Obraz; Jan III Sobieski z rodziną, malarz dworski, po 1693. |
W 1655 Jan Sobieski, poznał przy okazji zabawy dworskiej i pokochał Marię Kazimierę d’Arquien de la Grange, późniejszą Królową Marysieńkę, dwórkę królowej Polski Ludwiki Marii Gonzagi de Nevers żonę dwóch polskich królów: Władysława IV i Jana II Kazimierza.
Portret królowej Polski Ludwiki Marii Wazy Gonzagi de Nevers. mal. Ferdinand Bol |
Ślub Sobieskiego z Marysieńką odbył się
14 maja 1665 wziął tajny, a 5 lipca 1665 oficjalny ślub z Marysieńką. Oficjalny ślub był wielkim wydarzeniem w ówczesnej Europie. Udzielał go nuncjusz apostolski Antonio Pignatelli (późniejszy papież Innocenty XII), zaś relację z niego zamieściła największa wówczas europejska gazeta – „Gazette de France”.
Szlachta na sejmie elekcyjnym, jedynie przy sprzeciwie części posłów litewskich, wybrała 21 maja 1674 na Króla Polski Jana Sobieskiego. Znaczną rolę w elekcji odegrała Marysieńka, żona Sobieskiego.
Portret królowej Polski Marii Kazimiery Sobieskiej d'Arquien, Marysieńki, mal. F. Desportes |
Urodziła się 28 czerwca 1641 lub wcześniej w Nevers, w starym, ale zubożałym rodzie d'Arquien. Była córką – wśród licznego rodzeństwa – francuskiego markiza Henriego Alberta de La Grange d'Arquien i Franciszki de la Châtre – ochmistrzyni dworu Ludwiki Marii Gonzagi. Tą drogą także i córka została damą dworu Ludwiki Marii, która wkrótce została królową polską, poślubiwszy per procuram króla Władysława IV Wazę. Z nią też Maria Kazimiera przybyła do Polski pod koniec 1645, mając 4 lata.
Przyswoiwszy sobie język i kulturę polską, Maria Kazimiera zyskała wśród Polaków przydomek Marysieńka, z którym odtąd kojarzona jest w polskiej historii. W 1648, wobec trudnej sytuacji w kraju i śmierci króla Władysława IV, owdowiała królowa odesłała siedmioletnią "Marysieńkę" z powrotem do Francji, gdzie w rodzinnym Nevers przez ok. cztery lata odbywała edukację w szkole klasztornej. Najpóźniej w 1653 powróciła na dwór Ludwiki Marii, która zdołała poślubić nowego króla polskiego, Jana Kazimierza. Tam też, w marcu 1655, podczas jednej z zabaw dworskich towarzyszących obradom sejmu warszawskiego, poznał ją jej późniejszy mąż i król, Jan Sobieski.
Król Polski Jan III Sobieski, założyciel stronnictwa profrancuskiego tzw. Malkontenci |
Wyjazd z Wilanowa Jana III Sobieskiego z Marysieńką. mal. Józef Brandt |
Pożegnanie króla Jana III z królową Marysieńką przed wyprawą wiedeńską. mal. Wojciech Gerson |
Dziadek gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, Jan Stanisław Dąbrowski 1663-1749 brał udział w wyprawach króla Jana III Sobieskiego jako chorąży Jana III. Pan chorąży Jan Stanisław Dąbrowski był człowiekiem rycerskiego animuszu i w obronie ojczyzny nie szczędził własnej krwi, ani mienia. Stawał w potrzebie Chocimskiej, bił się pod Lwowem i Żurawnem, uczestniczył w Odsieczy Wiedeńskiej 1683, w bitwach pod Parkanami i w zdobyciu zamku Szczeny. Osiadły w Trześniowie, w Lubelskiem.
Król Jan III Sobieski, Sobieski wysyła wiadomość o zwycięstwie papieżowi, po bitwie pod Wiedniem. mal. J. Matejko |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN
LIST Z DNIA 13 IX 1683
W namiotach wezyrskich 13 IX [l683] w nocy.Jedyna duszy i serca pociecho, najśliczniejsza i najukochańsza Marysieńku!
Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w ręce nasze. Nieprzyjaciel, zasławszy trupem aprosze, pola i obóz, ucieka w konfuzji. Wielbłądy, muły, bydle, owce, które to miał po bokach, dopiero dziś wojska nasze brać poczynają, przy których Turków trzodami tu przed sobą pędzą;
drudzy zaś, osobliwie des renegats, na dobrych koniach i pięknie ubrani od nich tu do nas uciekają. Taka się to rzecz niepodobna stała, że dziś już między pospólstwem tu w mieście i u nas w obozie była trwoga, rozumiejąc i nie mogąc sobie inaczej perswadować, jeno że nieprzyjaciel nazad się wróci, Prochów samych i amunicyj porzucił więcej niżeli na milion. Widziałem też nocy przeszłej rzecz tę, którejm sobie zawsze widzieć pragnął. Kanalia nasza w kilku miejscach zapaliła tu prochy, które cale Sądny Dzień reprezentowały, bez szkody cale ludzkiej: pokazały na niebie, jako się obłoki rodzą. Ale to nieszczęście wielkie, bo pewnie na milion w nich uczyniło szkody.
Wezyr tak uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Jam został jego sukcesorem, bo po wielkiej części wszystkie mi się po nim dostały splendory; a to tym trafunkiem, że będąc w obozie w samym przedzie i tuż za wezyrem postępując, przedał się jeden pokojowy jego i pokazał namioty jego, tak obszerne, jako Warszawa albo Lwów w murach. Mam wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz jego na wojnę i którą dziśże jeszcze posłałem do Rzymu Ojcu św. przez Talentego pocztą. Namioty, wozy wszystkie dostały roi się, et mille d'autres galanteries fort jolies et fort riches, mais fort riches, lubo się jeszcze siła rzeczy nie widziało. [Il] n'y a point de comparaison avec ceux de Chocim. Kilka samych sajdaków rubinami i szafirami sadzonych stoją się kilku tysięcy czerwonych złotych. Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy powracającym, "żeś ty nie junak, kiedyś się bez zdobyczy powrócił", bo ten co zdobywa, w przedzie być musi. Mam i konia wezyrskiego ze wszystkim siedzeniem; i samego mocno dojeżdżano, ale się przecię salwował. Kihaję jego, tj. pierwszego człowieka po nim, zabito, i paszów niemało. Złotych szabel pełno po wojsku, i innych wojennych rynsztunków. Noc nam ostatka przeszkodziła i to, że uchodząc, okrutnie się bronią et font la plus belle retirade du monde. Janczarów swoich odbiegli w aproszach, których w nocy wyścinano, bo to była taka hardość i pycha tych ludzi, że kiedy się jedni z nami bili w polu, drudzy szturmowali do miasta; jakoż mieli czym co począć.
Ja ich rachuję, prócz Tatarów, na trzykroć sto tysięcy; drudzy tu rachują namiotów samych na trzykroć sto tysięcy i biorą proporcję trzech do jednego namiotu, co by to wynosiło niesłychaną liczbę. Ja jednak rachuję namiotów sto tysięcy najmniej, bo kilką obozów stali. Dwie nocy i dzień rozbierają ich, kto chce, już i z miasta wyszli ludzie, ale wiem, że i za tydzień tego nie rozbiorą. Ludzi niewinnych tutecznych Austriaków, osobliwie białychgłów i ludzi siła porzucili; ale zabijali, kogokolwek tylko mogli. Siła bardzo zabitych leży białychgłów, ale i siła rannych i które żyć mogą. Wczora widziałem dzieciątko jedne we trzech leciech, chłopczyka bardzo najmilejszego, któremu zdrajca przeciął gębę szkaradnie i głowę. Ale to trefna, że wezyr wziął tu był gdzieś w którymś ci cesarskim pałacu strusia żywego dziwnie ślicznego; tedy i tego, aby się nam w ręce nie dostał, kazał ściąć. Co zaś za delicje miał przy swych namiotach, wypisać niepodobna. Miał łaźnie, miał ogródek i fontanny, króliki, koty; i nawet papuga była, ale że latała, nie mogliśmy jej pojmać.
Dziś byłem w mieście, które by już było nie mogło trzymać dłużej nad pięć dni. Oko ludzkie nie widziało nigdy takich rzeczy, co to tam miny porobiły: z beluardów podmurowanych okrutnie wielkich i wysokich, porobiły skały straszliwe i tak je zrujnowali, że więcej trzymać nie mogły. Pałac cesarski wniwecz od kul zepsowany.
Wojska wszystkie, które dobrze bardzo swoją czyniły powinność, przyznały P. Bogu a nam tę wygraną potrzebę. Kiedy już nieprzyjaciel począł uchodzić i dał się przełamać - bo mnie się przyszło z wezyrem łamać, który wszystkie a wszystkie wojska na moje skrzydło prawe sprowadził, tak że już nasz środek albo korpus, jako i lewe skrzydło nie miały nic do czynienia i dlatego wszystkie swoje niemieckie posiłki do mnie obróciły - przybiegały tedy do mnie książęta, jako to elektor bawarski, Waldeck, ściskając mię za szyję a całując w gębę, generałowie zaś w ręce i w nogi; cóż dopiero żołnierze! Oficerowie i regimenty wszystkie kawalerii i infantem wołały: ,,Ach, unzer brawe Kenik!" Słuchały mię tak, że nigdy tak nasi. Cóż dopiero, i to dziś rano, książę lotaryński, saski (bo mi się z nimi wczora widzieć nie przyszło, bo byli na samym końcu lewego skrzydła, którym do p. marszałka nadwornego przydałem był kilka usarskich chorągwi); cóż komendant Staremberk tuteczny! Wszystko to całowało, obłapiało, swym Salwatorem zwało. Byłem potem we dwóch kościołach. Sam lud wszystek pospolity całował mi ręce, nogi, suknie; drudzy się tylko dotykali, wołając: "Ach, niech tę rękę tak waleczną całujemy!" Chcieli byli wołać wszyscy "Vivat!", ale to było znać po nich, że się bali oficerów i starszych swoich. Kupa jedna nie wytrwała i zawołała: "Vivat!" pod strachem, na co widziałem, że krzywo patrzano; dlatego zjadłszy tylko obiad u komendanta, wyjechałem z miasta tu do obozu, a pospólstwo ręce wznosząc prowadziło mię aż do bramy. Widzę, że i komendant krzywo tu patrzą na się z magistratem miejskim, bo kiedy mię witali, to ich nawet mi i nie prezentował. Książęta się zjechali i cesarz daje znać o sobie, że jest za milę; a ten list nie kończy się, aż teraźniejszym rankiem, nie dają mi tedy dopisować i dłużej się cieszyć z Wcią sercem moim.
Naszych niemało zginęło w tej potrzebie; osobliwie tych dwóch żal się Boże, o których już tam opowiedział Dupont. Z wojsk cudzoziemskich książę de Croy zabity, brat postrzelony i kilku znacznych zabitych. Padre d'Aviano, który mię się na-całować nie mógł, powiada, że widział gołębicę białą nad wojskami się naszymi przelatującą.
My dziś za nieprzyjacielem się ruszamy w Węgry. Elektorowie odstąpić mię nie chcą. To takie nad nami błogosławieństwo Boże, za co Mu niech będzie na wieki cześć, sława i chwała! Kiedy już postrzegł wezyr, że wytrzymać nie może, zawoławszy synów do siebie, płakał jako dziecię. Potem rzekł do chana: ,,Ty mię ratuj, jeśli możesz!" Odpowiedział mu chan: "My znamy króla, nie damy mu rady i sami o sobie myśleć musimy, abyśmy się salwować mogli".
Gorąca tu mamy tak srogie, że prawie nie żyjemy, tylko piciem. Teraz dopiero znaleziono okrutną jeszcze moc wozów z prochami i ołowiem; ja nie wiem, czym już oni będą strzelali. W ten moment dają nam znać, że ostatnie kilkanaście działek małych letkich porzucił nieprzyjaciel. Już tedy wsiadamy na koń ku węgierskiej stronie prosto za nieprzyjacielem, i jakom dawno wspominał, że się, da P. Bóg, w Stryju aż z sobą przywitamy; gdzie p. Wyszyński niech każe kończyć kominy i stare poprawować budynki.
List ten najlepsza gazeta, z którego na cały świat kazać zrobić gazetę, napisawszy, que c'est la lettre du Roi a la Reine. Książęta saski i bawarski dali mi słowo i na kraj świata iść ze mną. Musimy iść dwie mili wielkim pośpiechem dla wielkich smrodów od trupów, koni, bydeł, wielbłądów. Do króla francuskiego napisałem kilka słów, że jako au Roi tres Chretien oznajmuje de la bataille gagnee et du salut de la chretiente. Cesarz już tu tylko o mil półtorej, płynie Dunajem; ale widzę, że się nieszczerze chce widzieć ze mną, dla swej podobno pompy, życzyłby zaś być sobie jako najprędzej w mieście pour chanter le "Te Deum" i dlatego ja mu stąd ustępuję, mając sobie za największe szczęście ujść tych ceremonij, nad które niceśmy tu jeszcze nie doznali. Fanfanik brave au dernier point, na piądź mię jeszcze nie odstąpił. Ilse porte a merveille w takich fatygach, jakie większe być nie mogą, et se fait fort joli. Z księciem bawarskim (który lezie wszędzie do nas i wczora przyjechał do nas do komendanta, dowiedziawszy się o mnie) jako brat z bratem zdobyczy mu swoje Fanfanik rozdaje ostatnie. Książę de Hesse von Cassel, którego tylko niedostawało, przybył tu do nas. C'est une armee veritablement ressemblante [a celle], que le grand Godfred menait a la Terre Sainte.
Jużże tedy kończyć muszę, całując i ściskając ze wszystkiego serca i duszy na j śliczniejszą moją Marysieńkę. A M. le Marquis et a ma soeur mes baisemams. Niech się wszyscy cieszą, a P. Bogu dziękują, że pogaństwu nie pozwolił pytać się: ,,A gdzie wasz Bóg?" Dzieci całuję i obłapiam. Minionek ma się z czego cieszyć, bo jego chorągiew wezyra złamała i sławę największą u wszystkiego utrzymała wojska. M. le Comte zdrów dobrze, nie odstąpił mię i na piądź. Do Litwy piszę, tj. do dwóch hetmanów, aby już nie tu, ale prosto szli do Węgier; Kozacy zdrajcy niechaj za mną idą. Te listy do hetmanów litewskich odsyłać jako najpilniej; którędy będą mieli iść Litwa, oznajmi się drugą okazją.
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
JAN III SOBIESKI LISTY DO MARYSIEŃKI MARII KAZIMIERY D'ARQUIEN LIST Z DNIA 13 IX 1683 W namiotach wezyrskich 13 IX 1683 w nocy. |
Portret królowej Marysieńki z dziećmi. mal. Claude Callot |
Królowa Marysieńka Wyjechała z Polski w 1699 po śmierci Króla Jana III, udając się do Rzymu, a następnie do Francji.
Zamek w Blois gościł zesłańców z Polski.
W roku 1714, Maria Kazimiera Arquien La Grange Sobieska, wdowa po Janie III Sobieskim, królu Polski zamieszkała w zamku, zmarła w nim dwa lata później.
W 1725 roku, inni polscy zesłańcy przybyli do tego samego zamku był to król Polski Stanisław Leszczyński i jego rodzina. Przy boku króla Leszczyńskiego walczył ojciec gen. Dąbrowskiego.
Przebywali na zamku château de Blois przed pójściem do Chambord.
Listy do Marysieńki powstawały w czasie rozstań Sobieskiego z ukochaną żoną, głównie w latach 1665-1683.
Sobieski Jan | |
LIST Z DNIA 11 VIII 1665
Aupres de Wieluń, 11 VIII [l 665].
Z serca i duszy najukochańsza Marysieńku!
Odebrałem
ośmnaste pisanie od Wci duszy mojej tu pod Wieluniem, szóstego augusti
pisane, ale pełne hałasów na mnie o nieczęste pisanie. Przyznawam, moja
dobrodziejko, moja śliczna Mamusieńku, i dawam się winien, żem przez te
czasy kilku omieszkał okazyj; ale, moja śliczna panno, gdybyś sama
widziała, co się ze mną dzieje, nie mogłabyś mi żadną za złe mieć miarą.
To prawda, że noc wolna i jest czas pisać; ale, moje serce, kiedy kto
cały dzień i myślą, i fatygą głowę i ciało spracuje, to się ten czas
jakiemużkolwiek musi darować odpoczynku, ile gdy to z różnych okazji i
dziesięć razy obudzić się przyjdzie. Wć moja duszo, widzę, że bardzo
tęsknisz beze mnie; ale tak przecię, jak rozumieć mogę, że i mnie, i
zdrowie moje gotowaś poświęcić interesom du palais enchante dla tych tylko chimer, że stamtąd piszą, że ty sama tę odniesiesz gloire, co się kolwiek dobrego stanie, i że tobie pan du palais enchante
powinien będzie - a to takie błazeństwo, jakiego w świecie większego
być nie może. Oto i z tego listu wyrozumiewam, że Wć prędkiej mojej u
siebie nie bardzo pragniesz bytności, kiedy piszesz, że notre frere viendra dans quatre semaines, et quil demeurera avec vous dix jours, et quapres vous me lenvoyerez.
Ja i pomyśleć o takim długim czasie nie mógłbym, przyznaję się (i
każdy, kto w rzeczy samej i w sercu kocha, nie w słowach i
komplementach), i gdybym wiedział, że ta włóczęga nasza, nie wojna,
dłużej nad dziesięć dni trwać by miała, wszystko dawno już bym porzucić
wolał, bo lennui dune si longue absence
i najczęstszymi listami, i komplementami uśmierzać się nie może; i
owszem, większej coraz przydawa tęsknicy i nieznośnej impacjencji.
Bytności jednak de notre frere.
Bóg mój widzi, tak rad będę, i bardziej niżeli mego właśnierodzonego
brata; bo mię przyrodzona jakaś sama do tego wiedzie inklinacja i jakaś
osobliwa sympatia do wszystkiego domu twego, moja duszo, którą zgadnąć
sam tylko P. Bóg może. Tam go jednak z sobą widzieć sobie nie życzę,
gdzie by go najmniejsze miało potkać niebezpieczeństwo. To wiem pewnie,
ze lepszego, życzliwszego nie mógłbym mieć sekundanta; ale to, co jest
najmilszego na świecie, tracić oraz, nie byłoby słuszna.
Konsens
na starostwo kałuskie być teraz nie może, bo jmć ks. kanclerz odjechał
chory do Krakowa. Ks. Koniecpolskiego tu już dawno nie masz, odjechał do
Żółkwi. Ale i ja nie jestem tak negligent, jako mię Wć chcesz sobie imaginować, i niewiele, zda mi się, dotąd, o któreś Wć do mnie pisała, zapomniałem rzeczy.
Strony
p. Bidzińskiego tak oznajmuję Wci: Napisano było w przysiędze Króla
JMci bardzo niemądrze i nieostrożnie, że kto by kolwiek zerwał sejm,
tedy Król JMć powinien będzie stawać i z wojskiem przeciwko niemu. P.
Bidziński odpowiedział, że mu się to nie zda, boby to wszystką uraziło
szlachtę, ponieważ może się taki niewinny znaleźć, który na tym tylko
sejm zerwie, że na podatki, nie mając ich skąd dać za teraźniejszym
spustoszeniem, nie zechce pozwolić; za czym niesłuszna na takiego
królowi sprzysięgać się z wojskiem. Ozwałem się ja na to i powiedziałem,
że to na Lubomirskiego napisano, aby on sejmów nie rwał przez posłów;
na co zaraz zezwolił p. Bidziński. I tak, co pod zakryciem było imię
Lubomirskiego, to tam natenczas publicznie o tym mówiono, że przeciwko
temu stawać, kto by z prywaty Lubomirskiego chciał rwać sejmy. Napisano
także było i w przysiędze żołnierzom, że się bić powinni z każdym Króla
JMci nieprzyjacielem, nie dołożywszy nic więcej; a jam publice im deklarował i do tegom przywiódł, że przysięgali mianowicie, że ,,się z Lubomirskim bić będziem".
Adieu, moja duszo najśliczniejsza.
|
Pomnik Króla Jana III Sobieskiego i Królowej Marysieńki Sobieskiej d'Arquien w Wilanowie, Warszawa |
Malkontentami nazywano stronnictwo profrancuskie w Polsce.
Tworzyli je: hetman wielki koronny Jan Sobieski, prymas Mikołaj Prażmowski, Andrzej Morsztyn, Bogusław i Michał Kazimierz Radziwiłłowie, wojewoda krakowski Aleksander Michał Lubomirski, wojewoda ruski Stanisław Jan Jabłonowski, wojewoda poznański Krzysztof Grzymułtowski, biskup krakowski Andrzej Trzebicki.
W listopadzie 1669 malkontenci zerwali sejm koronacyjny posługując się egzulantami (tak określano szlachtę z ziem ukrainnych utraconych na rzecz Rosji). Malkontenci dążyli do detronizacji króla i wyniesienia na tron hrabiego Charles'a-Paris d'Orléans-Longueville. Po kraju krążył ordynarny paszkwil antykrólewski, pióra stolnika wielkiego koronnego Jana Wielopolskiego, pt. "List szlachcica polskiego do sąsiada po sejmie coronationis z Krakowa A. 1669".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz