscu jenerała Zawadzkiego, któryby był umiał korzystać z podanej sposobności, byłby niezawodnie tak opanował most na Wiśle, jak to uczynili w r. 1809 Francuzi pod Wiedniem. Mniej naganny jenerał Zawadzki od jenerała Ramorino, który w instrukcyach danych jenerałowi Zawadzkiemu zamiast opanować most, kazał mu go zniszczyć.

Gdzie silniejszego nieprzyjaciela miał jenerał Ramorino: czy Rydygiera na lewym brzegu Wisły ? czy też Roseua, Dawidowa i Gołowina, którzy połączeni postępowali za nim na prawym brzegu Wisły?

Od Łysobyk koląc po nad Wisłą, a wiedząc iż w siłach postępuje nieprzyjaciel za nim, chciałbym wiedzieć, dokąd mógł mieć jenerał Ramorino zamiar udać się? Pewno nie do Zamościa gdy tam nie była droga, a chcąc się tam udać podawał nieprzyjacielowi flankę do pewnego attaku.

Gdy jenerał Ramorino niezamierzał przejść pod Kaźmierzem przez Wisłę, co okazują jasno instrukcye dane jenerałowi Zawadzkiemu, wnoszę z tąd, że jego marsz z Łysobyk do Wąwolnicy był zupełnie bez żadnego planu.

' Pod Wąwolnicą dopiero widział swoje krytyczne położenie i niepodobieństwo dostania się tym sposobem pod Zamość, niemożność w którą popadł przez marsz od Wieprza do Wąwolnicy.

Teraz musiał przemyśliwać, jak się dostać na lewy brzeg Wisły. Lecz zamiast posłać szwadron, pułk, nawet brygadę jazdy wysłał emisaryuszów, którzy mieli przysposobić most pod Zawichostem!! Jednym z tych emisaryuszów był wyżej wymieniony Wojnicki, który oświadczył iż ma w tym względzie polecenie do jenerałów Szerabeka i Różyckiego. Widząc ważność tego polecenia bez straty czasu posłałem Wojnickiego dodawszy mu jednego z moich oficerów pocztą do Kunowa, gdzie była główna kwatera jenerała Rożyckiego.

Natychmiast także wysłałem dwie sztafety do radzcy Węglinkiego i prezesa Januszewicza wzywając ich imieniem jenerała Ramorino, aby jak najspieszniej kazali sprowadzić od Sandomierza statki i spędzić ludzi z siekierami i fury z potrzebnym materyałem do postawienia mostu pod Zawichostem. Spodziewałem się, że to jak najłatwiej nastąpi, gdyż kilka dni wprzódy był u mnie P. Januszewicz, gorliwy urzędnik i najlepszy Polak, który mi oświadczył, że mają polecenie w największej tajemnicy zbierać potrzebne materyały do stawiania mostu pod Zawichostem.

Ci dwaj gorliwi urzędnicy, zostając pod rozkazami jenerała Rożyckiego posłali natychmiast sztafetę do tegoż z zapytaniem, czy mogą zadosyć uczynić mojemu żądaniu. Na to odpisał mi jenerał list, który później czytałem tej treści: „Przybył tu do mnie P. Wojnicki mieniący się posłanym od „jenerała Ramorino lecz niewiedząc, czy to nie jest emisa„ryusz rosyjski wysłałem oficerów dla sprawdzenia jego oświad„czeń i dla tego daję rozkaz, aby się jeszcze wstrzymać „z przysposobieniem do mostu."

Jenerał Rożycki znany z swych zacnych uczuć dla sprawy narodowej nie może być posądzony, aby miłość własna lub osobistość kierowały tem jego postanowieniem. Jedynie przez zbytnią skrupulatność tą razą zgrzeszył, późniejsze ztąd wypadki złe były.

P. Wojnicki był znany od jenerała Szcmbeka, i dla tego był wysłany, gdyż w naszym korpusie sądzono, iż ten jenerał dowodzi na tej stronie Wisły. Gdy tego jenerała tu nie było i gdy jenerał Rołycki nie mógł wierzyć osobie nieznajomej i nieopatrzonej w żadne pisma, przeto powinien był być ostrożnym zalecić mnie szczególniej stojącemu w Zawichoście, lecz niewstrzymywać przysposobienia materyałów, którego żądałem.

14go Września. Nie odebrałem żadnej odpowiedzi od jenerała Rożyckiego ani ze Staszowa. Dzień cały zszedł w oczekiwaniu i bezczynności.

15go Września. Około południa dała się słyszeć kanonada zbliżająca się od Józefowa. Aby zasięgnąć wiadomości wysłałem dwa patrole, jeden po lewej, a drugi po prawej stronie Wisły.

Ostatni spotkawszy oddział dragonów rosyjskich przed Rachowem wrócił wieczorem. Pierwszy zaś, który miał rozkaz iść nad lewym brzegiem tak daleko, dopóki nie będzie mógł zasięgnąć wiadomości o kanonadzie, przyniósł około godziny 10tej w nocy karteczkę, którą mu przesłano czołnem od Rachowa od porucznika St. Żołtowskiego.

„Z rozkazu jenerała Ramorino mam honor zawiadomić „JW. dowódzcę inżenierów stawiających most na Wiśle dla „przejścia korpusu pod jego komendą będącego, iż strzały „słyszane były tylko odstrzeliwania się armii polskiej dążącej „ku Zawichostowi, która dziś nadciągnąwszy ma się nalewy „brzeg przeprawić. Jenerał Ramorino przeto uprasza o jak „najspieszniejsze ukończenie mostu, oraz uwiadomia JW. pana „dla uniknienia pomyłek nie wzięcia korpusu jego za korpus „nieprzyjacielski. Rachów d. 16 Września 1831.

Stanisław Żołtowski pporucznik II pułku ułanów. W ten moment posłałem sztafety do jenerała Rożyckiego; do radzcy Węglińskiego i prezesa Januszewicza, a jazdę całą moją w okolicę by spędzić ludzi i fury, i do Sandomierza aby tam będące statki przybywały pod Zawichost.

16go Września. Od 10 w nocy do rana tyle się zrobiło, szczególniej przez gorliwość majora Winiawśkiego, iż rano było już w Sandomierzu ośm statków i kilkaset ludzi z narzędziami, również dostateczna ilość fur do dowożenia drzewa z magazynów, które kazano rozbierać. Liny i kotwice znalazły się poddostatkiem u kupców. Dla ułatwienia roboty uprojektowano most przez kępę pociągnąć. Że zaś miejscami tylko Wisła była głęboka przeto w tych miejscach zamierzono użyć owe galary, a resztę mostu przez mieliznę na sztelugach postawić.

Muszę tu nadmienić, iż w nocy jeszcze, gdym pierwsze rozporządzenia poczynił, napisałem do jenerała Ramorino, że ponieważ dotąd nic nie było rozpoczęte około mostu, przeto zdaniem mojem przed 48 godzinami nie może być skończony, mimo wszelkiego pospiechu który będziemy się starali przyłożyć. Ostrzegałem go więc, żeby zyskał czas, i jeżeli będzie gdzie dobra pozycya około Radiowa, aby na niej mógł się trzymać. Przytem opisałem położenie Zawichostu, jako brzeg lewy Wisły bardzo jest wyniosły i dominuje prawy brzeg. Gdyby musiał się cofnąć od Rachowa do Janiszewa, zwróciłem jego uwagę, czy by nie mógł użyć rzeki Sauny do przeprawy? W tym razie proponowałem, aby przysłał bateryą pozycyjnych dział, które na galarach każę przeprawić, a obsadziwszy niemi wyniosłe brzegi Zawichostu i wsi Trójcy, będzie można strychować z boku nieprzyjaciela, gdyby na korpus nacierał.

Rano rozpoczęła się kanonada od Rachowa. Z tamtąd cofał się korpus na brzeg Wisły.

Nadesłani sapery i oficerowie od inżynierów tak z korpusu jenerała Ramorino, jak od Rożyckiego zgodzili się na kontynuowanie mostu w ten sposób, jak był rozpoczęty. Podług ich decyzyi, jak major Winiawski mi doniósł miał być

most ukończony do wieczora. Natychmiast więc posłałem drugi rapport do jenerała Ramorino, że most będzie skończony dziś w nocy.

Tymczasem przebierali się na czołnach pojedyńczo niektórzy oficerowie, którym przezorność kazała myśleć o sobie, a szczególniej dowódzcy pułków, lecz niezapomnieli z sobą zabrać płatników i kasy. Takimi byli Witkowski, Byszewski, Starzeński i inni. Liczbę ich powiększyli sztabowcy, którzy przybywali aby nie wracać do korpusu, pod pozorem przekonania się, jak daleko jest robota mostu posunięta. Takiemi byli: Ko., Dz., Ka. i w. i. Ci chcieli się do wszystkiego mieszać, a bałamucili tylko. Jeden z nich, znany z wielomówstwa, aby dowieść, ile ważna jest jego osoba, każdemu, kogo spotkał pokazywał blankiety podpisane przez jenerała Ramorino, na dowód iż takie ma zaufanie, że mu wolno w imieniu tegoż wydawać rozporządzenia.

Ubolewałem nad jenerałem, że takim osobom oddaje się, a znużony gadatliwością nieznośną, którą zamieszanie sprawiał w robocie rozpoczętej, prosiłem aby się oddalił.

Tymczasem kanonada wzmagała się i korpus coraz bardziej był napierany od nieprzyjaciela.

Nakoniec przybył około południa P. H z sztabu jenerała Ramorino z rozkazem, aby zaniechać budowanie mostu, a prowadzić statki w górę ku Sandomierzowi, gdyż podług postanowienia rady wojennej ma się korpus cofnąć do Galicyi!! Ta wiadomość była dla mnie uderzeniem piorunu; przerażony, niechcąc własnym uszom wierzyć posłałem po majora Winiawskiego, aby mu P. H. powtórzył co mnie powiedział. W tej samej chwili dano mi znać, iż przed moją kwaterę przybył książe A. Czartoryski, który się był przeprawił przez Wisłę 'z wielu innymi cywilnymi od sztabu jenerała. Lubo zaledwie mogłem się podnieść z łoża, zbolały moralnie i fizycznie, pospieszyłem przed dom. Książe Czartoryski potwierdzi! poprzednią wiadomość

Wydałem zatem rozkaz piechocie, aby zabrawszy statki, ludzi i wszelkie materyały pod swoim konwojem kazała to prowadzić w górę Wisły ku Sandomierzowi. Majorowi Rybczyńskiemu poleciłem obsadzić Zawichost i pilnować tego miejsca aż do dalszych rozkazów. Sam zaś na wozie kazałem się wieźć ku Sandomierzowi. Wyjechawszy na wzgórek za Zawichost mogłem widzieć jak, nasz korpus po cofnięciu się od Wisły na Borów uszykował się za tą wsią wzdłuż granicy auśtryackiej i z 42 dział rozpoczął ogromny ogień. Całą naszą i nieprzyjacielską linią widzieć było można. Nieprzyjaciel nie zdawał się bardzo nacierać. Ta kanonada bez poruszenia ciągnęła się w miejscu i dopiero zmrokiem ucichła.

W Sandomierzu zastałem całą świtę księcia Czartoryskiego, inżynierów, saperów i wielu oficerów od sztabu.

Około godziny 10tej wieczorem odebrałem przez chłopa, który przybył z za Wisły, karteczkę od szefa sztabu Zamojskiego, w której',mi pisze, że lubo korpus wszedł do Galicyi, nie zdaje się, aby Austryacy sprzeciwiali się przeprawie, a więc aby myśleć o tejże. Uradowany tą wiadomością i mając już 18 galarów, które z góry przybyły, pospieszyłem do księcia Czartoryskiego, gdzie zebrali się prawie wszyscy oficerowie i urzędnicy miejscowi. Gdy im wskazałem miejsce gdzie były statki wraz z moją piechotą, pospieszyli tam wszyscy.

17go Września. Resztę nocy przepędziłem bezsennie, ciesząc się nadzieją, że może korpus będzie uratowany, lecz rano przybył P. Januszewicz, który się był w nocy przeprawił przez Wisłę, donosząc że Austryacy nie chcą dozwolić przeprawy, a więc całe nasze nadzieje zawiedzione zostały.

W moim stanie, nie mogąc na koń wsieść, a widząc, iż w naszem położeniu nie będzie można w miejscu pozostać, oddałem dowództwo mojej komendy pułkownikowi Byszewskiemu, który dowodził pułkiem mazurów w korpusie jenerała Ramorino.

Siebie zaś kazałem zawieźć do Staszowa aby nie być wystawionym na zabranie w przypadku napadu nieprzyjaciela.

Nigdy nie wystawiałem sobie, aby to moje postanowienie tyle złych skutków za sobą pociągnęło!

Mój zastępca nie czekając rozkazów jenerała Rożyckiego, cofnął jazdę z Zawichostu i kazał piechocie zostawionej do pilnowania statków między Zawichostem a Sandomierzem opu- ścić to stanowisko i cofnąć się po nad Wisłą w górę.

Gdy mnie o tem doszła wiadomość, już Zawichost i Sandomierz były opuszczone od naszych.

Widząc ważność trzymania tych miejsc do ostatniej chwili, posłałem adjutanta z rozkazem, aby odebrać komendę mojemu zastępcy i oddać ją tymczasowo majorowi Rybczyńskiemu.

Ten zdatny i gorliwy oficer, chciał podług danego przezemnie polecenia obsadzić Sandomierz, lecz nie mógł tego uskutecznić z powodu oddalenia się piechoty przez poprzednie złe rozporządzenie, z którą nie mógł się połączyć.

19go Września. Wypowiedział był Rydygier zawieszenie broni. Jenerał Rożycki cofnął się z Kunowa do Nowej Słupi, dając mojej komendzie polecenie aby zajęła Iwaniska. Lecz i tego major Rybczyński pomimo największych starań nie mógł uskutecznić, gdyż nie mógł zebrać piechoty rozpierzchniętej na wszystkie strony i cofającej się na Koprzywnicę, Osiek i Połaniec. Tego powodem był kapitan Dziewicki, który korzystając z chwilowego zamieszania chciał się zrobić niepodległym. Był to ten sam, który dał przykład szemrania przeciwko mnie, żem bronił rabunku. Śmiały to był oficer i przytomny w ogniu, lecz nieznał subordynacyi, tej duszy wojskowego, przytem nie rozrożniał rabusiostwa od żołnierki, a chcąc mieć wolne pole pragnął niezawisłości, a przez to więcej mógł złego zrobić, niż był w stanie coś dobrego zdziałać z siebie samego, bo tylko pod żelazną ręką mógł być do czegoś użyty. Ten człowiek niespokojnego ducha wystawił żołnierzom, iż pod komendę jenerała Rożyckiego nie powinni się poddawać, i że on ich przeprowadzi do głównej armii pod Modlin. Ten przykład niesubordynacyi dany przez komendanta najgorsze wywarł skutki, gdyż większa część nie chcąc nikogo słuchać porozchodziła się. Demoralizacya wszczęta w korpusie jenerała Ramorino szerzyła się przez przybyłych którzy już z Galicyi zdołali się przeprawić.

2Igo Września. Przez dwa dni rozsyłając na wszystkie strony oficerów zaledwie zdołałem zebrać moją komendę w Staszowie, a będąc zdrowszym objąłem znów sam dowództwo.

Komendanta piechoty kap. Dziewickiego kazałem aresztować , który do tego stopnia zuchwałość posunął, że mi proponował abym się odłączył od komendy jenerała Rożyckiego, a gdy tego uczynić nie chciałem chciał buntować ludzi i oficerów przeciwko mnie. Oddałem go więc pod straż pułkowi 7mu stojącemu w Staszowie.

Kapitana Dziewickiego postępowanie w mojej komendzie nie mogło jak tylko oburzyć mnie. Napad na żyda pod Chełmem, wstrzymanie marszu pod Stężycą, co przeszkodziło zabraniu całego nieprzyjaciela w Krasnym Stawie, nakoniec przykład niesubordynacyi pod Sandomierzem, wszystko to było dostatecznem, aby go potępił sąd wojenny.

Człowiek ten niepohamowany tak daleko posunął niegodziwość, aby odwieść odemnie żołnierzy, których starałem się przywiązać do siebie, że rozpowiadał, jakobym ja zdobył w Krasnym Stawie kilkadziesiąt tysięcy rubli na nieprzyjacielu i sobie takowe przywłaszczył. Mając przed oczyma smutne nasze konanie, mniej zważałem na to, widząc że w publicznem życiu, ten los jest połączony ze znaczeniem, którego tak pragną, a które tak drogo okupywać trzeba. Pocieszałem się się tem przekonaniem, że jeżeli nie wiele zrobiłem przysługi mojej ojczyznie, przynajmniej nic nie mani sobie do wyrzucenia i że nie byłem ciężarem mojemu krajowi, nie biorąc żadnego żołdu, którego się zrzekłem, a nie szczędziłem moich własnych pieniędzy, gdzie tego była potrzeba. Odwołuję się do wszystkich, co mnie znali, jeżeli nie służyłem z całem poświęceniem , i abnegacyą czy szczędziłem swych sił fizycznych

i wydatków

Pomimo tego zamilczeć tu nie mogę zdarzenia, które okazuje, że kap. Dziewieki był człowiekiem niepospolitym i z rzadką determinacyą. Gdy jenerał Kamieński został w Skalmierzu napadnięty (zobacz o tem niżej) i oddalił się, kap. Dziewicki będący w areszcie, uwalnia się, staje na czele swoich dwóch kompanii, formuje czworobok i przebija się przez nieprzyjaciela. Ten sam z determinacyą rzadką zakończył swój zawód w r. 1834 jako męczennik.

Jenerał Rożycki polecił mnie, abym w Staszowie pozostał i oczekiwał rozkazów od jenerała Kamieńskiego, który komenderując jego prawem skrzydłem, stał na przodzie w okolicy Iwanisk.

22go Września.*) By niebyć podchwyconym, wysełałem

podjazdy na wszystkie strony. Ten który był wysłany do Iwanisk z porucznikiem Nikodemem Rupniewskim, a który wrócił na sam wieczór, doniósł mi, że około tego miasta już przed południem jenerał Kamieński pędzony od nieprzyjaciela cofał się ku Rachowu.

Wiadomość z Rachowa odebrana, iż ten jenerał minął i to miasto, przekonała mnie, że zajęty nieprzyjacielem, zapomniał o mnie W Staszowie były dwa nowo uformowane

bataliony od 7go pułku, lecz bez broni, przeto na nie nie można było liczyć. To wszystko skłoniło mnie do cofnięcia się z Staszowa.

23go Września. O północy opuściłem Staszów wraz z temi batalionami, wywożąc co tylko było można. Rano stanąłem w Stobnicy. Jakież było moje zadziwienie, gdy tu zastałem całą komendę jenerała Kamieńskiego złożoną z 16tu szwadronów zakładowych jazdy. Na uwagę mu uczynioną: jak mógł mnie zostawić na przodku bez żadnego uwiadomienia? odpowiedział mi, iż dosyć był sobą zajęty, aby miał o mnie myśleć!! Te pare słów były dostateczne, aby mnie przekonać, jakiego nowego dostałem jenerała i że im więcej mam sposobność ich poznać, tem smutniejsze przeznaczenie nasze przedstawia nam się.

Wybadać nie mógłem z jenerała Kamieńskiego co zamierza robić, bo sam nie wiedział, ani myślał o tem; również nie mogłem dowiedzieć się, jakie mu rozkazy dał jenerał Rożycki, o którym nie wiedział dokładnie, w którą stronę się udał.

Między oficerami znalazłem największe nieukontentowanie z powodu tego niepewnego postępowania, miejsce zaś obozu tak niestósowne wybrał dla jazdy, iż widziałem potrzebę znieść się z jenerałem Rożyckim.

Oświadczyłem więc jenerałowi Kamieńskiemu, iż oddaję mu moją komendę, aby się udać do jenerała Rożyckiego, który podług powziętych wieści od ludzi zdawał się zmierzać ku Pińczowu. Wyruszyłem ze Stobnicy w tym zamiarze, a ze mną majorowie Winiawski, Czarnecki i moi adjutanci Krzyżtoporski, Łempicki, Radoszewski, udając się na Wiślicę i Skalmierz, nie mogąc inną drogą, gdyż już z boku kozacy ukazywali się.

24go Września. Gdyśmy przybyli do Proszowic, doszły nas wiadomości, że jenerał Kamieński, który się cofnął do Skalmierza został tam napadnięty, a mając sobie okazane nieukontentowanie z strony podkomendnych, oddalił się bez dania rozkazów, i cała komenda z tego powodu poszła w rozsypkę. Nieprzyjaciel zaś w pogoni za jazdą zajął całą okolicę. Wtedy już nie można było myśleć o dostaniu się do jenerała Rożyckiego.

Jedna nam tylko droga zostawała do Krakowa. Przybywszy pod to miasto, zastaliśmy już kilka set koni, resztę niedobitków z całego korpusu jenerała Kamieńskiego.

Nieprzyjaciel nie zważając na neutralność Rzeczypospolitej krakowskiej przekroczył granicę. Żadnego już ratunku dla nas nie było jak tylko przejść most, cośmy w nocy uskutecznili, udając się na Podgórze na kwarantannę austryacką, gdzieśmy złożyli broń, w 10 dni po wkroczeniu naszego korpusu do Galicyi a w dwa tygodnie po wzięciu Warszawy.

25go Września. Moskale wkroczyli do Krakowa. Kilkuset oficerów i żołnierzy, którym już wczoraj perswadowałem, aby się udali z nami, ucieczką tylko ratować się mogli na Podgórze, utraciwszy wiele rzeczy i konie. Którzy nie zdołali uciec, zabrani w niewolę.

Reszta jazdy jenerała Kamieńskiego, co się nie mogła dostać do Krakowa, rozproszyła się na wszystkie strony. Wielu z legii nowo formującej się Wołyńsko - Ukraińskiej udało się na Koszyce i wpław przebyło Wisłę dążąc do Niepołomic, gdzie ich w kwarantannie Austryacy zatrzymali.

Korpus jenerała Rożyckiego, który do końca nie przestawał być gorliwym, party z wszystkich stron od sił przemagających, cofał się od Pińczowa do Olkusza. Z tamtąd nie mając innej drogi, a nie chcąc się. oddać Prusakom, pod Zatorem przebył Wisłę i oddał się w ręce Austryaków.

Nieutracił żadnego działa, a które nie mógł przeprawić, zakopał w lasach.

Korpus jenerała Ramorino rozbrojony i rozłożony cząstkowo nad Sanem w Rozwadowie, Rudniku, Sokołowie i Sieniawie. Oficerowie zostali oddaleni od żołnierzy, a jenerałowie trzymani byli pod strażą.

Do Galicyi wkroczyło 27 do 30,000 naszych żołnierzy. Gdyby siły te mogły były się połączyć z główną armią pod Modlinem, byłyby zformowały 60 do 70,000 ludzi, którato armia byłaby jeszcze była mogła stawić czoło nieprzyjacielowi, przedłużyć walkę, szczególniej gdyby się była udała na Litwę, gdzie jeszcze wielu partyzantów się trzymało.

Po zdradzieckiej kapitulacyi Warszawy, zawartej przez niegodziwego Krukowieckiego i Prądzyńskiego, wojsko nasze udało się pod Modlin z jenerałami Rybińskim, Małachowskim i Bemem; towarzyszył mu sejm, rząd narodowy i wszyscy co zdołali uciec z Warszawy. Korpus jenerała Łubieńskiego połączył się z główną armią, która teraz miała około 30,000 ludzi. Nie było dowódzcy, któryby z energią umiał był użyć tę chwilę tak stanowczą i z całą siłą uderzył na nieprzyjaciela, któremu jeszcze można było zadać wielką klęskę, bo rozpacz byłaby zastąpiła siły!

Jenerał Rybiński mający wiadomości wojskowe, gdyż wiele pracował w tym względzie, nigdy nic stanowczego nie zrobił, i nie był do tego.

Małachowski lubo poczciwy i pewno odważny, dał dowód słabości podpisując kapitulacyą stolicy oszukany intrygami Krukowieckiego i Prądzyńskiego.

Jenerał Łubieński, nie był bez talentu wojskowego lecz dworak i nosił imie, które nie umiało sobie zjednać zaufania.

Jenerał Umiński przez swoje popędliwe działanie i z powodu, iż dawniej należał do intryg jenerała Krukowieckiego, żadnego w wojsku nie posiadał zaufania.

Jeden tylko jenerał Bem może był zdolny co zrobić, lecz ten waleczny i ze wszech miar godny uwielbienia oficer, zanadto zawsze był skromny, aby się sam posunąć po naczelne dowództwo, a z doświadczenia wiemy, że mimo zasług ci iylko do wyższych dostojeństw dochodzą, którzy tego żądają!

Pozostał więc naczelnym wodzem jenerał Rybiński, który do żadnego kroku stanowczego nie był w stanie się zdecydować. Wahał się w działaniach, raz chciał przejść na lewy brzeg Wisły, znów cofnął jazdę która się tam udała i około Zakroczymia i Płocka darmo czas trawił.

Gdy przyszła wiadomość do głównej armii, że korpus Ramoriniego już nie egzystuje, ogólne odrętwienie opanowało wojsko, tem bardziej że wiedziano, iż wodz nie wie co począć.

Wszelkie energiczne postanowienia sejmu i rządu narodowego były daremne! Nakoniec gdy napróżno czas stracono, z którego nieprzyjaciel skorzystał, ażeby skoncentrować swoje siły, udała się główna armia ku granicy Prus i tam z stu armatami 6go Października wkroczyła i złożyła broń.

Twierdze Modlin i Zamość widząc daremny opór, także się poddały.

Pozostali tylko w puszczach litewskich partyzanci długo się jeszcze opierali.

Waleczny Mirski, Pruskowski i wielu innych na Żmuydzi trzymali się do końca miesiąca Października posuwając się do Kurlandyi i do Połągi nad morze bałtyckie.

Okręt wysłano z Francyi od komitetu polskiego z bronią i ammunicyą, lecz za późno, gdy już armii nie było.

Gdy nieprzyjaciel już był panem całego Królestwa Polskiego rozpoczął drugą wojnę, t. j. wojnę zemsty. Ąby ukarać Polaków, iż ośmielili się pragnąć niepodległości ojczyzny postanowił władzca północy Mikołaj, że żaden Polak, który wyszedł za granicę Królestwa Polskiego, wrócić nie może.

Dla Prus i Austryi było to jednakże ciężarem utrzymywać 50,000 wojska naszego, rozpoczęły się więc układy, w skutek których postanowiono, że tylko podoficerom i prostym żołnierzom wolno jest wrócić do ojczyzny. Żołnierze wiedząc co ich czeka pod rządem tyrańskim, okazali niechęć do powrotu, oświadczając, iż chcą dzielić los swoich oficerów.

Takie postanowienie uczyniło wrażenie na rządzie austryackim. Jednakże nie dając tego poznać oświadczono tylko oficerom, że mają się udać w głąb Austryi i mają być rozłożeni w Morawii. Jenerałowie Ramorino, Sznajde i Langermann, uzyskawszy od posła francuzkiego paszporta z Wiednia do Francyi, udali się tam.

Wtenczas widząc się z nimi w Bielsku przedstawiałem im konsekweneye, jakie z tąd wynikną, iż żołnierzy tak się opuszcza, bo ci bez oficerów nie będą wiedzieli co robić. Lecz jenerał Ramorino zapewnił mnie, że Francya o to traktuje , że trzeba tylko zgłaszać się do posła francuzkiego aby uzyskać wolny przejazd do Francyi.

20go Listopada. Udałem się z Podgórza na Mogilany do Kalwaryi. Widziałem rozwaliny starego zamku Lanckorony leżącego na wyniosłem wzgórzu u podnóżka Karpat. W zamku tym trzymali się nasi obrońcy wolności podczas konfederacyi barskiej i dali nam przykład jak można przedłużyć walkę

z małemi zasobami przeciwko przemagającym siłom. Potrzeba nam było teraz takich dowódzców, jak w ówczas byli Puławski, Zaremba. Dalćj szła droga na Wadowice, Kęty do Białej. Tu zjechałem się z moją żoną i moim bratem Ignacym, którzy za paszportem z W. Księstwa Poznańskiego przybyli.

26go Listopada. Opuściliśmy Białą. W Cieszynie zamierzyliśmy kilka dni zabawić. 29go Listopada obchodziliśmy tutaj rocznicę powstania rozważając, czy właściwie był wybrany czas do niej.

Igo Grudnia. Przeznaczono mi Briinn na mieszkanie, lecz na moje żądanie pozwolono mi pozostać w Ołomuńcu.

Głównemi miejscami wyznaczonymi na pobyt dla oficerów polskich są: Ołomuniec, Briinn, Iglau. Cywilnym osobom przeznaczono Graetz w Karyntyi. Żołnierze zaś wszyscy prości rozłączeni z oficerami, zmuszeni wrócić .do Polski. Okazali oni w ogólności niechęć do powrotu, wielu rozpierzchło się po Galicyi, reszta środkami bardzo zręcznemi tak została wyprowadzona za granicę, że się dopiero o tem dowiedzieli, gdy byli w ręku Moskali. Wielu jednak z nich uciekło na powrót za granicę.

15go Grudnia. Wielu oficerów chcących się udać do Francyi, otrzymało na to pozwolenie i wybrali się w drogę, doznając wszędzie najlepszego przyjęcia. KONIEC

Brak komentarzy: