Omyłki, fałsze, przewrotności i haniebne oszczerstwa
''Dąbrowski był najwyższym wodzem legionów, raczej nominalnym niż rzeczywistym, bo one nigdy w jedno ciało połączone nie były, ale i owszem bardzo rozdrobnione."
Pisanina powyższa Prądzyńskiego składa się prawie z samych omyłek, fałszów, przewrotności i haniebnych oszczerstw. P. Władysław Kosiński, gdyby nie był tak mizernym pisarkiem, byłby przecię sprostował choćby li zbyt rażące omyłki dziejowe, z jakiemi się tu popisał Prądzyński. Ale... kiedyboto p. Władysławowi Kosińskiemi tak płużyły bezeceństwa, jakiemi Ignacy Prądzyński obryzgał ś. p. jenerała Dąbrowskiego, że nawet najdelikatniejszym, Inboby słusznym, zarzutem nie chciał naruszać niby nieomylności powstańczego kwatermistrza i planisty.
Fałszem zagaja złośliwy intrygant, (1) jakim był w r. 1831 Prądzyński, gmatwaninę swoją. Bo ś. p. Dąbrowski urodził się 29. sierpnia 1755, nie w Saksonii, lecz w Polsce, we wsi Pierzchowcu, położonej w województwie i powiecie krakowskim, dziś w Galicyi w powiecie bocheńskim, parę mil na południe miasteczka Podgórza, zkąd ja rodem. Zapewne czytali i Prądzyński i Kosiński Wyprawę Wielkopolską w r. 183. 9 w Poznaniu wydaną przez Raczyńskiego. Autobiografia Dąbrowskiego, tamże umieszczona, przecię na stronie 33 pouczyła ich, zkąd rodem Dąbrowski.
Matka Henryka Dąbrowskiego, Zofia Maryanna z Lettowów, pochodząca z starożytnej familii litewsko-polskiej, była — jak pisze Niesiecki (III, 287 wyd. Bobrowicza) — "córka Lucyusza Lettów generała gwardyi konnej koronnej, którego przodkowie ojczyźnie zasłużeni".......
Zresztą, czyż światły i rozsądny człowiek będzie cenił lub upośledzał ludzi li dla ich narodowości, stanu, albo wiary? Wszak nikt się nie przyczynił do tego, że się urodził Polakiem, Niemcem, Francuzem itd., szlachcicem, mieszczaninem, wieśniakiem, i że niemowlę rodzice kazali ochrzcić na grecką, katolicką albo protestancką wiarę lub oddać na obrządek starozakonny albo muzułmański. Przecięśmy wszyscy dzieci Pana Boga, a wszystkim zarówno słoneczko świeci.
Rzeczywiście przeto Dąbrowski nie był Niemcem, ani nim nawet być niemógł, bo się Polakiem urodził w Polsce i mając lat przeszło 10, jeszcze nic nie umiał oprócz mowy ojczystej, a dopiero ojciec chłopca oddał do saskiego miasta Kamenz, żeby się nauczył po niemiecku.
Posłuszny woli ojca — bo małoletni syn przecię osobą swoją nie mógł rozporządzać — piętnastoletni Henryk w stopniu chorążego wstąpił do pułku saskich szwoleżerów imienia ks. Albrechta utworzonego przez króla polskiego Augusta III po większej części z Polaków.
Wiadomo zaś, że Polacy mianowicie w zeszłym wieku, sługiwali w zagranicznych wojskach, gdyż w ówczesnem wojsku narodowem niczego się nauczyć nie można było. Najwięcej Polaków służyło w pruskiem, jako już wówczas najlepszem, wzorowem wojsku, także w saskiem, a mniej w austryackiem. Wyuczywszy się za granicą wojskowości, dopiero garnęli się pod znaki narodowe. A nikomu się w Polsce nic przyśniło, aby służbę zagraniczną ziomków poczytywać za niedostatek polskości a dowód niemieckości.
Mija się Prądzyński z prawdą, utrzymując, jakoby Dąbrowski, opuściwszy służbę saską "zajął miejsce brygadyera w kawaleryi polskiej". Bo Dąbrowski r. 1791 wstąpiwszy do wojska polskiego w stopniu majora, r. 1792 został wicebrygadyerem (czyli pułkownikiem), w r. 1794 jenerałem-majorem (czyli brygadyerem) a w ciągu kampanii jenerałem-porucznikiem.
Że Dąbrowski, który od 11go do 35go roku żył w Saksonii, "po polsku mówił bardzo niedobrze", że, jak uszczypliwy Franciszek Morawski utrzymuje, zatrącał okropnie niemczyzną — nie sprzeczę bynajmniej. Ale iluż to Galicyan, Poznańczyków i Prusaków okropnie zatrącając niemczyzną, ojczystym językiem uczciwie ani się nie wysłowia ni wypisuje! Nadto Dąbrowski, lubo okropnie zatrącał niemczyzną, — jednakowż okropnie a szczerze kochał swoją Polskę, okropnie rąbał po staropolsku, okropnie sumiennie dopełniał obowiązków jenerała polskiego. Pod ostatnim względem nawet ostatni minister wojny z r. 1831, wyśmienity zresztą pisarz polski, ani porównać się nie może z tym, co go nibyto dowcipnie wyszydza. (1) A cóż dopiero kwatermistrz z r. 1831?!?
Fałszu się zaś dopuszcza Prądzyński, pisząc, że Dąbrowski przez całe życie języka polskiego nauczyć się niemógł. Przecię Dąbrowski, do 10go roku swego mówiąc li po polsku, dopiero w Kamenz uczył się po niemiecku. A lubo Dąbrowski w r. 1796 wydał "Beiträge zur Geschichte der polnischen Revolution im Jahre 1794. Frankfurt und Leipzig", w Medyolanie 1802 skreślił "Fragment ciner Biographie des Generals Dąbrowski, von ihm selbst geschrieben", i po francusku napisał pamiętnik o legionach, — umiał jednak dobrze pisać po polsku, czego dowodzą polskie listy Dąbrowskiego wydrukowane w materyałach Kosińskiego, oraz polskie autografy znajdujące się w papierach (2) po ś. p. jenerale A. Kosińskim, złożonych przez p. W. Kosińskiego w zbiorach Towarzystwa Przyj. Nauk Pozn.
Wszystko zaś co popisał Prądzyński od słów: "zaczął uczęszczać" . . . . do "wolność przywrócił" — jestto stek bezecnych plotek i oszczerstw, jakie niezmęczony planista z przewrotnego umysłu wymiatywał jakby z rogu obfitości.
Nasamprzód Igelström, dopiero w grudniu 1793 przybywszy do Warszawy, a 1. stycznia 1794 królowi Stanisławowi złożywszy swoje listy wierzytelne, już 18. kwietnia uniknął z Warszawy. Przez ten krótki czas mógł do domu swego systematycznie zwabiać wszelkie illustracye polskie, ale pewnie li szczerych przyjaciół a płatnych jurgieltników swoich. A że tego, który będąc wicebrygadyerem (1) r. 1793 ułożył śmiały projekt wyswobodzenia Polski przez nagłe uderzenie na wojsko rossyjskie, i opanowanie Warszawy a w razie gdyby się ten zamysł nie udał, przerżnięcia się przez Niemcy do Francyi — nie podobna uważać za illustracyą polską, jakaby, lecąc za wabikiem posła rossyjskiego, nie wzdrygała się uczęszczać do domu, nienawidzonego przez patryotów — o tem mądra ambasada wyśmienicie wiedziała. Bo też krom wątpienia ambasador rossyjski dokumentnie znał ów zamysł Dąbrowskiego, gdyż tajemnica zdradzona przez jeneraładjutanta Gorzyńskiego a odrzucona przez króla, za pomocą skwapliwych donosicieli szybko dostała się do wiadomości posła rossyjskiego. Zresztą Dąbrowski, w Warszawie nie załogując, nawetby nie mógł uczęszczać do domu Igelströma!
Co zaś do brzydkiego kłębka następnych plotek, oszczerstw i bezczelnych kłamstw, będącego wyśmienitym dowodem niegodziwości p. Ignacego Prądzyńskiego — gdzieżto źródło strasznych łgarstw? Ale słuchajmy Wybickiego!
" . . . . Dąbrowski, który w wojsku saskiem w gwardyi królewskiej wielce się dystyngwował, a talenta jego wzbudziły, jak zwykle, zazdrość, a subordynacya, którą wprowadził, narobiła mu nienawiści. Madaliński, pod którego był komenda, nazywał go Niemcem, a gdy rewolucya była ułożona, o niej Dąbrowskiemu nie powiedział i wymaszerowawszy na rozpoczęcie insurrekcyi, jak się wyżej powiedziało, Dąbrowskiego zostawił w garnizonie i w niespokojności i w złej opinii. Ale Dąbrowski umiał sobie poradzić w tem. Uwiadomiony o powstaniu krakowskiem i o rewolucyi warszawskiej, ruszył (1) z szczątkiem żołnierza śledzie nieprzyjaciela powszechnego, i 21. kwietnia zabrał Rossyanom pod Tykocinem sześć wozów z bagażami, 1 oficera i 25 żołnierzy, ale o tem nie meldował Starzyńskiemu, staroście brańskiemu, który chciał przewodzić w Podlaskiem. Z tego powodu nie wiem, jak mu się dal zabrać Dąbrowski, którego on do rady (2) oskarżył, jako nieprzyjaźnego powstaniu, a oficerów Duczymińskiego i Więckowskiego prawie nieledwo w łańcuszkach przyprowadził. Ta scena gorsząca przez jaką nienawiść Starzyńskiego wymyślona stała się 30. kwietnia. Dąbrowski oddany został pod sąd departamentu wojskowego. Lud uprzedzony otaczał go z nienawiścią, jak zwykle w rewolucyi, do której gmin ciemny się mięsza, dość, aby jeden zaślepiony krzyknął: zdrada! już tłuszcza wyrok śmierci pisze. Skoro Dąbrowski stanął w naszym departamencie, przemówiłem śmiało do tłumu, że, chcąc pokonać nieprzyjaciela, trzeba nam szanować wojskowych, że na jednostronne zaskarżenie nie można oficera z talentami i charakterem potępiać. Niech pan Starzyński złoży skargi dowody a jutro wyda departament wyrok sprawiedliwy. Spoglądał na mnie z podziwieniem Dąbrowski, bośmy się jeszcze nie znali, a iż (jenerał) Mokronowski zaleci! mu, aby się na dzień jutrzejszy w departamencie stawił; całą, noc zaprzątnąłem się szczerze tą sprawą i znalazłszy ją najlepszą na stronę Dąbrowskiego, wygotowałem rewolucyą, która go niewinnym i wielce użytecznym do służby krajowej ogłosiła. Stanęli do słuchania wyroku Starzeński i Dąbrowski, i gmin, co go otaczał. Z powagą i godnością ogłosiłem zdanie departamentu wojskowego, ocalając honor i obywatelstwo Dąbrowskiemu. Zamilkł Starzeński i gmin uwiedziony, o niewinności przekonał się oskarżonego." (Pamiętniki II, 63 — 6.)
Kwatermistrz z r. 1831 niby z zgrozą wykrzykuje, że przecię w domu Igelstroma "język polski nie był używanym". Tak szalony zarzut mógł się wylądz tylko z przewrotnej mózgownicy obłudnika, jakim był roztrzepany J. Prądzyński, ktory nakoniec już nie wiedział, co czyni, mówi i pisze. Jakże kwatermistrzowi z r. 1831 zdrożnem czy dziwnem mogło się wydawać nieużywanie języka polskiego w domu rossyjskim, choć w Warszawie? jetnuż, jenerałowi J. Prądzyńskiemu, który nietylko dobrze wiedział że w wielu ówczesnych i późniejszych domach polskich, mianowicie w Warszawie, wołano szczebiotać po francusku, aniżeli używać mowy, prawda że ojczystej, ale . . . . — Prądzyńskiemu, który w r. 1831 lubo w Polsce, do kolegów i wysokich dostojników polskich po francusku przemawiał i pisywał w sprawach publicznych?!?
Ale p. Prądzyński, ów naukowo wykształcony wojskowy, ani dokładnie nie znał formacyi legii dowodzonych przez Dąbrowskiego.
Iż Dąbrowski był najwyższym wodzem legionów rzeczywistym, nie zaś "raczej nominalnym" (jak prawi Prądzyński): otóż materyały ogłoszone przez Wł. Kosińskiego licznych na to dostarczają dowodów. — Błędnem zaś jest zdanie Prądzyńskiego, iż legiony polskie we Włoszech gdy się pierwsze formacyę powiodły, powiększone zostały pod Rymkiewiczem i Kniaziewiczem nad Dunajem". Ale inaczej to się działo. Nasamprzód bowiem pod naczelnem dowództwem jenerała dywizyi Dąbrowskiego r. 1797 uformowano dwie piesze legie o trzech batalionach i batalion artyleryi. Dowodził pierwszą legią jenerał brygady Kniaziewicz, drugą jenerał brygady Kymkiewicz i artyleryą podpułkownik Wincenty Axamitowski. Jenerał Rymkiewicz poległ pod Magnano 5. kwietnia 1799. Pod koniec 1799 z pierwszej formacyi pozostało ledwo do 800 ludzi. Ale niezmęczonej ruchliwości i sprzężystości Dąbrowskiego udało się jeszcze w r. 1800 wystawić legią, liczącą nieomal 7000 ludzi, złożoną z batalionu artyleryi o 5 kompaniach, i z 7 batalionów czyli 70 kompanij piechoty. Równocześnie jenerał Kniaziewicz nad Renem formował drugą, tak zwaną naddunajską legią, która, składając się z 4 batalionów piechoty, pułku jazdy i kompanii artyleryi, przydzieloną została do armii jenerała Moreau.
Na resztę gmatwaniny ani uwagi zwracać nie wypada, bo to straszna lichota. — Chwała Bogu! Szczęśliwie wybrnąłem z pod nawału brudów Wierzbickiego i Prądzyńskiego, troskliwie nagromadzonych przez Wł. Kosińskiego! Zachorować albo odejść od zmysłów by można, dłużej grzebiąc w śmieciach naniesionych przez p. W. Kosińskiego! Śliczna, doprawdy cudna ona trójca potwarcza: p. Władysław Kosiński, wsparty na ramionach Wierzbickiego i Prądzyńskiego! Aż miło patrzeć!
Przystąpię teraz do A. Kosińskiego, aby cokolwiek pomówić o charakterze czyli przymiotach duszy sumiennego służbisty. Bo p. Władysław Kosiński, uniesiony miłością synowską, moralną stronę ś. p. ojca wystawił w kolorach nader jaskrawych, niezgodnych z rzeczywistością.
Albowiem ś. p. jenerał A. Kosiński byłto człowiek próżny, chełpliwy, nieznośny draźliwiec, opryskliwy. To też ani w legii ani w księstwie warszawskiem, wielkiej powagi nie używał. Szefa sztabu bowiem nie słuchano, nawet — żal się P. Boże — miano za hetkę pętelkę, a komendanta miasta Poznania, Krakowa, nie bardzo się hali, wiedząc że, lubo się rzuca, krzyczy, grozi, — groźby jednak "kulą w łeb" przypieczętować nie umie; czem niejako odpłacono niesłychaną hardość, zuchwałość, bezczelność b. szefa sztabu legij polsko-włoskich, z jaką — jak świat światem po raz pierwszy — podwładny uzuchwalił się pisać do przełożonego. Wytrwałością, bezwzględną miłością ojczyzny — czem nad wszystkich jenerałów polskich 18go i 19go wieku celował kochany Henryk Dąbrowski — bynajmniej nie grzeszył jenerał Amilkar Kosiński.
Bo pożerała go nieukojona tęsknota do wyniesień, nagród, smacznego chleba wysłużonego, wiejskiej zagrody, dalekiej od szczęku broni. A nie spełnisz życzenia, domagania się pana jenerała? Jużci fraszka, mospanie, cisnąć szablę o ziemię! A niech tam djabli wezmą dobro pospolite! Wszak pierwsza miłość ab Ego!
Po odkryciu i odzyskaniu papierów pozostałych po Henryku Dąbrowskim, przez samego jenerała wespół z innemi pamiątkami złożonych w zbiorach b. Towarzystwa przyjaciół nauk warszawskiego, a które po zniesieniu tegoż zakładu, niewiadomo gdzie? podziały się — dopiero budzie można należycie skreślić obraz owego bohatyra polskiego. — Nad wszystkimi jenerałami rodakami 18. i. 19go wieku Henryk Dąbrowski górował nietylko zdolnością i wykształceniem wojskowem, niezmęczoną czynnością, nigdy nie gasnącą wytrwałością, żadnemi trudami, przeciwnościami, zawadami nietłumioną ruchliwością umysłu wynajdującego coraz nowe środki poddźwignienia ukochanej sprawy pospolitej, ale i dobrocią serca i nieskalaną zacnością charakteru.
Henryk Dąbrowski, wdziawszy na się mundur narodowy, nieustraszonym wojakiem polskim żyć i działać nieprzestawał.
Choć pioruny w około, lubo niedole dobijały sprawę narodową — Henryk Dąbrowski jednak nie rozpaczał, nie upadał na duchu, pałasza nie odpasał. Owszem, chorągwią polską wywijał a wywijał, wołając na rodaków by się przecię garnęli pod znaki narodowe.
R. 1791 wstąpiwszy do dawnego wojska polskiego w stopniu majora kawaleryi narodowej, — r. 1818 do grobu zstąpił jenerałem broni nowego wojska polskiego i senatorem-wojewodą królestwa polskiego.
Cześć pamięci Henryka Dąbrowskiego! Cześć!
Niech Mu Pan Bóg błogosławi!
Za; Słówko o dziełku: Amilkar Kosiński we Włoszech 1795-1803
Mosbach August
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz