O gwardii konnej koronnej, Jędrzej Kitowicz.
Gwardią konną
koronną pospolicie nazywano żołnierzami mirowskimi, od Mira, niegdyś
tego regimentu sławnego generała. Mundur tego regimentu był:
zwierszchnia suknia czerwona, kamizelka i spodnie jasnogranatowe z
guzikami cynowymi białymi, ładownice i flintpasy żółtawą glinką
farbowane, rękawice z łosiej skóry z dużymi karwaszami, takiegoż jak
flintpasy koloru. Pas skórzany, czyli rzemienny, na modę łosiej skóry
wyprawny, na przączkę mosiężną z przodu zapinany, do którego pasa z
lewego boku były dwie pochwy przyszyte: jedna do pałasza, druga do
bagneta; i zwało się to razem z pasem pendet, że w nim wisiał pałasz i
bagnet, każde w osobnych pochwach swoich drewnianych, szarą skórką
cielęcą obszytych, z mosiężną na końcu skuwką i z takimiże u góry
haczykami, do utrzymania pałasza i bagneta w pendecie w swojej mierze
służącymi. Na nogach bot w palcach ucięty, łojem z sadzami zmięszanym
chędogo wyczerniony, z ostrogą żelazną, rzemieniem wąskim z wierszchu i
pod spód bota przypiętą, na glanc wychędożoną. Na głowie kapuza sukienna
dwoistego koloru, takiego jak mundur, zawijana na kształt baranka u
czapki i spuszczana w marszu podróżnym na kark i policzki, od wiatru,
słoty i zimna niemało żołnierza ochraniająca; halsztuk na szyi czarny,
rzemienny, sprzączką mosiężną z tyłu zapięty. Płaszcz okrągły, kolisty,
czerwony z granatowymi z przodku lisztwami i kołnierzem takimże; do
czego gdy sobie dragan za swoje pieniądze sprawił lisi lub wilczy ogon i
opasał nim szyję, już się miał za dobrze na mróz opatrzonego, choć
czasem przy tej biednej opuszcze ledwo nie skościał na koniu. Broń
gwardiaka konnego i innego wszelkiego jeźdźca niemieckiego autoramentu
była: karabin, pałasz i bagnet przy boku, na koniu w olstrach para
pistoletów; u oficjera szpada przy boku i pistolety w olstrach. Bagneta
na karabiny nie zakładała dragonia, tylko podczas musztry i kiedy
postawiona była na warcie tłoku zabraniającej, w innych czasach bagnet
był zawsze w pendecie, tak u jeźdźca, jak u piechura. Siodło na koniu
czarne skórzane, z czaprakiem granatowym sukiennym, koronę z białego
sukna wystrzyżoną i cyfrę z liter początkowych imienia i nazwiska
generalskiego złożoną po obu bokach mającym, galonkiem białym włóczkowym
oblamowanym. Na czaprakach oficjerskich korona i cyfra, i galonek
dokoła były srebrne, u wyższych zaś oficjerów miejsce galonka w koronie i
cyfrze zastępował haft srebrny, a galonka-frandzla suta z krepinami. W
marszu paradnym konnym gwardia troczyła tylko w tyle siodeł płaszcze w
wałek okrągły, w miarę grubości konia długi, kształtnie zwinięty,
kolorami wierszchu i podszewki przez pół obrócony. W marszu podróżnym
troczył dragan na konia najprzód: matelzak z koszulami, szczotką i
grzebłem do konia chędożenia, z szczotką do botów, z kitlem płóciennym
zimą, a suknią wierszchnią latem i innymi rupieciami żołnierza, na
matelzaku boty na tę i owę stronę konia podeszwami wydane, cholewami do
kupy związane. Na wierszch botów kładł worek z obrokiem i siano w
powrozy skręcone, aby się nie psowało i wielkiego miejsca nie
zastępowało, którego obroku i siana na pięć dni zabierał, gdy tego była
potrzeba; na to wszystko troczył płaszcz wyżej opisanym sposobem
złożony, kiedy go brać na siebie nie potrzebował, i stawał się ów taboł
do wpół pleców jeźdźca wysoki, przez który aby mógł przełożyć nogę na
wsiadaniu i zsiadaniu, zginał się całym sobą aż do karku końskiego. Na
przedzie siodła przy olstrze od pistoletu zawieszał matą torbę płócienną
z chlebem i inną, jaką miał, żywnością. Gwardia konna pryncypalną leżą
swoją i sztab miała w Warszawie, ale nie wszystka, tylko kompaniami,
czyli chorągwiami; inne kompanie leżały po miasteczkach bliższych
Warszawy, dla łatwiejszego wyżywienia koni i dla pastwisk latem, na
które najmowali łąk. Gwardiak konny brał na dzień traktamentu szóstak
bity, to jest miedzianych groszy dwanaście i szelągów dwa, za które mógł
się wygodnie używić; dlatego też nie było między nimi takich oszustów
jak między gwardią pieszą. Służby u króla nie odprawiali długi czas
mirowscy. Żołnierz saski znajdujący się w Polszcze i gwardia piesza
koronna (jako się wyżej pisało) trzymali wszystkie warty i obwachy przy
pokojach i na dziedzińcu królewskim. Mirowscy tylko dla reprezentacji
służby przy boku królewskim, będąc z ustanowienia swego stróżami ciała
królewskiego, stali w Warszawie, niemiłym okiem poglądając na Sasów, iż
im ten zaszczyt odebrali. Lecz kiedy wojska saskie na wojnę z królem
pruskim wyciągnęły z Polski, a po nieszczęśliwym pod Pirną zabraniu
całej armii saskiej sam tylko król bez żadnego żołnierza swego przybył
do Polskie i całe sześć czy siedym lat mięszkał w Warszawie, wtenczas
gwardia konna koronna przyszła do swojej powagi, trzymała wartę na sali,
pokojach i przy tronie królewskim tudzież niektóre poczty w ogrodzie i u
strzelnicy. Zaciągała na wartę z koszar, Kazimierzowskimi zwanych, do
pałacu królewskiego, konno, z trębaczami dwiema, bez dobosza, który do
obwachu w sali formowanego nie był potrzebny. Trębacze i dobosze
tudzież kapela regimentowa mieli mundur odmienny od żołnierzy, to jest
mieli zwierszchnią suknią żółtą, na rękawach granatowymi ze srebrem
pasamonami burtowaną, kamizelkę i pludry granatowe z żółtymi guzikami
mosiężnymi. Zaciągnąwszy blisko okien królewskich, zsiadali z koni,
kilku zostało do trzymania koni, inni uszykowani w rzędy po pięciu
wmaszerowali na salą, tam zluzowani z warty, wsiadali na konie i tymże
porządkiem powracali do koszar. Król dla okazałości swojej sprawił
gwardii konnej mundur paradny: były to kolety łosie, to jest kamizelki,
czerwonymi taśmami burtowane, i spodnie takież, flintpasy i ładownice
takimiż burtami powleczone. Oficjerowie mieli kolety z błękitnymi
burtami złotem przerabianymi, na piersiach i na plecach gwiazdę dużą
blaszaną, pozłocistą. Tego munduru nie brała na siebie gwardia konna,
tylko w dni galowe przednie, jako to: na Boże Narodzenie, na Nowy Rok,
na Wielkanoc i w dzień trzeci sierpnia, w który obchodzono imieniny
Augusta III. Gdy król jechał do zamku na sejm albo na senatus
consilium, asystowała mu za karetą gwardia konna z trzydziestu najwięcej
koni i jednym oficjerem; który konwój, uszykowany w dwa glejty, póty
stał na dziedzińcu przy karecie królewskiej, póki stała i kareta-ta zaś
póty, póki król bawił na zamku. Gdy zaś król wyjeżdżał z Warszawy na
polowanie, takiż konwój wyprowadzał go o ćwierć mili za przedmieście
ostatnie; skąd dalej konwojowali go jego nadworni ułani pułku
Bronikowskiego pułkownika, który się był jakoś z rąk króla pruskiego
wyśliznął i do Polski powrócił. Gwardia konna dlatego króla dalej nie
konwojowała jak o ćwierć mili, że miała ciężkie konie, pospolicie
fryzami zwane, a król miał zwyczaj tak prędko jeździć pocztą, że co
kwadrans milę drogi ujeżdżał. Gwardia konna póki nie służyła królowi,
najmowała się do różnych robót tak jak i gwardia piesza; gdy zaś
uczczoną została strażą osoby królewskiej, odtąd miała zakaz najmowania
się do roboty częścią dlatego, aby mundurów przy pracy nie darła i
łaciasto, tak jak gwardia piesza i inne regimenty nie chodziła, częścią
dla powagi od boku królewskiego nabytej, częścią dlatego, że oprócz
lenugu, od Rzeczypospolitej płaconego, brała przydatek od króla. Oprócz
odbywania warty służyła gwardia konna królowi do noszenia potraw na
stoły publiczne w dni galowe, do której służby komenderowano tylu, ile
być miało potraw na stole na jedno danie. Szli w lederwerkach i przy
pałaszach, z nakrytymi głowami, kuchmistrz królewski poprzedzał przed
nimi, za kuchmistrzem szedł z laską unteroficjer jeden, prowadzący owę
rotę, za unteroficjerem szli żołnierze pojedynczo jeden za drugim z
półmiskami; przyszedłszy do stołu, kuchmistrz odbierał potrawy od
niosących za koleją i stawiał na stole podług swojej symetrii, wprzód w
kuchni ułożonej. Żołnierz oddawszy potrawę nie wracał się, aby innych za
sobą z potrawami następujących nie pomięszał albo nieostrożnie nie
trącił, lecz szedł wciąż dokoła stołu, aż wyszedł z sali nie obraziwszy
żadnego potrawę trzymającego. Jakim porządkiem przynosili potrawy, takim
zebrane ze stołu do kuchni odnosili pod okiem kuchmistrza i
unteroficjera, żadnej nie tykając. Kiedy była grana jaka opera wielka, w
której reprezentowano batalie albo tryumfy dawnych bohaterów, w
niebytności saskiego żołnierza zażywano do tego mirowskich i płacono
każdemu za kilka godzin trwającej opery dzienny lenug; dlatego żołnierze
nie przykrzyli sobie w takiej służbie Króla Jegomości. Pisałem wyżej,
iż żołnierze gwardii konnej koronnej przykrywali głowy kapuzami. Tak
było aż do średnich lat panowania Augusta III, i nie tylko gwardia
koronna, ale wszystkie regimenty konne polskie i saskie używały kapuzów,
wyjąwszy drabantów, którzy z Saksonii do Polski przyszli już w
kapeluszach. Lecz potem w oboim wojsku, tak polskim, jak saskim,
zarzucono kapuzy, a wprowadzano natomiast, tak jak u regimentów
pieszych, kapelusze, u polnych regimentów gładkie, u gwardii konnej na
powinność galonkiem srebrnym obkładane, pomimo powinności-bez galonku.
Gwardia piesza raz w raz miała jeden kapelusz żółtym pasamonem
półjedwabnym, oficjerowie ich - złotym galonem obszyty. Druga reforma
stała się w botach już na końcu Augusta III, i ta najprzód data się
widzieć u regimentu mirowskiego, u innych nie zaraz naśladowana.
Przedtem czerniono boty szuwaksem z sadzy i łoju robionym; łój z natury
miętki, na nodze do tego rozgrzany, ile w czasy suche, ciągnął w siebie
kurzawę; ta oblegając na łoju, czyniła bot popielaty, co szpeciło
paradę. Wymyślono tedy boty obracać stroną gładką w środek, a kosmatą,
którą szewcy nazywają mizdrą, na wierszch: taki bot, nie farbowany
czernidłem, ale z szarej skóry zrobiony, nacierano mocno woskiem, a
potem sadzami; tak bot nabrał glancu jak szkło świecącego i nie
utrzymował kurzawy, która z niego choć chustką lekko uderzona spadała, i
bot zawsze był czysty i czarny. Trzecia reforma nastąpiła w
lederwerkach: flintpasy i ładownice u konnych były z skóry łosiej czyli
wołowej, na manierę łosią wyprawnej; u piechoty zaś pas u ładownicy był
łosi, a sama ładownica z czarnego rzemienia. Jak jazda, tak piechota
flintpasy od karabina i ładownicy farbowała glinką żółtą z kretą
zmięszaną, w wodzie rozmąconą. Pierwszy Wielopolski, koniuszy koronny,
odmienił swemu regimentowi konnemu kolor flintpasów i pasów od ładownic,
kazawszy farbować te lederwerki samą kretą z klejem, co się piękniej
wydawało niż glinka, i za pomocą kleju dłużej się farba trzymała, gdyż
wyglancowana dobrze kreta na kleju niełatwie brud przyjmowała, chyba za
przypadkiem deszczu. Same także ładownice łosiowe przemienił w czarne
skórzane, na glanc wyprawne, z cyfrą blaszaną żółtą na środku ładownicy,
nitami, czyli uszkami przez skórę przechodzącymi, przypiętą, do
odpięcia łatwą, żeby żołnierz mógł ją odjąć do wychędożenia, nie
szorując zendrą albo kretą po skórze. Ładownice takie, nie ciągnąc w
siebie wilgoci, tak jak ciągnęły łosiowe, ile z deszczu dużego, ładunki z
prochem konserwowały w suszy. Czwartą odmianę zrobił tenże Wielopolski
w swoim regimencie w pludrach, dawszy skórzane zamiast sukiennych,
dotąd używanych, i kazawszy je farbować, czyli chędożyć biało suchą
kretą, wyprawszy wprzód z brudu. A że ta odmiana lederwerków i pluder
pokazała się niemal razem na regimencie konnym koronnym Wielopolskiego i
na regimencie saskim, także konnym, generała Szybilskiego, przeto nie
mogę upewnić Czytelnika, który z tych dwóch generałów był tej mody
wynalazcą, czy Wielopolski, czy Szybilski. Inne regimenty, tak polskie,
jak saskie, lat kilka po tych dwóch trzymały się dawnej mody tak w
lederwerkach, jak i w pludrach. Regiment generała Szybilskiego różnił
się jeszcze tym od regimentu koniuszego koronnego, że szybilscy
farbowali pludry glinką, a wielopolscy żołnierze kretą. Długi czas
żołnierze polscy autoramentu niemieckiego nie pudrowali włosów ani nie
szwarcowali wąsów, co oboje w saskim wojsku dawno pierwej było używane.
Wielopolski tego obojga w swój regiment wprowadzonego był naśladowcą,
ale pierwszym od innych regimentów, które daleko później po nim, jakoś
przy końcu panowania Augusta III, dały się widzieć z pudrowanymi głowami
i szwarcowanymi wąsami; mianowicie regiment konny buławy wielkiej
koronnej, który po wszystkich regimentach, pudru i szwarcu już
używających, jeszcze chodził z nie pudrowaną głową, z wąsem naturalnym,
który u niektórych żołnierzy wieku dojrzałego bywał miąższy jak garść
konopi, a tak długi, że się dał zakręcić za ucho; gdy zaś nastała moda
szwarcowania wąsów, przystrzygano je do miary od generała wydanej,
młodym zaś żołnierzom, mały jeszcze wąs mającym, w cale go golono.
Podczas wielkiej parady młodzi żołnierze sascy brali wąsy przyprawne,
dwiema hakami drutowymi o zęby zaczepione, a to dla większej
jednostajności, oku piękniejszy widok czyniącej, czego w polskim wojsku
nie zważano, owszem rozumiano być większą ozdobą dla regimentu, kiedy ma
żołnierzy młodych i starych niż samych starych. Do szwarcowania wąsów
używali mikstury z smoły i żywicy rozgrzanej, zasłaniając wargę
grzebieniem żelaznym lub mosiężnym od sparzenia; a gdy już wąs był
napuszczony maścią przerzeczoną, rozczesowano go tymże grzebieniem, nad
świecą rozgrzanym, do proporcji przepisanej sztafirując w górę. Była to
mała tortura dla żołnierzy, bo niejeden nieostrożnym pociąganiem
grzebienia gorącego sparzył sobie nos albo wargę; musiał jednak ten ból
przyjmować, ochraniając się od większego - po plecach - za niekształtne
wąsów wysztafirowanie. Gdy miazga owa stężała na wąsach, utrzymowała
długi czas jego proporcją, z małą kiedy niekiedy poprawką, tak iż wąs
nastrojony nie wypadał z trybu swego ani przez ochędóstwo nosa, byle
ostrożne, ani przez deszcz, ani przez mróz, który się go nie tak chwytał
jak nie szwarcowanego. Oficjerowie, lubo nie byli obligowani do
noszenia wąsa, owszem go pospolicie golili, znajdowali się atoli
niektórzy tacy, którzy przez galantomią żołnierską chodzili tak jak i
gminni żołnierze z wąsem, a tym szwarcowanym; inaczej albowiem popisować
się wąsami nie godziło, tylko albo mieć wąsy szwarcowane, albo nie mieć
żadnych. Com tu napisat o regimentach gwardii, służy po wielkiej
części w względzie swoim innym regimentom, tak pieszym, jak konnym. Gdy
do tego wspominałem zaraz to, co ogółem służyło innym regimentom albo
czym się różniły od gwardii, nie sądzę za potrzebne dalsze tychże
regimentów opisowanie, abym Czytelnika powtarzaniem jednego nie nudził i
nie mordował. NB. Mundurów dla żołnierzy długi czas nie przykrawali z
osobna dla każdego żołnierza, ale na miarę ogólną, większą i mniejszą;
dlatego też na jednych były mundury zbyt opięte, na drugich zbyt
przestronne. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz